– Nic o tobie nie wiem – powiedziałam. – A jeśli ten Alex, który oddaje mi połowę śniadania i odgrywa Marca Polo w jeziorku za zajazdem, to tylko twoja kolejna rola? – Pomiędzy nami zawisło niewypowiedziane zdanie: A jeśli prawdziwy Alex to ten, którego zobaczyłam tamtej nocy?
Alex spojrzał w bok.
– Jak mi się wydaje, sedno tkwi w słowach: Na dobre i na złe. – Wstał i odwrócił się do mnie plecami. – Mówiłem ci już, że nie odgrywam uczucia do ciebie, Cassie. Sądzę, że po prostu musisz mi uwierzyć. Co do reszty, cóż, jak wszyscy składam się z wielu różnych osobowości, nakładających się jedna na drugą. – Wyciągnął do mnie rękę, pomagając mi wstać. – Obawiam się, że niektóre są gorsze od innych.
Spojrzałam na swoją piękną suknię ślubną, którą Alex sprowadził z drugiego końca świata. Koronkowy obrąbek zwisał z jednej strony, ze stanika odpadły paciorki. Na plecach widniały smugi czerwonej ziemi, kontrastującej z satyną jak plamy krwi. Wyobraziłam sobie Alexa wcielającego się w rolę przed mlecznym okiem kamery, Alexa w kałużach za zajazdem grającego w piłkę z tubylczymi dziećmi o okrągłych brzuszkach, Alexa nachylającego się ku mnie nocą, piętnującego mnie swoim przerażeniem.
– Kim ty jesteś? – zapytałam.
Obdarzył mnie uśmiechem, który przedarł się przez moją zbroję. Mogłam go nosić do końca dnia jak amulet.
– Jestem mężczyzną, który przez całe swoje życie czekał na ciebie.
Podał mi ramię, a ja bez wahania je ujęłam. Spóźniliśmy się na własny ślub. Z każdym krokiem w stronę czekającej limuzyny czułam, jak moje obawy maleją. Mogłam myśleć tylko o tym, że kocham Alexa. Kocham go tak bardzo, że to aż boli.
Alex tak planował swoje przyjazdy na lotnisko w Los Angeles, żeby wypadały w środku nocy, o drugiej albo trzeciej, kiedy tylko najbardziej wytrwali dziennikarze okupują bramki i miejsca odbioru bagażu. W dniu, w którym opuszczaliśmy Kenię, dokąd pojechaliśmy na miesiąc miodowy, Alex obudził mnie, kładąc mi dłoń na policzku.
– Cassie, chére – powiedział, pocałunkami przywołując mnie do świadomości. – Cassie.
Usiadłam, dostrzegając starannie poukładane stosy ubrań, równiutkie rzędy butów i przyborów toaletowych, które czekały na włożenie do walizek. Nigdy w życiu nie potrafiłam pakować się tak efektywnie jak Alex, i to właściwie mnie dziwiło, jako że sądziłabym raczej, iż przez cały czas ma na każde zawołanie trzech albo czterech służących, którzy się tym zajmują. Potarłam oczy.
– Już czas się zbierać? – zapytałam.
– Za minutkę. – Alex wpatrywał się w zachodzący księżyc, którego poświata oblewała srebrem wzgórza Ngong. – Muszę ci coś powiedzieć.
Cała zesztywniałam. Przecież od początku na to czekałam, prawda? Na puentę, potwierdzenie, że żyłam w kłamstwie. Alex zaraz powie: Niespodzianka, przysięga ślubna była farsą. Ksiądz odprawiający ceremonię to aktor. Odwróciłam wzrok, nie chcąc, by wiedział, że od dawna spodziewałam się takich słów.
– Skoro wracamy, chcę, żebyś niezależnie od wszystkiego zrozumiała jedno. – Ujął moją dłoń i przycisnął do swojej piersi, gdzie jego serce biło mocno i wolno. – To jestem ja. Niewykluczone, że zobaczysz mnie w sytuacjach, w których nigdy mnie nie widziałaś, że usłyszysz ode mnie zdania, których nie słyszałaś, ale wyłącznie dlatego, że muszę robić i mówić to, czego oczekują ode mnie ludzie. To nie jest prawda. – Łagodnie mnie pocałował. – Prawdą jest to.
Kompletnie zbita z tropu, nie wiedziałam, jak zareagować. Oczy Alexa przybrały barwę deszczu. Zacisnął nieznacznie usta, ktoś, kto go nie znał tak dobrze jak ja, nawet by tego nie zauważył. Serce pod moją dłonią zaczęło walić.
Był przerażony. Myślał, że jeśli po powrocie do domu przekonam się, jaki naprawdę jest, odejdę. Nie miał zamiaru rozstawać się ze mną, tylko bał się, że ja tego zechcę.
Nie mógł jednak wiedzieć, że kiedy ostatnio byłam w Los Angeles, dni biegły, jeden podobny do drugiego jak kropla wody. Nie mógł wiedzieć, że moja skóra śpiewała pod jego dotykiem, że nigdy nie myślałam o sobie, iż jestem piękna, dopóki nie spojrzałam na siebie jego oczami. W przeciwieństwie do mnie nie wiedział, że ja jestem antidotum na jego ból, a on koi moje cierpienia niczym balsam uzdrowiciela. Uśmiechnęłam się, ofiarując mu pociechę, której, jak wierzyłam, potrzebował.
– Zobaczysz, wszystko będzie dobrze – zapewniłam.
Alex objął mnie, ja ukryłam twarz na jego piersi, ale nawet zamknąwszy oczy, nie mogłam odgrodzić się od widoku ponad sześćdziesięciu osób, przepychających się przy bramie lotniska, by szarpnąć Alexa za rękaw, wykrzykiwać pytania i robić zdjęcia nowożeńcom. Oddychałam głęboko, czując zapach mydła z motelu w Kenii i ciepłego aromatu skóry mojego męża. Kiedy mocniej wbiłam mu palce w bok, przyciągnął mnie bliżej do siebie.
– Jeszcze dziesięć minut – szepnął, muskając ustami czubek mojej głowy. – Dziesięć minut i będziesz bezpiecznie siedzieć w samochodzie.
Nabrałam powietrza i wyprostowałam się, zamierzając przynajmniej odegrać rolę, którą powinna odegrać żona Alexa Riversa: kobiety opanowanej i wyniosłej, a nie więdnącego kwiecia. Odwracając się jednak od osłaniającego mnie ramienia męża, po raz pierwszy pokazałam fotografom swoją twarz. Flesze eksplodowały, przed oczami zaczęły mi tańczyć białe plamy. Alex musiał przystanąć, w przeciwnym razie ryzykował, że upadnę.
– Alex, kiedy się pobraliście?
– Co takiego ma ona, czego nie mają inne?
– Czy ona wie o Marti LeDoux?
Zamrugałam.
– Marti LeDoux? – mruknęłam z uśmiechem.
– Nawet nie pytaj – jęknął Alex.
Odzyskałam zdolność widzenia w samą porę, by zobaczyć dziennikarza napierającego na aksamitną linę, która go od nas odgradzała. Wskazał mój brzuch.
– Czy w najbliższej przyszłości możemy się spodziewać małego Riversa?
Alex wykonał tak błyskawiczny ruch, że nawet kamery nie były w stanie zarejestrować, jak chwycił dziennikarza za kołnierz koszuli. Wyciągnęłam dłoń, próbując przyznać facetowi przywilej wątpliwości w wypadku tego pytania, które mogło być całkowicie niewinne. Zanim jednak zdążyłam otworzyć usta, koło mnie przepchnęła się potężna kobieta o rozczochranych czerwonych włosach, rozsiewająca aromat ciężkich kwiatowych perfum. Odciągnęła Alexa od dziennikarza, mocno ujęła go w pasie, po czym mnie także objęła.
– Graj miło z pozostałymi chłopcami, Alex – mruknęła – albo wcale nie będziesz grał.
Alex obrzucił ją płonącym wzrokiem, zdołał jednak się uśmiechnąć do zaciekawionego tłumu.
– Myślałem, że do prasy wyślesz komunikat, a nie zaproszenia, Michaela – wysyczał przez zaciśnięte zęby.
Kobieta przewróciła oczami.
– Czy to moja wina, że jesteś większym magnesem niż Bóg? – Mrugnęła do mnie. – Skoro Alex zapomniał o dobrych manierach, przedstawię się sama. Jestem Michaela Snow, jego rzeczniczka prasowa. Chociaż na podstawie tego, co widziałaś, przypuszczalnie już wiesz, że jego relacje z prasą nie są najlepsze. – Znowu zwróciła się do Alexa: – A dla twojej informacji, rzeczywiście wysłałam komunikat, musisz jednak przyznać, że małżeństwo najbardziej rozchwytywanego kawalera Ameryki z antropolożką jest skazane na zainteresowanie mediów. Tabloidy miały dzięki tobie prawdziwe używanie. John ma je w samochodzie, gdybyście chcieli zdrowo się uśmiać. – Spojrzała na mnie. – Według „Star” jesteś marsjańską królową, która złapała Alexa na kosmiczne miłosne perwersje. – Popchnęła go kilka kroków do przodu. – Idź, im szybciej to załatwisz, tym szybciej będziesz miał spokój.
Читать дальше