Witold Gombrowicz - Opętani

Здесь есть возможность читать онлайн «Witold Gombrowicz - Opętani» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Opętani: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Opętani»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Dla miłośników Gombrowicza ta sensacyjna powieść drukowana przed wojną w prasie codziennej stanowi możliwość prześledzenia wątków mniej znanych w jego twórczości. Jest to pełne wydanie utworu, którego zakończenie – w związku z wybuchem wojny – uważano długo za zagubione lub w ogóle nie napisane.
Kryminalna intryga, wątek romansowy, zagęszczona atmosfera tajemniczości i działania sił nadprzyrodzonych podnoszą walor tekstu jako "czytadła" o znamionach jedynej w swoim rodzaju polskiej powieści "gotyckiej".
Sensacyjny romans łączący wiele wątków spotykanych w powieściach gotyckich: tajemniczy zamek, w którym straszy, skandal w ksążęcej rodzinie, opętanie, klątwa…

Opętani — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Opętani», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Podniósł jedną z porzuconych na podłodze gazet. Był to stary numer Kuriera Warszawskiego aż z roku 1923-go. Dwie inne gazety były z tej samej daty.

Klęczał na podłodze, rozpatrując gazety, gdy naraz opanował go strach, że coś może czaić się za nim. Natychmiast wrócił na łóżko, a strach wzrósł do tego stopnia, że już za nic nie ruszyłby się z tej pozycji. Bał się każdego ruchu. Pot wystąpił mu na czoło.

Te objawy strachu przeraziły go jeszcze bardziej, gdyż nie miały żadnych racjonalnych podstaw. Najbardziej bał się tego, że się boi. – Dlaczego ja się boję? – myślał tępo.

Wzrok jego szperał po całym pokoju, badał każdy przedmiot. Zastanowiły go papiery w kącie, stos starych książek rachunkowych i jakichś świstków – było to jedyne miejsce w kuchni niezupełnie dostępne oczom i dlatego przyciągało go. Może pod tymi papierami ukrywa się to coś – nie śmiał podejść, ale tym bardziej z daleka przeszukiwał wzrokiem.

Dostrzegł wystający spod sztywnych, buchalteryjnych okładek róg kajetu – zwykłego, szkolnego zeszytu w kratkę, zapisanego ołówkiem. Profesor był dalekowidzem, toteż bez trudności odczytał parę słów, a mianowicie: „… jak dotąd nic się nie sta…”

Reszta była zasłonięta książkami. Tylko w następnym wierszu odczytał jeszcze: „godz. 12.45. Ciągle nic…”

Momentalnie nabrał przekonania, że to jest w związku z jego sytuacją. W paru zdecydowanych krokach podszedł do kąta, wyciągnął zeszyt i natychmiast wrócił na łóżko.

U góry zeszytu napisane było wielkimi literami słowo:

„Protokół”.

A dalej:

„Protokół bytności mojej, Kazimierza Rudziańskiego, w starej kuchni zamku Mysłockiego w dn. 14-go grudnia 1923 roku.

Ja Kazimierz Rudziański, praktykant na folwarku Promcza dóbr Mysłocz, dowiedziawszy się, iż jakoby w starej kuchni»straszy«, czemu nie daję wiary, postanowiłem zbadać i wyjaśnić kwestię ewentualnych duchów.

Spisuję swoje wrażenia z dwóch przyczyn: naprzód na wieczną rzeczy pamiątkę, a po wtóre, żeby się czemś zająć, bo spać nie mogę, duchy się nie pokazują, a gazety już przeczytałem. Jest 12 min. 20, a zatem godzina duchów już przeszła, a jak dotąd nic się nie stało”.

„Protokół” Rudziańskiego ciągnął się nadal w tym tonie, z lekka żartobliwym, przez parę stronic. Profesor gorączkowo wczytywał się w tekst, spragniony wiadomości, czy ów człowiek przed piętnastu laty doznawał tego samego bezpodstawnego lęku? Jest! Po dłuższych wywodach, zawierających uzasadnienie teorii, iż „zjawisk nadprzyrodzonych w ogóle nie ma”, nadchodził passus następujący:

„Zresztą skłamałbym, twierdząc, iż nie poddaję się zupełnie nastrojowi. Owszem, wciąż czegoś oczekuję i choć usiłuję całkowicie skoncentrować się na pisaniu, ciągle jakimś kącikiem mózgu jestem nastawiony na ewentualne»strachy«. Oprócz lampy zapaliłem dwie świece, każdą w innym miejscu, nikt więc nie będzie mógł pozbawić mnie światła od razu.

Przy tym mam pod ręką rewolwer. Jeżeliby ktoś był na tyle głupi, żeby urządzać jakieś kawały, będę strzelał. Ale jakim sposobem mógłby ktoś urządzić kawał? Przecież drzwi zamknąłem i zastawiłem stołem a przez okno nikt się nie dostanie, bo za wąskie i za wysoko położone”.

Tutaj następował koniec. Reszta zeszytu była oddarta.

– Więc tu straszy? – mruknął profesor.

Rozejrzał się w szpargałach i po chwili wyciągnął garść papierków, zapisanych tym samym pismem. Ale były podarte tak drobno, iż zaledwie pojedyncze wyrazy można było przeczytać. Kto je podarł i po co? Na jednym z tych świstków Skoliński odczytał słowo, które natychmiast skoncentrowało jego uwagę.

Było to słowo „ręcznik”. „Ręcznik ru” – dalszego ciągu nie mógł odnaleźć.

W jakim związku pozostawał ten ręcznik z treścią protokołu? Rozejrzał się po izbie i natychmiast spostrzegł zawieszony na wieszaku w kącie, brudny, żółto – szary ręcznik z frędzlami. Chciał podejść, ale naraz wydało mu się, że – lepiej nie.

Czy jednak było to złudzenie, czy też ten ręcznik ruszał się? Położył papiery na kolanach i dość długo śledził miarowy jego kurcz, podobny do kurczu dżdżownicy. A więc tu odbywała się ta praca, którą od razu wyczuł, wszedłszy do komnaty. To coś – to był właśnie ręcznik. Wstrętne zjawisko. Wyglądało, jakby ten ręcznik chciał zwymiotować i nie mógł. A przy tym wszystkim ruch jego był prawie niedostrzegalny. Gdyby nie te świstki, byłby go chyba nie zauważył.

Profesora przebiegł dreszczyk. Gdyby nie istotna, niekłamana groza, byłby przypuścił, że pada ofiarą sugestii. Ale uczucia, których doznawał, kazały mu od razu potraktować jak najpoważniej sytuację.

Wyjść? Tak, trzeba, będzie wyjść. Ale zwlekał. Opanowała go niechęć do wszelkich wyraźniejszych poruszeń, siedział cicho, starał się zajmować jak najmniej miejsca – i myślał. Lampa rzucała niezbyt jasne światło na pokój. Sprzęty trwały w niemym bezruchu. Jakiś bezwład ogarnął profesora. Czy mu się zdawało, czy też ten ręcznik poruszał się coraz gwałtowniej? Już teraz ruch jego nie mógł ulegać wątpliwości.

I był to ruch zły – ponad wszelką wątpliwość, zły.

Profesor był człowiekiem głęboko wierzącym, ale nieskorym do upatrywania we wszystkim manifestacji złego ducha. Niejednokrotnie brał udział w seansach spirytystycznych i widział zdumiewające objawy, nie przypisując im wcale sensu nadprzyrodzonego. Jednakże to, co się powoli i niepostrzeżenie stwarzało w tej komnacie, było w istocie swojej różne od seansów spirytystycznych.

Na seansach miało się wrażenie jakiejś siły niesamowitej, ale czysto mechanicznej. Zachodziły tam dziwaczne zdarzenia, ale ani złe, ani dobre… Tu zaś profesor wyczuwał konkretną i szaloną złość, czającą się gdzieś pod ścianami.

W powietrzu była złość i ohyda, była wyraźna i bezwzględna groźba. Czy rzeczywiście należało przypisać ją jakimś siłom di…

Skoliński spostrzegł ze zdumieniem, że… boi się pomyśleć to słowo. Było ono w tych warunkach tak wstrętne, że nie mógł… Ale to go przeraziło! Czyżby już lak dalece nie panował nad sobą, czy stał się naraz przesądny i zabobonny, jak chłop?

– Diabelskim – szepnął, aby się przezwyciężyć. – Diabelskim.

I kilkakrotnie jeszcze powtórzył, jakby chcąc przełamać narastający strach. – Diabeł, diabeł, diabelskim, diabelskim.

Lecz wtedy zdjęło go stokrotnie większe przerażenie. Wyobraził sobie siebie samego, jak siedzi na łóżku i drżącymi ustami powtarza to słowo, które brzmiało jak prowokacja. Czy nie zostało mu ono podszepnięte? Czy nie ku temu zmierzał cały porządek rzeczy w tej komnacie? A jednocześnie przeraził się jeszcze bardziej swojego strachu – że traci panowanie nad sobą i daje się ponieść niezrozumiałej panice.

– Spokojnie – szepnął – spokojnie.

Znów rozejrzał się ostrożnie i jakby z pewnym otępieniem po izbie.

Wszystko trwało w spokoju i ciszy – nic się nie zmieniło – tylko ręcznik pracował w kącie, kurcząc się, drżąc, natężony. Obecnie ruch jego był już zupełnie jawny i absolutnie nie mógł być wytłumaczony żadną normalną przyczyną. Miało się wrażenie, jak gdyby zdemaskował się, przestał się wstydzić. Był w tym bezwstyd. A zarazem ta wstrętna wzdymająca się płachta przypominała dziwnie ruch medium podczas seansu spirytystycznego a także – kobietę podczas połogu. Jak gdyby chciała wyrzucić coś z siebie, urodzić coś. Ale to nie było najgorsze.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Opętani»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Opętani» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Tania Carver - The Surrogate
Tania Carver
Witold Gombrowicz - Trans-Atlantyk
Witold Gombrowicz
Witold Gombrowicz - Pornografia
Witold Gombrowicz
Witold Gombrowicz - Kosmos
Witold Gombrowicz
Tani Shiro - Покой
Tani Shiro
Tani Shiro - 6 ½
Tani Shiro
Tania Tamayo Grez - Caso Bombas
Tania Tamayo Grez
Józef Kraszewski - Litwa za Witolda
Józef Kraszewski
Отзывы о книге «Opętani»

Обсуждение, отзывы о книге «Opętani» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x