José Saramago - Baltazar i Blimunda
Здесь есть возможность читать онлайн «José Saramago - Baltazar i Blimunda» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Baltazar i Blimunda
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Baltazar i Blimunda: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Baltazar i Blimunda»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Baltazar i Blimunda — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Baltazar i Blimunda», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Niezbyt szczęśliwą drogę mają natomiast nowicjusze z klasztoru w S. José de Ribamar, to tam koło Alges i Carnaxide, gdyż z woli nadto surowego lub może umartwiającego się ich kosztem prowincjała musieli iść do Mafry pieszo. A oto jak do tego doszło. Kiedy data poświęcenia klasztoru była już blisko, w Lizbonie zaczęto gromadzić i starannie ładować skrzynie z obrzędowymi paramentami kościelnymi oraz innymi przedmiotami przeznaczonymi dla mających zamieszkać w rzeczonym klasztorze zakonników. Działo się to z rozkazu prowincjała, który, gdy przyszła po temu pora, wydał następne polecenie, a mianowicie, by nowicjusze udali się do swego nowego domu, doniesiono o tym również królowi i pobożny monarcha kierując się odruchem serca zaofiarował nowicjuszom swoje fregaty, by na ich pokładzie popłynęli do Santo Antonio de Tojal, oszczędzając im w ten sposób wielu trudów podróży. Wszakże morze było tak wzburzone i szalał taki sztorm, że tylko wariat mógł się odważyć na podobną żeglugę, w tej sytuacji król zaproponował nowicjuszom swoje karety, na co prowincjał, ogarnięty świętym oburzeniem, odpowiedział, jakże to, Najjaśniejszy Panie, mamy dostarczać wygód tym, których przeznaczeniem jest włosienica, wytchnienia tym, którzy mają stać na straży, sadzać na miękkich poduszkach tych, co powinni przywykać do cierni, póki będę prowincjałem, nigdy na to nie pozwolę, pójdą pieszo, by dać ludziom budujący przykład, nie są przecież lepsi od Pana Jezusa, który jeden jedyny raz jechał na ośle.
Wobec tak ważkich argumentów król wycofał również i tę drugą ofertę, a nowicjusze, zabierając ze sobą jedynie brewiarze, wyruszyli pewnego ranka z S. José de Ribamar. Była to grupa trzydziestu zahukanych i smutnych wyrostków prowadzonych przez preceptora, brata Manuela od Krzyża, oraz gwardiana, brata Józefa od św. Teresy. Biedni chłopcy, biedne nieopierzone pisklęta, nie dość że preceptor, zgodnie z regułą, był straszliwym tyranem obstającym przy codziennych biczowaniach, sześć, siedem, osiem, aż do żywego ciała, i skazującym ich na jeszcze gorsze rzeczy, jak choćby noszenie na poranionych plecach różnych ciężarów, co jątrzyło rany, to jeszcze teraz muszą bosymi stopami przemierzyć sześć mil, przez góry i doliny, drogami tak kamienistymi i błotnistymi, że w porównaniu z nimi ziemię, po której stąpał osiołek z Matką Boską uciekającą do Egiptu, można by nazwać miękką łąką, o św. Józefie tu nie wspominamy, gdyż znany jest przecież jako wzór cierpliwości.
Przeszli ledwie pół mili, a już na skutek gwałtownych potknięć, od których pęka opuszka dużego palca, a także od stąpania po morderczych graniach i chropowatej ziemi co wrażliwsze stopy zaczęły krwawić, znacząc nabożnie drogę czerwonymi kwiatami, i byłaby to wcale piękna religijna scena, gdyby nie dotkliwe zimno, od którego nowicjusze mieli spierzchnięte usta i załzawione oczy, do nieba nie tak łatwo się dostać.
Maszerowali czytając modlitwy z brewiarza, co zaleca się jako środek znieczulający na wszelkie cierpienia duchowe, ich cierpienia wszakże były natury cielesnej, toteż para sandałów z powodzeniem zastąpiłaby najbardziej nawet skuteczną modlitwę, Boże mój, jeśli ci na tym tak zależy, to oddal ode mnie wszelkie pokusy, lecz wpierw usuń ten kamień z mojej drogi, jesteś przecież ojcem tak kamieni, jak i mnichów, bądź mi zatem ojcem, nie ojczymem. Trudno o cięższy żywot niż żywot nowicjusza, choć może równie ciężki będzie miał w niedalekiej przyszłości terminator kupiecki, nie bez kozery zatem mówi się, że nowicjusz to terminator u Pana Boga, może to potwierdzić chociażby brat Jan od Matki Boskiej, który był niegdyś nowicjuszem w tymże zakonie franciszkańskim, a teraz ma jechać do Mafry, by wygłosić kazanie w trzecim dniu konsekracji, co jednak nie nastąpiło, gdyż był jedynie rezerwowym kaznodzieją, może to również potwierdzić brat Jan Okrągły, nazywany tak z racji nadmiernej tuszy, której nabrał już jako zakonnik, w czasach bowiem nowicjatu i chudości chodził w Algarve po kweście przez całe trzy miesiące, głodny, bosy i obdarty, wypraszając jagnięta dla klasztoru, można sobie wyobrazić, ile się musiał namęczyć, żeby zebrać stado, wędrować z nim od wioski do wioski, prosić w imię boskie o jeszcze jedno jagniątko, wypędzać zwierzęta na pastwisko i podczas tych wszystkich bogobojnych czynów skręcać się z głodu, gdyż żył o chlebie i wodzie nieustannie marząc o gulaszu. Żywot nowicjusza, terminatora i rekruta jest jednako ciężki.
Tyle jest dróg na świecie, a jednak czasem niektóre trasy się powtarzają. Wyruszywszy z S. José de Ribamar, nowicjusze skierowali się na Queluz, następnie Belas i Sabugo, zatrzymali się na odpoczynek w Morelenie, w tamtejszym lazarecie podleczyli, na tyle, na ile to było możliwe, umęczone stopy, po czym, cierpiąc z początku podwójnie, póki do tego nowego cierpienia nie przywykli, ruszyli drogą do Pero Pinheifo, najgorszą ze wszystkich, gdyż cała była usłana odłamkami marmuru. W pobliżu Cheleiros ujrzeli stojący przy drodze krzyż, znak, że ktoś tu umarł, prawdopodobnie ofiara zabójstwa, ale bez względu na okoliczności śmierci należy zmówić ojcze nasz za duszę zmarłego, uklękli więc zakonnicy wraz z nowicjuszami i chórem odmówili modlitwę, trzeba przyznać tym nieszczęśnikom, że był to z ich strony akt prawdziwej wielkoduszności, modlili się wszak za osobę nieznaną, a klęcząc pokazywali podeszwy stóp, tak bardzo okaleczone, tak okrwawione, tak obolałe i tak brudne, zwrócone ku niebu, dokąd nigdy nie pójdą, stopy klęczącego człowieka to doprawdy najbardziej wzruszająca część ludzkiego ciała. Odmówiwszy ojcze nasz ruszyli w dolinę, przeszli potem przez most, a że pogrążeni byli w lekturze brewiarza, nie zauważyli więc kobiety, która podeszła do furtki i powiedziała, Przeklęci niech będą mnisi.
Ślepy traf, który rządzi tak dobrymi, jak i złymi przypadkami, sprawił, że posągi świętych i nowicjusze spotkali się w miejscu, gdzie schodzą się drogi z Cheleiros i Alcainça Pequena, co zakonnicy przyjęli z oznakami wielkiej radości, poczytując za dobrą wróżbę. Zaintonowali religijne pienia i ruszyli na czele kolumny wozów jako straż przednia lub zaklinacze złych mocy, nie nieśli jednak krzyża, gdyż go nie mieli, nie wiadomo też, czy byłoby to zgodne z rytuałem. Gdy weszli do Mafry, zgotowano im gorące przyjęcie, mieli bardzo pokaleczone nogi, a ich oczy rozpłomieniał gorączkowy blask wiary, choć może był to po prostu głód, gdyż od opuszczenia S. José de Ribamar żywili się wyłącznie twardym chlebem moczonym w źródlanej wodzie, teraz wszakże z pewnością zostaną lepiej potraktowani w hospicjum, gdzie mają spędzić tę noc, prawie już padają z nóg, to tak jak z ogniskiem, gaśnie wielki płomień i zostaje popiół, gaśnie podniecenie i zostaje melancholia. Nawet nie poczekali, aż posągi zostaną zdjęte z wozów. Zjawili się inżynierowie i tragarze, przynieśli kabestany, wciągniki, kołowroty, liny, podkładki, kliny, klocki, przeklęte przedmioty, które lubią wymykać się z rąk, dlatego właśnie owa kobieta w Cheleiros powiedziała, Przeklęci niech będą mnisi, wyładowanie figur kosztowało wiele wysiłku i potu, ustawione w koło, z twarzami zwróconymi do środka, wyglądały niby uczestnicy jakichś obrad czy zebrania towarzyskiego, między św. Wincentym i św. Sebastianem znajdują się trzy święte, Elżbieta, Klara i Teresa, które w tym sąsiedztwie wydają się malutkie, kobiet wszakże nie mierzy się na piędzi, nawet gdy nie są święte.
Baltazar schodzi w dolinę, wraca do domu, wprawdzie na budowie jeszcze pracują, lecz po trudach tak dalekiej podróży, nie zapominajmy, że drogę z S. Antonio de Tojal przebyli w jeden dzień, ma prawo do wcześniejszego zakończenia pracy, musi tylko przedtem wyprząc i nakarmić woły. Czasami ma się wrażenie, że czas kręci się w miejscu zupełnie jak jaskółka, która wijąc gniazdo pod dachem wylatuje i przylatuje, fruwa tam i z powrotem, lecz ani na chwilę nie tracimy jej z oczu, toteż wydaje się nam, że ta sytuacja trwać będzie całą wieczność, lub przynajmniej połowę wieczności, co też nie byłoby źle. Lecz nagle spostrzegamy, że gdzieś znikła, dopiero co była, a już jej nie ma, gdzież mogła się podziać, i jeśli przypadkiem spojrzymy w lustro, Boże Święty, ile tu już czasu minęło, ależ się zestarzałem, jeszcze wczoraj byłem piękny i młody, a dziś ani piękny, ani młody. Jedynym lustrem, jakim dysponuje Baltazar, są nasze oczy, które obserwują go, jak schodzi błotnistą ścieżką, i one właśnie mówią mu, W twojej brodzie jest pełno białych nitek, Baltazarze, twoje czoło poorane jest zmarszczkami, Baltazarze, masz pofałdowaną szyję, Baltazarze, zgarbiły ci się plecy, Baltazarze, bardzo się zmieniłeś, Baltazarze, lecz to z pewnością jest wada naszych oczu, gdyż właśnie nadchodzi kobieta, która w przeciwieństwie do nas widzi w nim młodzieńca, żołnierza, którego niegdyś zapytała, Jak się nazywasz, chociaż może i nie, może też widzi jedynie brudnego, steranego życiem, jednorękiego mężczyznę zwanego Siedem Słońc, trudno o przydomek mniej pasujący do człowieka tak strudzonego, dla niej jednak niezmiennie jest słońcem, co choć już nie błyszczy, choć przesłaniają je chmury i zaćmienia, to przecież ciągle istnieje, ciągle żyje, Boże drogi, otwiera ramiona, kto, jak to kto, on do niej, a ona do niego, jedno do drugiego, cała Mafra zgorszona jest tym, że tak obejmują się w publicznym miejscu, w dodatku w takim wieku, może dzieje się tak dlatego, iż nie mają dzieci, może widzą się nawzajem młodszymi, niż są w istocie, a może są jedynymi istotami na świecie, które widzą się takimi, jakimi naprawdę są, co jest niezmiernie trudne, teraz zaś, gdy są razem, nawet nasze oczy są w stanie dostrzec, że stali się piękni.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Baltazar i Blimunda»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Baltazar i Blimunda» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Baltazar i Blimunda» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.