– Och, David – szepnęła Rose. – Tak bardzo się martwiliśmy.
Położyła mu dłoń na policzku i delikatnie pogładziła. Nie mogła powstrzymać łez, ale widział, że jest szczęśliwa.
– Rose – powiedział David.
Pochyliła się do niego.
– Tak, David, o co chodzi?
Ujął jej dłoń w swoją.
– Przepraszam – powiedział.
A potem zapadł w miękki sen i nic mu się nie śniło.
O wszystkim, co utracono, i o wszystkim, co zostało odnalezione
W następnych dniach ojciec Davida często opowiadał o tym, jak mało brakowało, by go utracili. Po katastrofie nie mogli go początkowo znaleźć i kiedy nie pozostał po nim nawet ślad, byli przekonani, że spłonął żywcem we wraku. Bali się, że mógł zostać porwany. Przeszukiwali dom, ogrody, las i wreszcie pola – wspomagani przez przyjaciół, policję, a nawet przez obcych ludzi, których niepokoił ich ból. Wrócili do jego pokoju w nadziei, że zostawił tam jakiś ślad, gdzie się wybiera. W końcu za murem starego ogrodu znaleźli ukryte miejsce, a on leżał tam w kurzu. Udało mu się jakoś przedostać przez szczelinę w murze i potem został uwięziony przez gruz i szczątki samolotu.
Lekarze powiedzieli, że przeżył kolejny ze swoich ataków, być może w wyniku wstrząsu wywołanego przez katastrofę, i zapadł po nim w śpiączkę. Spał przez wiele dni, aż do ranka, gdy się przebudził i wypowiedział imię Rose. Jednak nawet wtedy nie można było w pełni wytłumaczyć pewnych aspektów jego zniknięcia – co w ogóle robił w ogrodzie i skąd wzięły się blizny na jego ciele. Wszyscy jednak cieszyli się z jego powrotu i nie powiedzieli mu ani jednego złego słowa. Znacznie później, kiedy niebezpieczeństwo minęło i David wrócił do swojego pokoju, Rose i ojciec w nocy w łóżku rozmawiali o tym, jak bardzo to zdarzenie zmieniło Davida. Stał się jednocześnie cichszy i bardziej uważający w stosunku do innych, bardziej czuły dla Rose, lepiej rozumiał jej problemy ze znalezieniem własnego miejsca w życiu dwóch mężczyzn: Davida i jego ojca; mocniej reagował na nagł e hałasy i potencjalne zagrożenia, lecz stał się bardziej opiekuńczy w stosunku do słabszych od siebie, zwłaszcza swego przyrodniego brata, Georgiego.
Mijały lata i David wyrósł na mężczyznę. Dla niego stało się to zbyt wolno, a dla ojca i Rose stanowczo za szybko. Georgie też wyrósł i razem z Davidem byli sobie tak bliscy, jak tylko mogą być bracia, nawet gdy Rose i ich ojciec rozstali się, jak czasem czynią dorośli. Rozwiedli się w przyjaźni i żadne z nich już nigdy nikogo nie poślubiło. David studiował na uniwersytecie, a jego ojciec znalazł niewielki domek nad strumieniem, w którym po przejściu na emeryturę mógł łowić ryby. Rose i Georgie mieszkali razem w dużym starym domu i David często ich tam odwiedzał, sam lub z ojcem. Jeśli tylko miał czas, zaglądał do swojego starego pokoju i nasłuchiwał szeptu książek, lecz zawsze milczały. Jeśli był ładna pogoda, schodził do starego ogrodu, uporządkowanego co nieco po katastrofie samolotu, lecz już nie tak cichego jak niegdyś, i wpatrywał się w milczeniu w szczeliny w murze. Nigdy jednak nie próbował przejść na drugą stronę. Nikt nie próbował.
Wraz z upływem czasu David przekonał się, że Garbus nie okłamał go przynajmniej co do jednej rzeczy – jego życie było pełne wielkiego smutku i wielkiej radości, cierpienia i żalu, jak również chwil triumfu i zadowolenia. W wieku trzydziestu dwóch lat stracił ojca. Jego serce przestało bić, gdy siedział nad strumieniem z wędką w ręce. Słońce świeciło mu w twarz, więc gdy kilka godzin później znaleźli go przechodnie, jego skóra nadal była ciepła.
Georgie przyjechał na pogrzeb w mundurze, bo na wschodzie wybuchła kolejna wojna i Georgie aż się palił, by wypełnić swój obowiązek. Pojechał do dalekiego kraju i zginął tam razem z innymi młodymi ludźmi, których marzenia o honorze i chwale skończyły się na błotnistym polu bitwy. Jego szczątki odesłano do domu i pochowano na wiejskim cmentarzu pod małym kamiennym krzyżem, na którym wyryto jego nazwisko, daty urodzin i śmierci oraz słowa: „Ukochany syn i brat”.
David ożenił się z kobietą o ciemnych włosach i zielonych oczach. Nosiła imię Alyson. Marzyli o powiększeniu rodziny i Alyson zaszła w ciążę. David jednak był pełen niepokoju, bo nie mógł zapomnieć słów Garbusa: „Ci, których pokochasz – kobiety, dzieci – będą umierać, a twoja miłość nie zdoła ich ocalić”.
W czasie porodu wdały się komplikacje. Syn, którego nazwali George na cześć stryja, nie był dość silny, by przeżyć, a Alyson przypłaciła jego narodziny śmiercią. Tak spełniła się przepowiednia Garbusa. David nie ożenił się ponownie i nie miał już dzieci, ale został pisarzem i napisał książkę. Zatytułował ją Księga rzeczy utraconych i właśnie trzymacie ją w dłoniach. Kiedy dzieci pytały go, czy to wszystko prawda, odpowiadał, że tak. On przynajmniej tak to zapamiętał.
I na swój sposób wszystkie zostały jego dziećmi.
Kiedy Rose zestarzała się i opadła z sił, David opiekował się nią, dopóki nie odeszła. W spadku zostawiła mu swój dom. Mógł go sprzedać, bo wart był mnóstwo pieniędzy, ale postanowił się tam przeprowadzić i na dole urządził swój gabinet. Mieszkał tam bardzo zadowolony przez wiele lat, zawsze otwierając drzwi dzieciom, które go odwiedzały – czasem same, czasem z rodzicami – bo dom był bardzo sławny i wiele dzieci chciało go obejrzeć. Jeśli były grzeczne, zabierał je do starego ogrodu, choć szczeliny w murze dawno już zostały załatane, bo David nie chciał, by dzieci przeszły na drugą stronę i wpakowały się w tarapaty. Opowiadał im za to o historiach i książkach, tłumaczył, że historie chcą, by je opowiadano, a książki, by czytano. W książkach bowiem zamknięte jest wszystko, co muszą wiedzieć o życiu i o kraju, który opisał. Znajdą w nich też opisy każdego innego kraju lub królestwa, które sobie wyobrażają. Niektóre dzieci to rozumiały, inne nie.
W swoim czasie David zestarzał się i opadł z sił. Nie mógł już pisać, bo pamięć i wzrok go zawodziły. Nie mógł nawet daleko chodzić, by witać dzieci jak niegdyś (to też przepowiedział mu Garbus, zupełnie jakby David spojrzał w oczy-lustra damy w lochu). Lekarze nie mogli nic dla niego zrobić; mogli tylko łagodzić ból. Wynajął pielęgniarkę, by się nim opiekowała, odwiedzali go też przyjaciele. Kiedy koniec był coraz bliższy, poprosił, by pościelono mu łóżko w wielkiej bibliotece na dole. Co noc zasypiał v otoczeniu książek, które tak ukochał jako chłopiec i jako mężczyzna. Poprosił też ogrodnika, by wyświadczył mu niewielką przysługę i nikomu o tym nie mówił, a ogrodnik spełnił jego prośbę, bo bardzo kochał staruszka. W najciemniejszych godzinach nocy David leżał i nasłuchiwał. Książki znów zaczęły szeptać, lecz on się nie bał. Mówiły bardzo cicho, szepcząc słowa pociechy i łaski. Czasami opowiadały mu historie, które zawsze kochał. Teraz należała do nich i jego własna.
Pewnej nocy, gdy jego oddech stał się bardzo płytki, a światło w oczach zaczęło w końcu gasnąć, David wstał z łóżka w bibliotece i powoli ruszył w stronę drzwi, zatrzymując się tylko po to, by wziąć książkę. Był to stary album oprawiony w skórę. Znajdowały się w nim zdjęcia i listy, kartki, pamiątki, rysunki i wiersze, kosmyki włosów i para obrączek, pamiątki po długim życiu, lecz tym razem było to jego życie. Książki zaczęły szeptać głośniej, głosy wielkich tomów odezwały się radosnym chórem, bo jedna historia miała się skończyć i niebawem narodzić nowa. Mijając je, stary człowiek pogładził ich grzbiety na pożegnanie, a potem wyszedł z biblioteki i domu po raz ostatni i przez wilgotną trawę przeszedł do starego ogrodu.
Читать дальше