Fiodor Dostojewski - Idiota
Здесь есть возможность читать онлайн «Fiodor Dostojewski - Idiota» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Русская классическая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Idiota
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Idiota: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Idiota»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Idiota — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Idiota», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
- Niepotrzebnie się pan wykosztował na ofrankowanie listu. Hm!... Przynajmniej jest pan dobroduszny i szczery, a to się chwali! Hm!... Generała zaś Jepanczyna znamy właściwie dlatego, że to człowiek powszechnie znany; nieboszczyka pana Pawliszczewa znaliśmy takoż, jeśli tylko był to Mikołaj Andriejewicz Pawliszczew, bo jest również stryjeczny brat jego, co mieszka dotychczas na Krymie; a nieboszczyk Mikołaj Andriejewicz był człowiekiem szanowanym i ustosunkowanym i posiadał w swoim czasie, proszę łaskawego pana, cztery tysiące dusz...
- Tak, nazywał się Mikołaj Andriejewicz Pawliszczew. Udzieliwszy tej odpowiedzi młody człowiek badawczo i z zaciekawieniem przyjrzał się wszystkowiedzącemu jegomościowi.
Takich wszystkowiedzących jegomościów spotkać można czasami, nawet dosyć często, w pewnej warstwie społecznej. Wszystko wiedzą, cała niespokojna ciekawość ich umysłu, ich zdolności zwracają się niepohamowanie w jedną stronę, oczywiście z braku poważniejszych życiowych zainteresowań i poglądów, jak by to określił współczesny myśliciel. Słowa "wszystko wiedzą" należy zresztą rozumieć bardzo ciasno: gdzie ten a ten pracuje, z kim się zna, ile ma pieniędzy, gdzie był gubernatorem, z kim jest żonaty, ile wziął w posagu, kto jest jego stryjecznym bratem, a kto ciotecznym itd., itd., i wszystko w tym rodzaju. Owi wszechwiedzący przeważnie chodzą z dziurami na łokciach i dostają siedemnaście rubli miesięcznej pensji. Ludziom, o których wiedzą wszystko, nawet najskrytsze ich tajemnice, oczywiście nawet by nie przyszło do głowy, jakie nimi kierują pobudki, a tymczasem dla wielu z nich ta wiedza, równająca się całej nauce, stanowi istotną pociechę, dzięki niej sami nabierają szacunku dla siebie, a nawet osiągają wyższe rozkosze duchowe. No i nauka ta jest bardzo pociągająca. Widziałem uczonych, literatów, poetów, działaczy politycznych, którzy w tej nauce szukali i znaleźli ukojenie i cel swoich dążeń, a nawet wręcz porobili kariery tylko dzięki temu. W ciągu całej tej rozmowy czarniawy młodzieniec ziewał, patrzył bez celu w okno i niecierpliwie czekał na koniec podróży. Był roztargniony, może nawet za bardzo roztargniony, prawie wylękły; robił się chwilami jakiś dziwny: słuchał i nie słuchał, patrzył i nie patrzył, śmiał się, sam niekiedy nie wiedząc i nie rozumiejąc, z czego się śmieje.
- A, za pozwoleniem, z kimże mam honor?... - zwrócił się nagle wągrowaty jegomość do młodego blondyna z tłumoczkiem.
- Jestem książę Lew Nikołajewicz Myszkin — odrzekł tamten z zupełną i niezwłoczną gotowością.
- Książę Myszkin? Lew Nikołajewicz? Nie znam, proszę łaskawego pana. Nawet nie słyszałem o takim — odpowiedział w zamyśleniu urzędnik — to znaczy nie mówię o nazwisku, bo nazwisko historyczne, można i powinno się je znaleźć w historii Karamzina [2], ale mówię o osobie; nigdzie się jakoś nie spotyka książąt Myszkinów; nawet słuch o nich zaginął.
- Ba! — odparł natychmiast książę — książąt Myszkinów już nie ma teraz wcale oprócz mnie; jestem bodajże ostatni.
A co się tyczy ojców i dziadów, to wielu z nich było jednodworcami [3]. Ojciec mój był zresztą podporucznikiem armii, awansowanym z junkra. Ale doprawdy nie wiem, w jaki sposób generałowa Jepanczyn okazała się też jedną z księżnych, i też w swoim rodzaju ostatnią...
- Hę, hę, hę! Ostatnia w swoim rodzaju! Hę, hę! Jak pan to dowcipnie wyraził.
Uśmiechnął się również brunet. Blondyn trochę się zaziwił, że mu się udało powiedzieć, dość kiepski zresztą, kalambur.
- Proszę sobie wyobrazić, że powiedziałem najzupełniej bezwiednie — wyjaśnił wreszcie, zdziwiony.
- Ależ rozumiemy, rozumiemy, proszę łaskawego pana — przytaknął wesoło urzędnik.
- A czy książę uczył się tam, u tego profesora ?
- Owszem... uczyłem się.
- A ja się nigdy niczego nie uczyłem.
- Przecież i ja tak tylko coś niecoś — dodał książę nieomal tonem usprawiedliwienia. — Z powodu choroby nie uważano za możliwe kształcić mię systematycznie.
- Zna pan Rogożynów? — spytał szybko brunet.
- Nie, nie znam. Przecież w Rosji mało kogo znam. Czy to pan jest właśnie Rogożyn?
- Tak, ja. Parfien Rogożyn.
- Parfien? A czy przypadkiem nie z tych Rogożynów... — zaczął ze zdwojoną powagą urzędnik.
- Tak, tak, właśnie z tych — przerwał mu szybko i z niegrzeczną niecierpliwością brunet, który wcale zresztą ani razu nie zwracał się do wągrowatego urzędnika, lecz od samego początku rozmawiał tylko z księciem.
- Więc... jakże to? — spytał osłupiały urzędnik i oczy nieomal wylazły mu na wierzch, a twarz jego zaczęła od razu przybierać wyraz jakiejś nabożnej czci i graniczącej ze strachem przypochlebności. — Więc syn tego Siemiona Parfienowicza Rogożyna, dziedzicznego obywatela honorowego [4], który z miesiąc temu umarł zostawiając dwa i pół miliona rubli w żywej gotówce?
- A skądeś się dowiedział; że akurat dwa i pół miliona rubli w żywej gotówce? — przerwał brunet, nie racząc i tym razem spojrzeć na urzędnika. — Patrz pan! — mrugnął porozumiewawczo do księcia — co im z tego przyjdzie, że się będą zaraz tak podlizywać? To prawda, że mój rodzic pomarł, a ja ze Pskowa w miesiąc później jadę do domu prawie bez butów. Ani brat, podlec, ani matka, ani pieniędzy, ani zawiadomienia — nic nie przysłali! Jak psu! W gorączce przeleżałem w Pskowie cały miesiąc!
- A teraz wypada wziąć milionik z czymś albo i dwa, o Boże ! — załamał ręce urzędnik.
- Czego on chce, niech mi pan powie z łaski swojej! — skinął na niego znowu Rogożyn ze złością i rozdrażnieniem — przecież ja ci nie dam ani kopiejki, żebyś tutaj nawet chodził przede mną do góry nogami.
- I będę, będę chodzić.
- Widzicie go! A nie dam, nie dam, żebyś nawet cały tydzień skakał!
- To nie dawaj! Dobrze mi i tak, nie dawaj! A ja będę skakać. Rzucę żonę, drobne dziatki, a przed tobą będę skakać. Powiedz tylko słówko!
- A niechże cię, tfu! — splunął czarniawy młodzieniec. — Pięć tygodni temu — zwrócił się do księcia — z jednym zawiniątkiem uciekłem od ojca do Pskowa, do ciotki; tam mnie gorączka z nóg zwaliła, a on pomarł beze mnie. Krew go zalała. Niech mu ziemia lekką będzie, ale o mało mnie wtedy nie zabił! Czy książę da wiarę? Dalibóg! Żebym wtedy nie uciekł, zabiłby, i kwita.
- Pan go czymś rozgniewał? — rzekł książę, z pewnym szczególnym zaciekawieniem przypatrując się milionerowi w kożuchu. Ale chociaż i sam milion, i otrzymanie go w spadku mogło budzić pewnego rodzaju zainteresowanie, księcia zdziwiło i zainteresowało jeszcze coś innego; a i sam Rogożyn dla-czegoś nader chętnie nawiązał rozmowę z księciem, chociaż potrzeba rozmawiania, jaką odczuwał, była, zdaje się, raczej mechaniczna niż moralna; wypływała raczej z roztargnienia niż z dobroduszności; z niepokoju, ze zdenerwowania; żeby tylko patrzeć na kogokolwiek i o czymkolwiek mleć językiem. Wydawało się, że dotąd ma gorączkę, a co najmniej dreszcze. Co zaś się tyczy urzędnika, to ten jakby zawisnął nad Rogoży-nem; nie śmiał odetchnąć, łowił i ważył każdziutkie słowo, jakby szukając brylantu.
- Rozgniewał się, to rozgniewał, a może i miał czego — odrzekł Rogożyn — ale mnie najwięcej dopiekł brat. O matce nie mówię; kobieta stara, czyta Minieję [5], siedzi ze staruchami, a co Sieńka postanowi, to musi tak być, i koniec. Ale dlaczegoż on mię nie zawiadomił w swoim czasie ? Znamy się na tym, proszę pana! Prawda, że leżałem wtedy bez przytomności. Telegram był ponoć wysłany. No i telegram ten przyszedł do ciotki. A ona już trzydzieści lat jest wdową i od rana do wieczora siedzi z bożymi głupcami [6]. Mniszka nie mniszka, ale jeszcze coś gorszego. Przestraszyła się telegramu, zaniosła go do cyrkułu i telegram spoczywa w cyrkule do dziś dnia. Dopiero Koniew, Wasilij Wasilicz, znalazł się jak przyjaciel, o wszystkim mi doniósł. Brat w nocy obciął z całunu lamowego na trumnie ojca złotolite frędzle: "Ile one, powiada, kosztują pieniędzy!" A przecież za to jedno tylko może pójść na Sybir, jeśli ja zechcę, bo to jest świętokradztwo. Ej ty, strachu na wróble ! — zwrócił się do urzędnika. — Jak wedle prawa: świętokradztwo?
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Idiota»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Idiota» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Idiota» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.