Joseph Heller - Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”

Здесь есть возможность читать онлайн «Joseph Heller - Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Autobiograficzne dzieło ukazujące życie autora od dzieciństwa spędzonego na Coney Island, poprzez służbę w lotnictwie, studia, pracę i małżeństwo aż do wielkiej kariery literackiej zapoczątkowanej spektakularnym sukcesem ''Paragrafu 22''.

Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22” — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Szkoła znajdowała się dość daleko i po raz pierwszy w naszym krótkim życiu znaleźliśmy się w tej samej klasie z mieszkańcami innych części świata, jeśli nawet te inne części świata były tylko dzielnicami Brooklynu, sąsiadującymi z naszą. Spotkaliśmy tam chłopców i dziewczęta z włoskiej części Coney Island; a oprócz nich uczniów z pogranicznych terytoriów, które były dla nas z początku tak samo obce jak Alaska. Uczniowie z pobliskiego Brighton, również Żydzi, specjalnie się od nas nie różnili – dziewczęta były może trochę lepiej ułożone, ale chłopcy tak samo rozwydrzeni i źle wychowani jak my, za to lepsi w sportach, bo mieli lepszych trenerów. Pływanie nago raz w tygodniu w szkolnym basenie było udręką, której nic nie usprawiedliwia. Jedynymi, którym to najwyraźniej nie przeszkadzało, byli faceci z wielkimi fiutami. Do szkoły mieliśmy z domu ponad trzy mile, za daleko, żeby iść piechotą, jeśli nie mieliśmy na to ochoty, a z wyjątkiem kilku ożywczych popołudni na wiosnę, raczej jej nie mieliśmy. Jechaliśmy naszym tramwajem Surf Avenue do dzielnicy rozrywkowej, skręcaliśmy w Neptun Avenue i wysiadaliśmy na rogu, prawie przy samej szkole. Mieszkańcy Sea Gate mieli dłuższą drogę, bo najpierw musieli pieszo albo wewnętrznym autobusem wydostać się ze swojej enklawy. Za kilka miedziaków tygodniowo więcej mogliśmy jeździć w tę i z powrotem autobusem, który odchodził każdego ranka z przystanku na Mermaid Avenue i każdego popołudnia wracał w to samo miejsce. Autobusy były prywatne; szkoła, chociaż położona daleko, nie brała żadnej odpowiedzialności za dostarczenie nas na miejsce. Kiedy tam ostatnio zajrzałem, znajomy z pobliskiego klubu, niejaki Novack, zarabiał nieźle na życie jako właściciel jednego, a może większej liczby szkolnych autobusów.

Szkoła, mimo że duża i względnie nowa, była już przepełniona i w pierwszej klasie musieliśmy się wszyscy uczyć w filii poza terenem Lincoln High. Zajmowała dwa najwyższe piętra w typowej publicznej podstawówce z czerwonej cegły, z białymi kamiennymi obramowaniami okien. Roiło się tam od chłopców i dziewcząt, młodych mężczyzn i kobiet, reprezentujących dziwną i czasami wybuchową mieszankę grup etnicznych i zawodowych, z którymi się wcześniej nie zetknęliśmy. Tworzyliśmy razem nader różnorodną zbieraninę. Pamiętam, że wszyscy byliśmy biali. Szkoła znajdowała się w nie znanej nam bliżej włoskiej dzielnicy i w jej pobliżu poruszaliśmy się dość ostrożnie.

Na szczęście nie musieliśmy nigdzie daleko chodzić: włoski sklep spożywczy, w którym kupowaliśmy za pięć centów nasze pierwsze wielkie sandwicze z włoskim salami, kiełbasą albo szynką na włoskim chlebie, stał po drugiej stronie ulicy, a zaledwie kilka przecznic dalej jeździły nowoczesne tramawaje, do których przesiadaliśmy się z naszych.

W filii Lincoln High, a potem w głównym budynku szkoły, chodziliśmy do jednej klasy z uczniami, których, z kilkoma wyjątkami, nie znaliśmy wcześniej i którzy nie znali się dobrze wzajemnie. Zawiązujące się liczne nowe znajomości oraz fakt, że wybieraliśmy różne zajęcia fakultatywne, przyczyniły się do osłabienia naszych układów towarzyskich z Coney Island. Jako język obcy większość wybrała początkowo hiszpański wierząc, że okaże się łatwiejszy od francuskiego lub niemieckiego; dwie osoby zdecydowały się na łacinę (w tym syn miejscowego aptekarza, w nadziei, że kiedyś zostanie lekarzem, co mu się zresztą udało). Chłopcy, poza kilkoma, szli na kierunek akademicki; miał ich przygotować do studiów wyższych, na które prawie nikt się wtedy nie wybierał; dziewczęta, choć nie tak gremialnie, wybierały, podobnie jak moja siostra Sylvia, kierunek ekonomiczny, który nieuchronnie kierował je ku tradycyjnym zawodom sekretarki albo księgowej. Ja zarezerwowałem sobie czas na kurs maszynopisania. Mimo że najbliższa maszyna do pisania znajdowała się w mieszkaniu Irvinga Kaisera piętro niżej, czułem w głębi duszy, że jeśli kiedykolwiek odniosę sukces jako zahartowany w boju reporter, dramaturg lub powieściopisarz, mogę odnieść go szybciej, umiejąc pisać na maszynie. Byłem jednym z nielicznych chłopców na sali pełnej dziewcząt, których nigdy przedtem nie spotkałem. Miałem ochotę na te nich, które ubierały się w obcisłe spódniczki i sweterki (obawiam się, że mi to pozostało; dzisiaj mam ochotę na dziewczyny, które pokazują się w reklamach w obcisłych sukienkach), i nie zakochałem się w żadnej.

Kiedy się nad tym teraz zastanawiam, dziwi mnie mój kompletny brak zainteresowania pracą w szkolnej gazetce „Lincoln Log", czy publikowaniem tekstów w ichnim pisemku literackim, „Cargoes". Seymourowi Ostrowowi, który również zamierzał zostać twardym dziennikarskim wygą i który później, po wojnie, został kryminalnym prawnikiem o miękkim sercu, udało się wkręcić w charakterze reportera do „Lincoln Log"; ja nawet nie próbowałem. Kilku ludzi, z którymi się zaprzyjaźniłem i którzy udzielali się intensywnie w „Cargoes", rozprawiało ze sobą swobodnie o pisarzach, takich jak: Chaucer, Keats i Yeats; nie sądzę, bym kiedykolwiek wcześniej słyszał te nazwiska. Mimo to byłem stale zaabsorbowany, chociaż nie owocowało to szczególną produktywnością ani też biegłością literacką, pisaniem opowiadań oraz sarkastycznych i dowcipnych (moim zdaniem) esejów. Nie chciałem, żeby wiedział o nich ktokolwiek związany z naszym pismem literackim. Pan Grumet zachęcał do tego rodzaju twórczych prób na swoim zaawansowanym kursie angielskiego, zadając do opracowania różne tematy, i z jego pomocą dawałem sobie jakoś radę. Moim ulubionym autorem nie był wówczas Chaucer, Keats ani Yeats, lecz Damon Runyon, o którym wielu ludzi -jeśli w ogóle wiedzą, kto to taki – nie ma zbyt wysokiego mniemania. Ulubionymi humorystami (rekomendowanymi przez Księcia Danny'ego jako Benchley i Wodehouse, tak jakby każdy człowiek pod słońcem znał ich imiona) stali się później Robert Benchley i P. G. Wodehouse; ich lektura stanowiła źródło prawie niewyczerpanych rozkoszy. A miejscem, w którym szukałem najlepszych utworów współczesnej literatury amerykańskiej, był magazyn „Collier's" – do chwili gdy przyjaciółka mojej siostry, dowiedziawszy się od Sylvii, że dużo czytam i interesuję się pisarstwem, dała mi w prezencie wybór opowiadań Irvina Shawa w twardej okładce pod tytułem „Marynarz z Bremen zszedł na ląd". Moje ambicje stały się wtedy poważniejsze, a nadzieje na natychmiastową i olbrzymią sławę bardziej umiarkowane. To chyba właśnie wtedy, po poznaniu Irvina Shawa, zaczęły się moje nie kończące się boje z redakcją „New Yorkera", który publikował często jego utwory.

Niezależnie od obaw przed odrzuceniem moich tekstów przez magazyn literacki i manifestowanej na zewnątrz obojętnej niechęci, w roku 1939, kiedy miałem szesnaście lat i wciąż chodziłem do szkoły, a Rosja napadła na Finlandię, napisałem krótkie opowiadanie o wojnie i młodym bohaterskim fińskim żołnierzu, który broni swego posterunku przed przeważającymi siłami czerwonych, imając się sprytnych, nie pamiętam już jakich, forteli. Nie pokazywałem tego tekstu nikomu. Po wielu godzinach żmudnej pracy i licznych poprawkach, które wynikały ze stałego wzbogacania się mego słownictwa, przepisałem opowiadanie na białym papierze na starej maszynie do pisania w mieszkaniu Irvinga Kaisera. Moim zdaniem było wspaniałe. Nie tylko je napisałem, lecz zaproponowałem – wysyłając pocztą – magazynom „Collier's", „Liberty", a także nowojorskiej „Daily News", naszej lokalnej gazecie o sporym nakładzie, która w tamtym czasie również publikowała krótkie formy literackie.

Nie zostało przyjęte.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”»

Обсуждение, отзывы о книге «Teraz i Wtedy. Od Coney Island do „Paragrafu 22”» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x