– Bank Anglii czuje się zaszczycony, sir.
Gdy młotki, klucze, pilniki i inne, bardziej tajemnicze narzędzia zostały porozrzucane po całej podłodze, Alexander uniósł fałszywe dno i ukazał lśniącą zawartość skrytki: jedenaście sztabek złota.
– Oddzielono mi je w Colomie z amalgamatu – wyjaśnił beztrosko. Ustawił sztabki na biurku, a potem zaniknął dno skrzyni i ułożył narzędzia. – Mogę je u pana przechować?
Pan Maudling zamrugał powiekami.
– Mam je przechować? W sztabkach? Nie chce pan zamienić ich na gotówkę i coś na tym zarobić?
– Nie, ponieważ gdy złoto jest w takim stanie, przynajmniej od razu wiadomo, że to złoto. Nie mam zamiaru wymieniać go na cyferki zapisane w księdze rachunkowej, panie Maudling, niezależnie od tego, ile byłoby po nich zer. Nie chcę jednak dźwigać ich ze sobą. Przetrzyma mi je pan?
– Oczywiście, oczywiście, panie Kinross!
To najdziwniejszy klient, jaki kiedykolwiek mi się trafił – pomyślał Walter Maudling, patrząc w ślad za wysokim, mającym w sobie coś z kota mężczyzną, który wychodził z Banku Anglii. Alexander Kinross! Bank Anglii w nadchodzących latach często będzie słyszał to nazwisko i oglądał zawartość jego skrzyni z narzędziami.
Alexander wymienił amerykańskie dolary na czterysta funtów w złotych suwerenach, ale nie roztrwonił ich na drogie hotele ani rozrzutne życie, nie kupił również obowiązkowego garnituru. Zamiast tego nabył odzież z irchy, bawełny i nową flanelową bieliznę. Zatrzymał się w pensjonacie w Kensington, gdzie proponowano dobre domowe jedzenie i czyste pokoje. Zwiedził muzea, prywatne i państwowe galerie sztuki, Tower, zobaczył również rzeźby woskowe Madame Tussaud. W prywatnej galerii zapłacił pięćdziesiąt cennych funtów za obraz kogoś, kto nazywał się Dante Gabriel Rossetti, ponieważ kobieta na płótnie przypominała Honorię Brown. Kiedy poprosił pana Maudlinga o przechowanie obrazu w Banku Anglii, dżentelmen nawet nie mrugnął okiem; skoro Alexander Kinross zapłacił za płótno pięćdziesiąt funtów, z pewnością w przyszłości stanie się ono dziełem sztuki. Zresztą było całkiem ładne, nastrojowe i romantyczne.
Po pokonaniu koleją całej Anglii i przebyciu długiej trasy na północ Alexander dotarł do wioski Auchterderran w hrabstwie Kinross, w pobliżu miasta Kinross.
Elizabeth nigdy się nie dowiedziała, co naprawdę zdarzyło się Alexandrowi Kinrossowi; to, co zasłyszała, było w połowie mitem. Wrócił, ponieważ chciał dostać obietnicę, że może w przyszłości liczyć na żonę. Na razie nie miał zamiaru się żenić, gdy postanowił wcześniej zrealizować swoje ambitne plany: podążyć – dosłownie – śladami Aleksandra Wielkiego; wyruszyć z Macedonii i dotrzeć do wszystkich krain, które podbił genialny zdobywca. Alexander był pewien, że taka podróż nie sprawiłaby przyjemności żadnej młodej kobiecie, w związku z tym postanowił, że ożeni się po powrocie i zabierze żonę do Nowej Południowej Walii. Dokonał już wyboru. Zdecydował się na najstarszą córkę stryja Jamesa, Jean. Pamiętał ją tak dokładnie, jakby po raz ostatni spotkał się z nią wczoraj. Była przepiękną, rozkoszną dziesięciolatką, która patrzyła na Alexandra z uwielbieniem, zapewniała, że go kocha i że zawsze będzie go kochać. No cóż, teraz powinna mieć szesnaście lat – idealny wiek. Nim Alexander wróci z wyprawy, Jean skończy osiemnaście lat i będzie wystarczająco dojrzała, by wziąć ślub.
Przyjechał do Kinross w niedzielne popołudnie na grzbiecie wynajętego konia i poszedł prosto na spotkanie ze stryjem Jamesem. Starszy pan powitał bratanka z wyraźną niechęcią.
– Jak zawsze wyglądasz na niemrawego, Alexandrze – powiedział James, prowadząc gościa do frontowego salonu, a potem wołając o herbatę. – Ponieważ zniknąłeś z powierzchni ziemi, musiałem opłacić pogrzeb twojego ojca.
– Dziękuję za taktowne przekazanie mi smutnej wiadomości, sir – powiedział Alexander z nieprzeniknioną twarzą. – Ile kosztował pogrzeb?
– Pięć funtów. Z trudem je wysupłałem.
Alexander sięgnął do kieszeni skórzanego kaftana z frędzlami.
– Proszę, sześć funtów, jeden funt w podziękowaniu. Dawno zmarł?
– Rok temu.
– Chyba nie mogę liczyć na to, że stary Murray poszedł za Duncanem do piekła?
– Jesteś gnidą i bluźniercą, Alexandrze. Zawsze nim byłeś. Dzięki Bogu, że nie łączą nas więzy krwi.
– To Murray powiedział o tym stryjowi, prawda? A może Duncan?
– Mój brat zmarł, ukrywając swoją hańbę. Doktor Murray zdradził mi jego tajemnicę podczas pogrzebu, uznał, że ktoś musi o tym wiedzieć.
W tym momencie do salonu weszła Jean z herbatą i ciastem. Och, była taka piękna! Wyrosła dokładnie tak, jak Alexander sobie wyobrażał, miała szklane rzęsy Honorii Brown i jej akwamarynowe oczy. Nie mógł jednak liczyć na to, by Jean go rozpoznała, a tym bardziej pamiętała o niegdysiejszych obietnicach, iż zawsze będzie go kochać. Spojrzała na niego bez zainteresowania, po czym wyszła z pokoju. No cóż, to całkiem zrozumiałe. Alexander bardzo się zmienił. Lepiej przejść do rzeczy.
– Przyjechałem prosić o rękę Jean – powiedział.
– Chyba żartujesz!
– Wcale nie. Mam zaszczyt prosić o Jean, chociaż zdaję sobie sprawę, że na razie jest za młoda. Mogę zaczekać.
– Możesz czekać aż do śmierci! – warknął James, błyskając oczami. – Mam oddać dziewczynę z rodu Drummondów bękartowi? Szybciej wydam ją za anabaptystę!
Alexander jakiś cudem zdołał pokonać złość.
– Nikt o tym nie wie oprócz stryja, mnie i starego Murraya, więc jakie to ma znaczenie? Już niedługo będę bardzo bogatym człowiekiem.
– Bzdura! Gdzie się podziewałeś, gdy uciekłeś?
– Byłem w Glasgow, uczyłem się robić kotły.
– Myślisz, że zbijesz na tym fortunę?
– Nie, mam w zanadrzu coś innego – zaczął Alexander. Chciał powiedzieć Jamesowi o złocie i zamknąć mu w ten sposób usta!
Niestety, James miał dosyć. Wstał, podszedł do frontowych drzwi, otworzył je teatralnym gestem i pokazał drogę.
– Wynoś się stąd, i to natychmiast, Alexandrze jakiś tam! Nie dostaniesz Jean ani żadnej innej młodej kobiety z Kinross! Jeśli spróbujesz, doktor Murray i ja postawimy cię pod pręgierzem!
– W takim razie zapewniam cię, Jamesie Drummondzie – warknął Alexander, powoli cedząc słowa – że w przyszłości z radością oddasz mi jedną z córek za żonę.
Poszedł ścieżką, wsiadł na konia i odjechał.
Ciekawe, gdzie tak dobrze nauczył się jeździć konno i skąd wziął takie ubranie – zastanawiał się James. Za późno.
Pięcioletnia Elizabeth była w kuchni z Jean i Anne. Uczyła się, jak robić babeczki z masłem. Ponieważ Jean nawet nie wspomniała o gościu w salonie, Elizabeth nie wiedziała, że w sąsiednim pokoju przebywał niemrawy uczeń kotlarza, jej kuzyn Alexander.
Popełniłem poważny błąd – przyznał Alexander w głębi ducha, puszczając konia kłusem. Gdyby chociaż przez chwilę poważnie się nad tym zastanowił, doszedłby do wniosku, że nie mógł otrzymać od stryja Jamesa innej odpowiedzi, w rzeczywistości jednak myślał tylko o jednym – o podobieństwie młodziutkiej Jean do Honorii Brown.
Ożeniłbym się z Honorią Brown – pomyślał – gdyby nie to, że była przypisana do skrawka ziemi w Indianie.
Teraz mu się nie spieszyło, by znów zbijać fortunę. Wrzucił amerykańskie siodło na dobrego konia, załadował dobytek do dwóch sakw i ruszył przez Europę, po drodze zapoznając się z historią: gotyckimi katedrami, w połowie zbudowanymi z drewna miastami i ogromnymi zamkami. Gdy dotarł do Grecji, zachwyciły go wspaniałe niegdyś świątynie, które zostały powalone przez ruchy skorupy ziemskiej. Niestety, w rządzonej przez rozpadające się imperium otomańskie Macedonii łatwiej było znaleźć ślady islamu niż Aleksandra Wielkiego.
Читать дальше