Eliza Orzeszkowa - Marta
Здесь есть возможность читать онлайн «Eliza Orzeszkowa - Marta» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Классическая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Marta
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Marta: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Marta»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Marta — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Marta», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Skutek usiłowań tych pomyślny był i prędki. Jedna więcej para rąk nie okazała się zbyteczną dla pisma, które potrzebowało szerokiego współdziałania, i szło już tylko o stopień uzdolnienia nowej robotnicy, mający wyrokować o przyjęciu lub odrzuceniu jej prośby.
Jakkolwiek jednak starania Adama Rudzińskiego względnie do natury okoliczności otrzymały skutek bardzo prędki, względnie do położenia Marty czas trwania ich był bardzo długim. Od dnia, w którym dobrowolnie zrzekła się zawodu nauczycielskiego, upłynął tydzień, szczupłe pieniężne zasoby młodej kobiety wyczerpały się całkiem prawie, oprócz tego przymusowa bezczynność ciężyła jej straszliwie, sen odbierała i sumienie niepokoiła. Marta wyszedłszy pewnego ranka na miasto udała się na ulicę Długą i zapukała do biura informacyjnego. Ludwika Żmińska przyjęła ją daleko zimniej i urzędowniej niż wprzódy.
— Słyszałam — rzekła — że pani nie udzielasz już lekcji w domu państwa Rudzińskich. To szkoda, wielka szkoda, jak dla pani, tak dla mnie, od zdania bowiem takich domów zależy po większej części opinia podobnych mojemu zakładów.
Marta oblała się rumieńcem; zrozumiała wymówkę mieszcząca się w słowach właścicielki biura. Szybko jednak podniosła głowę i z wyrazem otwartości rzekła:
— Przebacz mi, pani, że naraziłam ją na zawód…
— Zawód osobiście mnie sprawiony bardzo tu małą posiadałby wagę — przerwała Żmińska — ale jeżeli ludzie zawodzą się na moim słowie, zakład mój cierpi na tym bardzo…
— Omyliłam panią — ciągnęła Marta — dlatego, że omyliłam się na samej sobie.
Panna Rudzińska była uczennicą zbyt daleko już dla mnie posuniętą w nauce.
Sądzę przecież, iż gdyby szło o właściwe początki, zdołałabym odpowiedzieć może zadaniu. Z tą myślą przyszłam raz jeszcze do pani. Czy nie mogę otrzymać lekcji początków?
Postawa Ludwiki Żmińskiej była bardzo zimna.
— Osób poszukujących początkowych lekcji jest daleko więcej niż takich, które pobierać je potrzebują — odrzekła po chwili z odrobiną ironii w głosie. —
Konkurencja ogromna, ceny więc bardzo niskie. Czterdzieści groszy, dwa złote najwyżej za godzinę…
— Przystałabym na wszelką opłatę — wymówiła Marta.
— Zapewne, przystać trzeba, skoro inaczej być nie może. Ja jednak nic pani nie przyrzekam. Zobaczę, postaram się… W każdym razie wszystkie wiadome mi miejsca są dziś zajęte i przyjdzie pani długo czekać.
Gdy właścicielka biura wymawiała te słowa, Marta bacznie na nią patrzała.
Oczy jej, smutne, zamyślone, lecz spokojne, szukały może na twarzy niemłodej kobiety tego błysku rozrzewnienia i życzliwości, jaki zjawił się na niej, gdy była tu po raz pierwszy, ale Żmińska była tym razem niewzruszoną, chłodną i urzędową. Marcie przyszły na myśl słowa przed dwoma miesiącami z ust jej usłyszane:
«Kobieta wtedy tylko utorować sobie może drogę pracy, zdobyć byt niezależny i położenie szacunek nakazujące, jeśli posiada wyłączny jakiś talent lub doskonałą jaką umiejętność.»
Marta żadnego z warunków tych nie posiadała; właścicielka informacyjnego biura, raz już zawiódłszy się u niej, poznawszy szczupły zasób jej wiadomości, małą doniosłość jej uzdolnienia, uważała ją widocznie za klientkę bardziej natrętną i kompromitującą niż jakąkolwiek korzyść zakładowi jej obiecującą. Tam zaś, gdzie zjawiało się codziennie kilka lub kilkanaście osób w tym samym położeniu, w jakim ona była, zostających, z tymi samymi prośbami na ustach, z takim samym niedostatecznym zasobem w głowie, o trwałym współczuciu ze strony osoby, która je przyjmowała, i mowy być nie mogło.
Marta pojęła, że kariera jej w zawodzie nauczycielskim stanowczo skończoną została, że gdziekolwiek z żądaniem swym udałaby się teraz, przejrzano by naprzód towar wiedzy przez nią przynoszony, a przekonawszy się o podrzędnym jego gatunku odprawiono by ją z niczym lub zepchnięto w szeregi czekające długo na zarobki maleńkie. Ona poprzestałaby zapewne na zarobku małym, ale czekać długo nie mogła.
Z ulicy Długiej idąc na Świętojerską Marta jedną tylko myśl miała w głowie:
«Jakże nierozsądną byłam, jak nie znałam świata i siebie samej wtedy, gdym owego pierwszego wieczoru po zamieszkaniu w nędznej izbie myślała, że trzeba mi tylko pójść oświadczyć się z chęcią pracowania. aby zostać przyjętą w szeregi pracujących. Oto idę teraz z ulicy w ulicę, od jednego domu do innego i szukam…. A jednak… gdybym umiała!…»
Maria Rudzińska spotkała przychodzącą do niej z wesołą twarzą, uścisnęła gorąco jej ręce i uprzedzając pytanie rzekła:
— Pismo, którego mąż mój jest współpracownikiem a po części i współredaktorem, potrzebowało właśnie osoby umiejącej rysować. Oto jest szkic narysowany przez znanego u nas rysownika, którego skopiowanie pani powierzonym zostało. Co do opłaty zależeć już ona będzie całkiem od zalet pracy pani, ta, którą wykonasz teraz, ma być próbą stanowiącą o zamówieniach dalszych.
Blady promień grudniowego słońca, przebijając się przez las gzymsów i zasłony murów, ozłacał małe okienko poddasza i ślizgał się po czarnej powierzchni stołu, nad którym siedziała Marta z oczami utkwionymi w leżący przed nią rysunek. Było tam tylko parę drzew rozłożystych, kilka gęstych krzewów, w cieniu ich siedząca piękna postać kobieca i parę uśmiechniętych główek dziecięcych, wychylających się zza upiorów gałęzi. Na najdalszym planie w niepewnych już, ale wdzięcznych zarysach ukazywał się domek wiejski z werandą oplecioną bluszczem i wybiegająca zza niego droga, której szlak kręty i mgłą przysłoniony rozpływał się i niknął w oddaleniu. Była to kompozycja prosta, jedną ze scen codziennego wiejskiego życia przedstawiająca, ale wykonana biegłą i natchnioną ręką utalentowanego rysownika, stanowiła piękne, acz drobne dzieło sztuki. Od wiejskiego domku, czterema swymi prostymi oknami wdzięcznie spoglądającego na widza, i smukłej postaci kobiecej, w pełnej rozkosznego zaniedbania postawie siedzącej pod cieniem drzewa, do figlarnych twarzyczek dziecięcych, przeglądających zza uplotu różanych gałęzi, i krętego szlaku drogi, rozpływającego się śród mgły i przestrzeni, wszystko tu nosiło na sobie piętno szczęśliwie pochwyconej i dobrze uwydatnionej charakterystyki, zachwycało oko, budziło wyobraźnię, skłaniało myśl do porównań i odgadywań. Wyborna poprawność i przedziwna lekkość rysunku szła tu w parze z poetycznością pomysłu, uwydatniając i podnosząc jego zalety. Natchnienie i znajomość techniki zarówno dopisały artyście w chwili, gdy lekką a zarazem pewną siebie ręką rzucał na papier tę wiązkę linii, z której powstała całość pełna głębokiego uczucia, prostego wdzięku i cichej harmonii.
Techniczne zalety rysunku nie od razu przecież przykuły do siebie uwagę
Marty; siłą wspomnień i tragicznością kontrastu pochwyciła ją naprzód myśl kompozycji. Z wiejskiego domu, z drzew cienistych i krzewów gałęzistych, z twarzy młodej matki, ścigającej wzrokiem falujące za przeczystą gęstwiną ruchy dwóch drobnych postaci dziecięcych, trysnęły ku młodej kobiecie wspomnienia zalewające pierś jej falą uczucia bolącą i razem rozkoszną. I ona także żyła kiedyś w takiej cichej, kwiecistej, cienistej ustroni, deptała lekką stopą puszystą murawę, zrywała róże z chylących się ku niej gałęzi krzewów i z drobnymi rękami pełnymi wonnego kwiecia biegła ku takiej werandzie, takim jak tu bluszczem ocienionej, śród czterech okien rozgrzanych upalnym słońcem rozwieszającej namiot zielony, pod chłodną i orzeźwiającą osłonę gotowy przyjąć ukochane dziecię domu!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Marta»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Marta» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Marta» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.