Katarzyna Grochola - Osobowość Ćmy
Здесь есть возможность читать онлайн «Katarzyna Grochola - Osobowość Ćmy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Osobowość Ćmy
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Osobowość Ćmy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Osobowość Ćmy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Osobowość Ćmy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Osobowość Ćmy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
*
Roman był pod wrażeniem wczorajszego wieczoru u Buby. Gadali do późna. Buba była fajnym rozmówcą, nie czuł się skrępowany, nie chciał jej poderwać, a ona nie wydawała się z tego powodu obrażona, a przecież często słyszał, że kobieta czuje się urażona wtedy, kiedy jej nie szanujesz, czyli chcesz ją natychmiast zaciągnąć do łóżka, i wtedy, kiedy ją szanujesz, to znaczy nie chcesz jej zaciągnąć do łóżka.
Z Bubą sprawa była prosta – wystarczyło słowo, żeby się porozumieć bez tych okropnych podtekstów, bez domyślania się, co miała na myśli lub czego nie miała na myśli.
Śmieszne było to, że wypatrzyła go przed rokiem na tej nieszczęsnej wystawie, na której rozpylano zapach „Nocny kowboj” (bo przecież, panie Romanie, ktoś musi to sponsorować) i większe zainteresowanie budziła firma kosmetyczna i próbki rozdawane przy wejściu, a on – autor! autor! – stał w tym tłumie ludzi i nie wiedział, co ze sobą zrobić.
No cóż.
Śmieszna Buba.
Maluj, Romek, maluj, cokolwiek! Nie możesz przestać malować! Jak otwieram oczy, to tak się cieszę!
Dziecinna Buba, dał jej kiedyś szkic, niezupełnie udany, a ona oprawiła go i powiesiła naprzeciwko łóżka.
Julia, Julia wraca z Londynu!
No i co z tego?
Nie znał Julii, prawdę mówiąc, nie chciał jej tak poznawać, z taką intencją, jak życzyła sobie tego Buba.
Nie czuł się gotowy do jakiegokolwiek zaangażowania, a próba zainteresowania go nieznajomą wydała mu się niemądra. A poza tym wydawało mu się śmieszne, że Buba prezentuje zalety Julii i wierzy, że można polubić osobę, bo tak się postanowi. Oczywiście, Julia wracała do świętej piątki, więc na pewno się z nią zaprzyjaźni, ale Roman, choć skrzętnie to ukrywał, nie wierzył, że się zakocha. Próbował Bubie wyjaśnić, że za wiele zainwestował rok temu, że tamtej dziewczynie udzielił zbyt wielkiego kredytu, który roztrwoniła, zupełnie się z nim nie licząc, ale Buba spojrzała na niego dość nieprzyjemnie.
– Ty posłuchaj, jaką frazą ty do mnie przemawiasz: inwestycja, kredyt, spadek zaufania. Nie rozmawiasz z Krzyśkiem o akcjach, na miłość boską! Gadasz jak buchalter!
Nie odpowiedział, ale to go ubodło i zaraz mu przyszła na myśl następna rzecz, z której już się nie zwierzył. W dzisiejszym świecie należało mieć coś więcej poza wynajętym strychem, dwoma koszulami, jedną w czerwoną kratę, a drugą czarną, niepewnymi zarobkami i – ciągle miał nadzieję – talentem.
– Pasowalibyście do siebie. – Buba zawsze była pewna, że wystarczy powiedzieć słowo, a słowo ciałem się stanie.
Lubił Bubę, zawsze wydawała mu się krucha. Pod pancerzem żółwi z Galapagos też jest kruche, bezbronne mięso. Buba przypominała mu żółwia, który w każdej chwili może przewrócić się na grzbiet i wtedy trzeba mu będzie pomóc znów stanąć na nogi. Albo dobić. Ale jest naiwna, sądząc, że wystarczy sobie wymyślić osobę do kochania i taka osoba, czary-mary, hokus-pokus – pojawia się na świecie.
A poza tym zauważył coś niepokojącego. Buba miała problem z alkoholem albo z prochami, albo z jednym i drugim. Nie chciał być nielojalny wobec niej, ale widział ją w środę na Rynku w bardzo nieciekawym towarzystwie dilera Zenka, który zresztą, jak mówiono, powoli wypadał z interesu, ponieważ zaczął brać. Buba również wyglądała, jakby była na haju. Śmiała się głośno, za głośno, a Zenek obejmował ją tak, jakby nie tylko ćpanie ich łączyło. Ale Roman nie chciał się wtrącać; w przeciwieństwie do Buby szanował prawo do stanowienia o sobie. Buba była dorosła, robiła, co chciała.
Wzruszająca była jej wiara w to, że on i nieznana mu Julia są dla siebie stworzeni. On już został stworzony dla jednej kobiety. Która wybrała innego. Niech to szlag trafi. Nie narazi swojego serca powtórnie, tego był pewien.
W pracowni było zimno, wciągnął na siebie sweter i na stopy grube wełniane skarpety. Na sztalugach czekało płótno, nagie, przyzywające, płótno wyrzut sumienia, blejtram, na który nie mógł patrzeć – ponieważ już od paru miesięcy nie miał nic do namalowania.
*
Ksiądz Jędrzej przetarł grube szkła. Coraz mniej przez nie widział, ale mimo swojej głębokiej wiary nie chciał wierzyć, że Pan Bóg obdaruje go jeszcze jedną łaską – łaską ślepoty. Miał jeszcze tyle do załatwienia na świecie i do tego potrzebne mu były oczy.
– Zrozum mnie, Boże – szeptał czasami, zapominając o niewłaściwości takiej konstrukcji, wiedział, że Pan Bóg rozumie wszystko, tylko on, Jędrzej, nie wszystko przyjmuje do wiadomości. – Jeszcze trochę, proszę o jeszcze trochę czasu…
A potem przypominał sobie kobietę, która kiedy się dowiedziała, że jej syn zginął w wypadku w wieku dwudziestu dwóch lat, uklękła i powiedziała:
– Dzięki Ci, Panie, że pozwoliłeś mi się dwadzieścia dwa lata cieszyć jego obecnością na tej ziemi.
I chylił głowę z pokorą, modląc się o łaskę akceptacji wyroków Bożych. A potem podnosił się z kolan i biegł w miasto załatwiać wszelkie niecierpiące zwłoki sprawy, takie jak pieniądze na kolejne ludzkie biedy, bo choć wychodził z założenia, że świat jest najlepiej urządzonym miejscem we wszechświecie, to serce go bolało, że nie dla wszystkich.
A poza tym miał słabość. Słabość ta poległa na wierze, że oczy można zmusić do widzenia lepiej, pod warunkiem, że się ich sztucznie nie wspomaga. Ksiądz Jędrzej natrafił na broszurę, w której niemiecki instytut polecał ćwiczenia wzroku – zabawę piłką na gumce i śledzenie wzrokiem tej piłki, gimnastykę gałek ocznych, patrzenie do góry i na dół bez podnoszenia i schylania głowy. Jednym słowem, ćwiczenie mięśni oczu. Miało to przynieść efekty i ksiądz Jędrzej używał okularów ukradkiem, kiedy nikt nie patrzył, nie przyznając się do postępującej ślepoty.
No cóż, nikt nie jest doskonały. Teraz jednak wzrok nie może odmawiać mu posłuszeństwa, przynajmniej dopóki nie załatwi tych cholernych pieniędzy.
Usłyszał kroki gospodyni, pani Marty, i natychmiast schował okulary do kieszeni.
– O, dzień dobry, pani Marto!
– Niech będzie pochwalony… Mówiłam, żeby ksiądz poszedł do okulisty!
– A po co?
Marta wzruszyła ramionami. Schyliła się do lodówki i wyjęła garnek. Postawiła na palniku, zapaliła gaz. Ksiądz przysunął gazetę do oczu.
Pani Marta trzaskała naczyniami, co było zawsze oznaką niezadowolenia i oczywiście chęci zwrócenia na siebie uwagi. Ale ksiądz Jędrzej nie podnosił głowy.
Postawiła przed nim kubek, z którego rano zwykł pijać kawę, talerz, sztućce, niemiłosiernie przy tym dzwoniąc, szeleszcząc i dźwięcząc. Z dzbanuszka na stole wyjęła trzy zwiędłe różyczki i podstawiając swoją białą dłoń o serdelkowatych palcach pod kapiące łodygi, podreptała się do kosza na śmieci. Ksiądz Jędrzej wykorzystał okazję i podszedł do kuchenki. Podniósł pokrywkę garnka.
– Jajeczka! – ucieszył się.
Pani Marta patrzyła w osłupieniu, jak ksiądz pochylił głowę nad garnkiem i uśmiechnął się:
– Pachną jak mięsko…
– Niech ksiądz siada nareszcie! Jajeczka! – prychnęła pani Marta i zestawiła garnek z połciem ładnej wieprzowiny z ognia. – To na obiad.
– Ale ja tylko kawę wypiję, spieszę się – powiedział szybko ksiądz Jędrzej. – Przegryzłem co nieco po rannej mszy.
Pani Marta obróciła się tyłem, nalała kawy do dzbanka i ze stuknięciem postawiła na stole. Ksiądz Jędrzej nalał sobie do kubka wody z dzbanka po kwiatkach, spróbował, skrzywił się, spojrzał przepraszająco na Martę, upił odrobinę, wziął gazetę do ręki i macając po stole, dolał do kubka z wodą po różach świeżo zaparzonej kawy.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Osobowość Ćmy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Osobowość Ćmy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Osobowość Ćmy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.