– Dobra – mówi. – Zaczynamy. Postarajcie się zachować naturalność. To będzie nieformalna pogawędka. – Pochyla się nad mikrofonem. – A teraz mam zaszczyt powitać w studiu pewną bardzo dzielną młodą damę, Tessę Scott.
Serce bije mi szybciej, gdy słyszę, jak wymawia moje imię. Czy Adam tego słucha? A Zony? Może leży w łóżku przy włączonym radiu. Męczą ją mdłości albo właśnie drzemie.
– Tessa żyje z białaczką od czterech lat. Przyszła do nas dzisiaj z tatą, żeby opowiedzieć nam o swoich doświadczeniach.
Tata pochyla się do przodu i Richard, jakby wyczuwając jego gotowość do rozmowy, zadaje mu pierwsze pytanie.
– Opowiedz nam o tym, jak dowiedziałeś się, że Tessa jest chora – prosi Green.
Tata jest w swoim żywiole. Opowiada o rzekomej grypie, która utrzymywała się przez miesiąc i wydawało się, że nigdy się nie skończy. O rutynowych badaniach, które niczego nie wykazały, ponieważ ten rodzaj białaczki jest raczej rzadki.
– Zauważyliśmy zadrapania – wyjaśnia. – Niewielkie ranki na plecach Tessy powstałe na skutek redukcji płytek krwi.
Tata jest bohaterem. Mówi o ty, że był zmuszony porzucić pracę doradcy finansowego, gdyż nasze życie zostało podporządkowane wizytom w szpitalach i terapii.
– Białaczka nie jest schorzeniem miejscowym – tłumaczy. – To choroba atakująca cały organizm. Kiedy Tessa podjęła decyzję o zaniechaniu terapii agresywnej, rozpoczęliśmy domowe leczenie metodą holistyczną. Córka stosuje specjalną dietę. Jest ona kosztowna, ale przekonałem się, że to nie jedzenie w naszym życiu jest źródłem zdrowia, lecz życie w jedzeniu.
Zaskoczył mnie swą wypowiedzią. Czy on liczy na to, że ludzie zaczną dzwonić i ofiarować nam pieniądze na produkty organiczne?
Richard zwraca się do mnie z powagą:
– Postanowiłaś zrezygnować z leczenia, Tesso? To trudna decyzja dla kogoś, kto ma szesnaście lat.
Zaschło mi w gardle.
– Niezupełnie.
Kiwa głową, jakby spodziewał się, że powiem coś więcej. Zerkam na tatę, który do mnie mruga.
– Chemioterapia przedłuża życie – przyznaję – Ale pogarsza samopoczucie. Przeszłam ciężką kurację i wiedziałam, że jeśli zrezygnuję z dalszego leczenia, więcej rzeczy będzie mi wolno robić.
– Tata mówił, że pragniesz być sławna – wtrąca Richard. – To dlatego chciałaś wystąpić w radiu? Przez piętnaście minut poczuć się gwiazdą?
Przedstawia mnie jako jedną z tych smutnych małych dziewczynek, które zamieszczają ogłoszenia w lokalnych gazetach, bo chcą być druhnami na weselu, ale nie znają żadnej panny młodej. Przez niego wyjdę na idiotkę.
Biorę głęboki oddech.
– Przygotowałam listę rzeczy, które chcę zrobić, zanim umrę. Sława jest jedną z nich.
W oczach Richarda pojawia się błysk. Jest dziennikarzem i potrafi rozpoznać dobrą historię.
– Tata nie wspominał mi o tej liście.
– Pewnie dlatego, że większość rzeczy, które na niej wypisałam, są nielegalne.
Kiedy rozmawiał z moim ojcem, robił wrażenie sennego, a teraz nie jest w stanie usiedzieć na krześle.
– Naprawdę? Możesz podać przykłady?
– Wzięłam kiedyś samochód taty i pojechałam na całodniową wycieczkę, bez prawa jazdy oraz wyników badań.
– Ho, ho! – cieszy się Richard. – Chyba straci pan kilka punktów, panie Scott! – Szturcha tatę, żeby nie odebrał źle tej wiadomości, ale widzę, że tata jest wstrząśnięty. Mam poczucie winy i odwracam od niego wzrok.
– Któregoś dnia postanowiłam, że będę robiła wszystko, o co inni mnie poproszą.
– I co się stało?
– Wylądowałam w rzece.
– Widziałem taką reklamę w telewizji – zauważa Richard. – To stąd wzięłaś pomysł?
– Nie.
– Omal nie złamała karku podczas jazdy na motorze – przerywa tata. Pragnie wrócić do bezpiecznego tematu. Ale sam jest sobie winien, zaaranżował tę rozmowę, która wymknęła mu się spod kontroli.
– Niewiele brakowało, żebym została aresztowana za kradzież w sklepie. Chciałam łamać prawo tak często, jak tylko byłoby to możliwe w ciągu jednego dnia.
Richard jest wyraźnie poruszony.
– A potem był seks.
– Ach.
– Narkotyki…
– I rock and roll! – dorzuca Richard do mikrofonu. – Słyszałem już, że śmiertelna choroba skłania ludzi do porządkowania domu lub załatwiania niedokończonych spraw. Jednak myślę, że się ze mną zgodzicie w jednym, panie i panowie – ta młoda dama bierze życie za rogi.
Wypraszają nas ze studia w dość jednoznaczny sposób. Spodziewałam się, że tata będzie wściekły, ale nie jest. Powoli wchodzimy po schodach. Jestem wykończona.
– Ludzie mogą zacząć ofiarowywać pieniądze – mówi tata. – Już tak bywało. Będą chcieli ci pomóc.
Moją ulubioną sztuką Szekspira jest Makbet. Kiedy król zostaje zamordowany, w jego kraju zaczynają dziać się dziwne rzeczy. Sowy krzyczą. Świerszcze płaczą. W oceanie brakuje wody, żeby zmyć krew.
– Jeśli zdobędziemy wystarczająco dużo pieniędzy będziemy mogli wysłać cię do tego instytutu badawczego w Stanach.
– To nie jest kwestia pieniędzy, tato.
– Przeciwnie! Nie dalibyśmy rady bez pomocy innych ludzi, a wiem, że program wzmacniania układu immunologicznego opracowany przez tych uczonych odniósł sukces.
Przytrzymuję się poręczy. Jest plastikowa, ma lśniącą i gładką powierzchnię.
– Chcę, żebyś zrezygnował, tato.
– Z czego?
– Z udawania, że wyzdrowieję.
Tata zbiera miotełką kurz ze stolika, kominka i czterech parapetów. Rozsuwa zasłony i zapala obie lampy. Mam wrażenie, że chce w ten sposób odstraszyć mrok.
Mama siedzi obok mnie na kanapie. Jest wstrząśnięta swoim odkryciem.
– Już zapomniałam – stwierdza.
O czym?
O tym, jak łatwo wpadasz w panikę.
Tata patrzy na nią podejrzliwie.
– Czy to oskarżenie?
Mama odbiera mu miotełkę i wręcz szklankę sherry, którą co chwila napełnia sobie do śniadania.
– Proszę – mówi. – Masz sporo do nadrobienia.
Myślę, że obudziła się pijana. A już na pewno obudziła się w łóżku taty, razem z nim. Cal zaciągnął mnie do ich sypialni, żebym przekonała się o tym na własne oczy.
– Numer siódmy – powiedziałam.
Co?
Na mojej liście. Chciałam podróżować po świecie, ale zamieniłam to na ponowne zejście się rodziców.
Cal uśmiechnął się do mnie, jakby to było moją zasługą, a przecież na nic nie miałam wpływu. Następnie zabraliśmy się do rozpakowywania skarpet z prezentami, leżących na podłodze w sypialni taty, a oni nam się przyglądali nie do końca rozbudzeni. Miałam wrażenie, że znaleźliśmy się w jakiejś dziurze czasowej.
Tata podchodzi teraz do stołu, przestawia sztućce i serwetki. Udekorował go ciasteczkami i małymi bałwankami z waty. Ułożył serwetki we wzory origami.
– Zaprosiłem ich na pierwszą – mówi.
Cal jęczy zza swojego rocznika „Beano”.
– Nie wiem, po co w ogóle ich zapraszałeś. Są dziwni.
Cicho – prosi mama. – Mamy święta.
Święta są głupie – mamrocze cal. Przewraca się na dywanie i patrzy na nią z rozżaleniem – Wolałbym, żebyśmy byli sami.
Mama trąca go czubkiem buta, ale on nie ma ochoty na zabawę. Próbuje więc rozweselić go, machając mu przed oczyma miotełką.
– Odkurzyć się?
Tylko spróbuj! – Cal zrywa się z podłogi, głośno się śmiejąc, i biegnie do taty. Mama go gonie, ale tata zachodzi jej drogę i odgania ja udawanymi ciosami karate.
Читать дальше