– To powinno wystarczyć – powiedział, klepnął lekko ster, sprawdzając, czy utrzymuje pozycję. – Teraz możemy usiąść, jeśli chcesz.
– Nie musisz go trzymać?
– Do tego służy pętla. Czasami wiatr zmienia się bardzo szybko. Wtedy nie można steru wypuszczać z rąk. Dzisiaj jednak mieliśmy szczęście i dopisała nam pogoda. Moglibyśmy kilka godzin płynąć w tym kierunku.
Słońce powoli zachodziło na wieczornym niebie. Garrett poprowadził ją do miejsca, które zajmowała poprzednio. Sprawdził, czy będzie jej wygodnie, i usiedli oboje w rogu, tak że patrzyli na siebie. Czuła wiatr na twarzy. Zgarnęła włosy do tyłu i spojrzała w dal na wodę.
Garrett przyglądał się jej. Była od niego niższa – musiała mieć około metra siedemdziesiąt. Ujmująca twarz. Figura modelki. Była atrakcyjna, ale nie tylko jej uroda przyciągała uwagę. Była inteligentna, wyczuł to od razu, ale i pewna siebie, jakby umiała przedzierać się przez życie o własnych siłach. Garrett cenił w kobietach takie cechy. Bez nich piękno nic nie znaczyło.
Widok Teresy przypomniał mu Catherine. Wyglądała tak, jakby patrząc na wodę, śniła na jawie. Myślami wrócił do chwili, gdy po raz ostatni razem żeglowali. Znowu poczuł się winny, chociaż starał się odegnać to uczucie. Pokręcił głową i bezwiednie poprawił pasek zegarka na ręku, najpierw go odpinając, a potem zaciskając i ponownie zapinając.
– Tu jest naprawdę pięknie – odezwała się w końcu. – Dziękuję, że mnie zaprosiłeś.
Ucieszył się, że przerwała milczenie.
– Proszę bardzo. Miło mieć towarzystwo od czasu do czasu.
Uśmiechnęła się do niego, zastanawiając się, czy myślał tak naprawdę.
– Zwykle sam pływasz?
Oparł się plecami o burtę i wyciągnął nogi daleko przed siebie.
– Zwykle tak. To dobry sposób na odpoczynek po pracy. Bez względu na to, jak ciężki dzień miałem, gdy tylko znajdę się tutaj, wiatr wszystko zabiera.
– Czy nurkowanie jest ciężką pracą?
– Nie, nie chodzi o nurkowanie, nurkowanie to właściwie zabawa. Pozostaje cała reszta. Robota papierkowa, ludzie, którzy w ostatniej chwili odwołują zajęcia, dbanie o to, aby w sklepie było wszystko, co trzeba. Czasem pracuje się do późna.
– Nie wątpię. Ale to lubisz, prawda?
– Oczywiście. Nie zamieniłbym tego życia na nic innego. – Umilkł i znowu poprawił zegarek na ręce. – A ty, Tereso, co robisz? – Było to jedno z bezpiecznych pytań, jakie wymyślił w ciągu dnia.
– Piszę dla „Boston Times”. Mam własną kolumnę.
– Przyjechałaś na wakacje?
Zawahała się, nim odpowiedziała.
– Można tak to ująć.
Skinął głową, jakby potwierdzał, że spodziewał się takiej odpowiedzi.
– O czym piszesz?
– O wychowywaniu dzieci.
Popatrzył na nią zdumiony. Spotykała się z taką reakcją, gdy poszła na randkę z kimś nowym. Lepiej mieć to od razu z głowy – przemknęło jej przez myśl.
– Mam syna – oznajmiła. – Skończył dwanaście lat.
– Dwanaście?
– Jesteś zaskoczony.
– Istotnie. Nie wyglądasz na osobę, która mogłaby mieć dwunastoletniego syna.
– Potraktuję twoje słowa jak komplement – skomentowała z uśmiechem wyższości. Jeszcze nie była gotowa zdradzić swojego wieku. – Rzeczywiście ma dwanaście lat. Chciałbyś zobaczyć jego zdjęcie?
– Pewnie – odparł.
Znalazła portfel, wyjęła fotografię i podała Garrettowi. Wpatrywał się w nie bez słowa, a potem zerknął na nią.
– Jest podobny do ciebie – powiedział, oddając jej zdjęcie. – Bardzo przystojny chłopak.
– Dziękuję. – Schowała zdjęcie i spytała: – A co z tobą? Masz dzieci?
– Nie. – Pokręcił głową. – Przynajmniej nic o nich nie wiem.
Zachichotała, słysząc jego słowa.
– Jak ma twój syn na imię?
– Kevin.
– Przyjechał z tobą?
– Nie, jest ze swoim ojcem w Kalifornii. Rozwiedliśmy się kilka lat temu.
Garrett pokiwał głową bez słowa, a potem spojrzał przez ramię na łódź, która przepływała niedaleko. Teresa również przyglądała się jej przez chwilę i wsłuchując się w ciszę, zauważyła, jak spokojny jest otwarty ocean. Jedyne dźwięki, jakie do niej docierały, to postękiwania wypełnionych wiatrem żagli i szum wody, gdy „Happenstance” przedzierała się przez fale. Wydawało się Teresie, że te głosy brzmią tu inaczej niż w porcie. Tutaj wydawały się wolne, jakby mogły zniknąć w rozległej przestrzeni.
– Chciałabyś obejrzeć resztę łodzi? – spytał Garrett.
Skinęła głową.
– Z przyjemnością.
Garrett wstał i raz jeszcze sprawdził żagle. Ruszył pierwszy, Teresa podążała tuż za nim. Kiedy otworzył drzwi, nagle zatrzymał się, przytłoczony dawno pogrzebanym w morzu niepamięci wspomnieniem, które nieoczekiwanie wypłynęło na powierzchnię, być może z powodu obecności tej kobiety.
Catherine siedziała przy małym stoliku, na którym stała otwarta butelka wina. W wazonie, z jednym kwiatem, odbijało się światło samotnej świecy. Płomień pochylał się pod wpływem kołysania łodzi, rzucając długi cień na wnętrze kabiny. W mroku dostrzegał blask jej uśmiechu.
– Pomyślałam, że byłaby to miła niespodzianka – powiedziała. – Już dawno nie jedliśmy przy świecach.
Garrett spojrzał na kuchenkę. Obok stały dwa talerze owinięte folią.
– Kiedy ściągnęłaś to wszystko na łódź?
– Gdy byłeś w pracy.
Teresa zachowywała milczenie, zostawiając go własnym myślom. Jeśli zauważała jego wahanie, nie wspominała o tym, za co Garrett był jej wdzięczny.
Z lewej strony wzdłuż burty biegło siedzenie, szerokie i dostatecznie długie, by ktoś mógł przespać się wygodnie. Po drugiej stronie stał mały stolik i było dość miejsca dla dwóch osób. Obok drzwi umieszczono zlew i kuchenkę, a pod spodem małą lodówkę. Na wprost znajdowało się wejście do sypialni.
Przystanął z boku i położył ręce na biodrach. Tymczasem Teresa oglądała wnętrze. Nie trzymał się blisko, jak zrobiliby to inni, ale dał jej wolną rękę. Czuła utkwione w sobie jego spojrzenie, mimo iż nie robił tego ostentacyjnie.
– Z zewnątrz trudno się zorientować, że tu jest tyle miejsca – odezwała się po chwili.
– Wiem. – Garrett odchrząknął niepewnie. – Zadziwiające, prawda?
– Rzeczywiście. Wygląda na to, że masz tu wszystko, czego ci potrzeba.
– Bo mam. Gdybym zechciał, mógłbym na niej popłynąć do Europy, chociaż tego nie polecam. Jest wspaniała.
Wyminął ją i podszedł do lodówki. Pochylił się i wyciągnął puszkę coli.
– Napijesz się czegoś?
– Chętnie – odparła. Przesunęła palcami po ścianie, czując opuszkami gładkość drewna.
– Co byś chciała? Mam sevenup i colę.
– Proszę sevenup.
Wyprostował się i podał jej puszkę. Ich palce się dotknęły.
– Nie mam lodu, ale jest dość zimne.
– Wytrzymam – rzekła, a on się uśmiechnął.
Otworzyła puszkę, upiła mały łyk i postawiła ją na stole.
Zastanowił się nad tym, co powiedziała wcześniej. Miała dwunastoletniego syna… Pracowała jako dziennikarka, więc pewnie ukończyła studia. Jeśli poczekała do magisterium z wyjściem za mąż i urodzeniem dziecka… to była cztery, pięć lat od niego starsza. Wyglądała młodo, tyle zauważył, ale nie zachowywała się jak dwudziestolatka. W jej ruchach była widoczna dojrzałość, coś, co charakteryzowało tylko tych, którzy wiele doświadczyli w życiu.
Nie miało to i tak żadnego znaczenia.
Zwróciła uwagę na oprawioną fotografię, zawieszoną na ścianie. Widniał na niej Garrett Blake. Stał na nabrzeżu z marlinem. Wyglądał o wiele młodziej niż teraz. Na fotografii uśmiechał się szeroko, a jego rozradowana mina przypomniała jej Kevina w chwili, gdy strzelił gola.
Читать дальше