– Pamiętasz tę wróżkę z Nevady? – zagaduję. Widzę, że nie kojarzy, o czym mówię, więc ciągnę temat: – To było, kiedy mieliśmy jeszcze chevroleta. Jechaliśmy przez Nevadę i w połowie drogi zabrakło nam benzyny. Musiałem iść szukać jakiejś stacji, a ty nie chciałaś zostać sama w samochodzie…
Za dziesięć dni ty wciąż będziesz błąkał się po własnych śladach, a tymczasem mnie tutaj rozdziobią sępy, powiedziała Sara, ruszając w drogę u mojego boku. Musieliśmy cofnąć się sześć kilometrów do stacji benzynowej, którą minęliśmy po drodze, nędznego baraku zamieszkanego przez starszego jegomościa – właściciela – i jego siostrę, która twierdziła, że potrafi przepowiadać przyszłość. Sara bardzo chciała sobie powróżyć, ale ja miałem tylko dziesięć dolarów, a wizyta u tej wróżki kosztowała pięć. Kupimy mniej benzyny, powiedziała Sara, i zapytamy ją, kiedy się skończy. Jak zawsze, dałem się jej przekonać.
Madame Agnes była niewidoma. Wyglądała tak, że można by straszyć nią dzieci: miała kataraktę na oczach, które przypominały bezchmurne lazurowe niebo. Dotknęła twarzy Sary powykrzywianymi palcami, żeby odczytać przyszłość z układu kości, i powiedziała, że widzi trójkę dzieci i długie życie, ale że to nie wystarczy. Sara, rozzłoszczona taką przepowiednią, zaczęła dopytywać się o sens tych słów. Madame Agnes wyjaśniła, że przyszłość jest jak glina, którą w każdej chwili można ugnieść i nadać jej inny kształt; da się to jednak zrobić wyłącznie z własną przyszłością, bo na los innych wpływu mieć nie można. Ale niektórym ludziom to nie wystarczy.
Potem położyła dłonie na mojej twarzy i powiedziała tylko: „Oszczędzaj się”.
Jeśli chodzi o benzynę, miała nam się skończyć zaraz za granicą Kolorado. I tak się stało.
Znów siedzimy w pokoju szpitalnym. Sara patrzy na mnie pustym wzrokiem.
– To my byliśmy kiedyś w Nevadzie? – dziwi się. Po chwili potrząsa głową. – Musimy pogadać. Jeśli Anna do poniedziałku nie zmieni zdania, muszę wiedzieć, jak będziesz zeznawał.
– Zdecydowałem się już – opuszczam głowę. – Poprę wniosek Anny.
– Co takiego?
Rzuciwszy szybko okiem, czy Kate się nie obudziła, usiłuję znaleźć słowa wyjaśnienia.
– Saro, uwierz mi, że długo nad tym myślałem. Doszedłem do wniosku, że jeśli Anna nie chce być dłużej dawcą dla Kate, musimy to uszanować.
– Jeżeli weźmiesz stronę Anny, sędzia stwierdzi, że jedno z rodziców popiera jej wniosek i orzeknie na jej korzyść.
– Wiem o tym – odpowiadam. – Inaczej po co miałbym to robić?
Wpatrujemy się sobie w oczy. Brak nam słów. Nie chcemy myśleć o tym, co nas czeka na końcu każdej z tych dróg.
– Saro – przerywam w końcu to milczenie – czego ty chcesz ode mnie?
– Chcę patrzeć na ciebie i przypomnieć sobie, jak było kiedyś. – Jej słowa są niewyraźne, zdławione. – Chcę, żeby było tak jak dawniej. Pomóż mi, Brian.
Ale ta Sara to już nie jest tamta kobieta, którą znałem. To nie jest marzycielka, która biegła przez prerię i liczyła norki piesków preriowych, która czytała na głos ogłoszenia matrymonialne samotnych kowbojów, a w najciemniejszej głębinie nocy mówiła mi, że będzie mnie kochać, dopóki księżyc wschodzi na niebie.
Szczerze mówiąc, ja też nie jestem już tym samym człowiekiem. Tamten mężczyzna słuchał Sary. Tamten mężczyzna jej wierzył.
SARA
2001
Siedzę na kanapie w dużym pokoju. Czytam jedną część gazety, a Brian, siedzący obok mnie, drugą. Wchodzi Anna.
– Jak obiecam wam, że będę kosić trawnik, dopóki nie wyjdę za mąż – mówi – to dostanę teraz sześćset czternaście dolarów i dziewięćdziesiąt sześć centów?
– Na co? – pytamy jednym głosem.
Anna przestępuje z nogi na nogę.
– Potrzebuję trochę kasy.
Brian składa stronę z wiadomościami krajowymi.
– Jakoś nie wydaje mi się, żeby dżinsy firmy Gap aż tak podrożały.
– Wiedziałam, że tak będzie – burczy Anna, zbierając się do wyjścia.
– Zaczekaj. – Pochylam się, opieram łokcie na kolanach. – Co chcesz za to kupić?
– Czy to aż takie ważne?
– Anno – odpowiada Brian – nie możemy dać ci tylu pieniędzy, nie wiedząc, na co pójdą.
Anna namyśla się przez chwilę.
– Chcę coś kupić na e – Bay.
Moja córka, dziesięciolatka, zagląda na e – Bay?
– No dobrze. – Westchnęła ciężko. – Są do sprzedania parkany bramkarskie.
Spoglądam na męża, ale on też nic z tego nie rozumie.
– Takie do hokeja? – pyta Brian.
– Ee… no… tak.
– Przecież ty nie grasz w hokeja – zauważam. Anna czerwieni się, a do mnie w tym momencie dociera, że mogę się mylić.
Brian domaga się wyjaśnień.
– Kilka miesięcy temu – zaczyna Anna – przejeżdżałam na rowerze obok lodowiska do hokeja. Spadł mi łańcuch i zsiadłam. Na lodzie ćwiczyła drużyna juniorów, ale nie mieli bramkarza, bo się rozchorował. Trener powiedział, że jak stanę na bramce, to da mi pięć dolarów. Pożyczyłam strój i sprzęt tamtego chorego chłopaka i… no… całkiem nieźle mi poszło. Było fajnie. I teraz tam chodzę. – Anna uśmiecha się z zażenowaniem. – Trener zaproponował mi, żebym zagrała z nimi w turnieju. Byłabym pierwszą dziewczyną w drużynie. Ale muszę mieć własny sprzęt.
– Za sześćset czternaście dolarów?
– I dziewięćdziesiąt sześć centów. Ale to są same parkany, a potrzebne mi jeszcze bodiczki, łapaczka, rękawica na prawą rękę i maska. – Spogląda na nas wyczekująco.
– Musimy się zastanowić – odpowiadam.
Anna wychodzi, mamrocząc pod nosem coś, co brzmi jak: „Tak myślałam”.
– Wiedziałaś, że ona gra w hokeja? – pyta Brian.
Potrząsam przecząco głową. Ciekawe, zastanawiam się, jakie jeszcze sekrety moja córka skrywa przed nami.
Pięć minut przed wyjściem na pierwszy mecz Anny Kate oświadcza, że nigdzie nie pójdzie.
– Mamo, nie – błaga. – Zobacz, jak ja wyglądam.
Kate dostała niedawno złośliwej wysypki. Jej policzki, dłonie, podeszwy stóp i klatkę piersiową pokrywają małe czerwone kropki, a do tego całą twarz ma spuchniętą od sterydów, którymi się to leczy. Jej skóra jest szorstka i pogrubiała.
Te objawy są wizytówką choroby Graf ta, czyli reakcji „przeszczep przeciwko gospodarzowi”, która nastąpiła u Kate po przeszczepie szpiku kostnego. Od czterech lat choroba ta objawia się co jakiś czas w najbardziej niespodziewanych momentach. Szpik kostny to narząd, który po przeszczepie ciało może odrzucić, tak samo jak serce czy wątrobę. Czasami jednak dzieje się tak, że to szpik przestaje tolerować organizm, w którym się znajduje.
Ma to swoje dobre strony, mianowicie takie, że choroba Grafta zagraża także komórkom rakowym; doktor Chance nazywa to „chorobą przeszczep przeciwko białaczce”. Gorsze natomiast są jej objawy: przewlekła biegunka, żółtaczka, ograniczenie ruchliwości stawów, uszkodzenia i stwardnienie tkanki łącznej. Zdążyłam już przywyknąć do tych sensacji i znoszę je ze spokojem, ale kiedy objawy są tak silne jak dziś, pozwalam Kate nie iść do szkoły. Dziewczyna ma trzynaście lat, a w tym wieku wygląd jest najważniejszy. Szanuję wolę Kate, bo moja córka nie jest próżna.
Ale nie mogę zostawić jej samej w domu, a przecież obiecałyśmy Annie, że przyjdziemy popatrzeć, jak gra.
– Dla twojej siostry to jest bardzo ważna sprawa – tłumaczę.
W odpowiedzi Kate rzuca się na kanapę i zakrywa twarz poduszką.
Читать дальше