Po wylądowaniu, kiedy odprowadzany ponurymi spojrzeniami pozostałych lotników szedł w tępym przygnębieniu złożyć raport wywiadowczy kapitanowi Blackowi, który siedział pod zielonym daszkiem namiotu odpraw, dowiedział się, że w namiocie czekają na niego pułkownik Cathcart i pułkownik Korn. W wejściu stał major Danby, wśród grobowej ciszy odpędzając gestami wszystkich innych. Yossarian ze zmęczenia ledwie powłóczył nogami i chciał czym prędzej zdjąć z siebie klejące się ubranie. Wchodził do namiotu odpraw w rozterce, nie bardzo wiedząc, jak się ustosunkować do Krafta i jego załogi, zginęli bowiem z dala od niego w samotnej i niemej męce, podczas gdy jego pochłaniał całkowicie ten sam wstrętny, bolesny dylemat – obowiązek czy wieczne potępienie.
Pułkownik Cathcart był wstrząśnięty wypadkiem.
– Dwa razy? – spytał.
– Za pierwszym razem nie zdążyłem wycelować – odpowiedział Yossarian nie podnosząc oczu.
Ich głosy pobrzmiewały słabym echem w długim i wąskim pomieszczeniu.
– Ale drugi raz? – powtórzył pułkownik Cathcart z jawnym niedowierzaniem.
– Za pierwszym razem nie zdążyłem wycelować – powtórzy! Yossarian.
– Ale Kraft by nie zginął.
– I most stałby nadal.
– Dobrze wyszkolony bombardier powinien rzucić bomby za pierwszym razem – przypomniał mu pułkownik Cathcart. – Pięciu pozostałych bombardierów zrzuciło bomby za pierwszym razem.
– I nie trafili – powiedział Yossarian. – Musielibyśmy lecieć tam jeszcze raz.
– I wtedy może trafilibyście za pierwszym razem.
– Albo nie trafiłbym wcale.
– Ale może obeszloby się bez strat.
– A może byłyby większe straty i most stałby nadal. Myślałem, że chodzi o zniszczenie tego mostu.
– Nie sprzeczajcie się ze mną – powiedział pułkownik Cathcart. – Jesteśmy w wystarczająco trudnej sytucji.
– Ja się nie sprzeczam, panie pułkowniku.
– Jak to nie? Nawet teraz się sprzeczacie.
– Tak jest, panie pułkowniku. Przepraszam, panie pułkowniku.
Pułkownik Cathcart z chrzęstem wyłamywał sobie palce. Pułkownik Korn, przysadzisty, czarniawy, sflaczały mężczyzna z ciastowatym brzuchem, siedział całkowicie rozluźniony na jednej z ławek pierwszego rzędu, z dłońmi splecionymi wygodnie na czubku łysej, opalonej głowy. Jego oczy za połyskującymi okularami bez oprawek zdradzały rozbawienie.
– Staramy się być w tej sprawie całkowicie obiektywni – podpowiedział pułkownikowi Cathcartowi.
– Staramy się być w tej sprawie całkowicie obiektywni – powiedział pułkownik Cathcart z zapałem, jakby nagle doznał olśnienia. – Nie jestem bynajmniej sentymentalny czy coś z tych rzeczy. Guzik mnie obchodzą ludzie i samolot. Chodzi o to, że to tak parszywie wygląda w raporcie. Jak mam coś takiego zatuszować w raporcie?
– Może mi pan dać medal – zaproponował Yossarian nieśmiało.
– Za to, że nalatywaliście dwukrotnie?
– Dał pan medal Joemu Głodomorowi, kiedy przez pomyłkę strącił samolot.
Pułkownik Cathcart roześmiał się ponuro.
– Będziecie mieli szczęście, jeżeli nie postawimy was przed sądem polowym.
– Ale przecież za drugim razem zniszczyłem most – obruszył się Yossarian. – Myślałem, że chciał pan, żeby go zburzyć.
– O, sam już nie wiem, czego chciałem – zawołał pułkownik Cathcart ze złością. – Słuchajcie, oczywiście chciałem zniszczyć ten most. Miałem z nim same kłopoty, odkąd postanowiłem wysłać was, żebyście go zbombardowali. Ale dlaczego nie mogliście tego zrobić za pierwszym razem?
– Miałem za mało czasu. Mój nawigator nie był pewien, czy jesteśmy nad właściwym miastem.
– Nad właściwym miastem? – zdumiał się pułkownik Cathcart. – Czy chcecie teraz wszystko zwalić na Aarfy'ego?
– Nie, panie pułkowniku. To była moja wina, że pozwoliłem się zagadać. Chcę tylko powiedzieć, że nie jestem nieomylny.
– Nie ma ludzi nieomylnych – stwierdził pułkownik Cathcart stanowczo i po chwili namysłu dodał jakby w uzupełnieniu: – Nie ma też ludzi niezastąpionych.
Nikt nie zaprotestował. Pułkownik Korn przeciągnął się leniwie.
– Musimy podjąć jakąś decyzję – rzucił od niechcenia pod adresem pułkownika Cathcarta.
– Musimy podjąć jakąś decyzję – powiedział pułkownik Cathcart do Yossariana. – A wszystko to wasza wina. Dlaczego zachciało się wam nalatywać powtórnie? Dlaczego nie mogliście zrzucić bomb za pierwszym razem, jak wszyscy inni?
– Za pierwszym razem nie zdążyłem wycelować.
– Wygląda na to, że my też nawracamy drugi raz – przerwał im pułkownik Kom parskając śmiechem.
– Więc co mamy z nim zrobić? – zawołał w udręce pułkownik Cathcart. – Ludzie czekają przed namiotem.
– Dlaczego właściwie nie mielibyśmy dać mu medalu? – zaproponował pułkownik Korn.
– Za to, że powtórnie podchodził do bombardowania? Za co mamy mu dać ten medal?
– Za to, że powtórnie podchodził do bombardowania – odpowiedział pułkownik Korn uśmiechając się z zadowoleniem do swoich myśli. – Ostatecznie trzeba było niemałej odwagi, żeby nalatywać na cel powtórnie, kiedy w pobliżu nie było innych samolotów, odwracających uwagę artylerii przeciwlotniczej. A poza tym zniszczył przecież most. Wie pan, to może być rozwiązanie: chwalić się głośno czymś, czego powinniśmy się wstydzić. To jest sposób, który nigdy nie zawodzi.
– Myśli pan, że to się uda?
– Jestem pewien. I na wszelki wypadek awansujemy go jeszcze na kapitana.
– Czy nie sądzi pan, że posuwamy się dalej, niż to konieczne?
– Nie, nie sądzę. Lepiej się zabezpieczyć, a stopień kapitana nie robi większej różnicy.
– Dobrze – podjął decyzję pułkownik Cathcart. – Damy mu medal za to, że miał odwagę wrócić na cel. I awansujemy go na kapitana. Pułkownik Korn sięgnął po czapkę.
– “Wychodzą uśmiechnięci" – zażartował i kiedy wychodzili, objął Yossariana ramieniem.
W czasie nalotu na Bolonię Yossarian nie miał odwagi, żeby nalatywać na cel nawet raz, i kiedy znalazł się wreszcie w powietrzu, w kabinie dziobowej samolotu Kida Sampsona, wcisnął guzik swojego laryngofonu i spytał:
– No i jak? Co nawala w samolocie? Kid Sampson wrzasnął:
– Czy coś nawala w samolocie? Co się dzieje?
Okrzyk Kida Sampsona zmroził Yossarianowi krew w żyłach.
– Czy coś nawala? – wrzasnął przerażony. – Wyskakujemy?
– Nie wiem! – krzyknął Kid Sampson kwiląc z podniecenia. – Ktoś powiedział, że mamy skakać. Kto to był? Kto to powiedział?
– Mówi Yossarian z kabiny dziobowej! Tu Yossarian. Słyszałem, jak mówisz, że coś nawala. Czy to nie ty powiedziałeś, że coś nawala?
– Myślałem, że to ty powiedziałeś, że coś nawala. Chyba wszystko jest w porządku. Tak, wszystko w porządku.
Yossarianowi serce zamarło. Było bardzo źle, skoro wszystko było w porządku i nie mieli żadnego pretekstu, żeby zawrócić. Przeżył chwilę ponurego wahania.
– Nie słyszę cię – powiedział.
– Powiedziałem, że wszystko jest w porządku.
Słońce odbijało się oślepiająco w porcelanowo błękitnej wodzie w dole i na lśniących krawędziach innych samolotów. Yossarian chwycił pęk kolorowych przewodów prowadzących do gniazdka telefonu pokładowego i wyrwał je.
– Nadal cię nie słyszę – powtórzył.
Rzeczywiście nic nie słyszał. Powoli spakował swój mapnik, wziął trzy kamizelki przeciwodłamkowe i przeczołgał się do przedziału głównego.
Читать дальше