Cormac McCarthy - Droga

Здесь есть возможность читать онлайн «Cormac McCarthy - Droga» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Droga: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Droga»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Przerażająca postapokaliptyczna wizja przyszłości Ameryki w powieści uznanej za największe arcydzieło Cormaca McCarthy’ego.
Spalona Ameryka, ciemność, proch i kurz przesłaniające niebo. Kamienie pękają od mrozu, a śnieg, który pada, jest szary. Ani jednego ptaka, ani jednego zwierzęcia, gdzieniegdzie tylko zdziczałe bandy kanibali. Jakiś straszliwy a nienazwany kataklizm zniszczył naszą cywilizację i większość życia na ziemi. Na tle martwego pejzażu po katastrofie dwie ruchome figurki – to ojciec i syn przemierzają zniszczoną planetę. Zmierzają ku wybrzeżu lecz co tam zastaną? Przed nimi długa i pełna niebezpieczeństw droga w nieznane. Wokół nich – świat, w którym nawet nadzieja już umarła, lecz nadal – dzięki łączącej ich więzi – trwa miłość…
„Droga” Cormaca McCarthy’ego to połączenie powieści drogi, powieści przygodowej oraz gotyckiego horroru. To przypowieść o świecie apokalipsy spełnionej, ponura odpowiedź na niepokojące pytanie jak świat wyglądałby bez człowieka. Krytyka literacka zalicza tę powieść do nurtu prozy amerykańskiego minimalizmu, w latach 80-tych nazywanego „brudnym realizmem”.

Droga — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Droga», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Może powinienem, a może nie.

Dlaczego nie?

Bo ja też bym mu nic nie dał.

Nie obchodzi cię, że to może ranić jego uczucia?

A rani?

Nie. Nie zrobił tego po to, żebyś mu dziękował.

A po co?

Mężczyzna spojrzał na chłopca, a potem na starca. Nie zrozumiałbyś, rzekł. Nie jestem pewien, czy sam rozumiem.

Może wierzy w Boga?

Nie wiem, w co wierzy.

Przejdzie mu.

Nie przejdzie.

Starzec nie odpowiedział. Rozejrzał się wokoło.

Szczęścia też nam nie życzysz?, spytał mężczyzna.

Nie wiem, co to znaczy. Jak wygląda szczęście? Kto by wiedział coś takiego?

Potem poszli. Gdy spojrzał do tyłu, starzec już ruszył w drogę, postukując kijem, niknąc z wolna na szosie jak wędrowny bukinista z zamierzchłych czasów, ciemny, zgarbiony, cienki jak pająk – wkrótce przepadł na zawsze. Chłopiec ani razu się nie obejrzał.

Wczesnym popołudniem rozpostarli plandekę na drodze, usiedli i zjedli zimny posiłek. Mężczyzna przypatrywał się chłopcu. Znowu się nie odzywasz, powiedział.

Odzywam.

Ale zadowolony nie jesteś?

Wszystko jest dobrze.

Gdy skończy nam się jedzenie, będziesz miał więcej czasu, żeby to przemyśleć.

Chłopiec milczał. Jedli. Spojrzał do tyłu na drogę. Po chwili powiedział: Wiem. Ale ja to będę pamiętał inaczej niż ty.

Prawdopodobnie.

Nie powiedziałem, że nie miałeś racji.

Chociaż tak pomyślałeś.

Wszystko jest w porządku.

No tak, odparł mężczyzna. Hm. Na drodze rzadko trafiają się dobre nowiny. W takich czasach jak nasze.

Niepotrzebnie się z niego podśmiewałeś.

Zgoda.

On umrze.

Wiem.

Możemy już iść?

Tak, odrzekł mężczyzna. Możemy iść.

Nocą obudził go własny kaszel i kaszlał w zimnym mroku, aż rozbolały go płuca. Nachylił się do ognia i rozdmuchał żar, dołożył drewna, wstał i odszedł od obozowiska tak daleko, jak zaprowadziło go światło. Ukląkł w suchych liściach i popiele, z kocem zarzuconym na ramiona – po chwili kaszel minął. Pomyślał o starcu, znajdującym się gdzieś w ciemności. Spojrzał na obozowisko przez rząd drzew. Miał nadzieję, że chłopiec zasnął z powrotem. Klęczał, charcząc cicho, z dłońmi na kolanach. Umieram, rzekł. Powiedz mi, jak mam to zrobić.

Nazajutrz szli prawie do zmroku. Nie znaleźli miejsca, w którym mogliby bezpiecznie rozpalić ogień. Wydało mu się, że zbiornik z gazem jest bardzo lekki, gdy wyjmował go z wózka. Usiadł i przekręcił zawór, ale zawór był otwarty. Poruszył gałką przy palniku. Nic. Pochylił się i nasłuchiwał. Pokręcił oboma zaworami we wszystkich kombinacjach. Zbiornik był pusty. Zacisnął dłonie i siedział z pięściami przyłożonymi do czoła, z zamkniętymi oczami. Po chwili uniósł głowę i zapatrzył się w zimny, ciemniejący las.

Zjedli zimną kolację złożoną z chleba kukurydzianego, fasoli i parówek z puszki. Chłopiec spytał, jak to możliwe, że zbiornik już jest pusty, a mężczyzna odparł, że po prostu tak się stało.

Mówiłeś, że wystarczy na kilka tygodni.

Wiem.

A skończyło się po paru dniach.

Pomyliłem się.

Jedli w milczeniu. Po chwili chłopiec powiedział: Zapomniałem zakręcić zawór, prawda?

To nie twoja wina. Powinienem był sprawdzić.

Chłopiec odstawił talerz na plandekę. Popatrzył w bok.

To nie twoja wina. Trzeba zakręcać oba zawory. Gwint powinien być uszczelniony taśmą teflonową, inaczej jest luz, a ja o to nie zadbałem. Nie mówiłem ci.

Ale przecież nie mieliśmy żadnej taśmy, prawda?

To nie twoja wina.

Szli dalej, wychudzeni i brudni jak uliczni narkomani. Zakapturzeni w kocach w obronie przed zimnem, parujące oddechy, nogi powłóczące w czarnych, miałkich zaspach. Przemierzali szeroką nadmorską równinę, gdzie wśród wyjących kłębów popiołu ziemski wiatr gnał ich do szukania byle schronienia. W domach, stodołach albo za wałem przydrożnego rowu, koce naciągnięte na głowy, powyżej niebo południowej pory czarne jak kazamaty piekła. Przytulił chłopca, przemarzniętego do szpiku kości. Nie trać ducha, powiedział. Wszystko będzie dobrze.

Wypatroszona, spustoszona, jałowa kraina. Kości martwych stworzeń walające się w popiele. Śmietniki pełne nieokreślonych odpadków. Domy gospodarskie na polach odarte z farby, deski oblicówki podważone i wyrwane z umocowań. Wszystko pozbawione cienia i cech. Droga schodziła przez plątaninę martwej kukurydzy. Mokradło, sucha trzcina leżąca na wodzie. Za krańcem pół posępna mgła, która zaległa na ziemi i niebie. Późnym popołudniem zaczął padać śnieg, więc szli przykryci plandeką, a mokre płatki szeleściły na folii.

Od tygodni niewiele spał. Gdy obudził się rankiem, chłopca nie było, usiadł więc z rewolwerem w dłoni, a potem wstał i zaczął go szukać, ale nie znalazł. Wciągnął buty i poszedł na skraj lasu. Na wschodzie ponury świt. Obce słońce rozpoczynające swoją zimną wędrówkę. Zobaczył chłopca, biegnącego przez pole. Tatusiu, krzyknął. W lesie jest pociąg.

Pociąg?

Tak.

Prawdziwy pociąg?

Tak. Chodź.

Nie podszedłeś do niego?

Nie. Tylko trochę. Chodź.

Nikogo nie ma?

Chyba nie. Przybiegłem po ciebie.

I jest lokomotywa?

Tak. Duża, spalinowa.

Przeszli przez pole i zagłębili się między drzewa po drugiej stronie. Tory biegły z głębi kraju nasypem w las. Spalinowa lokomotywa, a za nią osiem wagonów pasażerskich z nierdzewnej stali. Mężczyzna wziął chłopca za rękę. Usiądźmy i popatrzmy, powiedział.

Siedzieli na nasypie i czekali. Nic się nie poruszało. Podał chłopcu rewolwer. Ty go trzymaj, tatusiu.

Nie. Umawialiśmy się inaczej. Bierz.

Chłopiec wziął rewolwer i położył go sobie na kolanach, a mężczyzna oddalił się w prawą stronę, stanął i patrzył na pociąg. Przeszedł przez szyny i ruszył wzdłuż wagonów. Wyłonił się zza ostatniego i zamachał do chłopca, a ten wstał i wcisnął rewolwer za pasek.

Wszystko pokrywał popiół. Przejścia między ławkami zaśmiecone. Na siedzeniach otwarte walizki, dawno zdjęte z półek i przetrząśnięte. W wagonie restauracyjnym znaleźli stos papierowych talerzy, więc zdmuchnął z nich kurz i schował pod kurtkę. Nic więcej.

Skąd on się tu wziął, tatusiu?

Nie wiem. Chyba jechali na południe. Grupa ludzi. Tutaj prawdopodobnie skończyło im się paliwo.

Od dawna tu stoi?

Tak. Tak mi się wydaje. Od bardzo dawna.

Przeszli przez ostatnie wagony, a potem wzdłuż torów do lokomotywy i wspięli się po drabince. Rdza i złuszczona farba. Wcisnęli się do kabiny, mężczyzna zdmuchnął popiół z fotela maszynisty i usadowił chłopca przy urządzeniach kontrolnych. Nie były skomplikowane. Właściwie wystarczyło pchnąć lekko dźwignię. Zaczął udawać odgłosy pociągu i wycie lokomotywy, ale nie wiedział, czy to cokolwiek znaczy dla chłopca. Po chwili patrzyli przez zamuloną szybę na miejsce, gdzie tory skręcały w nieużytki chwastów. Być może oglądali odmienne światy, ale wiedzieli to samo. Ze pociąg zostanie tutaj na zawsze, powoli rozpadając się przez całą wieczność i że żaden inny już nigdy nie wyruszy w trasę.

Możemy iść, tatusiu?

Tak. Jasne, że możemy.

Od czasu do czasu natykali się na małe kopce usypane z kamieni przy drodze. Były to znaki z cygańskiego języka, zaginione wzory. Od dawna ich nie widział; pospolite na północy, prowadziły ze splądrowanych i zniszczonych miast, beznadziejne wołania do najbliższych, którzy zaginęli lub pomarli. W tamtym czasie wyczerpały się już zapasy żywności i po kraju szalał mord. Świat wkrótce zaludnili mężczyźni, którzy zjadali dzieci na oczach ich rodziców, a miasta opanowały bandy poczerniałych łupieżców, którzy drążyli tunele wśród ruin i wypełzali z gruzów białych od walających się zębów i oczu, niosąc w nylonowych siatkach nadpalone, nieokreślone puszki jedzenia jak klienci w kantynach piekła. Miękki czarny talk przetaczał się po ulicach niczym kałamarnica rozwijająca swe sploty na morskim dnie i zakradało się zimno, i zmierzch nadciągał wcześnie, a padlinożercy schodzący z pochodniami ze stromych kanionów wyciskali stopami dziury w nawianym miałkim popiele, dziury, które zamykały się za nimi bezgłośnie jak oczy. Na drogach pielgrzymi osuwali się, padali i oddawali ducha, a posępna, oblepiona mgłą Ziemia kręciła się poza Słońce i powracała, tak niewidoczna i nieoznaczona jak ścieżka jakiegoś bezimiennego siostrzanego świata w pradawnym mroku odległej przestrzeni.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Droga»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Droga» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Cormac McCarthy - Child of God
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Orchard Keeper
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Outer Dark
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - Cities of the Plain
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Crossing
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Sunset Limited
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - En la frontera
Cormac McCarthy
Cormac McCarthy - The Road
Cormac McCarthy
Cormac Mccarthy - No Country For Old Men
Cormac Mccarthy
Cormac McCarthy - All The Pretty Horses
Cormac McCarthy
Отзывы о книге «Droga»

Обсуждение, отзывы о книге «Droga» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x