Kazimierz Sejda - C.K. Dezerterzy

Здесь есть возможность читать онлайн «Kazimierz Sejda - C.K. Dezerterzy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

C.K. Dezerterzy: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «C.K. Dezerterzy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Pełna dramatyzmu opowieść o losach żołnierzy wcielonych przymusowo do armii austriackiej w latach pierwszej wojny światowej oparta jest na osobistych przeżyciach autora. Po raz pierwszy opublikowana w 1937 roku, przeżywa obecnie prawdziwy renesans popularności, wywołany zapewne filmem, który cieszył się niemałą frekwencją.
Pięciu dezerterów z c.k. armii, którym przewodzi Polak, przez dłuższy czas wymyka się obławom, stosując przeróżne fortele, aby zachować życie. Pod warstwą anegdotyczną kryją się głębsze problemy moralne, tak więc powieść Sejdy odznacza się walorami nie tylko historyczno-poznawczymi.

C.K. Dezerterzy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «C.K. Dezerterzy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Kania odegrał znakomitą rolę przy zacieśnianiu przyjaźni polsko-węgierskiej. Nauczył wszystkich prawidłowo wymawiać: “Węgier, Polak dwa bratanki i do szabli, i do szklanki”, a kiedy już poczciwe twarze Madziarów zaczęły mu się w oczach mieszać, wypił syfon wody sodowej i ostatecznie się ze wszystkimi pożegnał. Ucałował się po raz ostatni z panem Moranyim i poodrywał resztę towarzystwa od rozpijających ich Węgrów.

– Eeaaa… eekiedyee… eebędzieszee… eetueetajee… eeewstęp-ee… eedoee… eemnieee… eepolakuee… – wołał za nim przez całą długość sali amfitrion.

– Eebezwarunkowoee… eeodwiedzęęę… eekolomanieee… – odjąkał Kania od progu – eedowidzeniaee…

Świeże powietrze rozebrało ich i na peronie zbili się w stadko, które się kiwało na nogach, potrącało i trykało głowami. Szökölön przyciskał do łona kilka butelek wina i płaczliwie zawodził:

– Przedśmiertna uczta, koledzy…

Wszystkim pomieszało się w głowach i byli naprawdę przekonani, że jadą na front, skąd już nigdy nie wrócą. Jakiś kolejarz ulitował się nad nimi.

– Dokąd, panowie żołnierze?

– Do Wiednia, panie dyrektorze… – wymamrotał Kania ledwie trzymając się na nogach.

– Trzeci tor, za pół godziny odchodzi.

– Idziemy.

Na trzecim torze stały dwa składy pociągów bezpośrednio jeden za drugim. Pierwszy odchodził do Wiednia, drugi zaś, złożony z kilku pulmanowskich wagonów, był nie oświetlony. Tak się jakoś złożyło, że wleźli do jednego z pulmanów, zajęli przedział i natychmiast pokładli się na ławkach i podłodze.

Słońce zajrzało w szyby przedziału i promienie padające na twarz śpiącego pod oknem Hładuna zmusiły go do otwarcia oczu. Zamknął je natychmiast i ziewnął tak głośno, że Kania się obudził i wysunął głowę spod ramienia śpiącego Szökölöna.

Hładun usiadł.

– Stacja jakaś, bo pociąg stoi. Kania przeciągnął się i wyjrzał.

– Wyjdź na korytarz i zobacz, gdzie jesteśmy, bo z tej strony nic nie widać.

Hładun przekroczył śpiącego na podłodze z karabinem na brzuchu Habera i wyszedł. Po chwili Kania usłyszał z korytarza zduszony okrzyk i wyszedł również. Z ogromnej tablicy nad wejściem, z tablic rozmieszczonych na międzytorzach oraz z napisów umieszczonych na przybudówkach stacyjnych 'kłuły ich w oczy, jakby drwiąco, podłużne czarne napisy w dwu językach: Kassa – Kaschau.

– Co takiego? Kania przetarł oczy.

– Kassa – Kaschau.

Napisy te były aż nadto wyraźne dla człowieka piśmiennego.

– Jest godzina ósma – stwierdził Hładun przygasłym głosem, patrząc na zegar stacyjny – a pociąg miał odejść po północy. Coś nie jest w porządku.

Co nie było w porządku, objaśnił Kanię spotkany na peronie jakiś bardzo rozmowny kolejarz.

Ten pociąg stoi tu ze dwa tygodnie. Mają w tych wagonach naprawiać instalację elektryczną. To jest pociąg salonowy, zepsuły się kable, bo miały słabą izolację.

– Słabą izolację… – machinalnie powtórzył Kania patrząc na stojących w oknie wagonu, z ogłupiałymi minami, towarzyszy.

– Przedtem na izolację brali mocno nagumowaną taśmę z dobrego płótna i nie było takich wypadków, a teraz – kolejarz splunął – teraz, niech się tylko dotknie do jakiegoś dobrego przewodnika…

– Dobrego przewodnika… – powtórzył Kania i przez głowę przebiegło mu pytanie, jaki to przewodnik wpakował go do tego pociągu.

– Poza tym powinny być takie porcelanowe korki – wykładał kolejarz – ale w dzisiejszych czasach robi się wszystko byle jak.

– Nie… Rzeczywiście? – wściekle zapytał Kania. Kolejarz popatrzył na niego ze zdziwieniem.

– Z najgorszych materiałów wszystko się robi. Panowie inżynierowie z depôt niezłe łapówki biorą od dostawców, nic więc dziwnego, że przyjmują wszystko, co im dostarczą.

Kania nagłym ruchem naciągnął mu czapkę na oczy i odszedł. Ścigały go dwujęzyczne przekleństwa obrażonego kolejarza.

– Tak jest, koledzy – mówił siedząc na ławce w przedziale – oto zrządzeniem losu wyjechaliśmy z Koszyc w nocy i rano jesteśmy, wbrew naszej woli, z powrotem.

– A tak pięknie pożegnaliśmy się z tym miastem…

– Pożegnanie to wyłazi mi głową – skarżył się Haber – trzeszczy, jakby miała pęknąć.

– Tak… – ponuro mruknął Szökölön – Węgier Polak dwa bratanki i do szabli, i do szklanki.

– Co teraz? Radźmy, co.

W wyniku narady postanowiono wysłać Habera na stację, aby się poinformował, czy istnieją jakie inne pociągi zdążające do Wiednia, które by odchodziły w ciągu dnia. Haber wywiązał się ze swego zadania aż nadto gorliwie i wraz z ładunkiem butelek wody sodowej przyniósł całą litanię różnych połączeń kolejowych na terenie przynajmniej kilku dyrekcji. Niestety po drodze do wagonu, skutkiem osłabienia władz duchowych, wszystkie te połączenia rozłączyły się i dziwnie poplątały.

– Budapeszt, Köresmözo, Miskolcz, Ławoczne z przesiadaniem w Nowym Sączu – zgryźliwie osądził Kania. – Diabeł się w tym nie rozezna. Jest zaraz teraz jakaś możliwość wyjazdu do Wiednia?

– O dziewiątej idzie pociąg do granicy. W Ławocznem trzeba się będzie przesiąść do Sanoka – recytował smętnie Haber. – Z Sanoka idzie pociąg pośpieszny do Ołomuńca… nie, z Ławocznego idzie pociąg… Łeb mnie boli…

– Łeb go boli… Dziękuję ci za informacje. Idź, Szökölön, na stację i dowiedz się.

Szökölön zabrał ze sobą puste butelki po wodzie sodowej i wrócił z pełnymi.

– Bezpośredniego pociągu nie ma, tylko z przesiadaniem na granicy galicyjskiej.

– To niedobrze – Kania pokręcił głową. – Galicja jest dla mnie zakazana przynajmniej do końca wojny. Na każdym posterunku żandarmerii jest mój dokładny rysopis z uprzejmą prośbą o przytrzymanie oryginału i odprowadzenie do więzienia wojskowego na Zamarstynowie we Lwowie.

– Jest inne połączenie – wyjaśnił Szökölön – Trzeba jechać do Budapesztu.

– Do Budapesztu?

– Miasto ładne i jest co zwiedzać… Zobaczycie relikwie świętego Stefana.

– A z Budapesztu jest zaraz jakieś połączenie?

– Jest po kilku godzinach.

– Nie rozumiem, jak wy chcecie jechać do tego Wiednia? – zapytał Hładun. – Skoro wsiądziemy do pociągu budapeszteńskiego z dokumentem do Wiednia, to nam pierwszy żandarm wyjaśni omyłkę i zajedziemy za kraty.

– Więc wypełniam zaraz drugi dokument, że jedziemy do Budapesztu, i fertig. Dawaj, Haber, atrament.

– Mieliśmy jechać do Wiednia – zauważył Haber.

– Nie ucieknie Wiedeń, zdążymy jeszcze. Dlaczego niby nie mamy sobie pojeździć trochę?

– Słusznie – potwierdził Baldini – mamy czas. A Budapeszt wart rzeczywiście zwiedzenia. Są tam podobno muzea, godne obejrzenia monumenty, stare kościoły…

– …stare kryminały wojskowe, stare sądy wojenne – wtrącił Haber – i starzy żandarmi…

– A co mają do nas żandarmi? – zapytał Hładun.

– Nic – Haber pokiwał głową – mają tylko instrukcję z rysopisami i rozkaz, żeby przy spotkaniu wręczyli nam róże. Idiota! Czy tobie się zdaje, że jesteśmy turystami i podróżujemy dla przyjemności, co? Nie bądźmy zanadto odważni, bo wpadniemy. Zobaczycie, że wpadniemy.

Kania zapalił papierosa.

– Dlaczego mamy wpaść? Haber nakreślił kółko na czole.

– To wino uderzyło ci widocznie na mózg. Czy przypadkiem nie tańczą ci przed oczami białe słonie? Nie? Bo to się takim wariatom zdarza.

Usiadł i przyłożył do ust szyjkę butelki z wodą sodową, a kiedy się ochłodził, mówił dalej zgryźliwie:

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «C.K. Dezerterzy»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «C.K. Dezerterzy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «C.K. Dezerterzy»

Обсуждение, отзывы о книге «C.K. Dezerterzy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x