Cizia Zykë - Sahara
Здесь есть возможность читать онлайн «Cizia Zykë - Sahara» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Sahara
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Sahara: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Sahara»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Sahara — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Sahara», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Lekcja odpiaszczania. Bierzcie łopaty. Zdejmujcie podkłady.
Reagują powoli.
– Podkłady!
Biegną i zdejmują blachy, ciężkie i niewygodne. Najlepiej nieść je nad głową, jak to robi Kara. Cała moja banda niezgułów ciągnie je po ziemi i ustawia się przede mną. Wspomagany przez Karę pokazuję im jak kopać, urządzać pochylnię przed kołem i umieszczać blachę. Lekcja pierwsza.
Odpiaszczanie ciężarówki to praca dużo trudniejsza niż w przypadku samochodu osobowego. Blachy są cięższe. Kiedy po wykorzystaniu zagłębione są w piasku, trzeba kopać, żeby je wyciągnąć. Ilość piachu do wygarnięcia sprzed kół jest dużo większa. Trzeba się zdrowo napocić, żeby uzyskać jakiś efekt. Człowiek kopie pochylony, a słońce grzeje mu w kark, a w dodatku, co dodaje całej sytuacji pieprzu, nie można wyłączyć silnika, bo w wyniku przegrzania mógłby nie chcieć ponownie zapalić, co ostatecznie unieruchomiłoby wóz. Toteż rura wydechowa bez przerwy pluje dymem prosto w twarz kopiących.
Piecze w oczy i gardło. Nie sposób pracować bez zadyszki, a wtedy głęboko oddycha się spalinami. To prawdziwa gehenna.
– Lekcja druga!
Wszyscy stoją przede mną, jak na baczność, każdy z podkładem ustawionym pionowo.
– Widzicie ślady? Prowadzą prosto. Tego właśnie nie wolno robić. Jeśli czujecie, że wóz się zaryje, od razu skręcacie w lewo albo w prawo, żeby znaleźć twardszy teren. Jasne?
Kiwają głowami.
– Lekcja trzecia. Widzicie to koło i ile trzeba było wykopać, żeby wsunąć podkład: już głębiej zaryć się nie mogło. Jeżeli grzęźniecie w piachu, nie wolno naciskać gazu, bo to pogrąża wóz jeszcze bardziej. Jasne?
Wsiadam z powrotem i wrzucam bieg. Koła przesuwają blachy i wyginają je, ale przejeżdżam dobry metr, zanim ugrzęznę znowu. Wychylony przez okno wrzeszczę:
– Na co czekacie?! Podkładajcie blachy!
Rzucają się do roboty. Przejeżdżam ponownie parę metrów.
Widzę w lusterkach, jak się krzątają. Przesuwam się do przodu i czuję już twardszy grunt. Podłoże wydaje się twardsze po lewej. Wrzucam bieg i dodaję gazu, nie za szybko. Po stu pięćdziesięciu metrach wyjeżdżam z piachu. Zawracam na twardym i wysiadam.
Nadal stoją tam, gdzie stali. Zwołuję wszystkich głośnym rykiem. Z trudem biegną w moim kierunku. Indianin, zamiast nieść podkład na głowie, ciągnie go po ziemi, i dobiega ostatni, choć tak samo zdyszany.
– Ruszysz ty wreszcie dupą? Lekcja czwarta, kiedy czujecie, że koła nie grzęzną, jedziecie dalej, żeby wyjechać z niebezpiecznej strefy. Zatrzymujecie się dopiero na twardym. Pomocnicy wsiądą później. Lekcja piąta…
Wszyscy słuchają zaniepokojeni.
– Część praktyczna. Jos, twoja kolej.
Jos siada za kierownicą. Ja zajmuję miejsce pasażera, pozostali uczepieni są gdzie się da. Grzęźniemy. Wrzeszcząc kieruję operacją, wychylony przez okno.
– Capone, twoja kolej.
Jest tak napięty, że wbrew zakazowi mocno wciska gaz.
– Kurwa jebana mać!
Próbuje przepraszać, ale nie pora na to. Wrzeszczę na niego.
– Nauczysz się rozumieć, i to szybko! Wracaj do podkładów, jak nie możesz prowadzić!
Wyrzucam go z ciężarówki, i każdy kolejno siada za kierownicą. Słońce grzeje. Naprawdę jest w zenicie. Chłopaki wykańczają się, biegając obok ciężarówki, z podkładami na głowach. Przejeżdżamy ławicę wzdłuż i wszerz.
– Capone, twoja kolej. Masz coś do nadrobienia. Reszta do podkładów.
Czarnuchy dają sobie radę bez kłopotu, zarówno przy podkładach, jak i w prowadzeniu. To samo Jos i Albana. Pozostali nadążają biegnąc. Są wypruci.
– Można się napić?
– Nie mamy wody. Dobra, słuchajcie dalej.
Po raz kolejny tłumaczę im cztery podstawowe zasady odpiaszczania.
– Zrozumiano?
– Tak, Charlie, zrozumiano.
– Ćwiczenia praktyczne. Albana, twoja kolej.
I dalej w ławicę. Grzęźniecie, podkłady, grzęźniecie, podkłady, podkłady i bieg do ciężarówki.
– Samuel. Teraz ty.
O szóstej wieczorem słaniają się na nogach. Kiedy już wszyscy odbyli swoje ćwiczenie praktyczne, zbieram ich przed sobą.
– Zrozumieliście?
– Tak! O, tak, zrozumieliśmy, Charlie.
Są czerwoni, bez tchu. Nie daję im usiąść.
– Jos, cztery zasady?
Recytuje.
– Samuel Grapowitz.
Ten już ma dość. Jest purpurowy i ledwo trzyma się na nogach. Recytuje mi swoją lekcję bez teatru, jednym ciągiem i bezbłędnie.
– Dobrze, stary.
Wraca do szeregu.
– Capone.
– Ja zrozumiałem, Charlie, zapewniam cię.
– Więc do ciężarówki. Zobaczymy czy zrozumiałeś.
Udaje mu się ugrzęznąć, a potem wyjechać z ławicy. Dookoła ciężarówki pozostali pracują. Szybko podkładają swoje blachy. Jedyny słaby punkt to wolne tempo dobiegania do ciężarówki z podkładami na głowach. Ryczę, żeby się pośpieszyli.
– One, teraz ty.
Manewery wykonywane są teraz pewnie, bez wahania. Chłopaki działają mechanicznie, całkowicie wykończeni, i nie popełniają omyłek. Zapada noc.
Inne ćwiczenie. Odpiaszczanie w nocy.
Zasada jest ta sama, tylko że wokół wozu jest ciemno. Reflektory oświetlają teren przed ciężarówką, i nic innego. Zaleta: jest chłodniej. Przez okno wrzeszczę, żeby przyśpieszyć robotę. Teraz grzęźniemy już we własnych śladach. Na całej ławicy nie zostało jedno dziewicze miejsce.
– Jean-Paul, twoja kolej.
Bieg, grzęźniecie, łopaty, podkłady.
Ma już wprawę i udaje mu się wyjechać z ławicy nie grzęznąc powtórnie. Nieźle, ale jeśli oczekiwał gratulacji, musi być zawiedziony.
– Albana, właź!
Ten dałby wszystko, żeby znajdować się gdzie indziej. Uczepiony kurczowo kierownicy za każdym przejazdem nawet nie ośmiela się na mnie spojrzeć.
– Indianin!
I dalej tak samo, i zaczynam od nowa. Każdy przechodzi swoją kolej raz, potem jeszcze raz. O dziesiątej wieczorem wysiadam z ciężarówki. Wszyscy zataczają się ze zmęczenia.
– Kończymy.
Padają na ziemię.
– No, chłopaki, składajcie podkłady i właźcie na górę. Wracamy do obozu.
Mało przebywam w obozie. Mam jeszcze robotę. Mam klienta na ciągnik z naczepą w wiosce, składającej się z małego skupiska czerwonych domków, z dala od szlaku i od fortu policji. Mój klient to miejscowy hadżi. Jego dom podobny jest do pozostałych, czerwony, kwadratowy i prawie pusty. Zostaję tam aż do późnej nocy. Czas upłynął nam na rozmowach i targach, ale nie udało się dojść do porozumienia. Jak to się często zdarza, będzie potrzebna jeszcze jedna noc. W handlu pełno jest idiotów, którzy uważają, że zrobili dobry interes, jeżeli targowali się przez czterdzieści osiem godzin. Dla nich dyskusja to przyjemność, ale dla Europejczyka jest to ciężkie. Trudno, wrócę tam jutro.
Reggane, trzeci dzień. Piję kawę przyniesioną przez Capone'a, całego zaspanego. Mój brygadzista nadchodzi nieco później, wygląda na bardziej wypoczętego.
– Jos. Dosyć mam już tego bałaganu w ładunkach. Dzisiaj inwentaryzacja i ułóżcie wszystko.
Kiwa smutno głową i idzie przekazać wiadomość innym. Capone goli mnie i dołącza do innych.
Słońce już grzeje. Szykuje się piękny dzień. Upływa on na przenoszeniu żelastwa i opon. Bez przerwy chodzę z Jackym wśród krzątających się ludzi i tempo nie słabnie.
Wieczorem jadę ponownie do mojego hadżiego.
Tym razem zabrałem ze sobą Jacky'ego i Samuela Grapowitza. Wiem już, że zejdzie mi cała noc, i nie mam ochoty się nudzić. Wszystko zaczyna się od początku. Wypalamy kilka cepsi, po czym mój gospodarz częstuje nas wielbłądzim mlekiem i suszonymi daktylami.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Sahara»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Sahara» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Sahara» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.