Connor zaczął płakać, zanim jednak Cassie zdążyła się podnieść, Dorothea zatkała mu buzię dłonią. Przestraszony chłopczyk otworzył szeroko oczy i ucichł.
Dorothea cofnęła dłoń i zobaczyła, że Cassie patrzy na nią z furią.
– Do diabła, co ty wyprawiasz? – zapytała staruszkę gniewnie.
Dziwnie było czuć takie słuszne oburzenie w imieniu kogoś innego, zwłaszcza że macierzyństwo było dla niej czymś nowym, jak śliczna suknia, którą wyjmujesz z szafy i przymierzasz, ale boisz się chodzić w niej przez cały dzień.
– Płakał – odparła Dorothea, jakby to wszystko wyjaśniało.
– Tak. Niemowlęta płaczą.
– Ale nie niemowlęta Lakota – rzekła Dorothea. – Wcześnie zaczynamy je uczyć.
Cassie pomyślała o archaicznych wartościach rodzinnych, z którymi zetknęła się na zajęciach z antropologii kulturowej, w tym o wiktoriańskiej zasadzie głoszącej, że dzieci nie można widzieć ani słyszeć. Pokręciła głową.
Sama Dorothea wyglądała na zdziwioną.
– Wiem, że robiono tak w czasach bizonów, bo jeśli jedno dziecko spłoszyło stado, całe plemię było głodne. Nie wiem, dlaczego jeszcze nie zarzuciliśmy tego zwyczaju.
– Wolałabym, żebyś tego nie robiła – powiedziała Cassie chłodno. Myślała jednak o wszystkich tych sytuacjach, gdy w ciemności leżała obok Alexa, przełykając łzy bólu. Przypominała sobie odgłos jego ciosów, własny wstrzymywany oddech, ale nie płacz. Zastanowiła się nad lekcją, jaką dało jej małżeństwo: jeśli jesteś cicho i stapiasz się z otoczeniem, z mniejszym prawdopodobieństwem wywołasz fale.
Spojrzała na Connora, spokojnego, wciąż uparcie milczącego. Pewnego dnia ta umiejętność może mu się przydać. Prawda zawarta w tej myśli o mało jej nie załamała.
Cassie siedziała za kierownicą dżipa Abla Mydło, zgięta wpół, jakby ktoś wymierzył jej cios w żołądek. Pożyczyła samochód, żeby pojechać do sklepu w miasteczku, w którym znajdował się najbliższy płatny telefon. Rozmowa z Dorothea utwierdziła ją w przekonaniu, że dłużej nie może odwlekać nieuniknionego. Zadzwoni do Alexa i powie mu, gdzie przez cały ten czas była. Musi mu zaufać i wyznać prawdę.
Ta myśl sprawiła, że zakręciło jej się w głowie. Nie istniał żaden dowód, że Alex zmienił się przez ubiegłe pół roku, żaden znak, że w ataku wściekłości nie rzuci się na nią i Connora. Opuściła męża, żeby jej dziecko nie cierpiało przed narodzeniem. Jak mogła brać pod uwagę powrót do Alexa z Connorem?
W głowie miała zamęt. Mogłaby zostawić dziecko u Dorothei i Cyrusa, a sama pojechać do niego na jakiś czas, dopóki się nie przekona, że sprawy naprawdę uległy zmianie. Jeśli zrobi to szybko, w ciągu pierwszych kilku miesięcy Connor może nawet nie zauważyć różnicy. Tylko że nie mogła zostawić synka. Poznała go tak niedawno i nie była w stanie się z nim rozstać.
Wysiadła z dżipa i weszła do sklepu. Horace pomachał do niej, gdy przez wąskie alejki między półkami szła w stronę automatu. Przez chwilę trzymała słuchawkę w dłoni, jakby ta kryła w sobie moc i nieodwracalne działanie naładowanej broni.
Kiedy na linii odezwał się Alex, popłynęło jej mleko. Cassie ze wzrokiem utkwionym w ciemne plamy na Tshircie odwiesiła słuchawkę.
Kilka minut później wybrała numer ponownie.
– Halo – odezwał się Alex z irytacją.
– To ja – szepnęła Cassie.
Usłyszała, jak w tle cichnie hałas, płynąca woda albo stereo.
– Cassie. Boże. To ty przed chwilą dzwoniłaś? – Głos Alexa brzmiał tak, jakby zaraz miał eksplodować szokiem, radością, ulgą i innymi emocjami, których nie potrafiła nazwać.
– Nie – skłamała. Tym razem nie może wydać mu się niezdecydowana. – U ciebie wszystko w porządku?
– Cassie, powiedz mi, gdzie jesteś. – Nastąpiła chwila milczenia. – Cassie, proszę.
Przesunęła palcem po zimnym metalowym wężu, który łączył słuchawkę z telefonem.
– Musisz mi coś obiecać, Alex.
– Cassie – rzekł cicho i nagląco – wracaj do domu. Przysięgam, że to się więcej nie powtórzy. Zgodzę się na każdą terapię. Zrobię wszystko, co zechcesz.
– Nie taka obietnica jest mi teraz potrzebna. – Cassie zdumiało, że Alex gotów był zapomnieć o dumie i zgodzić się na poświęcenia, byle tylko wróciła. – Powiem ci, gdzie jestem, bo nie chcę, żebyś się martwił, ale zostanę tu jeszcze miesiąc. Musisz przyrzec, że przez ten czas tu nie przyjedziesz.
Zastanawiał się, co też takiego Cassie może robić, że wymaga to kolejnego miesiąca poza domem: zajmuje się jakąś nielegalną działalnością, przedłużono jej wizę, chce się pożegnać z kochankiem. Zmusił się jednak do słuchania.
– Przyrzekam – powiedział, szukając pióra. – Gdzie jesteś?
– W Pine Ridge w Dakocie Południowej – mruknęła Cassie. – W rezerwacie Indian.
– Gdzie?! Cassie, jak…
– To wszystko, Alex. Zaraz się rozłączę. Zadzwonię za miesiąc i wtedy ustalimy, jak i kiedy wrócę. Zgoda?
Słyszała niemal, jak Alex mówi: Nie, nie zgadzam się. Chcę, żebyś była ze mną, żebyś do mnie należała. On jednak milczał, co natchnęło ją nadzieją.
– Dotrzymasz obietnicy? – zapytała.
Wyczuwała, jak po drugiej stronie linii, wiele kilometrów dalej, Alex uśmiecha się ze smutkiem.
– Chére – powiedział łagodnie – masz moje słowo.
Cassie przycisnęła rozpalonego, wijącego się Connora do stołu, podczas gdy dwie pielęgniarki wyprostowały młócące powietrze rączki, by pobrać krew. Głowę miała tuż przy buzi synka, który krzyczał spazmatycznie i ciężko oddychał. Wcześniej pielęgniarki zapytały, czy Cassie chce wyjść z sali.
– Niektórzy rodzice nie potrafią tego znieść – wytłumaczyła jedna.
Cassie patrzyła na nie z niedowierzaniem. Jeśli zemdleje i upadnie na dziecko, widać musi tak być.
– On poza mną nikogo nie ma – odparła i to było najlepsze wyjaśnienie, jakiego mogła udzielić.
To ją zabijało. Nie potrafiła znieść widoku maleńkiego ciałka, dygoczącego z gorączki, nie potrafiła słuchać płaczu, który mimo że od porodu minęły trzy tygodnie, zdawał się pochodzić z jej wnętrza. Cassie patrzyła, jak kolejne strzykawki napełniają się krwią.
– Bierzecie za dużo – szepnęła w przestrzeń. Nie powiedziała tego, co myślała: Weźcie moją krew.
Lekarz ze szpitala w Pine Ridge odesłał ich do Rapid City. Dziecko jest za małe, powiedział. To jakaś infekcja bakteryjna, może zapalenie płuc. Pielęgniarki pobierały krew do badania, po to by zrobić Connorowi prześwietlenie. Zatrzymają go w szpitalu na noc albo tak długo, aż uda się zbić gorączkę.
Cyrus, który przywiózł ją do Rapid City, czekał w holu przy wejściu; nie chciał zapuszczać się dalej, pamiętał, jak siedział przy szpitalnym łóżku i patrzył na śmierć syna. Kiedy więc laboratorium przekazało wyniki, Cassie siedziała na wąskim metalowym krześle, sama z Connorem, który podłączony był kablami i rurkami do przenośnej kroplówki. Podawano mu sól fizjologiczną z antybiotykiem. Lekarz stwierdził, że dziecko jest odwodnione, i Cassie wiedziała, że to prawda, bo piersi ją bolały i mleko od dawna wsiąkało w koszulę. Kilka minut wcześniej Connor z wyczerpania stracił przytomność i Cassie złapała się na tym, że pragnie tego samego dla siebie. Myślała o wszystkich tych chwilach, gdy wolała ofiarować Alexowi swoje ciało niż patrzeć, jak cierpi, i nie potrafiła pojąć, że teraz, kiedy z radością przejęłaby na siebie ból Connora, nie może tego zrobić.
Читать дальше