Zgromadzeni – z których wielu zagubiło się w medycznej terminologii używanej przez wybitnego lekarza – poruszyli się niespokojnie. Minister spraw wewnętrznych, pragnąc, by w czasie konferencji przedstawiano możliwie jak najwięcej opinii, poprosił o wypowiedź siedzącego obok neurochirurga – psychiatrę, który szybko i jasno wytłumaczył donośnym, choć uspokajającym głosem, na czym polegają dwie główne psychozy ludzi z zaburzeniami emocjonalnymi. W psychozie maniakalno-depresyjnej nastrój pacjenta przechodzi z głębokiej depresji w obłęd, co mogłoby tłumaczyć podobną do transu łagodność ofiar w ciągu dnia i nieposkromioną potrzebę zabijania nocą. Jednak leczenie tych ludzi poprzez podawanie leków, takich jak lit, nie przynosi żadnych rezultatów. Drugą psychozą jest schizofrenia, atakująca przede wszystkim osoby z dziedzicznym zaburzeniem metabolizmu. Główne jej symptomy to irracjonalny sposób myślenia, zaburzenia emocjonalne i niepowodzenia w kontaktach z innymi ludźmi – wszystkie te objawy występują u ofiar ostatnich wydarzeń. Fenotiazyny, stosowane także jako środki uspokajające, i inne leki podawane ofiarom nie odniosły żadnego skutku. Jak dotąd nie zastosowano terapii wstrząsowej, lecz psychiatra wyraził swoje wątpliwości co do skuteczności tej metody. Alternatywą, gwarantującą sukces, byłoby przeprowadzenie leukotomii w każdym przypadku, co naturalnie nie jest możliwe przy takiej liczbie ofiar. Z powagą spojrzał na ministra spraw wewnętrznych i członków jego pospiesznie utworzonego „komitetu kryzysowego”, którzy siedzieli za długim stołem na małej estradzie, i milczał, aż minister uświadomił sobie, że psychiatra nie ma już nic więcej do powiedzenia. Wtedy właśnie członek organizacji pod nazwą Grupa Ratująca Duchowe Granice Wspólnoty powstał i poinformował obecnych, że zjawisko obserwowane w Londynie jest tylko dużym zgromadzeniem bezcielesnych istnień, które nie wiedzą, że są martwe i wciągają w ten chaos innych. Niszczycielskie akty przemocy, które popełniali opętani, spowodowane były strachem odczuwanym przez zagubione dusze. Poprosił, aby pozwolono mediom poprowadzić dalej udręczone dusze i pomóc im porzucić ich ziemskie więzy. W tym momencie Bishop uznał, że musi się czegoś napić.
Wycofywał się z sali konferencyjnej najdyskretniej, jak mógł, przepychając się przez tłum dziennikarzy wypełniający tył sali. Bar hotelowy był pusty i samotny barman z ulgą powitał gościa. Bishop nie był jednak w nastroju do rozmowy. Szybko wypił pierwszą szkocką, następną sączył powoli.
Zebranie odbywało się w hotelu należącym do Centrum Konferencyjnego w Birmingham – ogromnego kompleksu sal wystawowych i pomieszczeń konferencyjnych. Centrum położone było właściwie parę mil od miasta, ale łatwo można było się do niego dostać z autostrady Ml. Władze uznały za zbyt ryzykowne zwołanie takiej konferencji w Londynie, który był zapewne dogodniejszym po temu miejscem; co prawda niebezpieczeństwo groziło tylko nocą, ale nie można było przewidzieć rozwoju sytuacji w stolicy. Obawiano się, że rozmaite organizacje zrezygnowałyby z uczestnictwa w generalnej debacie, gdyby miała się ona odbyć w strefie zagrożenia. W każdym razie, jak powiedział szef sztabu, generał nie zwołuje narady wojennej na polu bitwy! Gdy Bishop rankiem przybył z Jacobem Kulekiem, Jessiką i Edith Metlock, hol hotelowy wypełniały hałaśliwe grupy naukowców, ekspertów medycznych i parapsychologów. Na zewnątrz był jeszcze większy tłum dziennikarzy, wielu z nich przybyło z różnych stron świata. Bishop nie miał pewności, czy konferencję zorganizowano dla zamydlenia oczu opinii publicznej i pokazania, że rząd podejmuje jakieś działania, czy też z czystej desperacji, ponieważ nie mieli żadnego pomysłu rozwiązania tego problemu. Pewnie, pomyślał, z obu powodów.
Jacob Kulek został doradcą specjalnego komitetu antykryzysowego, a jego instytut stał się niespodziewanie nieomal filią administracji państwowej. Jak kiedyś Winston Churchill wprowadził biuro okultystyczne do tajnych służb podczas drugiej wojny światowej, tak teraz minister spraw wewnętrznych przyjął do swego resortu podobną, jak mu się zdawało, organizację. Rząd nie był przekonany, że wydarzenia mają związek ze zjawiskami paranormalnymi, ale nie mogąc znaleźć żadnego innego rozwiązania, nie wykluczał takiej możliwości. Stąd ta konferencja z rozmaitymi grupami ekspertów. W Londynie obecnie radzono sobie z „problemem”, ale miasto było zbyt rozległe, aby na dłuższą metę udało się utrzymać w nim porządek. Co noc wybuchały nowe niepokoje, każdego ranka znajdowano nowe, kulące się ze strachu ofiary. Obserwowano wyjścia z kanałów.
Nikt nie wie, jak długo jeszcze policja i wojsko będzie w stanie panować nad sytuacją; nocne obowiązki zaczynały być tak samo uciążliwe jak te w ciągu dnia. Ile jeszcze ofiar dotkniętych lub zarażonych – nikt nie był pewny, jakie jest prawidłowe określenie – przez Ciemność można utrzymać pod kluczem: to kolejny problem wymagający natychmiastowego rozwiązania. Exodus stałych mieszkańców Londynu był jak dotąd stosunkowo niewielki, ale niepokój budził nagły napływ nowych przybyszów. Dlaczego mężczyźni i kobiety tłumnie przybywają do miasta, gdzie na ulicach czai się nocą takie niebezpieczeństwo? I dlaczego tak wiele osób lekceważy nakaz zapalania świateł? Wyglądało to tak, jakby niektórzy z nich chętnie witali zjawisko, które nazwano Ciemnością. Bishop siedział w barze, próbując zrozumieć niezrozumiałe. Czy mają do czynienia z kryzysem, który można przezwyciężyć metodami naukowymi, czy też jego źródło tkwi w zjawiskach paranormalnych, a zatem można by zeń wybrnąć szukając rozwiązań w sferze psychiki? On sam miał wrażenie, że niebawem odkryją zdecydowany związek między tymi dwiema dziedzinami.
Opróżnił szklankę i skinął na barmana, prosząc o następną.
– Też bym się napiła – doszedł go głos z tyłu.
Bishop odwrócił się i ujrzał wchodzącą do baru Jessikę. Usadowiła się obok niego na stołku; zamówił dla niej whisky.
– Zauważyłam, jak wychodziłeś z sali – powiedziała. – Zastanawiałam się, czy nic ci nie jest. Skinął głową.
– Po prostu jestem zmęczony. Ta dyskusja do niczego nie prowadzi. Za dużo osób zajmuje się tą sprawą.
– Chcą uzyskać jak najwięcej opinii.
– Nie wydaje ci się, że niektóre z nich są dość ekscentryczne? Podsunął Jessice szklankę.
– Z wodą? – spytał.
Odmówiła ruchem głowy i pociągnęła łyk szkockiej.
– Zgadzam się, że niektórzy są fanatyczni w swoich poglądach, ale inni cieszą się sporym autorytetem wśród badaczy zjawisk metapsychicznych.
– Myślisz, że coś z tego może nam pomóc? Jak, do diabła, można walczyć z czymś, co nie ma materialnej postaci?
– Do niedawna nie wiedziano, że bakterie są żywymi organizmami. Dymienica morowa była z początku uważana za dzieło diabła.
– Myślałem, że ty też w to wierzysz.
– W pewnym sensie, tak. Wydaje mi się jednak, że używamy błędnej terminologii. Wiele osób wyobraża sobie diabła jako stworzenie z rogami i długim widlastym ogonem albo przynajmniej jako żywą istotę, która co jakiś czas wyskakuje z bram piekła i sieje zniszczenie. Dziwne, że Kościół nie uczynił nic, aby przeciwstawić się takim wierzeniom!
– I za tym wszystkim stoi diabeł?
– Już ci powiedziałam, że używamy błędnych określeń. Diabeł jest w nas, Chris, tak samo jak Bóg. Bishop westchnął znużony.
– Jesteśmy Bogiem, jesteśmy diabłem? – w jego głosie dźwięczała pogarda.
– Są w nas siły dobra i zła. Bóg i diabeł to tylko symboliczne nazwy abstrakcji.
Читать дальше