Waldemar Łysiak - Kolebka

Здесь есть возможность читать онлайн «Waldemar Łysiak - Kolebka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kolebka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kolebka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Debiut ksiżkowy Waldemara Łysiaka, młodego wówczas 26-letniego pisarza. Jest to ksiżka szczególna – powieć historyczna z epoki napoleońskiej, przedstawiajca losy dwóch braci. Jest tu i epopeja wojenna, dramat wielkiej miłoci i dzieje spisku uknutego na życie Napoleona, a także galeria wielkich postaci historycznych Rok

Kolebka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kolebka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать
***

Dzień przyszedł i był to już 27 dzień listopada, kończący trzeci tydzień rządów junty (Torres by tak nazwał), którą Wybicki z jenerałem stanowili.

O piątej rano otwarło się niebo i strumienie wody lunęły na powitanie cesarza. Nie przestało padać aż do samego wieczora. Zdumiewał mnie widok, jaki rozpościerał się już o pół mili od miasta i na wszystkich ulicach, którymi miał przejeżdżać Napoleon. Dygnitarze dawni i obecni, stan wojenny, magistratury cywilne, wszelka płeć i wiek, tłumy nieprzebrane, nie baczące na ulewę, stały cierpliwie od świtu wypatrując Jego. Sto razy więcej ich przyszło, niż chciał Wybicki, i nie dlatego, że chciał, ale porywem serca… Nigdy przedtem ni potem nie widziałem innego człeka, którego by ludzie tak powszechnie miłowali, nim go jeszcze ktokolwiek z nich widział. Dziw! Milczeli i kulili się z zimna, bo wiatr niezgorzej zacinał, ale to milczenie i zaciekłość w staniu, w wodzie bezlitosnej, większe jeszcze wrażenie czyniła, aniżeli by mogły wywołać śpiewy i krzyki najgłośniejsze.

Cztery wielkie napisy: “Zwycięzcy Marengo”, “Zwycięzcy Austerlitz”, “Zwycięzcy Jeny” i “Zbawcy Polski” więdły od wody na czterech arkach, ale i one pewnie nie traciły nadziei, że je cesarz zobaczy i oceni. U ostatniej bramy miał witać monarchę wojewoda Lubicz Radzimiński, najstarszy, jak mówiono, z polskich senatorów, a w kościele farnym wyczekiwał ksiądz arcybiskup gnieźnieński Raczyński, z całym duchowieństwem i przepychem kościelnym, w asystencji tych wszystkich szczęśliwców, którym posiadanie bezcennego biletu umożliwiło na jeden dzień rozkosz niekalania światłych ocząt widokiem pospólstwa.

Wybicki swoje miał kombinacje. Poderwał nas na konie i w towarzystwie Dąbrowskiego poprowadził na zachód. Na czele całej setki pędził Umiński, za nim delegacja dostojników w powozach. W drodze dowiedziałem się, że Wybicki chce czekać na cesarza w Międzyrzeczu, by mu tam właśnie wskazać pradawną granicę Polski. I Wybicki pierwszy tego dnia zasmakował goryczy rozczarowania. Pan Bóg widać również czytał ów program, który na powitanie ułożył imć pan Wybicki, i pewnikiem nie inaczej niż ja ocenił jego zalety, ze słowami Pisma Świętego nie bardzo idące w parze.

Chmury się chyba obrywały i bardziej płynąc niż galopując, pod wieczór dopiero stanęliśmy w Bytyniu. Tam nas kareta cesarza zaskoczyła. Mowy nie było, by Działyński mógł wygłosić orację ułożoną na powitanie. Niewiele postrzegałem w mroku. Napoleon nie wysiadając z powozu, słów kilka rzucił do Dąbrowskiego, potem do Wybickiego, przez chwilę przemawiał i popędziliśmy ku Poznaniowi.

Radować się należało zaufaniem okazanym, gdyż na rozkaz Napoleona jego eskorta, złożona z 25 szaserów gwardii i oficera, usunęła się, robiąc miejsce dla nas. Ale jakoś nikt się nie cieszył, a każdy od siekających kropel się osłaniał i klął zły los. Rozdzieliliśmy się na dwie grupy, jedna przed, a druga za karetą, i mozolnie oraliśmy błoto i ciemności czesane grzebieniami deszczu. Widziałem biały turban mameluka rezydującego na koźle karety i to, że Dąbrowski przy drzwiczkach jedzie, konwersując z cesarzem.

Głowę wtuliłem w kołnierz munduru i na konia się zdałem, gdy czyjaś ręka szarpnęła mnie mocno. Dąbrowski kłusował obok.

– Do grodu pędź! Niech się ludzie i biskup spać kładą! Nie będzie fety!

Psiakrew, ot misja! Bryzgi brudne spod kopyt na twarz mi leciały, wiatr w miejscu osadzał, a noc czarna spadła na ziemię jak kaptur. Gnałem niby pomyleniec i na takiego pewnie wyglądałem, gdy już dotarłem do murów. Ludzi niewielu stało, ale przecież stali i mokli, ile godzin tak?

Do fary przez Jezuicką przeleciałem i skoczyłem do wnętrza, które przynajmniej suche było i jarzyło się jak w biały dzień. Nie wpuściliście ludu, tedy Pan niebieski nie wpuści tu radości, próżno staliście dzień cały – pomyślałem jadowicie i zaraz wstyd mi się zrobiło tej myśli.

Biskup Raczyński drzemał chyba, z głową opuszczoną na piersi, ale gdy usłyszał kroki moje, od obcasów twardo bijących o posadzkę, oczy podniósł.

– Wasza wielebność… wasza wielebność zechce wybaczyć, ale Najjaśniejszy Pan nie będzie…

– Cóż ja… komu mam wybaczać? Jemu?

– Wasza wielebność…

Milczenie mi nakazał, wyciągając upierścienioną rękę. Wstał i ku fioletowej czeredzie się odwrócił, gestem gasząc pomruki gniewne.

– Dzieci moje… czas na spoczynek. Cesarz jegomość też pewnie zmęczony.

Odwrócił się i podreptał w głąb kościoła. Gdym ku wyjściu zmierzał ucapił mnie za rękaw kleryk młody i syknął:

– W południe miał być! Tyle luda dzień cały czekało jak psy jakie! Eminencja obiadu do ust nie brał! Nie po cesarsku to… taki zawód!

Nic nie odrzekłem i podążyłem ku domowi. Małoś cesarzy widział, mój ty rekrucie niebieski, jeśli takie sądy wydajesz. Po cesarsku to, i jeszcze jak!

***

Cesarz siedział, wszyscy inni stali. Po wczorajszym deszczu słońce świeciło pięknie, salę wielką rozjaśniając i ciepłem tuląc teraz, gdy już i tak pod dachem byli – jak na urągowisko. Pierwszy szedł senat, a więc kasztelanowie: nakielski – Zakrzewski, międzyrzecki – Krzyżanowski i sierpski – Mlecki, z Radzimińskim na czele. Po nich arcybiskup we francuskim języku przemawiał krótko i prezydent Breza, też po francusku, w imieniu Izby Administracyjnej – ten się rozgadał nad miarę. Nic to było, wszystkim jeno po głowie chodziła mowa wojewody Radzimińskiego. Po łacinie prawił, jak mędrzec starożytny, głosem natchnionym, jak gdyby czytał Ewangelię. Oczy mu pałały blaskiem wielkim, ręce unosił jak do błogosławieństwa. Akcentem zakończył mimowolnie strasznym, który słuchaczy lękiem przejął.

– … Zachód widział pojawienie się Twego geniuszu, Południe stało się zapłatą za trudy, Wschód jest dla Ciebie przedmiotem admiracji… – jeszcze słów kilka łacińskich i koniec.

Cisza miast aplauzu panowała i dopiero wejście duchowieństwa przywróciło ożywienie. Chłapowski, który łaciny nie rozumiał, pochylił się ku mnie:

– Cóż rzekł, że wszystkim gęby pobielały jak ze strachu?

– “Północ kresem twych tryumfów się stanie!”. Dobrze chciał rzec, jeno tak wyszło dziwacznie. Los! Od wczoraj nam facecje wyprawia.

Cesarz wreszcie z fotela powstał, blady i zmęczony, inny niż sobie w myślach kreśliłem i odpowiedź dać raczył.

– “Bądźcie godnymi ojców waszych, którzy rozkazywali dworowi brandenburskiemu, nadawali carów Moskwie, oswobodzili Wiedeń i uwolnili całe chrześcijaństwo od tureckiego jarzma. Bądźcie podobni waszym pradziadom, o których bohaterstwie tyle świadectw dają dzieje świata. Niech najwięksi magnaci, cały stan rycerski i obywatele miast łączą się ku powszechnej obronie. Opatrzność ten cud dla was sprawia, iż tak szybko udało mi się pokonać orężem moim całą pruską potęgę. Ścigając nieprzyjaciela, znalazłem się pośród was i chcę ogłosić w Warszawie niepodległość waszą. Chcę waszemu narodowi przywrócić istnienie polityczne, ale korzystając z danej wam sposobności okażcie się godnymi moich zamysłów. Jeżeli w żyłach waszych płynie jeszcze krew dawnych, mężnych Polaków, wszyscy chwyćcie za broń. Niechaj hasłem waszym będzie: Wolność lub Śmierć! Dzisiaj los wasz w waszym jest ręku, ja czekam, byście mnie przekonali o odwadze waszej. Muszę ujrzeć skutki waszego zapału, nie w słowach i nie w oświadczeniach zawarte – niech ujrzę hufce waszych wojsk, godne walczenia przy boku mojego żołnierza. Dotąd kontent jestem z tego, co widzę, z tego, co mi generałowie moi donoszą o waszym narodzie. Patrzeć będę na wasze rycerskie czyny!”

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kolebka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kolebka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arthur Clarke - Kolebka
Arthur Clarke
Waldemar Łysiak - Lider
Waldemar Łysiak
Waldemar Łysiak - Cena
Waldemar Łysiak
Waldemar Pfoertsch - Going Abroad 2014
Waldemar Pfoertsch
Waldemar Paulsen - Bismarck von unten
Waldemar Paulsen
Waldemar Bonsels - Himmelsvolk
Waldemar Bonsels
Waldemar Paulsen - Bürde der Lust
Waldemar Paulsen
Waldemar R. Sandner - 38 Geniale Geschäftskonzepte
Waldemar R. Sandner
Waldemar Knat - Бег
Waldemar Knat
Отзывы о книге «Kolebka»

Обсуждение, отзывы о книге «Kolebka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x