– Tatusiu! Zostaniesz z nami? Zostaniesz z nami… zostaniesz z nami na wakacjach u dziadka Glenna?
Odnalazłem ich następnego dnia po tym, jak wyjechali. To nie było trudne. Zadzwoniłem do kilku koleżanek Giny ze studiów, tych, które pojawiły się na jej trzydziestych urodzinach, ale od lat z żadną już blisko się nie przyjaźniła. Pozwoliła im zniknąć ze swojego życia, oszukując się, że może dostać wszystko, czego potrzebuje, ode mnie i od Pata. Na tym polega problem ze związkami tak bliskimi jak nasze – kiedy się rozpadają, człowiek nie ma nikogo.
Nie zajęło mi dużo czasu ustalenie, że Gina tak rozpaczliwie potrzebowała jakiegokolwiek lokum, iż udała się do swojego ojca, który aktualnie nie miał żadnej żony.
Glenn zajmował małe mieszkanko dokładnie na skraju planu miasta, pośród klubów golfowych i pasów zieleni, w okolicy, która, kiedy tam się wprowadził, musiała jego zdaniem wyglądać trochę jak Woodstock. Zamiast jednak rzępolić na gitarze z Bobem Dylanem i The Band, Glenn wsiadał codziennie do podmiejskiego pociągu, który zawoził go do jego sklepu z gitarami przy Denmark Street. Był w domu, kiedy zapukałem do drzwi, i widząc, jak obejmuję w progu mojego syna, powitał mnie z czymś, co sprawiało wrażenie autentycznej serdeczności.
– Harry, co u ciebie słychać, człowieku? Przykro mi, że masz kłopoty.
To, co pozostało z włosów liczącego sobie już ponad pięćdziesiąt wiosen Glenna, było starannie ufryzowane i przypominało lekko wyliniały czub wikinga. Nadal był chudy jak szczapa i nadal nosił ciuchy, które wyglądałyby w sam raz na członku ekipy technicznej Jimmiego Hendrixa. I nadal był przystojny, w lekko wyblakły łajdacki sposób. Ale spacerując King’s Road w roku 1975, musiał wyglądać odlotowo.
Mimo wszystkich wad – tego, że zapominał o urodzinach swoich bliskich, nie dotrzymywał obietnic i miał skłonność do porzucania co kilka lat żony i dzieci – Glenn nie był w gruncie rzeczy złym człowiekiem. Odznaczał się subtelnym urokiem, którego ślady mogłem odnaleźć w Ginie. Jego najgorszą wadą było to, że nigdy nie patrzył dalej niż poza czubek własnego nosa. Ale wszystkie rany, które zadawał, były nieumyślne. Nie był okrutny, chyba że słabość uznamy za szczególny rodzaj okrucieństwa.
– Szukasz Giny? – zapytał, obejmując mnie ramieniem. – Jest w środku.
Wewnątrz skromnego mieszkanka dudnił z głośników zespół
The Verve. Glenn nie był jednym z tych maniaków klasycznego rocka z egzemplarzem Mojo i igłą gramofonu na zawsze utkwioną w muzyce swojej młodości. Jego oddanie sprawie było tak wielkie, że lubił dotrzymywać kroku nowym wielkim zespołom. Nie wiem, jak mu się to udawało.
Gina wyszła z małej sypialni dla gości, poważna i blada. Bardzo blada. Miałem ochotę ją pocałować. Ale nie zrobiłem tego.
– Cześć, Harry.
– Możemy porozmawiać?
– Oczywiście. W pobliżu jest park.
Zabraliśmy ze sobą Pata. Glenn uprzedził nas, że choć wszędzie naokoło jest zielono, park leży w rzeczywistości dość daleko, za ponurym ciągiem handlowym i osiedlem wielkich eleganckich domów, w związku z czym zaproponowałem, że pojedziemy MGF. Pat aż zapiszczał z rozkoszy. Chociaż Gina dawno skończyła cztery lata, miałem nadzieję, że jej też zaimponuję – od pierwszej chwili, gdy zobaczyłem ten samochód, wiedziałem, że chcę się nim przejechać z kimś wyjątkowym. Teraz uświadomiłem sobie ze straszliwą jasnością, że tą wyjątkową osobą była zawsze Gina. Ona jednak nie odezwała się ani słowem przez całą drogę do parku.
– Nie musisz się martwić o to, jak odzyskać swoją młodość, Harry – oznajmiła, wysuwając nogi z mojego nowego samochodu. – Tak naprawdę nigdy jej nie straciłeś.
Pat wyprzedził nas, wymachując swoim świetlnym mieczem i pohukując. Dobiegłszy do drabinek, umilkł i stojąc jak wryty w miejscu, nieśmiało obserwował wspinających się po nich dwóch większych chłopców. Pat traktował zawsze z admiracją większych chłopców. Gina i ja obserwowaliśmy, jak się w nich wpatruje.
– Tęsknię za tobą jak wariat – powiedziałem. – Proszę, wróć do domu.
– Nie – odparła.
– To nie był jakiś szalony namiętny romans. To była tylko jedna noc.
– To nigdy nie jest tylko jedna noc. Jeśli mogłeś to zrobić raz, możesz to zawsze zrobić ponownie. A potem znowu i znowu. Za każdym razem przyjdzie ci to łatwiej. Przerabiałam to już wcześniej, Harry. Przerabiałam to wszystko z Glennem.
– Jezu, przecież ja w niczym nie przypominam twojego ojca. Nie noszę nawet kolczyka w uchu.
– Powinnam była to przewidzieć – oświadczyła. – Romantycy są zawsze najgorsi. Ci spod znaku złamanego serca i kwiatków. Ci, którzy obiecują nigdy nie spojrzeć na inną kobietę. Zawsze najgorsi. Bo stale potrzebują nowego kopa. Regularnego zastrzyku miłości. Prawda, Harry?
Nie podobał mi się sposób, w jaki o mnie mówiła – tak jakbym nie różnił się specjalnie od wszystkich innych mężczyzn na ziemi, jakbym był po prostu jednym z tej kosmatej niewiernej rasy, jednym z pracujących na etacie smutasów, którzy dali się złapać na zdradzie. Wciąż chciałem być kimś wyjątkowym.
– Przykro mi, że cię zraniłem, Gino. Zawsze będę tego żałował. Jesteś ostatnią osobą na ziemi, którą chciałbym zranić.
– Miodowy miesiąc nie trwa wiecznie, chyba o tym wiesz.
– Wiem, wiem – odparłem, chociaż jednocześnie słyszałem wewnętrzny głos, który pytał: dlaczego nie? Dlaczego nie?
– Byliśmy ze sobą przez lata – mówiła dalej. – Mamy dziecko. Nie możemy wiecznie bawić się w Romea i Julię.
– Wszystko to rozumiem – powiedziałem i w zasadzie istotnie to rozumiałem. Chociaż kusiło mnie, żeby odpowiedzieć: w takim razie wypisuję się z tego interesu.
Gina miała rację – chciałem, żebyśmy byli tacy sami jak na początku. Chciałem, żebyśmy byli tacy zawsze. A wiecie, dlaczego? Bo byliśmy wtedy tacy szczęśliwi.
– Myślisz, że łatwo mi było z tobą żyć? – zapytała, nagle poirytowana. – Myślisz, że łatwo mi było zajmować się domem, wysłuchiwać twoich narzekań, że nie jesteś już nastolatkiem, zmuszać Pata, żeby przestał choć na pięć minut oglądać Gwiezdne wojny! A ty zbytnio mi nie pomagałeś. Jak każdy facet na tej planecie, uważałeś, że dopóki pracujesz na tej swojej nędznej posadce, niczego więcej nie można od ciebie wymagać.
– No cóż – odparłem, trochę zbity z tropu. – Dziwię się, że nie odeszłaś przed kilku laty.
– Nie dałeś mi żadnego powodu. Aż do dzisiaj. Mam dopiero trzydzieści lat, Harry, ale czasami czuję się jak stara kobieta. Zamąciłeś mi w głowie – dodała. – Zamąciłeś mi w głowie i cię pokochałam.
– Po prostu wróć do domu. Ty, ja i Pat. Chcę, żeby wszystko było tak jak przedtem.
– Nigdy już nic nie będzie tak jak przedtem. Wszystko zmieniłeś. Wierzyłam ci, a ty nadużyłeś mojego zaufania. Czuję się głupio, że ci zaufałam.
– Ludzie nie zrywają ze sobą z powodu jednej nocy spędzonej z kimś innym, Gino. Dorośli ludzie tak nie postępują. Nie skreśla się wszystkiego z powodu takiej rzeczy. Wiem, że to boli. Wiem, że źle zrobiłem. Ale jakim cudem z dnia na dzień zmieniłem się z Mister Universum w ostatniego gnojka?
– Nie jesteś ostatnim gnojkiem, Harry. – Gina potrząsnęła głową, próbując powstrzymać łzy. – Jesteś po prostu taki sam jak wszyscy. Teraz to widzę. Niczym nie różnisz się od innych. Nie rozumiesz tego? Tyle zainwestowałam w to, żebyś był wyjątkowy. Tyle dla ciebie poświęciłam, Harry.
Читать дальше