Waldemar Łysiak - Lider
Здесь есть возможность читать онлайн «Waldemar Łysiak - Lider» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Lider
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Lider: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Lider»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Lider — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Lider», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Sądziłem, że na Heathrow zaczepią pana funkcjonariusze MI 6 lub MI 5.
– Dlaczego mieliby to robić?
– Bo „Zecer” jest głośnym opozycjonistą, lubią takich werbować. A przynajmniej przesłuchiwać. Być może spróbują jutro czy pojutrze, zaś lotnisko odpuścili, bo bali się, że będzie tam czekała z kwiatami delegacja emigrantów.
– Ja również bałem się tego – wyznał Bochenek.
– Chcieli, chcieli! – pisnął Czepiela. – Ale im powiedziałem, że dla pewnych względów politycznych nie byłoby to rozsądne, i że spotkacie się uroczyście w tym tygodniu.
– Pan im powiedział?! – zdumiał się „Zecer” . - Pan, komuch, pracownik Jaruzelskiej ambasady?!
Czepiela uśmiechnął się:
– Jestem ich wtyka. Szpiegiem na usługach emigrantów antykomunistów. Mają mnie za swojego „kreta” w placówce PRL-u, szanowny panie. Donoszę im, kablując różne rządowe sekrety, ułatwiam różne papierkowe sprawy, niby to cichcem, dywersancko, antypeerelowsko. Gram Wallenroda, he, he, Konrada Wallenroda! Takie zadanie, a zadanie jak zadanie, trzeba wykonać. Co mi nawet sprawia przyjemność.
– To spotkanko z solidarnościowcami kiedy ma być?
– Będzie kilka spotkań, nie tylko z solidaruchami. Tu jest cholernie różnorodna emigracja, nowa, stara i prastara, jeszcze niedobitki andersowców. I skłócona jak każda Polonia, amerykańska czy kanadyjska, kłębowisko żmij. Wszyscy chcieliby lać komunę, ale póki nie mogą, to wzajemnie gryzą się sami. Będzie pan musiał strasznie uważać, poruszanie się między wrogimi kółkami to prawdziwe pole minowe.
– Co jeszcze może mnie tutaj zaskoczyć?
– Dużo rzeczy, od herbaty zaczynając. Lubi pan?
– Pić herbatę? Tak, lubię bardzo.
– W Polsce się uważa, iż herbata to tradycyjny główny napój Anglików. Tymczasem oni, podobnie jak Amerykanie, Kanadyjczycy, Australijczycy, Nowozelandczycy i właściwie cały świat, piją herbatę torebkową zmieszaną z mlekiem, lurę koloru cieczy wyżętej ze ścierki. Prawdziwą, czystą herbatę pija się dzisiaj już tylko w Polsce i w ZSRR. Polacy, kiedy tu przyjeżdżają i widzą tę „bawarkę” pitą przez Angoli, nie wierzą własnym oczom. Ale wróćmy do swarów polonijnych kółek. Coś identycznego zobaczy wkrótce kraj. Kiedy komuna legnie, triumfujące antykomuchy będą się żarły wewnętrznie gorzej niż żarły się z komuną. Już niedługo zobaczy pan, panie Mariuszu!
– Niedługo?! – wytrzeszczył oczy Bochenek.
– Niedługo, niedługo. Towarzysze w Warszawie już dogadują co trzeba.
– A co trzeba?
– Trzeba przejąć cały majątek państwowy na nasze prywatne konta, dając solidaruchom władzuchnę formalną, polityczną: gabinety, sekretarki, paprotki… Tym głupom się wydaje, że to będzie łatwizna – rządzić świętą ojczyzną! Zdekomunizowaną! Wystarczy przekreślić cały PRL, cały dorobek socjalizmu. A to bez sensu, panie Mariuszu! Gdyby powojenni Niemcy zachowali się tak wobec hitleryzmu, czyli „narodowego socjalizmu” , to nie mieliby ubezpieczeń społecznych, bo wiele pozytywnych regulacji prawnych tyczących robotników wprowadził właśnie Hitler! Nie chroniliby środowiska, bo ustawę chroniącą środowisko wprowadził Hitler, i obowiązywała ona aż do 1976 roku. Nie płaciliby przymusowego OC, bo ów przymus to hitlerowskie dzieło. Nie jeździliby też autostradami, bo autostrady masowo budował Hitler. Skasowaliby volkswagena, bo to motoryzacyjne dziecko Hitlera. No i wprowadziliby obowiązek kopcenia papierosów, bo Hitler postulował zakaz palenia zupełny… Chęć całkowitego odcięcia się od komuszej przeszłości byłaby idiotyzmem solidarnościowych władz, mam słuszność?
– Jasna sprawa… – przytaknął zmęczony rozmówca. – Czy w tym lokalu będziemy mieszkać przez cały czas naszego pobytu w Anglii?
– Tak, tylko że teraz to będzie krótki pobyt, bo niedługo lecicie na Jamajkę – wyjaśnił mu Czepiela.
– Gdzie?! – zdumiał się „Zecer” trzeci raz, dużo silniej niż uprzednio.
– Na Jamajkę. To dawna kolonia, dzisiaj członek brytyjskiej Wspólnoty Narodów. Tu, w Anglii, macie założyć patriotyczne, antykomusze czasopismo, ale do tego trzeba dużej forsy. I co powiecie emigranckim środowiskom, że przywieźliście szmal pasera „Zygi” i cinkciarza „Guldena” ? Musicie znaleźć poważnego sponsora, antykomucha, panie Mariuszu. Świetnie się do tego nadaje pański krewny, kapitalista jamajski, szef spółki eksportującej wydobywane tam boksyty, mister Denis Dut, dawniej Dutczak. On już czeka na was w Montego Bay. Powie pan swoim emigracyjnym sympatykom, że leci pan do wuja Denisa po fundusze. No to cyk, chlapnijmy brudzia, panie redaktorze Bochenku!
Angielskie słowo „drug” ma dwa znaczenia: to lekarstwo lub narkotyk. Czyli „piguły” lub „prochy” vel „koks” . Klara i Johnny brali „drugs” regularnie, tylko że innego rodzaju.
Ponieważ Dan Bready nie mógł zakładać sobie kondomów, gdyż gumowa szata psuła jędrność „aparaciku” pana profesora – panna Mirosz łykała tabletki antykoncepcyjne. Z trzech pochodnych przyczyn. Raz, że nie chciała ciąży, bo to dla dziewczęcia straszny kłopot. Dwa, że nie chciała aborcji, bo wyskrobywanie żywego organizmu to potworność. I trzy, że nie chciała umierać, bo mało kto chce umierać. Co prawda młode kobiety rzadko umierają wskutek porodu, lecz Klara była głęboko przejęta rodzajem zejścia swej idolki, Madame du Châtelet, która zaszła w ciążę mając 43 lata. Nowy kochanek Emilii, kapitan Saint-Lambert, wierszokleta, fircyk i „damski bokser” , czasami brał ją gwałtem, łamiąc stosowany przez uczoną damę antykoncepcyjnie period wstrzemięźliwości seksualnej oparty na mierzeniu cyklu. Któreś wzięcie siłą skutkowało brzemiennością, a w tamtych czasach brzemienność była dla niejednej kobiety czterdziestoletniej wyrokiem śmierci. Emilia wiedziała, że umrze wskutek porodu. Zdążyła jeszcze zadbać o prawołożność swego dziecka: zwabiła do Cirey męża, markiza du Châtelet, któremu nie dawała się tknąć od lat, „uwiodła” go, i żyła z nim kilka tygodni, więc ten uznał dziecko, pewien, że własno-chujnie je zmajstrował. Powiła we wrześniu roku 1749. Kilka dni później zmarła, mimo wysiłków lekarzy. Kochance profesora Dana Bready'ego cała ta tragedia rozorała serce.
Jankowi Serenowi grzały serce kultury indiańskie, które poznał przemierzając motocyklem północne terytoria Kanady. Tamtejsi Indianie dali mu skosztować grzybów „odjazdowych” , dzięki czemu zobaczył w lusterku do golenia, że ma głowę karibu, która szybko stała się fosforyzującą głową ryby, a później głową wilka stąpającego po zielonofioletowym śniegu nogami wysokimi niby szczudła. Tak mu się to spodobało, że został fanem grzybkowych „drugów” . Żadnych kryminogennych uzależniaczy nie tykał – żadnej heroiny, kokainy czy haszyszu, żadnych chemicznych morderców, jak crack, ecstasy czy LSD – brał wyłącznie halucynogenne grzybki, które już w kulturach praceltyckich i prekolumbijskich miały status świętych dostarczycieli transu i „boskiego odurzenia” . Kolega z campusu uczelnianego, również miłośnik psychoaktywnych grzybów, szepnął mu kiedyś o mocniejszym rodzaju tej narkomanii indiańskiej – o „ayahuasca” , napoju warzonym przez mieszkańców dżungli południowoamerykańskich, który Inkowie zwali „winem dla dusz” . Do jego produkcji służyła trująca „liana bogów” vel „łodyga dusz” . Johnny rychło wyszukał literaturę tyczącą „ayahuasca” . Gwiazdor „pokolenia bitników” , amerykański pisarz William Burroughs, łyknąwszy „wina dla duszy” rzygał straszliwie, a przed oczami płynęły mu gigantyczne larwy i „każda emanowała wulgarny, drwiący chichot” . Poeta Allen Ginsberg (też „beat generation” ) doświadczył czegoś identycznego: „Cały pieprzony kosmos runął na mnie i wokół. Czułem się jak wąż, który wymiotuje wszechświatem” . Johnny pragnął zrobić to samo – wyrzygać wszechświat.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Lider»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Lider» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Lider» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.