Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski
Здесь есть возможность читать онлайн «Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Издательство: Fundacja Nowoczesna Polska, Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Pan Wołodyjowski
- Автор:
- Издательство:Fundacja Nowoczesna Polska
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Pan Wołodyjowski: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pan Wołodyjowski»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Pan Wołodyjowski — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pan Wołodyjowski», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Bądź waćpanna zdrowa! Nic tu po mnie. Oby ci było dobrze, jako mnie będzie źle! Wiedz o tym, że ci usty zaraz odpuszczam, a jak Bóg da, to ci i sercem odpuszczę… Miej jeno więcej miłosierdzia nad męką ludzką i drugi raz nie przyrzekaj. Nie ma co gadać, nie wynoszę szczęścia z tych progów!… Bądź zdrowa!
To rzekłszy ruszył wąsikami, skłonił się i wyszedł. W przyległej komnacie zastał oboje stolnikostwo i Zagłobę, którzy porwali się zaraz, jakby chcąc wypytywać, ale on tylko ręką machnął.
— Na nic wszystko! — rzekł. — Ostawcie mnie w spokoju!…
Z tej komnaty wąski korytarzyk prowadził do jego izby; w korytarzyku owym, przy schodach do panieńskiej kwatery, Basia zastąpiła małemu rycerzowi drogę.
— Niech waćpana Bóg pocieszy i odmieni Krzysine serce! — zawołała drgającym od łez głosem.
On przeszedł mimo, nawet nie spojrzawszy na nią, nie powiedziawszy ni słowa. Nagle porwał go gniew szalony, gorycz wezbrała w piersi, więc zawrócił się i stanął przed niewinną Basią ze zmienioną i pełną szyderstwa twarzą.
— Przyrzecz waćpanna Ketlingowi rękę — rzekł chrapliwie — rozkochaj go, a potem podepcz, rozedrzyj mu serce i idź do klasztoru!
— Panie Michale! — zawołała ze zdumieniem Basia.
— Wygódź sobie, zakosztuj pocałowań, a potem idź pokutować!… Bodaj was zabito!…
Tego było już Basi zanadto. Bóg jeden wiedział, ile było zaparcia się siebie w tym życzeniu, jakie Wołodyjowskiemu wypowiedziała, by Bóg odmienił Krzysine serce — i za to spotykało ją niesłuszne posądzenie, szyderstwo, obelga w chwili właśnie, w której byłaby oddała krew, by pocieszyć niewdzięcznika.
Więc wzburzyła się w niej natychmiast prędka jak płomień duszka, policzki zapałały, rozdęły się różowe nozdrza i bez chwili namysłu zawołała potrząsając płową czupryną:
— Wiedz waćpan, że dla Ketlinga nie ja idę do klasztoru!
To rzekłszy skoczyła na schody i znikła sprzed oczu rycerza.
A on stanął jak słup kamienny, potem zaczął wodzić rękoma po twarzy i przecierać sobie oczy na kształt człowieka, który się budzi ze snu.
Wtem zabiegł krwią, chwycił się za szablę i zakrzyknął strasznym głosem:
— Gorze zdrajcy!
I w kwadrans później pędził do Warszawy, aż wiatr wył mu w uszach, aż grudki ziemi leciały stadem spod kopyt jego konia.
Rozdział XIX
Ujrzeli go odjeżdżającego stolnikostwo, a także pan Zagłoba, i niepokój ogarnął wszystkie serca, więc pytali się wzajemnie oczyma, co się stało i dokąd jedzie?
— Boże wielki! — zawołała pani stolnikowa — jeszcze gdzie na Dzikie Pola ruszy i nie ujrzę go więcej w życiu!
— Albo w klasztorze za przykładem tamtej błaźnicy się zamknie! — rzekł zdesperowany pan Zagłoba.
— Tu trzeba radzić! — dodał stolnik.
Wtem otworzyły się drzwi i do pokoju wpadła jak wicher Basia, wzburzona, blada i zatkawszy oczy palcami, tupiąc zarazem na środku izby jak małe dziecko zaczęła piszczeć:
— Rety! Ratujcie! Pan Michał pojechał zabić Ketlinga! Kto w Boga wierzy, niech leci za nim hamować! Rety! Rety!…
— Co ci jest, dziewczyno? — zawołał chwytając jej ręce Zagłoba.
— Rety! Pan Michał zabije Ketlinga! Przeze mnie krew się poleje, a Krzysia umrze, wszystko przeze mnie!
— Gadaj! — krzyknął potrząsając nią Zagłoba. — Skąd wiesz? Dlaczego przez ciebie?
— Bom mu w złości powiedziała, że oni się miłują, że Krzysia dla Ketlinga idzie za kratę. Kto w Boga wierzy, niech leci, hamuje! Jedź waćpan co prędzej, jedźcie wszyscy, jedźmy wszyscy!
Pan Zagłoba, nieprzywykły czasu w takich wypadkach tracić, wypadł na podwórzec i natychmiast kazał zaprzęgać do karabona.
Pani stolnikowa chciała wypytywać Basię o zdumiewającą nowinę, ani się bowiem dotychczas domyślała jakichkolwiek między Krzysią i Ketlingiem afektów, lecz Basia wypadła za panem Zagłobą, aby nad zaprzęganiem czuwać, pomagała wyprowadzać konie, zakładać je do dyszla, na koniec zajechała na koźle z gołą głową przed ganek, na którym dwaj mężowie, już przybrani, czekali.
— Wyłaź — rzekł do niej Zagłoba.
— Nie wylazę!
— Wyłaź! Mówię ci!
— Nie wylazę! Siadajcie, macie siadać, a nie, to sama pojadę!
To mówiąc zebrała lejce, a oni widząc, że upór dziewczyny znaczną mógłby spowodować mitręgę [285] mitręga — zwłoka.
, przestali ją wzywać, by zlazła.
Tymczasem nadbiegł z biczem czeladnik, a pani stolnikowa zdołała jeszcze wynieść Basi szubkę i kołpaczek, bo dzień był chłodny.
Po czym ruszyli.
Basia pozostała na koźle; pan Zagłoba pragnąc się z nią rozmówić, wzywał ją, by się przesiadła na przednie siedzenie, ale i tego nie chciała uczynić, może ze strachu, by jej nie łajano; więc musiał wypytywać z daleka, a ona odpowiadała mu nie odwracając głowy.
— Skąd ty wiesz — rzekł — o tym, coś o tamtych dwojgu Michałowi powiedziała?
— Ja wszystko wiem!
— Czy Krzysia powiedziała ci cośkolwiek?
— Krzysia nic mi nie mówiła.
— To może Szkot?
— Nie, ale ja wiem, że on dlatego do Anglii wyjeżdża. Wszystkich wywiódł w pole prócz mnie.
— Zadziwiająca rzecz! — rzekł Zagłoba.
A Basia:
— Waćpana to robota; nie trzeba ich było ku sobie popychać.
— Cicho tam siedź i nie wtrącaj się w nie swoje rzeczy! — odparł Zagłoba, którego ubodło to najwięcej, że przy stolniku latyczowskim spotkała go ta wymówka.
Więc po chwili jeszcze dodał:
— Ja popychałem kogo! Ja raiłem? Ot, to! Lubię takie supozycje!
— Aha? Może nie? — odrzekła dziewczyna.
I dalej jechali w milczeniu.
Pan Zagłoba nie mógł jednak opędzić się myśli, że Basia ma słuszność i że wszystkiemu, co zaszło, on winien jest w znacznej części. Myśl ta gryzła go niepomału, a że i karabon trząsł przy tym okrutnie, więc stary szlachcic wpadł w jak najgorszy humor i nie szczędził sam sobie wyrzutów.
„Słuszna by była rzecz — myślał — gdyby Wołodyjowski z Ketlingiem uszy obcięli mi na współkę. Żenić kogoś wbrew woli to toż samo, co by mu kazać na koniu twarzą do ogona jeździć. Ma rację ta mucha! Jeśli się tamci pobiją, krew Ketlingowa spadnie na mnie. O, tom się na starość w praktyki wdał! Tfu, do licha! Jeszcze mnie w ostatku mało w pole nie wywiedli, bom się ledwie domyślał, czemu Ketling chce za morze, a tamta kawka do klasztoru, tymczasem hajduczek wszystko, jak się pokazuje, od dawna spenetrował…”
Tu zamyślił się pan Zagłoba, po chwili zaś mruknął:
— Szelma, nie dziewczyna! Michał od raka oczu pożyczył, żeby taką dla tamtej kukły spostponować [286] spostponować (z łac.) — zlekceważyć.
!
Tymczasem dojechali do miasta, ale tu dopiero zaczęły się trudności, bo żadne z nich nie wiedziało, ani gdzie mieszka obecnie Ketling, ani też dokąd mógł udać się Wołodyjowski, szukać zaś w takim tłumie ludzi było to szukać ziarna w korcu maku.
Naprzód więc udali się na dwór hetmana wielkiego. Tam powiedziano im, że Ketling właśnie tego ranka ma wyjechać w zamorską podróż. Wołodyjowski zaś był rozpytując się o niego, ale gdzie się udał, nikt nie wiedział. Przypuszczano, że może do chorągwi stojących w polu za miastem.
Pan Zagłoba kazał nawrócić ku obozowi, ale i tam nie można było złapać języka. Objechali jeszcze wszystkie gospody przy ulicy Długiej, byli na Pradze, wszystko na próżno.
Tymczasem zapadła noc, a że o gospodzie nie było co i myśleć, musieli wracać do domu.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Pan Wołodyjowski»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pan Wołodyjowski» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Pan Wołodyjowski» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.