Wróciłam do Szanghaju. Codziennie słuchałam Cui Jiana [2], żywiłam się czekoladą i lodami Laleczka. Co tydzień robiłam obchód akademików wszystkich uczelni w mieście, handlując szmacianymi laleczkami, produkowanymi przez starych ludzi z pobliskich brygad produkcyjnych. Nie miałam przyjaciół. Otworzyły się pierwsze supermarkety. Nie miałam też pieniędzy, lecz spacery alejkami pozwalały mi nieco ulżyć samotności i czyniły moje życie odrobinę ciekawszym. Po mniej więcej miesiącu odłożyłam wystarczająco dużo pieniędzy, żeby móc znowu wyjechać na południe.
Kiedy znowu odwiedziłam Saininga, spał. Podszedł do drzwi w szarej piżamie z kapturem. Miał wysuszone wargi; zachwyciło mnie piękno chłodnego wyrazu jego twarzy. Czułam, że coś mnie autentycznie łączy z tym rodzajem piękna, toteż uznałam go za pięknego.
– Wróciłam – oznajmiłam. – Szukałam cię.
Zrobił sobie kubek rozpuszczalnej kawy.
W tamtych czasach mało kto pijał kawę – picie kawy było uważane za poetyczne i było bardzo na czasie.
– Nie bierz tego do siebie – rzekł – ale zaraz po wstaniu z łóżka nie jestem specjalnie rozmowny.
Powiedziałam, że nie jestem pewna, co nas łączyło, a może już zapomniałam – dlatego przyszłam.
– Obcięłaś włosy – powiedział, nie podnosząc głowy ani nie patrząc na mnie.
– Tylko odrobinę – odparłam.
– Miałaś dłuższe włosy niż ja – przypomniał. – Teraz są takiej samej długości.
– Jestem głodna – wyznałam. – Czy mogłabym coś zjeść?
– Jasne – rzekł. – Zrobię ci smażonego ryżu, co ty na to? Robię pyszny smażony ryż.
Usmażył mi ryż z mnóstwem różnych dodatków, były w nim nawet jabłka. Koniecznie chciał sam mnie nakarmić. Patrząc mu z bliska w oczy i na jego miękkie rzęsy, poruszające się w górę i w dół, poczułam nagle, że robię się wilgotna. Chciałam dotknąć jego oczu, lecz nie śmiałam. Wiedział, że mu się przyglądam, ale nadal na mnie nie patrzył. Karmił mnie coraz wolniej, a mój oddech stawał się coraz bardziej nierówny; wreszcie ukląkł przede mną, pieszcząc ręką moje łono. Miał zimne opuszki palców. To była jego ręka – ręka, którą kochałam, uwielbiałam jej dotyk.
Kiedy dotknął mnie ustami, wydałam okrzyk zaskoczenia. Nie spodziewałam się, że to zrobi!
Był w przedziwnym nastroju, a ja doznawałam czegoś nieuchwytnego – był to najbardziej podniecający widok, jaki kiedykolwiek ukazał się moim oczom. Dzięki temu obrazowi człowiek ten będzie żył wiecznie. Przysłuchiwałam się wilgotnym odgłosom połączonych płynów; dźwięki te kazały mi myśleć, że ten mężczyzna mnie kocha. Nazwałam te nieuchwytne odczucia miłością.
Spędziłam długie popołudnie, grając rolę, której nie rozumiałam, lecz byłam zachwycona sposobem, w jaki się ze mną kochał. To właśnie nazywa się uprawianiem miłości, myślałam. Od tej pory kochaliśmy się w ten sposób zawsze i wszędzie, gdy tylko mieliśmy na to ochotę. Stwierdziłam, że moje ciało lubi tylko jego ręce i usta, i że są one pełne czułości. Nic innego nie było mi potrzebne.
Pewnego razu powiedział:
– To miejsce powinno ci dawać najwięcej przyjemności. Nazywają je wisienką. Ale u ciebie jest niewrażliwe.
– Może już ją zużyłam, bo bawiłam się nią zbyt często, kiedy byłam młodsza – odpowiedziałam.
Zaspokajał mnie ustami, nie prosząc o nic więcej; mówił, że na niczym innym mu nie zależy, że moje łono ma taki przyjemny zapach. Nie mogłam tego zrozumieć. Jak mógł uważać ten zapach za przyjemny?
– Czym tam pachnę? – spytałam go.
– Pachniesz swoim ciałem – ciałem, które ma wiele tajemnic – odrzekł.
– A jak pachnie moje ciało?
– Nikt nie wie, jak pachnie jego własne ciało. Ja znam twój zapach, a ty znasz mój. Lubię twój zapach.
Czasem grał mi na gitarze albo na skrzypcach. Zawsze bardzo się starałam zrozumieć jego muzykę.
– Masz w głowie za dużo śmieci – powiedział. – Musisz się ich pozbyć. Nie trzeba rozumieć muzyki; muzyka jest czymś najbliższym twojemu ciału.
Wyprowadziłam się z domu przyjaciela mojego ojca i wynajęłam małe zaniedbane mieszkanie. Mój gospodarz był taki jak wszyscy tutejsi mężczyźni – gapił się na mnie zachłannie, łypał lubieżnie i wrogo. Od razu zapytał, czy jestem prostytutką. Powiedział, że wszystkie dziewczyny, które przyjeżdżają z innych prowincji, to „kurczaki”, czyli dziwki. Odpowiedziałam, że nie jestem żadną dziwką i że przyjechałam z Szanghaju. On na to, że dziewczyny z Szanghaju są sprytne – wszystkie znajdują sobie żonatych facetów, którzy biorą je na utrzymanie. Są jeszcze gorsze od „kurczaków”.
Po raz pierwszy w życiu sama decydowałam o tym, gdzie zamieszkam, jak się ubiorę, jak będę wyglądała. Napisałam do ojca, że zamierzam zostać w tym mieście. Wysłał mi trochę pieniędzy i odpisał, że rzucił pracę i zaczął samodzielną działalność jako inżynier. Pisał, że okropnie trudno jest prowadzić własny interes, ale ponieważ przez całe życie ciężko pracował i mimo to ciągle jest biedny, postanowił, że najwyższy czas zacząć zarabiać dla siebie. Pod koniec listu stwierdził, że ma nadzieję, że uda mi się jakoś odnaleźć w tym mieście. Tak właśnie napisał: „odnaleźć się” – dokładnie pamiętam.
Kupiłam odtwarzacz CD i poprosiłam Saininga, żeby przywiózł mi z Hongkongu parę płyt z zachodnim rock and roiłem. Nie znałam wtedy nic oprócz Cui Jiana i sądziłam, że płyta Madonny którą dostałam od ojca, to właśnie rock and roli.
Saining przywiózł mi trochę marihuany – poczułam się, jakbym doświadczała jakiejś tajemniczej wolności. To był symbol innego życia. Uwielbiałam leżeć w łóżku z Sainingiem, palić trawkę i słuchać muzyki. Muzyka w jego pokoju miała w sobie jakąś czystość; to muzyka i trawka były kluczami, które otworzyły moją duszę. Doskonale mi to zrobiło. Wielkie głazy, które zasłaniały moje uszy, odsuwały się po trochu; wreszcie zaczęłam krążyć dłońmi w powietrzu, nasze palce poruszały się w takt muzyki, jakbyśmy sami ją tworzyli. To dopiero dawało kopa!
Czułam, że spotkało mnie wielkie szczęście. Słuchałam rock and rolla i paliłam marihuanę, i to w towarzystwie przystojnego, szalonego faceta. Czyż nie tego zawsze pragnęłam?
Spędzałam czas na gadaniu, słuchaniu muzyki, paleniu trawy i podjadaniu. Nie miałam ochoty na nic innego. W końcu prawie skończyły mi się pieniądze i doszłam do wniosku, że powinnam pomyśleć o znalezieniu sobie jakiejś roboty. Wyglądało jednak na to, że Saining zawsze ma pod dostatkiem kasy. Gdziekolwiek razem szliśmy, wydawaliśmy tylko jego pieniądze, i chociaż czułam się trochę zakłopotana, nie przeszkadzało mi to w dobrej zabawie. Pewnego dnia Saining powiedział:
– Wiesz, dlaczego tak mi się podobasz?
– Dlaczego? – spytałam.
– Bo jesteś takim samym leniem jak ja.
Któregoś dnia, gdy stanęłam pod drzwiami jego mieszkania, usłyszałam odgłosy uprawiania seksu. Nie byłam pewna, czy kobieta krzyczy z bólu, czy z rozkoszy, ale głos Saininga brzmiał zupełnie inaczej, niż kiedy był ze mną. Poczułam przemożne pragnienie zobaczenia ich, lecz nie wiedziałam, co robić, więc uciekłam.
Niewiele myśląc, pognałam ulicą do domu i wbiegłam po schodach na górę. Ledwie znalazłam się w swoim mieszkaniu, zadzwoniłam do niego. Nikt nie odpowiadał. Dzwoniłam i dzwoniłam; wreszcie Saining podniósł słuchawkę. „Wszystko słyszałam” – powiedziałam. „Muszę się z tobą spotkać natychmiast albo umrę. Będę za dziesięć minut”.
Читать дальше