– Ja nieumyślnie, chciałam tylko pożyczyć od niego gumkę…
– Nieprawda, zrobiła to specjalnie, i uszczypnęła mnie! – wypaliłem jak kompletny idiota.
– Shangguan Jintong! Cicho bądź!
Nie tylko zasłużyłem na reprymendę naszej nauczycielki muzyki i literatury, Ji Jadeitowej Gałązki, udało mi się też zrobić sobie wroga z Du Zhengzheng. Pewnego razu wyjąłem z tornistra martwego gekona – byłem pewien, że to ona go tam wrzuciła. Dziś, w tak poważnych okolicznościach, tylko ja jeden miałem suchą twarz, bez śladu łez ani śliny – to mogło oznaczać poważne kłopoty. Gdyby Du Zhengzheng chciała się zemścić… bałem się nawet o tym myśleć. Zakryłem twarz dłońmi, otwarłem usta i na próbę wydałem z siebie płaczliwy jęk, lecz nie mogłem zmusić się do prawdziwego płaczu.
Ji Jadeitowa Gałązka podniosła głos, by zagłuszyć lament:
– Reakcyjna klasa obszarników prowadziła życie pełne zbytku. Sima Ku sam jeden miał cztery żony! – Wskaźnik Jadeitowej Gałązki postukiwał niecierpliwie w jeden z obrazków, przedstawiający Simę Ku z głową wilka i ciałem niedźwiedzia, obejmującego długimi, porośniętymi czarną sierścią ramionami cztery żeńskie demony: dwa po lewej miały ludzkie głowy i wężowe ciała, dwu kobietom z prawej wyrastały z zadków puszyste żółte ogony. Za nimi kłębiły się małe diabełki, z pewnością symbolizujące potomstwo Simy Ku. Bohater mojego dzieciństwa Sima Liang musiał znajdować się wśród nich, lecz który to? Może koci duch o trójkątnych uszach, wyrastających z czoła? A może szczurzy demon o spiczastym pyszczku, ubrany w czerwoną kurtkę, o łapkach zakończonych ostrymi pazurami? Znowu poczułem na sobie lodowate spojrzenie Du Zhengzheng.
– Shangguan Zhaodi, czwarta żona Simy Ku – kontynuowała Ji Jadeitowa Gałązka donośnym, lecz całkowicie bezbarwnym głosem, pokazując wskaźnikiem wizerunek jednej z kobiet z lisim ogonem – znudziwszy się jedzeniem najwyborniejszych przysmaków z gór i mórz, zaczęła gustować w żółtej skórze nóg młodych kogucików. Żeby zaspokoić jej apetyty, w rodzinie Sima Ku zabito tyle młodych kogucików, że można było usypać z nich całą górę!
Co za wstrętne plotki! Jak moja Druga Siostra mogła jeść żółtą skórę z kogucich nóg? Zhaodi w ogóle nie jadała kury! I nigdy nie było żadnej góry kogucich zwłok! Obraźliwe insynuacje napełniły moje serce wściekłością i poczuciem krzywdy. Te skomplikowane uczucia doprowadziły mnie do łez. Nie nadążałem z ocieraniem ich, a one wciąż ciekły mi po policzkach.
Ji Jadeitowa Gałązka, dopowiedziawszy do końca przydzieloną jej część objaśnień, usunęła się na bok, zmęczona, oddychając ciężko. Następna była świeżo przysłana ze stolicy powiatu nauczycielka nazwiskiem Cai. Miała cienkie brwi, powieki bez dodatkowej fałdy i dźwięczny głos; jeszcze zanim zaczęła mówić, jej oczy wypełniły się łzami. Część komentarza Cai dotyczyła tematu powszechnie budzącego prawdziwie płomienny gniew: zbrodni popełnionych przez reakcyjne siły obszarników. Pani Cai bardzo skrupulatnie wypełniała swoje zadanie – operując wskaźnikiem, objaśniała wszystko punkt po punkcie, jakby czytała listę nowych znaków do wyuczenia się. Pierwszy obraz: – czarne chmury w prawym górnym rogu i przeświecający spomiędzy nich księżyc w nowiu; w lewym górnym rogu – czarne liście opadające rzędami – tu nie symbolizowały zimowego wiatru, lecz jesienny. Pod ciemnymi chmurami i sierpem księżyca, owiewany jesiennym wichrem, stał Sima Ku, przywódca wszystkich złych sil Północno-Wschodniego Gaomi, w wojskowym płaszczu, ściągniętym pasem pełnym amunicji, z otwartym pyskiem, wyszczerzonymi kłami i z krwią kapiącą z wywieszonego ozora. W wystającej z lewego rękawa pazurzastej łapie trzymał skrwawiony, dopiero co użyty do zabijania nóż; w prawej zaś dzierżył rewolwer, z którego lufy buchały marnie narysowane płomienie, jakby przed chwilą wystrzelił. Nie miał na sobie spodni; wojskowy płaszcz sięgał mu do zwieszającego się aż do ziemi, kudłatego wilczego ogona. Jego dolne kończyny były zbyt masywne, nie pasowały do górnych – bardziej przypominały nogi krowy niż łapy wilka, mimo że były zakończone wilczymi pazurami. Za nim tłoczyło się stadko paskudnych, groźnych stworzeń. Jedno z nich miało długą, wyciągnięta szyję i pluło czerwonym jadem – była to kobra.
– To Chang Xilu, reakcyjny bogaty chłop z Piaszczystych Wzgórz – objaśniła pani Cai, pokazując głowę węża. – A ten – tu pokazała dzikiego psa – to Du Pieniążek, obszarnik tyran z wioski Piaskowe Doły.
Du Pieniążek trzymał kolczastą maczugę, oczywiście zakrwawioną. Obok niego znajdował się Hu Rikui, najemnik z wioski Wzgórze Wang, który zachował ludzkie kształty, lecz jego pociągłą twarz przypominała pysk muła. Ma Błękitna Chmura, reakcyjny bogaty chłop z Sioła Dwóch Powiatów, występował w postaci wielkiego niezdarnego niedźwiedzia. Przedstawione na obrazie stado dzikich bestii pod wodzą Simy Ku, uzbrojone po zęby, ruszało do ataku na Północno-Wschodnie Gaomi.
– Reakcyjne siły obszarnicze, rozpętawszy zajadłą wojnę o charakterze klasowym, w ciągu dziesięciu dni zamordowały tysiąc trzysta osiemdziesiąt osiem osób. – Pani Cai pokazywała swoim wskaźnikiem kolejne sceny ludobójstwa w wykonaniu obszarników.
Zerwał się prawdziwy huragan płaczu. Obrazki przypominały powiększony leksykon tortur, składający się z ilustracji i objaśnień; były żywe i upiorne. Pierwszych kilka przedstawiało tradycyjne metody zabijania, takie jak ścięcie czy rozstrzelanie. Kolejne były bardziej wyszukane:
– Oto grzebanie żywcem – objaśniła pani Cai, wskazując malunek.
– Jak sama nazwa wskazuje, oznacza to pogrzebanie żywego człowieka w ziemi.
Obraz przedstawiał kilkudziesięciu pobladłych ludzi w wielkim dole, nad którym stał Sima Ku we własnej osobie, kierując swoimi podkomendnymi, którzy sypali ziemię do środka.
– Zgodnie z relacją naocznego świadka, ocalałej pani Guo Mashi – czytała objaśnienie pani Cai – członkowie oddziałów obszarniczych, zmęczywszy się, zmusili działaczy rewolucyjnych oraz zwykłych ludzi, by sami sobie kopali groby i grzebali się nawzajem. Kiedy ziemia sięgała ludziom do piersi, nie byli w stanie oddychać, ich klatki piersiowe prawie wybuchały, a krew napływała do głów. W tym momencie bandyci strzelali do ofiar, a krew i mózg tryskała z czaszek na metr w górę.
Na obrazie z jednej z wystających ponad ziemią ludzkich głów tryskał gejzer krwi, który tuż pod jego górną krawędzią zamieniał się w deszcz wiśniowych kropli. Pani Cai była blada i wyglądała na bliską omdlenia. Krokwie trzeszczały, wstrząsane głośnym zawodzeniem uczniów, lecz z moich oczu nie popłynęła ani jedna łza. Według dat umieszczonych na obrazach, w czasie gdy Sima Ku na czele swoich oddziałów urządzał bestialską rzeź w Północno-Wschodnim Gaomi, ja wraz z matką, urzędnikami i działaczami rewolucyjnymi podążałem w ewakuacyjnym pochodzie w kierunku północno-wschodniego wybrzeża. Sima Ku, Sima Ku, czy rzeczywiście był aż takim okrutnikiem? Pani Cai naprawdę robiło się słabo – oparła głowę o obraz przedstawiający grzebanie żywcem, tuż obok miejsca, gdzie nieduży przedstawiciel reakcyjnych obszarników wyciągał przed siebie dłoń pełną ziemi, jakby chciał żywcem pogrzebać naszą nauczycielkę. Jej twarz pokryły przejrzyste kropelki potu. Zaczęła powoli osuwać się na podłogę, pociągając za sobą obraz. Usiadła pod ścianą, a obraz przykrył jej głowę; białoszary tynk sypał się na biały papier.
Ten nagły wypadek spowodował, że zamilkły płacze uczniów. Nadbiegło kilku urzędników okręgowych i wyniosło panią Cai na zewnątrz. Naczelnik okręgu, mężczyzna w średnim wieku, którego twarz o regularnych rysach była w połowie upstrzona mnóstwem piegów, trzymając dłoń na drewnianej kolbie wiszącej mu na plecach broni, oznajmił poważnie:
Читать дальше