Paul Auster - W Kraju Rzeczy Ostatnich

Здесь есть возможность читать онлайн «Paul Auster - W Kraju Rzeczy Ostatnich» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

W Kraju Rzeczy Ostatnich: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «W Kraju Rzeczy Ostatnich»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Relacja Anny Blume z odrealnionego miasta-państwa gdzieś z początków przyszłego tysiąclecia wprowadza nas w koszmar fizycznego i duchowego upodlenia, beznadziejności. "Luksusem" jest możliwość zaplanowania własnej śmierci. Elektrowniami miasta są krematoria zwłok ludzi zmarłych z głodu i wycieńczenia; surowcem energetycznym tej skazanej na zagładę społeczności są także ludzkie ekskrementy; zbierający je "fekaliści" mają status urzędników państwowych. Annie udaje się utrzymać przy życiu i zachować godność dzięki wierze w wartość i moc słowa.

W Kraju Rzeczy Ostatnich — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «W Kraju Rzeczy Ostatnich», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Miasto stopniowo samo się pożera, choć dalej trwa. Nie sposób tego wyjaśnić. Mogę rejestrować zdarzenia, lecz nie twierdzę, że cokolwiek rozumiem. Nie ma dnia, żeby ulicami nie wstrząsnął huk, jakby gdzieś daleko runął gmach albo zapadł się chodnik. Ale nigdy nie dzieje się to na twoich oczach. Choćbyś nie wiedzieć jak często słyszał te eksplozje, ich źródło pozostaje niewidoczne. Na zdrowy rozum co któraś powinna zdarzyć się w twojej obecności. Ale fakty przeczą rachunkowi prawdopodobieństwa. Nie myśl, że fantazjuję – te wybuchy nie są tworem mojej wyobraźni. Inni też je słyszą, chociaż nie zwracają na nie większej uwagi. Czasem przystają, żeby chwilę o nich porozmawiać, lecz bez widocznego niepokoju. Trochę się poprawiło, mówi jakiś przechodzień. Bojowy dziś nastrój w Mieście, odpowiada inny. Dawniej próbowałam wypytywać ludzi o te hałasy, ale nie doczekałam się wyjaśnień. Odpowiadano mi tępym spojrzeniem albo wzruszeniem ramion. W końcu zrozumiałam, że o pewne sprawy nie należy pytać, że nawet tutaj niektórych tematów nikt nie chce poruszać.

Tym, co znaleźli się na dnie, pozostają ulice, parki i dawne stacje metra. Ulice są najgorsze: jesteś narażony na wszelkie niebezpieczeństwa i niewygody. Parki dają ci trochę większe poczucie stabilizacji, nie nęka cię tam ciągły ruch pojazdów i przechodniów, ale jeśli nie należysz do szczęściarzy, którzy mają namiot albo szałas, jesteś zdany na łaskę i niełaskę pogody, tylko na stacjach metra możesz uniknąć jej kaprysów, lecz musisz za to znosić mnóstwo innych udręk: wilgoć, tłum, nieustanny hałas, gdy ludzie krzyczą jak zahipnotyzowani echem własnych głosów.

W pierwszych tygodniach przekonałam się, że najbardziej trzeba obawiać się deszczu. W porównaniu z nim nawet chłód jest błahostką. Dla ochrony przed zimnem wystarczy mieć ciepły płaszcz (a ja go miałam) i chodzić szybkim krokiem, żeby pobudzić krążenie. Z czasem doceniłam też gazety – bezsprzecznie najskuteczniejszą i najtańszą namiastkę watoliny. W zimne dni musisz wstawać skoro świt, żeby zająć dobre miejsce w kolejce przed kioskiem. Spróbuj dokładnie obliczyć, ile czasu minie, nim dojdziesz do okienka, bo nic tak nie szkodzi człowiekowi jak długie stanie w porannym chłodzie. Jeśli wygląda na to, że spędzisz w ogonku więcej niż dwadzieścia, dwadzieścia pięć minut, zdrowy rozsądek nakazuje machnąć ręką i iść gdzie indziej.

Kiedy już kupisz gazetę – jeśli w ogóle ci się uda – najlepiej podrzyj ją na wąskie paski i zwiń je w ruloniki. Możesz nimi wypchać buty, zlikwidować przeciągi w nogawkach i pozatykać dziury. Kończyny i tors najpraktyczniej jest osłonić całymi arkuszami owiniętymi wokół paru luźno ugniecionych buł z papieru. Żeby zabezpieczyć okolicę szyi, bierze się zwykle kilkanaście pasków gazety i ukręca z nich powrósła, z których z kolei plecie się coś na kształt kołnierza. Po takiej operacji wyglądasz jak nadmuchany albo wywatowany. Jest to zarazem rodzaj zabiegu kosmetycznego, maskującego chudość. Ci, co dbają o pozory, korzystają z tej tak zwanej „papierowej strawy”, usiłując zachować twarz. Ludzie, którzy dosłownie umierają z głodu, którym brzuchy przyrosły do pleców, a ręce i nogi sterczą jak patyki, chodzą wypchani papierem i udają, że ważą sto, sto pięćdziesiąt kilo. Nikogo to nie wprowadza w błąd, każdy na kilometr potrafi przejrzeć ich gierkę, ale im chyba w ogóle o co innego idzie. Za pomocą tych kostiumów chcą pokazać, że zdają sobie sprawę ze swojego stanu i wstydzą się go. Papierowy balast jest głównie dowodem świadomości, oznaką gorzkiej samowiedzy. Robią z siebie groteskowe karykatury dobrze odżywionych bogaczy, lecz przez te poronione, obłąkańcze przymiarki do nobliwości zdradzają tylko, że są dokładnym przeciwieństwem wszystkiego, pod co się podszywają, i że o tym wiedzą.

Ale z deszczem wygrać nie sposób, bo gdy raz zmokniesz, płacisz za to przez wiele godzin, a nawet dni. Najgorszy błąd, jaki możesz popełnić, to dać się przyłapać ulewie. Nie tylko narażasz się na przeziębienie, ale jeszcze musisz znieść niezliczone uciążliwości: zawilgłe ubranie, mróz w kościach, no i tę wieczną groźbę, że zniszczysz buty. Skoro najważniejsze jest to, żeby utrzymać się na nogach, wyobraź sobie, co się może stać, kiedy masz nie dość dobre obuwie. A nic tak butom nie szkodzi, jak porządne przemoczenie. Biorą się też z niego najrozmaitsze przypadłości – bąble, zapalenia stawów, odciski, wrośnięte paznokcie, wrzody, zwyrodnienia. A gdy chodzenie sprawia ci ból, to właściwie już po tobie. Krok za krokiem, krok za krokiem: oto złota maksyma. Jeśli nawet tyle nie potrafisz, najlepiej od razu się kładź i wstrzymaj oddech.

Ale jak tu uniknąć deszczu, który może lunąć w każdej chwili? Często zdarza się, że jesteś na dworze, bo właśnie idziesz gdzieś, gdzie po prostu musisz dotrzeć, nie masz wyboru, gdy wtem niebo ciemnieje, chmury nacierają na siebie i proszę: już przemokłeś do nitki. A nawet jeśli na początku ulewy zdołasz się skryć i tym akurat razem ujdzie ci na sucho, po deszczu też musisz bardzo uważać, wystrzegać się kałuż w zagłębieniach chodnika, sadzawek w rozpadlinach, no i błota, które podpływa od spodu i zastawia pułapki, a ty grzęźniesz po kostki. Ulice są w tak złym stanie, popękane, pełne dołów i wądołów, że nie sposób się uchronić. Prędzej czy później utkniesz w sytuacji bez wyjścia. A wystrzegać się trzeba nie tylko powierzchni, po których stąpasz, tego świata spod stóp, bo krople kapią i z góry, spływają z okapów, a co gorsza, po deszczu często zrywają się wichry, wściekłe wiry powietrzne zgarniają wodę z kałuż i rozlewisk, aby na powrót cisnąć ją w niebo, sypnąć garściami mokrych igieł, szpilek wilgoci, które kłują cię w twarz, kłębią się wokół ciebie i oślepiają. Ilekroć po deszczu nadciąga wiatr, ludzie częściej się zderzają i wdają w bójki, bo agresja wręcz wisi w powietrzu.

Gdyby chociaż pogodę dało się przewidzieć z jaką taką dokładnością, byłoby pół biedy. Wiedząc, kiedy należy unikać wychodzenia, człowiek mógłby coś zaplanować, zawczasu przygotować się na zmianę warunków. Ale wszystko dzieje się zbyt szybko, zbyt nagle są przeskoki, a każda prawda po minucie staje się nieprawdą. Zmarnowałam sporo czasu wypatrując znaków w powietrzu, doszukując się w atmosferze zapowiedzi tego, co nastąpi: badałam kolor i rzeźbę chmur, prędkość i kierunek wiatru, zapachy o różnych porach, konsystencję nocnego nieba, rozciągliwość zachodów, gęstość rosy o świcie. Nic to nie dało. Wieczne korelowanie danych, kojarzenie popołudniowej chmury z wieczornym wiatrem prowadzi tylko do szaleństwa. Wirujesz na karuzeli własnych kalkulacji i akurat gdy spodziewasz się deszczu, słońce świeci przez cały dzień.

Musisz więc być przygotowany na każdą ewentualność. Ale jak to zrobić? Opinie w tej kwestii są skrajnie rozbieżne. Pewna znikoma mniejszość twierdzi, że złą pogodę sprowadzają złe myśli. Jest to pogląd dość mistyczny, zakłada bowiem bezpośrednią przekładalność myśli na zjawiska fizyczne. Zwolennicy tej teorii utrzymują, że z każdej mrocznej czy pesymistycznej myśli powstaje chmura. Kiedy wiele osób naraz oddaje się posępnym rozważaniom, pada deszcz. Stąd rzekomo biorą się raptowne zmiany pogody i właśnie dlatego nikt jeszcze nie zdołał naukowo objaśnić naszego zdziwaczałego klimatu. Ludzie ci uważają, że wystarczy trwać w niezłomnym rozradowaniu, choćby okoliczności były nie wiedzieć jak ponure. Żadnego marszczenia brwi, ciężkich westchnień ani łez. Mówi się o nich „Uśmiechnięci”. Nie ma w Mieście drugiej sekty, która byłaby równie niewinna i dziecinna. Jej członkowie są przekonani, że gdyby większość populacji nawróciła się na ich wiarę, pogoda zaczęłaby się wreszcie wyrównywać i życie stałoby się znośniejsze. Uśmiechnięci nieustannie zatem głoszą dobrą nowinę, stale szukają nowych zwolenników, ale powściągliwość, którą sobie narzucili, pozbawia ich wszelkiej siły perswazji. Rzadko udaje im się kogoś nawrócić, więc ich idea nigdy nie doczekała się próby, bo bez szerokiej rzeszy wyznawców nie nagromadzi się masa krytyczna dobrych myśli. Ale ten brak dowodu tylko utwierdza ich w wierze. Widzę, jak kręcisz głową. Owszem, to śmieszni, zbłąkani ludzie. Lecz żyjąc w tutejszej codzienności nie sposób odmówić ich twierdzeniom pewnej racji, prawdopodobnie nie bardziej absurdalnej niż jakakolwiek inna. W bezpośrednim kontakcie bywają na ogół niezwykle mili. Człowiek przy nich odpoczywa, bo ich łagodność i optymizm to dobre antidotum na powszechną tutaj dość i rozgoryczenie.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «W Kraju Rzeczy Ostatnich»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «W Kraju Rzeczy Ostatnich» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Paul Auster - Invisible
Paul Auster
Paul Auster - Lewiatan
Paul Auster
Paul Auster - Mr. Vértigo
Paul Auster
Paul Auster - Sunset Park
Paul Auster
Paul Auster - Timbuktu
Paul Auster
Paul Auster - Leviatán
Paul Auster
Paul Auster - City of Glass
Paul Auster
Paul Auster - Brooklyn Follies
Paul Auster
Отзывы о книге «W Kraju Rzeczy Ostatnich»

Обсуждение, отзывы о книге «W Kraju Rzeczy Ostatnich» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x