Ale czas mijał. Pokój Edwarda zamienił się w zaimprowizowaną pracownię, pełną obrazów, które zdaniem jego rodziców nie miały najmniejszego sensu. Byty na nich okręgi, egzotyczne połączenia barw, prymitywne symbole i zaplątane w nich sylwetki ludzkie w modlitewnej pozie.
Edward, chłopak dotąd samotny, który w ciągu dwu lat pobytu w Brasilii nigdy nie zapraszał do domu kolegów, teraz sprowadzał dumy dziwaków, źle ubranych, zarośniętych, którzy słuchali straszliwej muzyki na pełny regulator, palili i pili bez umiaru i wykazywali całkowitą nieznajomość dobrych manier. Pewnego dnia dyrektorka amerykańskiego college'u wezwała ambasadorową na rozmowę.
– Zdaje się, że syn pani zażywa narkotyki – powiedziała. – Jego oceny spadły daleko poniżej przeciętnych i jeśli to dłużej potrwa, nie będziemy mogli zaliczyć go w poczet naszych uczniów w następnym semestrze.
Po tej rozmowie matka Edwarda udała się wprost do ambasady, by opowiedzieć mężowi, co usłyszała.
– Wciąż powtarzasz, że z czasem wszystko wróci do normy! – krzyczała histerycznie. – Twój syn jest narkomanem, wariatem, ma jakieś poważne problemy z mózgiem, a ciebie obchodzą tylko koktajle i spotkania towarzyskie!
– Mów ciszej – poprosił.
– Nie będę mówiła ciszej, nie przestanę tak mówić, dopóki czegoś nie postanowisz! Ten chłopak potrzebuje pomocy, rozumiesz? Pomocy lekarskiej! Zrób coś natychmiast!
Obawiając się, by skandal wywołany przez żonę nie zaszkodził mu w oczach podwładnych i podejrzewając, że istotnie zainteresowanie Edwarda malarstwem potrwa dłużej niż się tego spodziewał, ambasador – człowiek praktyczny, który wiedział dokładnie, co należy zrobić w każdej sytuacji przygotował plan działania.
Najpierw zatelefonował do swego kolegi, ambasadora Stanów Zjednoczonych, z uprzejmą prośbą o pozwolenie skorzystania raz jeszcze z urządzeń medycznych ambasady. Jego prośba została spełniona.
Udał się do zaufanych lekarzy, wyjaśnił im sytuację i poprosił o powtórzenie badań. Lekarze z obawy, że cała sprawa zakończy się procesem, wykonali dokładnie to, o co ich poproszono i orzekli, że wyniki nie odbiegają od normy. Przed wyjściem dano mu do podpisania dokument, w którym oświadczał, że zwalnia ambasadę amerykańską od odpowiedzialności.
Potem udał się do szpitala, w którym leczył się Edward, porozmawiał z dyrektorem, wyjaśnił problem i poprosił, by pod pretekstem przeprowadzenia rutynowych badań, wykonano badanie krwi na obecność narkotyków w organizmie.
Tak też się stało. Ale nie znaleziono śladu żadnego narkotyku.
Pozostał mu do wykonania trzeci i ostatni punkt planu: rozmowa z samym Edwardem, by zorientować się, co się dzieje. Dopiero posiadając te wszystkie te informacje, mógł podjąć właściwą decyzję.
Ojciec i syn usiedli w salonie.
– Matka jest bardzo zaniepokojona – zaczął ambasador. – Twoje oceny bardzo się obniżyły i istnieje ryzyko, że nie zostaniesz przyjęty na następny semestr.
– Alę moje oceny na kursie malarstwa są coraz lepsze, ojcze.
– Uważam za niezwykle cenne twoje zainteresowanie sztuką, masz jednak na to całe życie. Musisz skończyć szkolę średnią, żebym mógł pokierować twoją karierą dyplomatyczną.
Edward długo się zastanawiał, zanim się odezwał. Przypomniał sobie wypadek, książkę o wizjonerach, która była tylko pretekstem, by mógł odnaleźć swoje prawdziwe powołanie, pomyślał o Marii, która nigdy więcej nie dala znaku życia. Wahał się długo, aż w końcu odpowiedział.
– Tato, ja nie chcę być dyplomatą. Chcę być malarzem.
Ojciec był przygotowany na taką odpowiedź, wiedział zatem, jak ją odeprzeć.
– Będziesz malarzem, ale najpierw skończ szkołę średnią. Zorganizujemy ci wystawy w Belgradzie, Zagrzebiu, Ljubljanie, Sarajewie. Dzięki moim wpływom, mogę ci dużo pomóc, ale najpierw musisz skończyć szkołę.
– Jeśli tak postąpię, wybiorę najprostszą drogę, ojcze. Zacznę studiować cokolwiek, zdobędę wykształcenie w dziedzinie, która mnie w ogóle nie interesuje, ale za to przynosi pieniądze i malarstwo zostanie zepchnięte na drugi plan, aż w końcu zapomnę o moim powołaniu. Muszę nauczyć się zarabiać na życie malarstwem.
Ambasador zaczął się denerwować.
– Mój synu, masz wszystko: kochającą cię rodzinę, dom, pieniądze, pozycję społeczną. Ale wiesz, że w naszym kraju rozpoczął się trudny okres, dochodzą słuchy o wojnie domowej, może być i tak, że już jutro mnie tu nie będzie i nie będę ci mógł pomóc.
– Sam sobie dam radę, ojcze. Zaufaj mi. Kiedyś stworzę cykl obrazów pod tytułem Wizje raju. Postaram się namalować to, co dzieje się w sercach mężczyzn i kobiet.
Ambasador pochwalił determinację swego syna, zakończył rozmowę uśmiechem i postanowił dać mu jeszcze miesiąc – przecież dyplomacja jest sztuką odkładania decyzji do czasu, aż problemy rozwiążą się same.
Minął miesiąc. Edward nadal poświęcał cały swój czas malarstwu, dziwacznym kolegom i muzyce, która z pewnością mogła wywołać zaburzenia psychiczne. Na domiar złego został wyrzucony z amerykańskiego college'u z powodu kłótni z nauczycielką na temat istnienia świętych.
Ponieważ nie można już było dłużej odkładać decyzji, ambasador podjął ostatnią próbę i wezwał syna na męską rozmowę.
– Edwardzie, jesteś już na tyle dorosły, by wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Znosiliśmy wszystko cierpliwie tak długo, jak długo było można, ale nadszedł czas, by skończyć z tym niedorzecznym powołaniem do bycia malarzem i nadać jakiś kierunek twojej karierze.
– Ależ ojcze, zostać malarzem to właśnie znaczy nadać kierunek mojej karierze.
– Lekceważysz sobie naszą miłość, nasze wysiłki, których nie szczędziliśmy, by zapewnić ci dobre wykształcenie. Ponieważ nigdy tak się nie zachowywałeś, mogę upatrywać w tym skutków wypadku.
– Ojcze, zrozum, kocham was -bardziej niż kogokolwiek na świecie.
Ambasador chrząknął. Nie przywykł do tak bezpośredniego wyrażania uczuć.
– A zatem w imię tej miłości, jaką żywisz dla nas, proszę cię, zrób to, czego pragnie matka. Porzuć na jakiś czas to całe malarstwo, znajdź sobie przyjaciół z twojej klasy społecznej i wróć do nauki.
– Ojcze, przecież mnie kochasz. Nie możesz mnie o to prosić, ty, który zawsze dawałeś mi przykład, jak walczyć o sprawy, na których nam zależy. Nie możesz wymagać ode mnie, abym stal się człowiekiem pozbawionym własnej woli.
– Powiedziałem: w imię miłości. Nigdy tego wcześniej nie mówiłem, synu, ale teraz proszę o to. W imię miłości, którą masz dla nas i miłości, jaką my darzymy ciebie, wróć do nas, nie tylko w sensie fizycznym, ale również w głębokim tego słowa znaczeniu. Mylisz się, uciekając przed rzeczywistością.
Od chwili gdy się urodziłeś, snuliśmy nasze najwspanialsze marzenia. Jesteś dla nas wszystkim: naszą przeszłością i przyszłością. Twoi dziadkowie byli dobrymi urzędnikami, ja musiałem walczyć jak lew, by dostać się do dyplomacji i wspinać coraz wyżej. I wszystko to po to jedynie, by utorować ci drogę, by ci ułatwić start. Mam wciąż pióro, którym podpisałem pierwszy dokument już jako ambasador, przechowuję je pieczołowicie, aby przekazać ci je w dniu, w którym kolej przyjdzie na ciebie.
Nie rozczarowuj nas synu. Nie będziemy żyli wiecznie, chcemy umrzeć w spokoju, pewni, że jesteś urządzony w życiu.
Jeśli naprawdę nas kochasz, zrób to, o co cię proszę. Jeśli jednak nas nie kochasz, nie zmieniaj swojego postępowania.
Читать дальше