Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski
Здесь есть возможность читать онлайн «Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Издательство: Fundacja Nowoczesna Polska, Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Pan Wołodyjowski
- Автор:
- Издательство:Fundacja Nowoczesna Polska
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Pan Wołodyjowski: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pan Wołodyjowski»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Pan Wołodyjowski — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pan Wołodyjowski», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Cóż stary na to? — pytał rozweselony Zagłoba.
— Ojciec zdumiał, bo się tego nie spodziewał, i zaraz na moje marnotrawstwo narzekać począł: „Byłaby (prawi) krescytywa, ale taki pędziwiatr, taki odmigęba, co tylko puszyć lubi a za magnata się wydawać, wszystko zmarnuje, niczego nie utrzyma.” Potem ciekawość go przemogła i począł wypytywać szczegółowie, co mam, a ja widząc, że tą smołą smarując prędko zajadę, nie tylkom nic nie utaił, alem jeszcze dołgał trochę, choć zwykle nierad koloryzuję, bo tak sobie myślę, że prawda to owies, a łgarstwo sieczka. Ojciec za głowę się brał i nuż w zamysły: „To a to by się dokupiło (prawi), ten a ten procesik poparło; mieszkalibyśmy o miedzę, a pod niebytność twoją ja bym wszystkiego doglądał”. I zapłakało poczciwe ojczysko: „Adam! — powiada — Ta dziewka okrutnie mi się dla ciebie spodobała, ile że ona pod pana hetmanową opieką, z czego także może być korzyść; Adam! — powiada — Jeno ty mi tę moją drugą córkę szanuj i nie zmarnuj mi jej, bobym ci w godzinę śmierci nie przebaczył”. A ja, mości dobrodzieju, na samą supozycję Zosinej krzywdy, jak ryknę! Padliśmy sobie z ojczyskiem w ramiona i płakaliśmy acurate do pierwszych kurów!
— Szelma stary! — mruknął Zagłoba.
Po czym głośno dodał:
— Ha! Wprędce może być weselisko i nowa w Chreptiowie uciecha, zwłaszcza że to mięsopust [463] mięsopust — ostatki, trzy ostatnie dni karnawału przed Wielkim Postem.
!
— Jutro by było, żeby ode mnie zależało — zawołał porywczo Nowowiejski — ale ot co, dobrodzieju! Mnie się permisja niedługo kończy, a służba służbą i wracać do Raszkowa muszę. No! Pan Ruszczyc da mi drugą permisję, wiem! Alem niepewien, czy ze strony niewiast zwłoki nie będzie. Bo co do matki sunę, ta mówi: „Mąż w niewoli” — co do córki, ta prawi: „Tatuś w niewoli”. A cóż to? Ja tego tatusia w łykach trzymam czy co? Okrutnie się takich impedymentów boję, bo żeby nie to, to bym księdza Kamińskiego za sutannę złapał i póty nie puszczał, póki by nas z Zośką nie związał. Ale jak sobie co baby wbiją w głowę, obcęgami nie wyciągniesz. Ostatni grosz bym oddał, poszedłbym sam po tatusia, ale nie ma jak! Nikt przecie nie wie, gdzie on jest, może zmarł, i masz robotę! Jak mi każą na niego czekać, to do ostatniego sądu będę czekał!
— Piotrowicze z Nawiraghem i Anardratami jutro w drogę ruszają; prędka będzie wiadomość.
— Jezu, ratuj! Ja mam dopiero na wiadomości czekać! Przed wiosną nie może nic być, a tymczasem uschnę, jak mi Bóg miły! Dobrodzieju! Wszyscy w wasz rozum i eksperiencję wierzą, wybijcie wy babom z głowy to czekanie! Dobrodzieju, na wiosnę wojna! Bóg wie, co się stanie; przecie ja się z Zośką chcę żenić, nie z tatusiem, za cóż mam do niego wzdychać?
— Namów niewiasty, by do Raszkowa pojechały i tam osiadły. Tam i o wiadomość łatwiej, a jeśli Piotrowicz znajdzie Boskiego, to mu będzie do was blisko. Po wtóre: ja uczynię, co zdołam, ale ty proś i pani Baśki, żeby się za tobą wstawiła.
— Nie zaniecham, nie zaniecham, bo mnie diabl…
Wtem drzwi skrzypnęły i weszła pani Boska. Lecz zanim pan Zagłoba zdołał się obejrzeć, młody Nowowiejski już grzmotnął się do jej nóg jak długi i zająwszy ogromną przestrzeń podłogi swym olbrzymim ciałem, począł wołać:
— Jest konsens rodzicielski! Dawajcie, matko, Zośkę! Dawajcie, matko, Zośkę! Dawajcie, matko, Zośkę!
— Dawajcie, matko, Zośkę! — zawtórował basem Zagłoba.
Hałasy owe wywabiły ludzi z przyległych komór; weszła Baśka, wyszedł z kancelarii pan Michał, a wkrótce po nich ukazała się i Zosia. Dziewczynie nie wypadało się niby domyślać, o co chodzi, ale oblała się natychmiast pąsem i złożywszy co prędzej ręce w małdrzyk, a buzię w długi ciup, stanęła ze spuszczonymi oczyma pod ścianą. Zaś Basia poparła z miejsca prośbę junaka, pan Michał skoczył po starszego pana Nowowiejskiego. Ten przybywszy zgorszył się bardzo, że syn nie powierzył mu funkcji i nie zostawił sprawy jego wymowie, jednakże przyłączył się do prośby.
Pani Boska, której istotnie brakło jakiejkolwiek bliższej na świecie opieki, rozpłakała się wreszcie i zgodziła zarówno na prośbę pana Adama, jak i na to, że do Raszkowa z Piotrowiczami wyjedzie i tam na męża czekać będzie. Dopieroż, zalana łzami, zwróciła się do córki.
— Zośka — rzekła — a tobie po sercu li panów Nowowiejskich zamysły?
Wszystkie oczy zwróciły się na Zosię, a ona, stojąc przy ścianie, oczy trzymała, wedle zwyczaju, wbite w podłogę i dopiero po chwili milczenia cała spłoniona do szczętu, wyrzekła ledwie dosłyszalnym głosikiem:
— Chcę do Raszkowa!…
— Moje śliczności! — huknął pan Adam i skoczywszy do niej porwał dziewczynę w ramiona.
Potem zaś krzyczeć począł, aż ściany drgały:
— Moja już Zośka, moja! Moja!…
Rozdział XXXV
Młody pan Nowowiejski wyjechał zaraz po oświadczynach do Raszkowa, aby tam kwaterę jakowąś dla pani i panny Boskiej wynaleźć i opatrzyć; w dwa tygodnie zaś po jego wyjeździe ruszyła cała karawana dotychczasowych gości chreptiowskich. Składali ją Nawiragh, dwaj Anardraci, Kieremowiczowa, Neresewiczowa, Seferowicz, panie Boskie, dwóch panów Piotrowiczów i stary pan Nowowiejski, nie licząc kilku Ormian kamienieckich i licznych sług oraz zbrojnych pachołków do pilnowania wozów i pociągowego, a także jucznego bydła. Piotrowicze i duchowni delegaci patriarchy uzmiadzińskiego mieli tylko wypocząć w Raszkowie, zasięgnąć tam wieści o drodze i dalej do Krymu ruszać. Reszta kompanii postanowiła osiąść na czas w Raszkowie i czekać przynajmniej do pierwszych roztopów na powrót jeńców, mianowicie Boskiego, młodszego Seferowicza i dwóch kupców, których stroskane małżonki w tęsknocie od dawna oczekiwały.
Droga to była trudna, bo szła przez głuche puszcze i przepaściste jary. Szczęściem, obfite a suche śniegi usłały sannę wyborną, obecność zaś komend wojskowych w Mohilowie, Jampolu i Raszkowie zapewniała bezpieczeństwo. Azba-bej był zniesion, zbójcy wywieszani lub rozproszeni, a Tatarzy zimową porą dla braku traw nie zapuszczali się na zwykłe szlaki.
Wreszcie pan Nowowiejski obiecał, jeśli tylko pozwolenie od pana Ruszczyca otrzyma, wyskoczyć w kilkadziesiąt koni na spotkanie. Jechano zatem raźno i ochotnie. Zosia gotowa była za panem Adamem na koniec świata jechać. Pani Boska i dwie niewiasty ormiańskie spodziewały się wkrótce mężów odzyskać. W strasznych puszczach na krańcu chrześcijaństwa leżał wprawdzie ów Raszków, ale przecie nie jechano tam na całe życie ani nie na długi pobyt. Z wiosną miała być wojna; mówiono o niej na rubieżach powszechnie, więc trzeba było, odzyskawszy kochanych, z pierwszym cieplejszym powiewem wracać, by głowy od zagłady uchronić.
Ewka została w Chreptiowie zatrzymana przez panią Wołodyjowską.
Ojciec nie napierał też bardzo, by ją wziąć ze sobą, zwłaszcza zostawiając ją w domu ludzi tak zacnych.
— Już ja ją przezpiecznie odeślę albo i sama odwiozę — mówiła mu Baśka — prędzej zaś sama odwiozę, bo raz w życiu chciałabym widzieć całe owo straszne pogranicze, o którym się tyle od małości nasłuchałam. Na wiosnę, gdy się szlaki zaczernią od czambułów, mąż mi nie pozwoli, ale teraz, jeśli Ewka tu zostanie, będę miała dobry pozór. Za jakie dwie niedziele zacznę się napierać, a za trzy pewnikiem pozwoleństwo otrzymam.
— Mąż też, spero [464] spero (łac. forma 1. os. lp) — mam nadzieję.
, bez zacnej eskorty waćpani i w zimie nie puści.
Интервал:
Закладка:
Похожие книги на «Pan Wołodyjowski»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pan Wołodyjowski» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Pan Wołodyjowski» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.