Nie znał treści filmu, pamiętał jednak towarzyszące mu kontrowersje. Omawiano go w licznych plemiennych gazetach, w równej mierze chwaląc, jak ganiąc: to pierwsze za przedstawienie życia rdzennych Amerykanów i udział Indian w obsadzie, to drugie za liczne niedokładności. Na ekranie aktorka grająca siostrę Alexa Riversa poślubiała krzepkiego wojownika. Była drobna i jasnowłosa, z twarzą całkiem podobną do tej, którą Will jako dojrzewający chłopak widywał pod powiekami, kiedy nocami miotał się na łóżku w domu dziadka.
– Pieprzyć to – powiedział na głos. Nacisnął mały czerwony guzik na pilocie, z wielką satysfakcją patrząc, jak postać Alexa Riversa rozpływa się w czerni, a kaseta wyskakuje z odtwarzacza. Usiadł prosto, rozsypując popcorn na sofie.
– O niczym nie mają pojęcia – mruknął. – Robią te gówniane filmy, a o niczym nie mają pojęcia.
Wyłączył telewizor, wpatrując się w ekran, aż przestał śnieżyć.
Spojrzał na pudełko po kasecie, leżące na podłodze, potem wstał i podszedł do kartonów stojących pod ścianą. Otworzył pierwszy i zaczął grzebać pośród gazet, w które Cassie owinęła przedmioty tak niedbale wrzucone przez niego do środka.
Wyjął woreczek z lekami, należący do jego pradziadka. Pradziadek, tak samo jak dziadek, miał wizje łosia i z jego skóry zrobiony był woreczek. Will pogładził mieszek i frędzle. Śniący o łosiach cieszyli się wielkim szacunkiem Siuksów. Ludzie zwracali się do nich o radę, kiedy się zastanawiali, kogo powinni pokochać.
W rezerwacie Will poznał miejscowego policjanta, który ożenił się z białą kobietą, przeprowadził do Pine Ridge i zapisał syna do Małej Ligi. Jak wszyscy gliniarze nosił broń, ale wierzcie albo nie, w roku 1993 nie rozstawał się też z woreczkiem z lekami, który przywiązał sobie do kabury. Mówił, że przynosi mu szczęście, i rzeczywiście, w dniu, gdy dał go córce, by pokazała przedmiot na prezentacji w szkole, jakiś ćpun postrzelił go w ramię.
W rezerwacie byli też inni, rówieśnicy Willa, którzy nosili woreczki. Nikt nawet okiem nie mrugnął, zresztą Will musiał przyznać, że są na świecie dziwniejsze rzeczy.
Poszedł do kuchni po młotek i haczyk. Przez chwilę siedział, tuląc woreczek do policzka i czując miękki zamsz historii. To nie były jego leki, więc nie mogły w żaden sposób mu pomóc, ale z drugiej strony, nie mogły też zaszkodzić.
Will próbował sobie przypomnieć, gdzie Cassie powiesiła woreczek tamtego dnia. Trzymając go w zębach, stanął na sofie i przesuwał dłoń po gładkiej białej ścianie w nadziei, że poczuje żar, który zostawiły jej zręczne ręce.
Jak wszyscy pozostali widzowie w ośrodku kultury w Westwood, Cassie także płakała na zakończenie „Historii jego życia”. Łatwo było zrozumieć, dlaczego Alexa po raz pierwszy nominowano do Oscara za najlepszą reżyserię, choć nominacja dla najlepszego aktora wywołała spory. Pojawiły się zdania, że powinien ją dostać Jack Green, odtwarzający rolę ojca Alexa, którego nominowano w kategorii najlepszy aktor drugoplanowy. Według bukmacherów z Los Angeles Alex był faworytem w swoich dwóch kategoriach, Jack w swojej, a film z pewnością otrzyma Oscara dla najlepszego filmu.
Większość seniorów opuściła salę, przyszli bowiem obejrzeć obraz, wokół którego tyle było spekulacji, Cassie natomiast siłą nie dałaby się wyciągnąć. Uświadomiła sobie, że przyszła na przegląd przede wszystkim po to, by obejrzeć „Antoniusza i Kleopatrę”, epicki film, który Alex zrobił tuż po ich ślubie.
Na ekranie wyświetlano czołówkę przy akompaniamencie smutnej muzyki, granej na sitarze. Cassie rozpuściła ściągnięte w koński ogon włosy i rozsypała je na oparciu fotela. Zamknęła oczy tuż przed pierwszą kwestią Antoniusza i zmusiła się do wspomnień.
To był pierwszy znak, że nie poślubiła samego Alexa. Kiedy wrócił z biura Herba Silvera, ściskając w dłoni scenariusz, Cassie w domowym laboratorium przeglądała plan zbliżającej się wyprawy do Tanzanii.
– To jest rola, do której zostałem stworzony – oznajmił.
Później Cassie zastanawiała się nad tym zdaniem; bardziej sensowne byłoby, gdyby powiedział: „To rola stworzona dla mnie”, ale w chwili gdy wziął scenariusz w dłonie, stał się takim samym megalomanem jak Antoniusz.
Kwestie przychodziły mu łatwo, padały z jego ust, jakby nie musiał się ich uczyć, i chociaż Cassie wiedziała, że Alex ma fotograficzną pamięć, przy niej ani razu nie otworzył scenariusza. „Jestem Antoniuszem” – powiedział tylko. Nie miała wyboru, musiała mu uwierzyć.
Nie był faworytem do tej roli, nawet nie brano go pod uwagę. Sam poprosił Herba, żeby zaproponował jego kandydaturę. Cassie wiedziała, że bardzo się tym denerwował, dlatego rano w dniu, gdy miał spotkanie z reżyserem kompletującym obsadę, kazała kucharce wyjść i sama przyrządziła mu omlet. Dodała paprykę, szynkę, cebulki, cheddar, odrobinę sosu colby i szczyptę papryki.
– Twój ulubiony – powiedziała wesoło, stawiając przed nim talerz. – Na szczęście.
Kiedy indziej Alex spojrzałby na nią, może objąłby ją za biodra, posadził sobie na kolanach i pocałował. Zaproponowałby jej połowę omletu i karmił swoim widelcem. Tamtego ranka jednak oczy mu pociemniały, jakby połknął coś, co teraz próbowało się wydostać. Zrzucił talerz i nawet nie spojrzał, gdy naczynie rozbiło się na jasnym żyłkowanym marmurze podłogi.
– Przynieś winogrona – szepnął, już z odpowiednią wymową. – Śliwki i słodycze. Ambrozję. – Odwrócił się od Cassie, która jak skamieniała stała koło niego, i utkwił wzrok w czymś, czego ona nie potrafiła dostrzec. – Zastaw ucztę godną boga.
Cassie uciekła z kuchni do sypialni. Zadzwoniła na uniwersytet i powiedziała, że jest chora; była przekonana, że zaraz zwymiotuje. Usłyszała, jak John, kierowca, przychodzi po Alexa; kiedy drzwi się za nimi zamknęły, zwinęła się w kłębek na łóżku, usiłując zająć jak najmniej miejsca.
Alex wrócił dopiero po kolacji. Cassie wciąż była w sypialni, siedziała przy oknie i patrzyła, jak słońce znika za horyzontem. Nie odwróciła się, kiedy otworzył drzwi, w absolutnym bezruchu czekając na jego przeprosiny.
Nie odezwał się. Ukląkł za nią i musnął palcami jej policzek i szyję. Za dłońmi powędrowały usta. Kiedy uniósł jej twarz, by ją pocałować, oddała mu się bez reszty.
Nigdy wcześniej tak się z nią nie kochał. Był brutalny, a kiedy zaczęła krzyczeć, tak delikatny, że musiała przyciskać do siebie jego dłonie, pragnąc więcej. To nie był akt namiętności, ale brania w posiadanie. Za każdym razem, gdy Cassie chciała się odsunąć choćby o cal od jego żaru, przyciągał ją do siebie. Czując, jak się wokół niego zamyka, pchnął ją na łóżko i szepnął do ucha:
– „Wiedziałaś, żem był przez ciebie podbity” *.
Słysząc jego regularny oddech, Cassie wysunęła się z łóżka i wzięła scenariusz, który zostawił przy oknie. Poszła do łazienki, usiadła na sedesie i przez wiele godzin przeglądała sztukę, którą ostatni raz czytała w liceum. Płakała, kiedy Antoniusz zakochany w Kleopatrze ożenił się z Oktawią, by zachować pokój. Szeptem powtarzała scenę, w której Antoniusz uświadamia sobie, że Kleopatra jednak go nie zdradziła, i błaga żołnierza, by przebił go mieczem. Zamknęła oczy, widząc Antoniusza umierającego w ramionach Kleopatry, Kleopatrę trującą się jadem żmii. W akcie III znalazła zdanie, które Alex wyszeptał, gdy skończyli się kochać. Ale ona nie kochała się z Alexem. Pieścił ją i wypełniał sobą owładnięty obsesyjną miłością Antoniusz.
Читать дальше