Waldemar Łysiak - Kolebka

Здесь есть возможность читать онлайн «Waldemar Łysiak - Kolebka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kolebka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kolebka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Debiut ksiżkowy Waldemara Łysiaka, młodego wówczas 26-letniego pisarza. Jest to ksiżka szczególna – powieć historyczna z epoki napoleońskiej, przedstawiajca losy dwóch braci. Jest tu i epopeja wojenna, dramat wielkiej miłoci i dzieje spisku uknutego na życie Napoleona, a także galeria wielkich postaci historycznych Rok

Kolebka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kolebka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Chłapowski, kładź się na deskę! – rozkazał na kolejnym posiedzeniu konspiratorów.

– Ja? zwariowałeś? Dlaczego właśnie ja?

– Ktoś musi!

– No to sam się połóż! Patrzcie go, mądry się znalazł. Dlaczego właśnie ja, a nie ty?

– Bo ja ci nie obiecywałem, że spełnię twoje życzenie, jakie by ono nie było! Zapomniałeś?

Pozostali, wpatrzeni w nich, nie bardzo rozumieli, o co chodzi, ale na widok twarzy i milczenia Chłapowskiego pojęli już, że oto wreszcie jest delikwent na próbę. Dezydery stał chwilę oniemiały, po czym westchnął cicho, spuścił głowę i podszedł powoli do piekielnego mechanizmu. Zanim się położył, mruknął jeszcze w kierunku Dominika:

– Ale ty jesteś świnia, niech cię licho!

Brać cała na te słowa kwiczeć zaczęła ze śmiechu, Dominik aż się za brzuch trzymał na widok zbolałej miny Dezyderka. Ten zaś w chwilę później napompowany płynem, leżąc na stoliku elektrycznym, za przyłożeniem ręki miotał iskrami lecącymi z nogi lub ucha, lub nawet nosem i ustami je wypluwał. Gdy do włosów dłoń zbliżano, jasna czupryna Chłapowskiego podrywała się na baczność, jak ze strachu. Sukces był całkowity. Gansowi można węgrzyn w butelce na płyn zamienić i w ten sposób sam się napompuje! Jedna tylko troska pzostała: jak ułożyć Gansa na stoliku? Myślano długo i mozolnie, za ostatni z czterech talarów nagrodę nawet wyznaczono dla tego, kto pomysł sposobny podda. Wszystko na próżno. Najbardziej wściekły był Chłapowski, że jego poświęcenie pójdzie na marne.

Dzień zakończenia roku zbliżał się nieubłaganie, a pomysłu wciąż brakowało. Rozpacz czarna ogarnęła spiskowców. Tylko Dominik nie tracił wigoru. Za owego talara kupił pieprzu i butelkę węgrzyna, którą opróżnił, przelewając zawartość do innego naczynia.

W dniu uroczystym żegnał absolwentów ksiądz rektor Czekan, wicerektor profesor Gans i całe grono pedagogiczne, zasiadające za dębowym stołem o krzywych nogach. Gdy Czekan kończył uroczystą przemowę, Gans, w czeluść surduta odświętnego rękę zapuściwszy, “lekarstwo” wydobył i za fotel sąsiada lekkim, niby naturalnym przechyłem się kryjąc, łyk zdrowy pociągnął.

Później działy się rzeczy niesamowite, jakich rydzyński przybytek nie widział ani przedtem, ani potem. Gans bluznął na stół fontanną pieprzu pomieszanego z wodą, począł się krztusić i pluć naokoło, paskudząc profesorom odzież świąteczną. Ci rwetes podnieśli, od stołu się zerwali i wycierali, przy wtórze idącego od sali śmiechu. Uczniowie wyli z uciechy.

Dominik, rzecz dziwna, jedynym był chyba, który się nie śmiał. Czuł, że to ostatni sztubacki figiel, jaki spłatał i że od dziś los jemu będzie płatał figle znacznie poważniejsze.

Długie chwile minęły, nim porządek jaki taki przywrócono na tyle, by – już w nieobecności “jeometry” – można było wręczać promocje i świadectwa. Dominik, jak i inni, swoje z rąk Czekana odebrał, spodziewając się zwykłej formuły gratulacyjnej. Ale stary pijar, rękę mu ściskając, szepnął jedynie:

– Wiesz teraz, co w życiu Polaka poczciwego najpierwsze?

– Wiem!

– Gdy brata spotkasz swego, powiedz mu… powiedz, że mu ciebie zwracam, od matki waszej! Żegnaj!

Dominik schylił się i jak było przepisem nakazane, przycisnął usta do dłoni starca.

Wspomnienie 2 – Cienie wysp dalekich

– Bzdury, mój drogi Massena! Godzina policyjna nie rozwiąże sprawy. Trzeba rozstrzelać kilku podżegaczy, a jeśli to nie wystarczy, to kilkudziesięciu lub nawet kilkuset! I nie trzeba tego stawiać na płaszczyźnie sumienia. To jest konieczność wynikająca z rozkazów Konsula. Mamy utrzymać to miasto i utrzymamy je, a środki, jakich użyjemy, zostaną uświęcone przez cel! Konsul musi mieć czas na sforsowanie Alp. Kiedy armia rezerwowa ruszy z Dijon…

– Właśnie, kiedy ruszy? Już maj… – Massena przerwał Soultowi, który, jakby zmęczony zbyt długim wykładem, szeroką koronkową chustką z monogramem ocierał pot z czoła.

– A czym chcesz strzelać do tych obwieszonych złotem bękartów? Gaubert nie nastarcza z odlewaniem kul, brak ołowiu, brak wszystkiego, wszystkiego, Soult!

– Więc wycieczka!

– Wycieczka. Jeszcze jedna… może. Gdy się nie powiedzie, miasto przepadnie. Hazard.

– Karsnecky poprowadzi, zna ich pozycje i nowe ścieżki. Prawda, mon petit?

Nazwisko, przekręcone zabawnie przez Soulta, zabrzmiało donośnie, podrywając mnie na baczność.

– Avec joie, mon general! – wypaliłem bez namysłu.

– Et voila! – Soult wskazał na mnie, jakby ta odpowiedź całkowicie rozwiązywała problem.

Massena skinął, bym się zbliżył do mapy. Miasto, osadzone u stóp poprzecznej gałęzi Apeninów, w głębi zatoki, z siecią ulic i placów, z kościołami, blokami zabudowy, willami i pałacami, z meandrami fortyfikacji i fos, marszczyło się na okraszonej brązowymi zaciekami, podklejonej płótnem płachcie, zbyt barwne, niepodobne do okrutnej rzeczywistości, która czyhała na zewnątrz pałacu. Dwie gałęzie wzgórz wraz z wybrzeżem morza tworzyły trójkąt, w którego podstawie leżała twierdza. Jądrem twierdzy było miasto, zbrojne nad wszelką miarę. Portu broniły dwie krzyżujące się tamy, lądu zaś górski trójkąt, o którym wspomniałem, najeżony szańcami i bateriami. Nad wierzchołkiem trójkąta panowały dwa spiętrzające się forty: Ostrogi i Diamentu. Patrząc od strony morza, tak jak była ustawiona mapa, miało się po prawej stronie miasta, na wschodzie, zbocza Monte Ratti i rzekę Bisagno, spadającą z gór Monte Creto, a po lewej rzekę Polcevera, płynącą przez dolinę o tej samej nazwie. W lewym dolnym rogu mapy stwór olbrzymi, pokryty łuską, rogaty i dzierżący trójząb, ciągnął na rozdwojonym ogonie, po powierzchni kreskowanego morza, elipsę ze stylizowanym napisem: “Genova”.

– Którędy radzisz i kiedy? – te słowa do mnie były zwrócone. Na drugą część pytania odpowiedziałem z łatwością. W nocy, z soboty na niedzielę, było najdogodniej. Austriacy piją wówczas w swych okopach, w namiotach hulanki z dziewkami urządzają, oficerów zaś trudno uświadczyć, ruszają do zamtuzów, które w Voltri urządzili. Ale którędy?

– Chyba tu – wskazałem niepewnie. – Monte Ratti!

– Zobaczymy – mruknął Massena i mapę wygładził dłonią. – Zobaczymy! Byle księżyc pyska nie wychylił, bo go kartaczem poczęstuję!

Wybuchnęliśmy śmiechem. Soult nalał do kieliszków wina, młodego i kwaśnego – stare tylko chorym i rannym przysługiwało – i wzniósł toast. Pierwszy raz dostąpiłem zaszczytu przepijania z obydwoma generałami, dumny byłem jak paw. Gdyby Andre to widział!

Chwila była, jedna z nielicznych, zupełnego spokoju. Anglicy po wczorajszej nauczce cofnęli swe okręty w głąb horyzontu, Austriak również milczkiem warował. Czasami tylko zabrzmiał strzał karabinowy – pewnikiem do ptaków strzelano, z nadzieją na pieczyste. I znowu słońce i chłodny powiew od morza dawały złudzenie spokoju. Wojna, obrona Genui, ofiary, wszystko to zdawało mi się odległe i nierealne. Massena i Soult, pochyleni nad mapą, kreślili linie i punkty zamaszystymi ruchami ramion, ja cofnąłem się ku loggi i siedząc w trzcinowym fotelu zamknąłem oczy.

Czy się Genua obroni skutecznie? Gdy Mantua padła, Polaków-dezerterów Austriacy puścili przez kije. Prawda, że zwykłych jeno rekrutów, oficerów nie śmieli, alem i ja u nich jako rekrut w szeregu chodził. Dopiero Soult, gdym się ciemną nocą z okopu austriackiego wyrwał, wiadomości załodze przynosząc bezcenne, adiutantem mnie swoim uczynił, jako że szyki i szańce Otta – na mapę je naniosłem zaraz – znałem i języki nie obce mi były, francuski i niemiecki. Może zaś chciał mieć Polaka za adiutanta, jak i Massena.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kolebka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kolebka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arthur Clarke - Kolebka
Arthur Clarke
Waldemar Łysiak - Lider
Waldemar Łysiak
Waldemar Łysiak - Cena
Waldemar Łysiak
Waldemar Pfoertsch - Going Abroad 2014
Waldemar Pfoertsch
Waldemar Paulsen - Bismarck von unten
Waldemar Paulsen
Waldemar Bonsels - Himmelsvolk
Waldemar Bonsels
Waldemar Paulsen - Bürde der Lust
Waldemar Paulsen
Waldemar R. Sandner - 38 Geniale Geschäftskonzepte
Waldemar R. Sandner
Waldemar Knat - Бег
Waldemar Knat
Отзывы о книге «Kolebka»

Обсуждение, отзывы о книге «Kolebka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x