Waldemar Łysiak - Kolebka

Здесь есть возможность читать онлайн «Waldemar Łysiak - Kolebka» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Kolebka: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Kolebka»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Debiut ksiżkowy Waldemara Łysiaka, młodego wówczas 26-letniego pisarza. Jest to ksiżka szczególna – powieć historyczna z epoki napoleońskiej, przedstawiajca losy dwóch braci. Jest tu i epopeja wojenna, dramat wielkiej miłoci i dzieje spisku uknutego na życie Napoleona, a także galeria wielkich postaci historycznych Rok

Kolebka — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Kolebka», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Dziesięć tysięcy? Oszalałeś, mój panie!

Padło jeszcze kilka słów, ciszej już wypowiedzianych i zatupotały kroki zdecydowane, zmierzające ku drzwiom. Dominik nie ruszał się z miejsca, w którym zostawił go ojciec po powitaniu. Drzwi rozwarły się i stanął w nich ów kupiec wiedeński. Wargi miał ściśnięte grymasem gniewu, kapelusz na głowę nasadził i nie zamykając za sobą drzwi ruszył do wyjścia. W przedsionku otarł się o wchodzącego Borka, który skłonił się nisko i podśpiewując wkroczył do salonu. A raczej wkroczyć zamierzał, bo nim drzwi zatrzasnął, Rezler wyszeptał z trudem, jakby czując w gardle silny ból:

– Zawróć… zawróć go!

– Kogo? Tego wywłokę z Galicji?

Borek nie rozumiał lub głupiego udawał, ale mu to na dobre nie wyszło. Rezler jak kot go dopadł i warknął do ucha:

– Szybciej! Kijów dawno nie wąchałeś?!

Pisarz jak oblany ukropem skoczył w te pędy za kupcem. Przybysz niby to ociągał się, lecz w oczach radość mu błyszczała. Wiedział, że wygrał.

Drzwi zamknęły się znowu. Długo nic nie było słychać, wreszcie głos ojca podniesiony:

– … I rewers pan podpiszesz. To po pierwsze, a po drugie… – i znowu ciszej. Drzwi otwarły się raz jeszcze. Nieznajomy skłonił się, Rezler nie drgnął, lecz gdy już tamten w przedsionku znikał, krzyknął raptownie:

– Herr Schroger!

Kupiec odwrócił się zdziwiony.

– Herr Schroger. Jeśli umowy nie dotrzymasz, przysięgam, że cię wydobędę spod ziemi i że cię wtedy cała policja cesarska nie obroni!

– To są słowa bez pokrycia, panie Rezler. Straszyć nie powinieneś, bo mścić się nie byłbyś w stanie. Kupiecka to umowa, nie wolna od hazardu. Ale się nie turbuj. Dotrzymam słowa!

I zniknął w mroku.

Rezler oparł się o ścianę, jakby go niemoc nagła schwyciła i zaczął się wlec do komnaty, krok za krokiem. Borek wyskoczył mu naprzeciw, piszcząc cienko:

– Jaśnie wielmożny… panie… toż… Jezuuuu! Dziesięć tysięcy talarów, za takiego… buntownik niecny… panie!

Szarpał Rezlera, nieprzytomny, zrozpaczony, żałosny, jakby go niespodziewanie okradziono, skrzywdzono. Rezler głowę podniósł, popatrzył w rozpalone Borkowe gały, chwycił go za kołnierz gardło ściskając, aż tamtemu oczy na wierzch wylazły i syknął:

– Milcz! Zapomniałeś, gadzie, kto cię pod kościołem przed Czarnockiego szablą piersią własną zastawił? Ziemię byś jadł od lat! Moich spraw nie tykaj, bo ci gnaty połamię. Rachunek jemu spłaciłem – ledwie słyszalnie wymawiał wyrazy, szeptał – i… i jej też… A teraz precz!

Borek poleciał do tyłu, dusząc się i za gardło stłamszone chwytając. Dyszał chwilę, tchu złapać nie mogąc i wyczołgał się na zewnątrz.

Rezler długo jeszcze sterczał oparty o ścianę, nie dostrzegając syna i zanim do salonu postąpił, Dominik usłyszał szmer słów. Ojciec mówił z wysiłkiem ni to do siebie, ni do kogoś nieobecnego:

– Mario, widzisz… widzisz, Mario…

Zrozumiał, że ojciec mówi do matki i że przed chwilą, samego siebie łamiąc, uczynił coś dla Janka, po raz pierwszy i zapewne ostatni, lecz coś tak wielkiego, że teraz sam nie był w stanie tego pojąć.

Rankiem następnego dnia Dominik zobaczył, że głowę ojca pokrywa srebrzysty biały nalot.

***

W ostatnim roku nauki Dominik większość czasu spędzał z Chłapowskim albo u księdza Czekana. Pijar ów był nauczycielem historii naturalnej i w gabinecie swoim posiadał bogaty, fascynujący chłopca zbiór fauny i flory. Roiło się tu od wypchanego ptactwa, przyszpilonych do tekturki owadów i płazów zastygłych w spirytusie. Woń z gabinetu, w którym ojciec Czekan preparował szkieleciki stworzeń, przeganiała wścibskich, tych, którym przychodziła chętka wedrzeć się do tego sanktuarium. Dominik z trudem przywykł do fetoru, ale przywykł i lubił zamykać się z księdzem sam na sam w owym pokoju, gdzie nawet druh serdeczny, Chłapowski, nie zaglądał.

W czasie ich wspólnych posiedzeń chłopak mało mówił – czasem spytał lub przytaknął, zaś pijar ust prawie nie zamykał, księgi bogato ilustrowane otwierał przed młodym Rezlerem, tłumaczył, perorował zaciekle, wyjaśniał lub kłócił się zapalczywie, umysł wysilając, by argument znaleźć w materii, którą roztrząsali. A nie o owadach i nie o roślinach rozprawiali.

Innym był już człowiekiem Rezler, gdy Rydzynę opuszczał, coś wewnątrz niego przełamało się, jakieś szale zachybotały się po raz ostatni i zatrzymały w bezruchu, w innym niż kiedyś położeniu. Ból, który każdy dzień życia przynosi, przestał być już bólem dziecinnym, a dojrzałym się stał, prawdy jedne umarły, nawożąc glebę, na której inne wyrosły…

Gdy Rydzynę żegnał, myślał już o Berlinie; ojciec posyłał go tam do sławnej Artillerieacademie, a Dominik namówił do tego samego Chłapowskiego i Tancewicza i teraz był rad, że się sam nie zostanie w nowym środowisku. Zanim jednak pożegnali miasto, szkołę, konwikt i współtowarzyszy, dokonali gromadnie aktu zemsty na znienawidzonym belfrze.

Zemsta miała być równie wyrafinowana, co nowoczesna. W ostatniej klasie rydzyńskiej szkoły, w czasie gdy Dominik kończył nauki, wprowadzono zajęcia z fizyki i chemii. Nauczyciel z Berlina przybyły, Holender z pochodzenia, o nazwisku Purbus, prowadził wykłady oparte o teorię Lavoisiera, Fourcroya i innych, a także ćwiczenia z elektrycznością, czym rozpalał wyobraźnię wychowanków. Każdy z uczniów marzył o posiadaniu elektroforu lub nawet – o zgrozo! – “maszyny elektrycznej”, z którego to powodu najbardziej ucierpiały rydzyńskie koty. Purbus twierdził, iż kot zawiera w sobie płyn elektryczny, który łatwo można wydobyć, pocierając sierść zwierzęcia pod włos. Wieczorami brać konwiktowa urządzała regularne polowania z nagonką na biedne stworzenia, które następnie, mimo rozpaczliwego oporu i wrzasku, tarło ile sił. Iskry sypały się w ciemności, a młodzi fizycy promienieli dumą, prezentując swe umiejętności kolegom z młodszych klas.

Później przyszła moda na chałupnicze elektrofory, majsterkowane z drewnianego talerza, wylanego lakiem zmieszanym z żywicą i z tej samej wielkości co talerz tekturowego koła, wytapetowanego srebrnym papierem i utrzymywanego na czterech jedwabnych sznurkach, związanych ze sobą. Lisim ogonem, a o te nie było trudno, uderzano w elektrofor, wzbudzając w nim prąd elektryczny, iskry chwytano na srebrzoną tekturę, a następnie magazynowano je w tak zwanej butelce lejdejskiej, którą każdy mógł sporządzić z łatwością, po czym uderzano nagromadzonym płynem jakiegoś profana. Ten zaś, wstrząśnięty ukłuciem, doznawał niespodziewanych i niezbyt miłych emocji. W ten właśnie sposób miano pokarać “jeometrę”. I w tym celu, własnym przemysłem i w wielkim trudzie, lecz z pomyślnym skutkiem zbudowano najprawdziwszą “maszynę elektryczną”.

Pierwszym krokiem przedsięwzięcia było zebranie skromnych zasobów finansowych, co pozwoliło uciułać kapitał wynoszący równo cztery talary. Oddali je w ręce Dominika, który, choć dawniej do przywództwa się nie rwał, teraz z całą energią kierował przedsięwzięciem, wspomagany przez Chłapowskiego, Tancewicza i kilku innych. Najpierw Skulski, który nie zapomniał batów otrzymywanych od Gansa, kupił taflę grubą po stłuczonym zwierciadle, kazał szklarzowi obciąć ją na okrągło i zrobić dziurę w środku dla obsadzenia walca, na którym miało obracać się koło. Chłopak od stolarza zrobił drewniany postumencik i dwa słupki do obsadzenia korby i walca. Inny chłopak, mały Żydek od rękawicznika, zeszył dwie poduszeczki z irchy. Zostały one wysmarowane przez spiskowców amalgamą z cynku i merkuriusza. Cztery “butelki lejdejskie” dźwigały deseczkę, stanowiącą stolik elektryczny, która mogła unieść ciężar stojącego na niej ucznia. Druty do przeprowadzenia prądu nic nie kosztowały, urwano je gdzieś od dzwonka w sieni. I tak powstała “maszyna elektryczna” za jedyne trzy uczniowskie talary. Trzeba było teraz tylko wypróbować jej działanie! Ba! Ale na kim? Chętnego śmiałka, który by się zgodził poddać próbie, nie było. Przez tydzień targowano się, losowano, namawiano, ośmielano… bez skutku. I wówczas Dominik wpadł na szatański pomysł.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Kolebka»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Kolebka» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Arthur Clarke - Kolebka
Arthur Clarke
Waldemar Łysiak - Lider
Waldemar Łysiak
Waldemar Łysiak - Cena
Waldemar Łysiak
Waldemar Pfoertsch - Going Abroad 2014
Waldemar Pfoertsch
Waldemar Paulsen - Bismarck von unten
Waldemar Paulsen
Waldemar Bonsels - Himmelsvolk
Waldemar Bonsels
Waldemar Paulsen - Bürde der Lust
Waldemar Paulsen
Waldemar R. Sandner - 38 Geniale Geschäftskonzepte
Waldemar R. Sandner
Waldemar Knat - Бег
Waldemar Knat
Отзывы о книге «Kolebka»

Обсуждение, отзывы о книге «Kolebka» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x