Nienawidziłam go za to, że zmusił mnie, bym zapomniała wszystko, co chciałam mu powiedzieć, że skłonił mnie do przyjścia tutaj, choć przede wszystkim nienawidziłam go za to, że przez niego serce biło mi nieregularnie, waląc jak bębny tubylców: ich dudnienie czasami przynosił wiatr, gdy pracowałam na wykopaliskach. Ze stosu na stole wzięłam czerwony plastikowy kubek i napełniłam po brzegi kostkami lodu, bo wiedziałam, że po kilku minutach stopnieje. Później nalałam soku – chyba z papai – i wymieszałam całość jednorazowym nożem. Poczekałam, aż kubek okryje się wilgocią, a płyn przyjmie temperaturę lodu.
Alex Rivers wciąż siedział na swym królewskim tronie, nachylony ku kobiecie, która pokrywała mu twarz jasnym pudrem. Dostrzegłszy, że idę, wyciągnął rękę po napój i nagrodził mnie drugim uśmiechem.
– Ach, zaczynałem myśleć, że już więcej cię nie zobaczę.
Uśmiechnęłam się do niego, po czym wylałam sok i lód, a następnie rzuciłam mu kubek na kolana. Patrząc na powiększającą się na jego spodniach plamę, powiedziałam:
– Nie liczyłabym na takie szczęście.
A potem odwróciłam się i odeszłam.
Spodziewałam się, że Alex Rivers zaklnie pod nosem, zapyta o moje nazwisko, każe mnie wylać. Szłam równym krokiem, mając zamiar opuścić plan, może nawet wyjechać z Tanzanii. Alex Rivers zrobił jednak coś, co kazało mi się odwrócić: roześmiał się głębokim, bogatym śmiechem w rodzaju tych, które ciepło spływają na słuchacza. Kiedy się obejrzałam, pochwycił moje spojrzenie.
– Więc tak – powiedział wesoło. – Zakładam, że twoim zdaniem należało mnie nieco utemperować?
Przypuszczalnie dałabym sobie radę z jego gniewem, ale zrozumienie sprawiło, że straciłam panowanie nad sobą. Kolana się pode mną ugięły, chwyciłam się więc sprzętu oświetleniowego, by zachować równowagę. Dopiero wtedy w pełni pojęłam, co właściwie zrobiłam. Nie wylałam lodowatego napoju na jakiegoś asystenta czy projektanta kostiumów. Rozmyślnie nastawiłam przeciwko sobie człowieka, z którym miałam pracować. Człowieka, który płacił mi trzysta pięćdziesiąt dolarów dziennie tylko za to, żebym mu pomagała.
Wstał i ruszył ku mnie z wyciągniętą ręką, jakby doskonale zdawał sobie sprawę, że tylko sekundy dzielą mnie od upadku na ziemię.
– Alex Rivers – powiedział. – Chyba się nie znamy.
Kącikiem oka dostrzegłam, że cała ekipa dokłada wszelkich wysiłków, by wyglądać na zajętą, a równocześnie ukradkiem nas obserwuje.
– Cassandra Barrett. Z uniwersytetu.
Oczy mu pojaśniały, przyjmując srebrny odcień, jakiego nigdy nie widziałam.
– Mój antropolog. Miło mi cię poznać.
Spojrzałam na jego mokre spodnie khaki, na plamę w kształcie motyla w kroczu, i z uśmiechem powiedziałam:
– Cała przyjemność po mojej stronie.
Znowu się roześmiał, a ja złapałam się na uważnym wsłuchiwaniu, tak bym później mogła to sobie przypomnieć, gdy będę leżała w mojej sypialni w zajeździe z pożółkłym od starości sufitem, wirującym mi przed oczami.
– Mów mi po imieniu – powiedział. – Dam ci scenariusz, żebyś wiedziała, w czym rzecz. Bernie! Chodź, poznasz naszą konsultantkę.
Reżyser, który wyglądał jak cień gotów w każdej chwili poderwać się na rozkaz Alexa, uprzejmie uścisnął mi dłoń, po czym odszedł pod pretekstem, że musi znaleźć kogoś z obsady. Nie ulegało wątpliwości, że to show Alexa Riversa. Zaczął coś mówić, ale do mnie dopiero po chwili dotarło znaczenie jego słów.
– Chcesz, żebym coś wykopała? Teraz? – zapytałam.
Przytaknął.
– Dzisiaj po południu kręcimy scenę, w której odkrywam szkielet. Mógłbym zdać się na intuicję, ale wiem, że popełniłbym błędy. Istnieje jakaś metoda, prawda? To nie polega na tym, że robisz dziurę w ziemi i wyjmujesz kość?
Skrzywiłam się.
– Z całą pewnością nie.
Ujął mnie pod ramię i poprowadził ku otwartej dziurze w ziemi, gdzie odkopano większość znalezisk w Olduvai.
– Chcę przez chwilę cię poobserwować – wyjaśnił. – Popatrzeć na twoje ruchy, skupienie, tego rodzaju rzeczy.
– Potrzebny jest brezent – odparłam. – Jeśli rzeczywiście miałbyś znaleźć coś wartościowego, musiałbyś stanowisko przykryć brezentem, żeby odkopane kości nie zbielały na słońcu.
Alex uśmiechnął się do mnie.
– I po to właśnie jesteś mi tu potrzebna. – Gestem wezwał dwóch mężczyzn, którzy w pobliżu rozstawiali namiot. – Joe, Ken, możecie poszukać brezentu do przykrycia dziury? Musi być… – Tu spojrzał na mnie. – Czy musi być czarny?
Wzruszyłam ramionami.
– Mój zwykle taki jest.
– W takim razie czarny. – Kiedy się odwrócili, Alex zawołał za Kenem: – Gratuluję córeczki. Dowiedziałem się wczoraj wieczorem. Jeśli będzie podobna do Janine, wyrośnie na piękność.
Ken uśmiechnął się szeroko i pobiegł za drugim rekwizytorem. Popatrzyłam na Alexa.
– To bliski przyjaciel?
– Nieszczególnie, ale jest członkiem ekipy. Muszę o każdym coś wiedzieć.
Przykucnęłam na skraju stanowiska, przesiewając przez palce kredową ziemię. Jeśli próbuje zrobić na mnie wrażenie, niech od razu da sobie spokój.
– To niemożliwe – powiedziałam. – Bo przecież jest tu co najmniej sto osób.
Alex wpatrywał się we mnie tak intensywnie, że wbrew woli na niego spojrzałam.
– Znam imiona wszystkich członków ekipy i ich współmałżonków – odparł opanowanym tonem. – W przeszłości pracowałem jako barman i przekonałem się, że jeśli ludzie sądzą, że zwracasz na nich uwagę, częściej przychodzą. Zapamiętanie szczegółów nie sprawia mi trudności, a oni czują się ważni i dwa razy szybciej pracują.
Mówił, jakby się bronił, jakbym rzuciła mu wyzwanie, choć wcale nie miałam takiego zamiaru. Słuchałam go zszokowana. Niełatwo było połączyć człowieka, który urządził dziką awanturę z powodu liny, z człowiekiem, który dokładał starań, by pamiętać imiona wszystkich swoich pracowników.
– Mojego imienia nie znałeś – zauważyłam.
– Nie – odparł. Zaraz potem wyraźnie się odprężył, posyłając mi olśniewający uśmiech. – Ale dopilnowałaś, żebym nigdy go nie zapomniał.
Wróciliśmy do naszego zadania, klękając nad stanowiskiem. Pokazałam Alexowi różne narzędzia, używane do kopania, miękkie szczotki do zmiatania ziemi. Usiłowałam wyjaśnić, jakie ślady mogą wskazywać na obecność skamielin w gruncie, ale to było trudne dla laika.
– Proszę – powiedziałam, przysiadając na piętach. – To właściwie wszystko, co mogę ci pokazać.
– Ale ty nic mi nie pokazałaś – poskarżył się Alex. – Muszę zobaczyć, jak wykopujesz czaszkę albo coś w tym rodzaju.
Wyśmiałam go.
– To nie tutaj. Stąd wszystko już zabrano.
– Więc udawaj – nalegał Alex, po czym z uśmiechem dodał: – To łatwe. Ja na udawaniu zbudowałem moją karierę.
Westchnęłam i ponownie pochyliłam się nad dziurą, usiłując sobie wyobrazić odłamek kości, którego tam nie było. Zaczynałam rozumieć, dlaczego mój poprzednik odszedł. Może udawanie było bułką z masłem dla Alexa Riversa, ale sam powiedział, że to jego zawód, nie mój. Mój opierał się na twardych dowodach i fizycznych śladach, nie na wybujałej wyobraźni. Czując się jak idiotka, zmiotłam górną warstwę czerwonego pyłu i pogładziłam wyboisty grunt. Małym dłutem zaczęłam kopać wokół nieistniejącej czaszki. Strzepnęłam palcami ziemię i przedramieniem otarłam pot z czoła.
Читать дальше