Andrzej Mularczyk - Kochaj albo rzuć

Здесь есть возможность читать онлайн «Andrzej Mularczyk - Kochaj albo rzuć» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kochaj albo rzuć: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kochaj albo rzuć»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Trzecia i ostatnia część sagi o Pawlaku i Kargulu.Tym razem Kargul i Pawlak wraz z wnuczką Anią odbywają daleką podróż- aż do Chicago. Jadą tam na zaproszenie brata Pawlaka, Johna. Niestety, na miejscu okazuje się, że Jaś niedawno zmarł. Nasi ulubieńcy dowiadują się także, że miał nieślubną córkę. Shirley… jest Mulatką. Ania szybko się z nią zaprzyjaźnia, natomiast jej dziadkowie długo nie mogą pozbyć się uprzedzeń… Znakomita komedia, młodym ludziom powinna przypaść do gustu najbardziej właśnie ta część trylogii o przesiedleńcach zza Buga.

Kochaj albo rzuć — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kochaj albo rzuć», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

pamiątka, którą jej dziadek wiezie swemu bratu do Chicago; celnicy nigdy nie widzieli takiego narzędzia, nie znali jego przeznaczenia i tym bardziej podejrzliwie odnosili się do pasażera z taką bronią. – Ot, pomorek! – wykrzyknął wówczas Kaźmierz.

– Taż oni tu podobno wszyściuteńko mają, a sierpa na oczy nie widzieli?! Otoczyła ich gromadka umundurowanych ludzi. Czekali na wyjaśnienie, do czego może służyć tak dziwne narzędzie. – Ot, durne ludzie, że tylko w pysk plasnąć! – zdenerwował się w końcu Kaźmierz. Wyrwał sierp z ręki celnika w szerokoskrzydłym kapeluszu i przygiąwszy się ku ziemi odegrał całą pantomimę pod tytułem 'żniwa we wsi Krużewniki': brał sierpem zamach, Ani kazał udawać, że podbiera pokos. Celnicy pokiwali głowami i nagrodzili ten występ oklaskami przekonani, że mają przed sobą jakąś folklorystyczną trupę artystyczną… Gdyby teraz Kaźmierz miał przed sobą tych strajkujących na lotnisku w Chicago, sięgnąłby po ten sierp, jak to uczynił w trakcie wesela Ani. Nie mógł pojąć, jak ludzie na lotnisku mogą strajkować, podczas gdy on zawieszony jest między niebem a ziemią.

– Żyć nie umierać -Kargul inaczej oceniał sytuację.

– Chcą, pracują, chcą – nie pracują. Demokracja, człowiecze. -Zbiesił się, czy jak?! – spienił się Kaźmierz.

– To ja przez te ichnie demokrację mam tak fruwać i fruwać?! Ja na to czasu nie mam! Na dole brat mój czeka, w domu krowa ma wycielenie, a ja mam latać jak ten kołowaty anioł?! Ja do brata przyjechał, a nie na karuzel! Taż jaki tu porządek?! Ania pogładziła Kaźmierza po ramieniu. – Dziadku. To wolny kraj! – Ot, pomorek! Taż ja takiej wolności by nie zniósł! Pawlak rozejrzał się wokoło, jakby szukał winnego tej sytuacji. -Szkoda, że sierp w walizce, bo czyjaś głowa by spadła! Silniki zaryczały, jambo jett się przechylił i Pawlak poczuł, że jeszcze chwila a wypluje swój żołądek na kolana. Pod nimi była ziemia, najeżona drapaczami chmur. Kaźmierz, robiąc znak krzyża na piersi, poczuł pod palcami zwisający mu z szyi na troczkach od kalesonów pusty woreczek. Znowu odezwały się w nim wyrzuty sumienia, że tak przemarnotrawił zdobyty majątek. Pocieszył się w duchu, że nikt poza nim nie wie o tej katastrofie. Postanowił, że po powitaniu Dżona, jak mu już wręczy wszystkie dary – a w szczególności ten sierp tatowy – poprosi go, żeby im kupił bilet powrotny na taki termin, który pozwoli mu być świadkiem wycielenia się Wisienki…

Rozdział 19

Można postawić stopy na ziemi, a jednak czuć się nadal jak rozbitek na tratwie. Stali w tłumie, a wokół nich ludzie padali sobie w ramiona, szlochali wzruszeni spotkaniem po latach, inni rozglądali się wokół, wykrzykując nazwiska tych, po których wyszli. Nad głowami oczekujących widniały tabliczki z tektury: Ja jestem twoja siostra Elizabeth Pazur, Czekam na mr. Gąsienica, Jestem z klubu „ White Eagle '… Nikt nie trzymał w ręku drążka z tekstem: 'Tu Dżon Pawlak'. Kaźmierz wspiął się na palce, by w tłumie oczekujących na przylot rodaków dojrzeć twarz dawno nie widzianego brata. Wokół rozlegały się okrzyki: „To ty, ciociu Tereso?! – To ja, Rysiek! – Boże, Boże, nic się nie zmieniłaś! – To znaczy, że musisz iść do okulisty!”… Wzruszeni ludzie porywali się w ramiona, inni sprawdzali, czy trzymane przez nich fotografie odpowiadają żywym osobom. Wśród witających się ludzi krążyła Joanna Osowiecka z Konina. Jej twarz, pokryta barwną mozaiką czarnego tuszu do rzęs, zielonych ciem do powiek, pudru oraz cyklamenowej szminki, wyrażała przeczucie kolejnej katastrofy; porównywała twarze oczekujących mężczyzn z fotografią przyszłego tatusia swych dwóch słodkich córeczek; na wszelki wypadek uśmiechała się promiennie i zachęcająco do każdego mężczyzny poniżej czterdziestki; patrzyła w ich oczy z nadzieją, póki tamci w kimś innym nie odnajdywali oczekiwanych bliskich… Pawlak wspiął się na palce, wyciągnął szyję omiatając wzrokiem zbity tłum. – Jest? – usłyszał bas Kargula za swymi plecami. – Musi być – odpowiedział bez wahania.

– Taż Pawlaki koniowi spod ogona nie wypadli. My z języka świdra nie zwyczajne robić! Nagle rozległy się dźwięki kapeli góralskiej. Muzykanci w kompletnych strojach góralskich kroczyli w kierpcach za opalonym mężczyzną w kapelusiku z piórkiem, który na widok rozglądającej się Ani błysnął garniturem sztucznych zębów i chwycił ją w ramiona. Kapela rżnęła od ucha, a mężczyzna tak ściskał Anię, że dziewczyna straciła na chwilę oddech. Wokół nich krążyła kapela w parzenicach i góralskich kapelusikach z muszelkami, z ogniem grając krzesanego, jakby to było wesele w Murzasichlu, a nie port lotniczy O'Hare w Chicago. Ania, czując -gorące pocałunki na swojej szyi, powzięła podejrzenie, że nie jest to raczej jej ojciec chrzestny, John Pawlak. Wywinęła się z objęć mężczyzny w kapelusiku z piórkiem, który tymczasem wydobył z kieszeni marynarki jakieś zdjęcie. – Dziadek John?! – Eeee, jaki ja dziadek, dziewucho ty moja – zaśpiewał czysto po góralsku tamten, wyraźnie dotknięty posądzeniem, że może być czyimś dziadkiem.

– Dyć ja twój narzeczony! Pawlak pośpieszył wnuczce z odsieczą. – A on co, oczadział?! Taż ona żeniata! Góral zacukał się. Na wszelki wypadek machnięciem kapelusika uciszył kapelę. Spojrzał na fotografię, potem na Anię i z wyraźnym żalem uznał, że widać padł ofiarą pomyłki. Tą, którą powinien wziąć w ramiona, była katastrofistka z Konina.

Odepchnęła Anię i rzuciła się w ramiona mężczyzny z okrzykiem: – Steve! To ja! Ja jestem twoją narzeczoną! Steve najpierw badawczo przyjrzał się mozaice, jaką stanowiła twarz narzeczonej i jeszcze raz porównał ten obraz z fotografią. Z przykrością skonstatował, że zdjęcie pochodzi jeszcze z okresu późnego Gomułki, a osoba, którą zaprosił, z okresu późnego Gierka. Uznał jednak widać, że towar wart jest swej ceny, bo zawołał radośnie – „Tyż piknie!” – i machnął kapelusikiem. Kapela poderwała się do grania, zajęczały dudy, zaburczał kontrabas, a Steve objął matkę dwóch słodkich córeczek, dla których zgodził się być tatusiem, i poprowadził ją w stronę wyjścia. Za nimi kroczyła dziarsko grająca kapela. Nagle sprzed zagapionego Pawlaka ktoś usunął walizy, a jego samego zepchnął z drogi orszaku, na czele którego kroczył jakiś władca afrykańskiego państwa. Jego misternie upięty turban migotał dziesiątkiem drogocennych kamieni; wyszywana złotym szychem szata w rodzaju ornatu wlokła się za nim po ziemi, a trzymany w ręku pastorał, rzeźbiony w głowy tajemniczych istot, stukał ostrzegawczo, domagając się ustąpienia z drogi. Pawlak wybałuszył oczy, rzucił się, by wyrwać z rąk czarnoskórej świty swoje walizy.

– Ot, hardabas! Te Nygry zawsze w paradę wlizą! Hall powoli pustoszał. Znikały bagaże, znikali ludzie. Oprócz nich rozglądał się za kimś bliskim człowiek objuczony walizami. Wydobył z rozpaczy krakowską czapkę z piórami i wsadził ją jako znak rozpoznawczy na głowę. I wówczas policjant w czapce ozdobionej otokiem czarno-białej szachownicy, który kręcił się po hollu, ruszył ku niemu z wycelowanym w jego pierś palcem, jakby nagle odkrył w przybyłym poszukiwanego przestępcę. -Władek?!

– A ty Zyga? – odpowiedział pytaniem człowiek w krakowskiej czapce z piórami. – A kto? – odpowiedział mu policeman. i nagle z gwałtownym szlochem rzucili się sobie w ramiona. – Idź-że, idź-że – zaśpiewał z krakowska Władek.

– Ja nie myślołżem, żeś ty się na policjanta wykierował – klepał brata po plecach.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kochaj albo rzuć»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kochaj albo rzuć» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Kochaj albo rzuć»

Обсуждение, отзывы о книге «Kochaj albo rzuć» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x