Odpadł jak syty szczeniak, cmoknięciem w pierś wyraził bezgraniczną wdzięczność i znieruchomiał oddychając ciężko. Czuł na włosach jej pocałunki, pieszczotę ręki wsuniętej pod koszulę, raptem oprzytomniał i otworzył oczy. Usiadł, podciągnął jej ramiączka koszuli, potem sukienkę i zręcznie pozapinał guziki.
– Powinnaś wyjść za mnie za mąż, Meghann – powiedział łagodnie i wesoło. – Twoim braciom nie podobałoby się ani trochę to, co przed chwilą robiliśmy.
– Tak też uważam – odparła ze spuszczonymi oczami i lekkim rumieńcem na policzkach.
– Powiemy im o naszych planach jutro rano.
– Im prędzej, tym lepiej.
– W przyszłą sobotę zawiozę cię do Gilly. Odwiedzimy księdza Thomasa, bo pewnie chciałabyś wziąć ślub kościelny, damy na zapowiedzi i kupimy pierścionek zaręczynowy.
– Dziękuję ci, Luke.
A więc postanowione. Byłą pewna, że nie może być odwrotu od tej decyzji. Upłynie parę tygodni, ile trzeba na ogłoszenie zapowiedzi, i wyjdzie za mąż za Luke'a O'Neilla. Będzie… panią O'Neill! Jakie to dziwne! Dlaczego się zgodziła? Bo on jej powiedział, że to konieczne, że musi to zrobić. Ale dlaczego? Żeby odsunąć od niego niebezpieczeństwo? Żeby chronić jego czy ją? Ralphie de Bricassart, czasami cię nienawidzę…
Wydarzenie w samochodzie zaskoczyło ją i poruszyło do głębi. zupełnie inaczej niż za pierwszym razem. Tyle pięknych, przerażających wrażeń. Dotyk jego rąk! Pieszczota piersi, od której biegły koliste prądy ogarniające całe ciało! W chwili, kiedy uprzytomniła sobie, że ją obnaża, że powinna krzyczeć, uderzyć go, uciekać. Kiedy przeszło obezwładnienie, wywołane szampanem, ciepłem, odkryciem smakowitości pocałunku, wtedy poraził ją tą pieszczotą, wyciszając rozum, świadomość, myśl o ucieczce. Naprężyła ramiona, obsuwając się na jego biodra, a kiedy przycisnął nie nazwany obszar u szczytu jej ud do twardego jak kamień zgrubienia na swoim ciele, chciała tak trwać bez końca, czując przeszywający aż do duszy wstrząs, pustkę, pragnienie… Pragnienie czego? Nie wiedziała. Kiedy odsunął ją od siebie,, wcale tego nie chciała, gotowa była rzucić się na niego z wściekłością. Cały ten epizod przypieczętował dojrzewającą w niej decyzją wyjścia za mąż za Luke'a O'Neilla. Nie mówiąc o tym, że w jej przekonaniu zrobił coś, od czego biorą się dzieci.
Nikogo nie zdziwiła nowina i nikomu nie przyszło na myśl oponować. Zaskoczenie wywołała jedynie Meggie, która stanowczo oświadczyła, że nie zawiadomi biskupa de Bricassart, a potem histerycznie odrzuciła pomysł Boba, żeby zaprosić biskupa de Bricassart do Droghedy i urządzić ślub i wesele na miejscu. Nie, nie, nie! Meggie, która nigdy nie podnosiła głosu, wykrzyczała im to w twarz. Widocznie obraziła się, że ich nie odwiedza. Twierdziła, że małżeństwo to jej prywatna sprawa. Skoro nie przyjechał do Droghedy przez zwykłą grzeczność, bez powodu, to nie ma zamiaru narzucać mu obowiązku wizyty, której złożenia nie wypadałoby mu odmówić.
Fee obiecała, że nie napomknie o niczym w swoim listach. Sprawiała wrażenie, że jest to jej obojętne, podobnie jak nie okazywała zainteresowania przyszłym mężem Meggie. Prowadzenie ksiąg zapewniało jej ciągłe zajęcie. Zapiski Fee dostarczyłyby historykowi szczegółowego opisu życia na farmie owiec, ponieważ nie składały się wyłącznie z liczb i bilansów. Codziennie skrupulatnie notowała każdy ruch każdego stada owiec, pogodę, a nawet co podała na obiad pani Smith. Zapis w niedzielę, 22 lipca 1934 roku, wyglądał następująco: „Niebo czyste, bez chmur, temperatura o świcie 2 stopnie powyżej zera. Mszy nie było. Bob w domu, Jack z dwoma pastuchami na polu Murrimbah, Hughie z jednym pastuchem na polu Zachodnia Grobla, Antałek pędzi trzyletnie skopy z Budgin na Winnemurra. Temperatura o trzeciej 32 stopnie. Barometr bez zmian: 30, 6 cala. Wiatr zachodni. Na obiad podano peklowaną wołowinę, ziemniaki z wody, marchewkę, kapustę, leguminę parzoną ze śliwek. Ślub Meghann Cleary z panem Lukiem O'Neillem, pastuchem, odbędzie się w sobotę, 25 sierpnia, w kościele Świętego Krzyża w Gillanbone. Wpisu dokonano o godzinie dziewiątej wieczorem. Temperatura 8 stopni. Księżyc w ostatniej kwadrze”.
Luke kupił Meggie skromny, ale ładny pierścionek z dwoma brylancikami, osadzonymi w dwóch platynowych serduszkach. Po ślubie cała rodzina miała udać się na obiad do hotelu „Imperial”, gdzie zaproszono też panią Smith, Minnie i Cat. Jims i Patsy mieli zostać w Sydney, gdyż Meggie oznajmiła, że nie widzi powodu ściągania ich z odległości sześciuset mil na nie całkiem zrozumiałą ceremonię. Otrzymała od nich gratulacje. Jims wysmarował dla niej po dziecinnemu nieskładny list, do którego Patsy dopisał dwa słowa: „Dużo szczęścia”. Znali Luke'a, jeździli z nim po polach Droghedy w czasie wakacji.
Upierając się przy urządzeniu jak najskromniejszej uroczystości, Meggie zasmuciła panią Smith, która marzyła o wielkiej pompie z okazji wydania za mąż jedynej córki Clearych. Meggie tak się sprzeciwiła jakimkolwiek celebracjom, że nie chciała nawet słyszeć o stroju panny młodej. Postanowiła wziąć ślub w zwykłej sukience i kapeluszu, które miały jej potem służyć w podróży.
– Kochanie, już zdecydowałem, dokąd cię zabiorę w podróż poślubną – rzekł Luke siadając naprzeciw niej w niedzielę, nazajutrz po tym, jak postanowili się pobrać.
– Dokąd?
– Do północnego Queenslandu. kiedy byłaś u krawcowej, pogadałem z chłopakami w hotelowym barze. Opowiadali mi, ile można zarobić na plantacjach trzciny, jeżeli ktoś jest silny i nie boi się pracy.
– Ależ Luke, masz przecież tutaj dobrą pracę!
– Nie chcę siedzieć na garnuszku u teściowej i szwagrów. Chcę kupić ziemię w zachodnim Queenslandzie, zanim będę za stary, żeby na niej gospodarować. Najpierw muszę oczywiście zebrać na to pieniądze. Bez wykształcenia ciężko w tym kryzysie dostać dobrze płatną pracę, ale w północnym Queenslandzie brakuje ludzi i zarabiałbym przynajmniej dziesięć razy tyle co pastuch w Droghedzie.
– I co byś tam robił?
– Ciął trzcinę.
– Ciął trzcinę? To praca dla kulisów.
– Mylisz się. Kulisi są za mali, żeby szło im tak dobrze jak białym, a poza tym, jak sama wiesz, australijskie prawo zabrania sprowadzania czarnych i żółtych do ciężkiej pracy i zatrudniania za stawki niższe niż dla białych, żeby nie odbierać chleba białym Australijczykom. Brakuje żeńców, a zarobek jest wyśmienity. Rzadko kto jest na tyle duży i silny, żeby ciąć trzcinę. Ale ja dam radę!
– Chciałbyś, żebyśmy zamieszkali na stałe w północnym Queenslandzie?
– Tak.
Spojrzała ponad jego ramieniem przez wielkie okna salonu na eukaliptusy, pole domowe, widoczne za nimi drzewa. Nie mieszkać w Droghedzie? Tylko gdzieś, gdzie Ralph jej nie odnajdzie, żyć z myślą, że nigdy go nie zobaczy, trwać przy obcym człowieku, z którym nieodwołalnie się związała… Posmutniałe szare oczy, piękniejsze niż zwykle, spoczęły na niecierpliwej twarzy Luke'a. Wyczuł jej smutek, choć nie dostrzegł ani jednej łzy, opadnięcia powiek czy kącików ust. Nie obchodziły go frasunki Meggie, nie zamierzał dopuścić, żeby stała się dla niego tak ważna, by się o nią martwił. Owszem, dla kogoś takiego, kto smalił cholewki do Dot MacPherson z Bingelly, Meggie stanowiła nie lada gratkę, ale tym bardziej miał się na baczności, żeby jej łagodność i budząca pożądanie uroda nie podbiły mu serca. Żadna kobieta, nawet tak słodka i piękna jak Meggie Cleary, nie mogła nim zawładnąć na tyle, żeby mu rozkazywać.
Читать дальше