José Saramago - Wszystkie imiona

Здесь есть возможность читать онлайн «José Saramago - Wszystkie imiona» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Wszystkie imiona: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Wszystkie imiona»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Bohater- pan Jose, urzędnik Archiwum Głównego Akt Stanu Cywilnego- za wszelką cenę stara się odnaleźć pewną kobietę. Choć nie ma żadnego konkretnego powodu, by jej szukać, coś pcha go do działania. Aby osiągnąć swój cel, ten uczciwy, z pozoru bezbarwny człowiek ucieka się do oszustwa, a nawet przestępstwa. Co każe mu to czynić? Odbywając z bohaterem absurdalną wędrówkę po korytarzach Archiwum, czytelnik niepostrzeżenie zagłębia się w labirynt własnego umysłu, by odnaleźć w nim to, czego wcale się nie spodziewa.

Wszystkie imiona — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Wszystkie imiona», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Gdy wreszcie złapał oddech, schylił się, żeby pozbierać karty, jeden, dwa, trzy, cztery, pięć, rzeczywiście, sześć, lecz tylko na pięciu widniały nazwiska sławnych ludzi. Szósta karta po prostu przyczepiła się do jednej z pozostałych, czego nie zauważył w nerwowym pośpiechu, gdyż z powodu bardzo cienkiego papieru różnica grubości była ledwie wyczuwalna. Przepisanie, nawet najstaranniejszym pismem, danych z pięciu kart nie zajmuje zbyt wiele czasu. Toteż w pół godziny pan José wykonał całą pracę przewidzianą na ten wieczór i nadeszła chwila ponownego otwarcia drzwi. Niechętnie zebrał wszystkie sześć kart i wstał z krzesła. Nie miał najmniejszej ochoty wracać do Archiwum, ale nie było innego wyjścia, gdyż następnego dnia rano wszystkie karty musiały być na miejscu. Gdyby przypadkiem odkryto ich brak, sprawa mogłaby przyjąć zły obrót. Zrodziłyby się wątpliwości, podejrzenia i od słowa do słowa ktoś na pewno by wspomniał o tym, że pan José mieszka przez ścianę z Archiwum, pozbawionym, jak dobrze wiemy, nocnego stróża, przypomniano by też sobie o kluczu, którego nie zwrócił. Co ma być, to będzie, pomyślał niezbyt odkrywczo pan José i ruszył w stronę drzwi. Zatrzymał się jednak w pół drogi. Ciekawe, nawet nie pamiętam, czy ta szósta karta dotyczy mężczyzny czy kobiety. Zawrócił i usiadł przy stole, co się odwlecze, to nie uciecze. Była to karta kobiety, urodzonej przed trzydziestu sześciu laty w tym samym mieście i prócz wpisu dotyczącego urodzenia zawierała jeszcze informacje o małżeństwie i o rozwodzie. Z pewnością podobnych kart jest w Archiwum setki, a nawet tysiące, trudno zatem pojąć, czemu pan José ma taką dziwną minę, czemu przygląda się tej karcie uważnym, niespokojnym, a zarazem pustym wzrokiem, jakby nagle ziemia osunęła mu się pod nogami i nie wiedział, czego się chwycić. Ktoś mógłby powiedzieć, że uwaga, niepokój i pustka nie przystają do siebie, ale to by świadczyło, że jest zwykłym, szarym zjadaczem chleba, który nigdy nie stanął oko w oko z przeznaczeniem. Pan José wczytuje się w słowa na karcie, oczywiście napisane przez kogoś innego, gdyż przed trzydziestu sześciu laty to jakiś inny kancelista wykaligrafował staromodnym pismem imię dziewczynki, nazwiska ojca i matki oraz rodziców chrzestnych, datę i godzinę urodzin, a także ulicę, numer domu i piętro, gdzie po raz pierwszy ujrzała światło dnia i poczuła pierwszy ból, no cóż, każde życie zaczyna się tak samo, różnice pojawiają się dopiero później, gdyż niektórzy trafiają do encyklopedii, historii, podręczników, katalogów, mają swoje biografie i zbiory wycinków, inni zaś znikają bez śladu, jak nie przymierzając chmury, po których nie zostaje na ziemi nawet kropla deszczu. Zupełnie tak jak ja, pomyślał pan José. Miał pełną szafę wycinków znanych ludzi, o których prawie co dzień pisała prasa, na stole zaś leżała karta nieznanej kobiety i jakby mimowolnie kładąc na szale z jednej strony setkę znakomitości, a z drugiej jedną kobietę, ze zdziwieniem stwierdził, że cała setka nie waży więcej niż jedna osoba, że jednostka jest warta tyle samo co setki. Gdyby w tej chwili ktoś wszedł do jego domu i zapytał, Naprawdę uważa pan, że jednostka, choćby ktoś taki jak pan, jest warta tyle samo co tych stu z pańskiej szafy, odpowiedziałby bez wahania, Drogi panie, jestem tylko kancelistą, skromnym urzędnikiem, który w wieku pięćdziesięciu lat jeszcze nigdy nie awansował i gdybym uważał, że jestem wart tyle samo co ktokolwiek z mojej kolekcji, to nie zbierałbym żadnych wycinków, Wobec tego, czemu tak się pan wpatruje w kartę nieznanej kobiety, jakby była ważniejsza od tamtych, Właśnie dlatego, że jest nieznana, Chyba pan przesadza, przecież urzędowa kartoteka pełna jest nieznanych ludzi, Ale są w kartotece, nie tutaj, Co pan chce przez to powiedzieć, Właściwie sam nie wiem, Wobec tego niech pan skończy z tą metafizyką, bo chyba nie ma pan do tego głowy, niech pan lepiej odłoży tę kartę na miejsce i śpi spokojnie, Mam zamiar to zrobić, powiedział pojednawczo pan José i dodał, A co się tyczy metafizycznych myśli, drogi panie, to pozwolę sobie zauważyć, że każdemu chodzą one po głowie, tylko nie zawsze znajduje się dla nich odpowiednie słowa.

Niestety, tej nocy pan José nie spał tak spokojnie jak zwykle. W labiryncie kłębiących się w głowie myśli próbował odnaleźć przyczynę, dla której sporządził kopię karty nieznanej kobiety, ale nie doszukał się żadnego racjonalnego uzasadnienia dla tego zaskakującego faktu. Pamiętał tylko ruch lewej ręki biorącej czysty druk, potem piszącą prawą rękę i oczy przesuwające się bezustannie z jednej karty na drugą, jakby w rzeczywistości to one przenosiły słowa z jednej karty na drugą. Pamiętał też, że ku własnemu zdziwieniu, całkiem spokojnie, bez najmniejszego zdenerwowania czy lęku, wszedł do Archiwum Głównego, trzymając mocno latarkę, włożył na miejsce wszystkie karty, zostawiając na koniec kartę nieznanej kobiety, którą oświetlał latarką do ostatniej chwili, póki nie zniknęła w głębi szufladki, stając się tylko jednym z wielu nazwisk. Do północy nie mógł zasnąć, wstał więc, narzucił płaszcz i usiadł przy stole. Zasnął bardzo późno, z głową opartą na prawej ręce, lewa zaś spoczywała na przepisanej karcie.

*

Decyzja pana José pojawiła się dwa dni później. Na ogół ludzie raczej nie mówią, że decyzja im się pojawia, są bowiem tak bardzo czuli na punkcie swojej osobowości, choćby całkiem bezbarwnej, oraz swojego autorytetu, choćby znikomego, że zawsze sugerują, iż nim zrobili decydujący krok, dobrze się zastanowili, rozważyli wszystkie za i przeciw, wszystkie możliwości i rozwiązania, a zatem powzięli decyzję w wyniku głębokich przemyśleń. Powiedzmy sobie jednak, że nie zawsze tak się dzieje. Z pewnością nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby jeść, jeśli nie ma apetytu, który wszak nie zależy od naszej woli, lecz wynika z obiektywnych potrzeb organizmu, jest to więc problem natury fizyczno-chemicznej, którego rozwiązanie, mniej lub bardziej satysfakcjonujące, znajduje się na talerzu. Podobnie tak prosta czynność jak wyjście z domu i kupienie gazety zakłada nie tylko chęć zdobycia informacji, co też jest jakimś rodzajem apetytu i wynikiem procesów chemiczno-fizycznych zachodzących w organizmie, choć nieco innej natury, albowiem ta rutynowa czynność zakłada również, choć nieświadomie, pewność, przekonanie lub nadzieję, że samochód rozwożący prasę przyjechał na czas lub że kiosk nie jest zamknięty z powodu choroby bądź zamierzonej nieobecności właściciela. Gdybyśmy jednak upierali się przy tym, że decyzje zależą tylko od nas, musielibyśmy przede wszystkim wyjaśnić, wyodrębnić i sprecyzować, kto w nas jest decydentem, a kto późniejszym wykonawcą, co jest zupełnie niemożliwe. Prawdę mówiąc, to nie my wpływamy na decyzje, lecz one na nas. Świadczy o tym choćby fakt, że mnóstwo naszych działań, nawet takich jak zjedzenie obiadu, kupno gazety czy też poszukiwanie jakiejś nieznajomej, wcale nie musi być wynikiem świadomej decyzji, poprzedzonej chwilą refleksji, rozważań czy deliberacji.

Z tych właśnie względów nawet podczas najbardziej skrupulatnego przesłuchania pan José nie byłby w stanie wyjaśnić, skąd wzięła się ta decyzja, i zapewne tłumaczyłby się następująco, Wiem tylko, że stało się to w środę wieczorem, byłem tak zmęczony, że nawet nie miałem ochoty na kolację, nadal kręciło mi się w głowie, gdyż cały boży dzień spędziłem na drabinie, szef mógłby wreszcie zrozumieć, że takie akrobacje nie są odpowiednie dla kogoś w moim wieku, nie jestem już młodzieniaszkiem i w dodatku cierpię na tę przypadłość, Jaką przypadłość, Zawroty głowy spowodowane lękiem wysokości, Nigdy się pan na to nie skarżył, Nie lubię się skarżyć, To ładnie z pana strony, proszę mówić dalej, Miałem zamiar położyć się do łóżka, już nawet zdjąłem buty, kiedy nagle powziąłem tę decyzję, Jeśli ją pan powziął, musi pan wiedzieć dlaczego, Mam wrażenie, że nie miałem na nią wpływu, to ona wpłynęła na mnie, Normalnie decyzja zależy od człowieka, a nie człowiek od decyzji, Do środowego wieczoru też tak myślałem, A co się stało w środę wieczorem, Właśnie to, co mówię, na nocnej szafce leżała karta nieznajomej i zacząłem się jej przyglądać, jakbym ją widział pierwszy raz, Ale już wcześniej pan ją widział, Od poniedziałku właściwie bez przerwy się jej przyglądam, To znaczy, że decyzja w panu dojrzewała, Raczej to ja dojrzewałem do niej, Znów pan zaczyna, wracajmy do rzeczy, Włożyłem buty, marynarkę, płaszcz i wyszedłem, zapominając o krawacie, O której to było, Około wpół do jedenastej, Dokąd pan poszedł, Na ulicę, gdzie urodziła się nieznajoma, W jakim celu, Chciałem zobaczyć to miejsce, ten dom, A więc przyznaje pan, że była to świadoma decyzja, Nie, ja tylko ją sobie uświadomiłem, Jak na kancelistę nieźle pan argumentuje, Kancelistów na ogół się nie dostrzega, nie docenia się ich, Proszę mówić dalej, Dom nadal tam stoi, w oknach paliło się światło, Mówi pan o domu tej kobiety, Tak, Co pan potem zrobił, Stałem przez parę minut, Patrzył pan, Tak, Tylko pan patrzył, Tak, tylko patrzyłem, A co potem, Nic, Nie zadzwonił pan do drzwi, nie wszedł pan na schody, o nic pan nie pytał, Skądże, nawet mi to przez myśl nie przeszło, było przecież późno, Która godzina, Chyba wpół do dwunastej, Poszedł pan tam pieszo, Tak, A jak pan wrócił, Też pieszo, To znaczy, że nie ma świadków, Jakich świadków, Kogoś, kto akurat otworzył drzwi, gdy pan wszedł do środka albo na przykład konduktora tramwaju lub autobusu, A co mieliby poświadczyć, Że naprawdę był pan na tej ulicy, Ale po co, Można by udowodnić, że to nie był sen, Powiedziałem prawdę, całą prawdę i tylko prawdę, zeznaję pod przysięgą, moje słowo powinno panu wystarczyć, Możliwe, ale w pana relacji jest pewien szczegół świadczący na pana niekorzyść, Co takiego, Krawat, A co do tego ma krawat, Urzędnik Archiwum Głównego Akt Stanu Cywilnego nie wychodzi z domu bez krawata, to jest sprzeczne z jego naturą, Przecież powiedziałem, że nie byłem sobą, zawładnęła mną decyzja, A więc mamy dodatkowy dowód na to, że chodzi o sen, Nie sądzę, Jedno z dwojga, albo przyzna pan, że powziął decyzję jak każdy normalny człowiek i w tej sytuacji jestem skłonny uwierzyć, że wyszedł pan z domu bez krawata, zachowanie wielce naganne dla urzędnika państwowego, ale teraz nie zamierzam się tym zajmować, albo będzie się pan upierał przy tym, że to decyzja panem kierowała, co w połączeniu z bezsporną sprawą krawata dowodzi, że był to sen. Powtarzam, że nie powziąłem żadnej decyzji, spojrzałem na kartę, włożyłem buty i wyszedłem, A wiec pan spał, Nie spałem, Położył się pan, zasnął i przyśniło się panu, że poszedł pan na tę ulicę, Mogę ją panu opisać, A jak mi pan udowodni, że wcześniej pan tam nie był, Mogę opisać nawet dom, Nie warto, w nocy wszystkie domy są czarne, To o kotach się mówi, że w nocy są czarne, Domy też, A więc mi pan nie wierzy, Nie, Czemu, jeśli wolno spytać, Gdyż to, co pan mówi, nie mieści się w moich wyobrażeniach, a więc naprawdę nie istnieje, Śpiący człowiek jest prawdziwy, ośmielam się zatem twierdzić, że jego sny też są prawdziwe, Sny są prawdziwe jedynie jako sny, A więc taka jest prawda, Tak, wyłącznie taka, Czy mogę wrócić do pracy, Może pan, jednak do sprawy krawata jeszcze kiedyś wrócimy.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Wszystkie imiona»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Wszystkie imiona» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


José Saramago - Ensayo Sobre La Ceguera
José Saramago
José Saramago - Death at Intervals
José Saramago
José Saramago - Cain
José Saramago
José Saramago - The Stone Raft
José Saramago
José Saramago - Double
José Saramago
José Saramago - The Elephant's Journey
José Saramago
José Saramago - Podwojenie
José Saramago
Отзывы о книге «Wszystkie imiona»

Обсуждение, отзывы о книге «Wszystkie imiona» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x