Mario Llosa - Gawędziarz

Здесь есть возможность читать онлайн «Mario Llosa - Gawędziarz» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Современная проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Gawędziarz: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Gawędziarz»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Zwiedzając we Florencji wystawę fotografii peruwiańskiej Amazonii, Vargas Llosa przywołuje w pamięci postać przyjaciela z czasów studenckich. Saul Zuratas, peruwiański Żyd, pasjonował się bowiem kiedyś Amazonią, jej mieszkańcami, szczególnie zaś nielicznym, wędrującym plemieniem Macziguengów. Opowieść Llosy jest próbą rekonstrukcji losów Saula Zuratasa i zarazem próbą odnalezienia dowodów poświadczających, że wśród Macziguengów żył gawędziarz podtrzymujący więzi plemienne opowieściami o dziejach mitycznych i przekazywaniem wiadomości o życiu poszczególnych rodzin rozproszonych po Amazonii. Losy Zuratasa i Macziguengów okazują się ze sobą sprzęgnięte. Chyba że historia rekonstruowana przez Vargasa Llose jest… kolejną opowieścią nieuchwytnego gawędziarza.

Gawędziarz — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Gawędziarz», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

To było wcześniej.

Moritoni był wówczas wędrującym dzieckiem. Jedną z jego matek była Inaenka. Tak, tak, choroba, od której psuje się ciało, była wtedy kobietą. Zła choroba, która pali twarz i zostawia w niej same dziury. Ona była tą chorobą i ona też była matką moritoni. Wyglądała tak samo jak wszystkie inne kobiety, ale kulała. Wszystkie diabły kuleją? Zdaje się, że tak. Mówią, że Kientibakori też kuleje. Zła była Inaenka na tę swoją kulawość; nosiła długą, bardzo długą cushmę, tak długą, że nigdy nóg nie było jej widać. Niełatwo było ją rozpoznać, wiedzieć, że nie jest kobietą, ale tym, kim jest.

Tasurinczi łowił przy brzegu. Nagle ogromny sungaro wpadł w sieć. Ucieszył się Tasurinczi. Z tykwę tłuszczu będzie mógł wycisnąć, być może. W tej samej chwili ujrzał naprzeciw siebie przemierzające wody rzeki kanoe. Dostrzegł wiosłującą kobietę i gromadkę dzieci. Seripigari, który wdychał tytoń, siedząc w chacie Tasurincziego, od razu odgadł niebezpieczeństwo. „Nie wołaj jej”, ostrzegł go. „Nie widzisz, że to Inaenka?” Ale niecierpliwy Tasurinczi już gwizdnął, już ją pozdrowił. Wiosła pchające kanoe uniosły się. Tasurinczi ujrzał przybijającą łódź. Kobieta wyskoczyła na brzeg, zadowolona.

„Jakiego pięknego sungaro złowiłeś, Tasurinczi”, powiedziała doń, zbliżając się. Szła powolutku i nie zauważył, że kuleje. „Śmiało, zanieś go do swego domu, ja ci go przyrządzę. Dla ciebie go przyrządzę”.

Tasurinczi, wbity w dumę, posłuchał. Zarzucił rybę na ramię i ruszył ku swej chacie, nie wiedząc, że spotkał swoje przeznaczenie. Wiedząc, co go czeka, seripigari patrzył nań ze smutkiem. Gdy Tasurinczi już niemal dochodził do chaty, sungaro ześlizgnął się z jego ramienia ściągnięty przez niewidzialnego kamagarini. Tasurinczi zobaczył, że ryba, znalazłszy się na ziemi, zaczęła tracić skórę, jakby polano ją wrzątkiem. Tak był zaskoczony, że nie był w stanie wezwać seripigariego ani się ruszyć. To był strach. Może zęby mu szczękały nawet. Otumanił go chyba strach, pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, że i z nim zaczyna się dziać to samo co z rybą. Dopiero kiedy poczuł, że go piecze, a w nozdrza uderzył zapach spalonego mięsa, spojrzał na swoje ciało: z niego też schodziła skóra. W niektórych miejscach mógł już dostrzec swe krwawiące wnętrzności. Padł na ziemię przerażony, wrzeszcząc. Wierzgając nogami i płacząc, leżał na ziemi Tasurinczi. Wówczas podeszła doń Inaenka i spojrzała nań swą prawdziwą twarzą, którą był pęcherz wrzącej wody. Dokładnie oblała go wrzątkiem, z zadowoleniem przyglądając się, jak Tasurinczi, tak samo jak sungaro, traci skórę, gotuje się cały w pęcherzykach i umiera od złej choroby.

Inaenka zaczęła tańczyć, rozradowana. „Jestem panią choroby, która natychmiast zabija”, krzyczała, urągając ludziom. Wrzeszczała ze wszystkich sił, żeby cały las ją usłyszał. „Zabiłam ich, a teraz ugotuję, przyprawię acziote i zjem”, krzyczała.

Kientibakori i jego diabliki też tańczyli, rozradowani, popychając się i gryząc w lesie. „Ehej, ehej, to Inaenka”, śpiewając.

Wówczas dopiero kobieta z twarzą z wrzącego pęcherza zauważyła, że jest tam również seripigari. Patrzył spokojnie na to, co się działo, bez strachu, wdychając przez nos swój tytoń. Kichał jakby nigdy nic, jakby jej tam nie było i jakby nic się nie stało. Inaenka postanowiła go zabić. Podeszła doń i już chciała go skropić wrzątkiem, kiedy seripigari, opanowany, pokazał jej dwa białe kamienie dyndające u jego szyi.

„Póki mam te kamienie, nic mi nie możesz zrobić”, przypomniał jej. „Chronią mnie przed tobą i przed każdym złem na świecie. A może o tym nie wiesz?”

„To prawda”, odpowiedziała Inaenka. „Poczekam tu, u twego boku, aż zaśniesz. Wtedy zabiorę ci kamienie, rzucę je do rzeki i skropię twoje ciało do woli. Nic cię nie uratuje. Tak samo zejdzie ci skóra jak rybie sungaro i pokryje się pęcherzami jak Tasurincziemu”.

Pewnie tak się miało stać, może. Choćby i z całych sił się opierał, seripigari nie był w stanie pokonać senności. W nocy, otumaniony kłamliwym światłem Kashiriego, poplamionego, zasnął. Inaenka, kulejąc, podeszła doń. Z ogromną delikatnością zdjęła mu obydwa kamienie i rzuciła w nurt rzeki. I wtedy mogła go już pokropić wodą z dużego pęcherza, którym była jej twarz, i z radością zaczęła się przyglądać, jak ciało seripigariego się gotuje, pokrywa nieskończoną liczbą pęcherzyków, jak skóra zaczyna z niego złazić, pękać zaczyna.

„Ale mnie teraz uczta czeka”, słychać było, jak krzyczy, skacząc i tańcząc. Z czółna stojącego przy brzegu jej dzieci widziały wszystkie nieszczęścia czynione przez Inaenkę. Przejęte były, pewnie. Smutne, być może.

W pobliżu rosła roślina acziote. Jeden z synów kobiety-choroby dostrzegł, że roślinka wyciąga gałązki i potrząsa ku niemu Usteczkami. Może chciała mu coś powiedzieć? Chłopczyk podszedł do niej i schronił się pod płonącymi oparami jej owoców. „Ja jestem Potsotiki”, usłyszał jej drżący głos. „Inaenka, twoja matka, wyniszczy wędrujący lud, jeśli czegoś nie zrobimy”. „A co możemy zrobić?” – zasmucił się chłopczyk. „Ona ma tę moc, ona jest chorobą, która natychmiast zabija. Jeśli chcesz pomóc mi uratować wędrujących ludzi, to damy radę. Jeśli oni znikną, słońce upadnie. Przestanie grzać ten świat. A może wolisz, żeby wszystko było mrokiem i żeby wszystkim zawładnęły diabły Kientibakoriego?” „Pomogę ci”, odpowiedział chłopiec. „Co mam zrobić?”

„Zjedz mnie”, odparła roślina. „Twarz ci się odmieni i matka cię nie pozna. Podejdziesz do niej i powiesz: «Znam pewne miejsce, gdzie niedoskonali stają się doskonałymi; potwory -ludźmi. Tam twoje nogi staną się takie jak nogi innych kobiet*. I wtedy zaprowadzisz ją w to miejsce”. Mądrze poruszając liśćmi i gałęźmi w radosnym tańcu i potrząsając owocami, Potsotiki wytłumaczyła dziecku, w którym kierunku ma się udać.

Inaenka zajęta rozszarpywaniem szczątków tych, których zabiła, patrząc na wypływające trzewia i serca, nie zdawała sobie sprawy, co też tam knują. Kiedy wszystko już poćwiartowała, upiekła mięso i przyprawiła swym ulubionym acziote. W tym czasie chłopiec zjadł już Potsotiki. Stał się dzieckiem czerwonym, glinianoczerwonym, czerwonym czerwienią acziote. Podszedł do swej matki, a ta go nie poznała. „Ktoś ty?”, zapytała go. „Jak śmiesz podchodzić do mnie, nie trzęsąc się ze strachu? Czyżbyś nie wiedział, kim jestem?”

„Jasne, że wiem”, powiedział chłopczyk-acziote. „Przyszedłem po ciebie, bo znam takie miejsce, gdzie będziesz mogła być szczęśliwa. Wystarczy stanąć na tej ziemi i wykąpać się w jej rzekach, a wszystko, co człowiek ma krzywe, natychmiast się prostuje. I wszystkie utracone członki mu odrastają. Zaprowadzę cię tam. Przestaniesz kuleć. Będziesz szczęśliwa, Inaenko. Chodź, idź za mną”.

Z takim przekonaniem mówił, że Inaenka, oczarowana chłopcem o dziwnym kolorze, który nie bał się jej i przyrzekał to, czego najbardziej pragnęła – normalne nogi – poszła za nim.

Odbyli nie kończącą się podróż. Niejeden las przeszli, niejedną rzekę i jezioro przepłynęli, niejeden przełom pokonali; na niejedną górę weszli i z góry zeszli, by przejść przez kolejne lasy. Wiele razy zmoczył ich deszcz. Piorun błyskał nad ich głowami, a burza ogłuszała swoim grzmotem. Jeszcze tylko przejść musieli dymiące bagnisko z gwiżdżącymi motylami i dotarli. Byli w Oskiaje. Tu łączą się wszystkie rzeki z tego świata i z innych; Meshiareni spływa tam z nieba pełnego gwiazd i Kamabiria, której wody niosą dusze zmarłych ku najgłębszym światom, też tamtędy przepływa. I były tam najprzeróżniejsze, wszelkiej postaci i wielkości, potwory, przywołujące Inaenkę swymi trąbami i szponami. „Chodź, chodź, jesteś jedną z nas”, mruczące.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Gawędziarz»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Gawędziarz» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Gawędziarz»

Обсуждение, отзывы о книге «Gawędziarz» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x