Czesanie sprawiało ból, ale Meggie tak się przyzwyczaiła, że już tego nie zauważała; nie pamiętała dnia, w którym by ją to ominęło. Silną ręką, w której trzymała szczotkę, Fee szarpała bezlitośnie splątane kępki włosów, aż łzy stawały Meggie w oczach i musiała oburącz przytrzymywać się stołka, żeby nie spaść. Był poniedziałek, ostatni tydzień nauki, a do jej urodzin pozostały już tylko dwa dni. Trzymając się kurczowo stołka, myślała o niebieskim komplecie dla lalek, wiedząc, że jest to marzenie, które się nie ziści. Jeden taki komplet znajdował się w sklepie w Wahine, ale zdawała sobie sprawę, że jego koszt znacznie przekracza skromne możliwości ojca.
Raptem Fee wydała dźwięk tak szczególny, że wyrwało to Meggie z zadumy, a siedzący przy stole ojciec i bracia poodwracali z zaciekawieniem głowy.
– Chryste Panie! – powiedziała Fee.
Paddy zerwał się na równe nogi, osłupiały; jeszcze nigdy nie słyszał, żeby Fee wzywała imienia bożego nadaremno. Trzymając w ręku jeden lok Meggie, Fee stała z uniesioną szczotką i malującym się na twarzy przerażeniem i obrzydzeniem. Paddy razem z chłopcami zgromadzili się wokół. Meggie chciała zobaczyć, co się dzieje, i została ukarana policzkiem zadanym najeżoną stroną szczotki, aż oczy stanęły jej w łzach.
– Spójrz! – szepnęła Fee, przytrzymując pukiel w słońcu, żeby Paddy mógł lepiej widzieć.
W promieniach słońca włosy błyszczały tak, że w pierwszej chwili Paddy nic nie zobaczył. Potem zorientował się, że wierzchem dłoni Fee „coś” maszeruje. Wziął do ręki drugi pukiel i wśród refleksów dostrzegł mnóstwo stworzeń ruchliwych i pracowitych. Do pojedynczych pasemek włosów poprzyklejane były na całej długości kupki białych jajeczek, a małe stworzenia energicznie produkowały następne białe zlepki. We włosach Meggie wrzała praca jak w ulu.
– Ona ma wszy! – oznajmił Paddy.
Bob, Jack, Hughie i Stu spojrzeli raz, po czym podobnie jak ojciec wycofali się na bezpieczną odległość. Tylko Frank i Fee nie ruszyli się z miejsca, jak urzeczeni wpatrywali się we włosy Meggie, która siedziała żałośnie skulona zastanawiając się, co też takiego zrobiła. Paddy usiadł ciężko na swoim krześle z okrągłym oparciem, wpatrując się w ogień i mrugając oczami.
– To ta cholerna mała Włoszka! – powiedział wreszcie przenosząc spojrzenie na Fee. – Cholerni makaroniarze, brudne zawszone świnie!
– Paddy! – zawołała zgorszona Fee.
– Przepraszam, że przeklinam, matko, ale kiedy pomyślę, że przez tę zatraconą Włoszkę nasza Meggie ma wszy, to mógłbym w tej chwili jechać do Wahine i zburzyć tę ich brudną, śmierdzącą budę! – wykrzyknął uderzając pięścią w kolano.
– Mamo, co to jest? – wykrztusiła Meggie odzyskując głos.
– Patrz, ty brudasie utrapiony! – odparła matka podtykając rękę pod nos. – Masz to na całych włosach, a złapałaś od tej Włoszki, z którą tak się spoufalałaś! I co ja mam teraz z tobą zrobić?
Meggie przez chwilę gapiła się na maleńkiego pasożyta miotającego się na ślepo po ręce Fee w poszukiwaniu gęściej owłosionego terytorium, a potem zaczęła płakać.
Nie czekając na niczyje polecenie Frank nastawił kocioł, podczas gdy Paddy chodził w tę i z powrotem po kuchni wydając gniewne okrzyki, a jego wściekłość rosła za każdym razem, kiedy spojrzał na Meggie. Wreszcie podszedł do tkwiących w ścianie koło drzwi haczyków, nacisnął na głowę kapelusz i zdjął z gwoździa bat.
– Jadę do Wahine, Fee, i powiem temu przeklętemu makaroniarzowi, co może zrobić ze swoimi śmierdzącymi rybami i frytkami. Potem pójdę do siostry Agaty i powiem jej, co myślę o tym, że wpuszcza do szkoły zawszone dzieci!
– Paddy, uważaj! – poprosiła Fee. – A jeżeli to nie była Włoszka? Nawet jeśli ma wszy, to całkiem możliwe, że złapała je razem z Meggie od kogoś innego.
– Bzdura! – uciął pogardliwie Paddy.
Ciężko stąpając zszedł ze schodów i w kilka minut później załomotały kopyta oddalającego się drogą deresza. Fee westchnęła spoglądając z rezygnacją na Franka.
– Zdaje się, że będziemy mieli szczęście, jeśli nie wyląduje w więzieniu. Frank, przyprowadź chłopców. Nie idziecie dziś do szkoły.
Fee dokładnie obejrzała włosy synów, jednego po drugim, potem sprawdziła głowę Franka i kazała mu zrobić to samo ze swoją. Nic nie wskazywało na to, żeby ktokolwiek cierpiał na tę samą dolegliwość co biedna Meggie, ale Fee nie zamierzała ryzykować. Kiedy woda w dużym kotle zaczęła wrzeć, Frank zdjął z wieszaka balię do zmywania naczyń i napełnił ją gorącą i zimną wodą pół na pół. Potem przyniósł z szopy pięciogalonową puszkę nafty, wziął z pralni kostkę dziegciowego mydła i zabrał się za Boba. Zanurzył mu głowę w balii, oblał kilkoma łyżkami czystej nafty, po czym namydlił paskudnie tłustą, lepiącą się czuprynę. Temu samemu zabiegowi poddał po kolei wszystkich braci. Nafta i dziegciowe mydło paliły, chłopcy wydzierali się w niebogłosy, tarli oczy i drapali poczerwieniałą, swędzącą skórę na głowie, poprzysięgając straszliwą zemstę wszystkim makaroniarzom.
Fee podeszła do koszyka z przyborami do szycia i wyjęła duże nożyczki. Wróciła do Meggie, która nie śmiała ruszyć się ze stołka, choć siedziała już ponad godzinę, i stanęła nad nią z nożyczkami w ręku, wpatrując się w piękną kaskadę włosów. Potem zaczęła je ścinać – ciach! ciach! – aż wszystkie długie loki legły w połyskliwych kupkach na podłodze, a na głowie Meggie tu i ówdzie zaczęły przeświecać placki białej skóry. Ze wzrokiem wyrażającym powątpiewanie Fee obróciła się do Franka.
– Czy mam je zgolić? – spytała i zacisnęła usta.
Frank wyciągnął rękę w geście protestu.
– Och mamo, nie! Nie! Jeżeli porządnie zmoczymy je naftą, powinno wystarczyć. Proszę cię, nie zgalaj ich!
Tak więc podprowadzono Meggie do drugiego stołu i przytrzymano nad balią, gdzie wylano na jej głowę jedną po drugiej wiele filiżanek nafty i natarto żrącym mydłem resztki włosów. Kiedy wynik operacji został uznany za zadawalający. Meggie omalże oślepła, a cała twarz i głowa pokryły się drobnymi pęcherzami. Frank zmiótł obcięte loki na papier i wrzucił je do ognia pod kotłem, a potem wstawił szczotkę do naczynia wypełnionego naftą. Następnie oboje z Fee umyli sobie głowy, chwytając ustami powietrze, tak bardzo dziegciowe mydło drażniło skórę, po czym Frank wziął wiadro i wyszorował podłogę w kuchni płynem do odkażania owiec.
Kiedy kuchnia była sterylna jak szpital, przeszli dalej, do pokoi, pozdejmowali ze wszystkich łóżek koce i prześcieradła i przez resztę dnia gotowali, wykręcali i rozwieszali pościel. Materace i poduszki zarzucili na płot na tyłach domu i spryskali naftą, a dywaniki z bawialni wytrzepali tak, że leciały z nich strzępy. Wszyscy chłopcy zostali zagonieni do pomocy, zwolniono tylko pogrążoną w niełasce Meggie. Powlokła się za stodołę i tam płakała. Głowa pulsowała jej z bólu od szorowania i piekących pęcherzy. Przepełniała ją taka gorycz i wstyd, że nie chciała nawet spojrzeć na Franka, kiedy po nią przyszedł, i nie dała się namówić na powrót do domu.
Skończyło się na tym, że musiał ją zawlec siłą, bo wierzgała nogami i wyrywała się, a kiedy późnym popołudniem Paddy wrócił z Wahine, zastał ją wciśniętą w kąt. Spojrzał na jej ostrzyżoną głowę i rozpłakał się, potem usiadł na krześle i kołysał się zakrywając twarz rękoma, a zebrani wokół chłopcy przestępowali z nogi na nogę pragnąc znaleźć się jak najdalej stąd. Fee zaparzyła herbaty i nalała filiżankę Paddy'emu, kiedy zaczął dochodzić d siebie.
Читать дальше