Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski
Здесь есть возможность читать онлайн «Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Издательство: Fundacja Nowoczesna Polska, Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Pan Wołodyjowski
- Автор:
- Издательство:Fundacja Nowoczesna Polska
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Pan Wołodyjowski: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pan Wołodyjowski»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Pan Wołodyjowski — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pan Wołodyjowski», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Ketling wstał i wyciągnąwszy gorączkowo obie ręce ku górze, odrzekł z niezwykłą sobie gwałtownością:
— Co mi pomoże której z tych tam gwiazd pożądać? Ni ja do niej wzlecieć mogę, ni ona do mnie nie zejdzie! Gorze takim, którzy do srebrnej luny [251] luna — tu: księżyc.
wzdychają!
Lecz pan Zagłoba rozgniewał się także i sapać począł. Przez chwilę nie mógł nawet mówić i dopiero opanowawszy złość tak odparł przerywanym głosem:
— Mój kochany, nie czyńże mnie kpem i masz mi racje dawać, to dawaj jak człowiekowi, co się żywi chlebem i mięsem, nie zaś szalejem… Bo żebym ja teraz sfiksował i powiedział sobie, że moja ta czapka jest luna, której ręką nie dosięgnę, to bym z gołym łysem po mieście chodził i mróz by mnie w uszy kąsał jak pies. Ja takimi racjami nie wojuję, jeno to wiem, że ta dziewka stąd o trzy izby siedzi, że je, pije, że jak chodzi, to nogami przebierać musi; że na mróz nos jej czerwienieje, a w upał jej gorąco; że jak ją komar utnie, to ją swędzi, i że do luny w tym chyba podobna, iż brody nie ma. Ale w taki sposób, w jaki ty mówisz, można także powiedzieć, że rzepa to astrolog. Co się zaś Krzysi tyczy, jeśliś nie próbował, jeśliś nie pytał, to twoja sprawa, ale jeśliś dziewkę rozkochał, a teraz odjeżdżasz powiedziawszy sobie „luna”, to uczciwość swoją, równie jak rozum, lada strawą nakarmić możesz. Ot, w czym rzecz!
Na to Ketling:
— Nie słodko mi, ale gorzko w gębie od tej strawy, którą się karmię. Jadę, bo muszę; nie spytam, bo nie mam o co. Ale waść mnie krzywo sądzisz… Bóg widzi, jak krzywo!
— Ketling! Ja przecie wiem, żeś ty porządny człowiek, tylko tych waszych manier wyrozumieć nie mogę. Za moich czasów szło się do dziewki i mówiło się jej w oczy tym rytmem: „Chcesz, to będziem żyli w kupie, a nie, to ja cię nie kupię!” I każdy wiedział, czego się trzymać… Kto zaś był ciemięga [252] ciemięga (przestarz.) — człowiek niezdarny, niedołęga.
i sam nie śmiał gadać, to mówniejszego [253] mówny (daw.) — wygadany.
od siebie posyłał. Ofiarowałem ci się i jeszcze ofiaruję. Pójdę, przemówię, respons [254] respons (łac.) — odpowiedź.
ci odniosę, a ty wedle tego pojedziesz albo zostaniesz…
— Pojadę! Nie może inaczej być i nie będzie!
— To wrócisz.
— Nie! Uczyńże mi waćpan łaskę i nie mówmy o tym więcej. Chcesz waćpan rozpytać dla własnej ciekawości, dobrze, ale nie w moim imieniu…
— Dla Boga! Chyba żeś już pytał?
— Nie mówmy o tym! Uczyń mi waćpan tę łaskę!
— Dobrze, mówmy o aurze… Niechże was piorun zatrzaśnie razem z waszymi manierami! Tak, ty musisz jechać, a ja kląć!
— Żegnam waćpana.
— Czekaj, czekaj! Zaraz mnie cholera minie! Mój Ketling! czekaj, bo miałem z tobą pomówić. Kiedy jedziesz?…
— Jak tylko sprawy załatwię. Chciałbym się z Kurlandii ćwierci dzierżawnej doczekać, a dworek ten, w którym mieszkaliśmy, sprzedałbym chętnie, gdyby się kto ochotny do kupna trafił.
— Niech Makowiecki kupuje albo Michał! Na Boga! Przecie bez pożegnania się z Michałem nie wyjedziesz?
— Rad bym go z duszy pożegnał!
— Lada moment będzie! Lada moment! Może on cię do Krzysi namówi…
Tu urwał pan Zagłoba, bo go nagle ogarnął jakiś niepokój.
„Przysługiwałem się Michałowi w dobrej chęci — pomyślał — ale diablo wbrew jego chęci; miałaby zaś discordia [255] discordia (z łac.) — niezgoda.
z tego pomiędzy nim a Ketlingiem wyniknąć, to niech sobie Ketling lepiej jedzie…”
Tu pan Zagłoba począł pocierać ręką łysinę, wreszcie rzekł:
— Mówi się to i owo ze szczerej życzliwości ku tobie. Takem cię pokochał, że rad bym cię wszelkimi sposobami zatrzymał, więc ci Krzysię jako słoninkę nastawiłem… Ale to jeno z życzliwości… Cóż mnie staremu do tego!… Naprawdę to jeno życzliwość… nic więcej. Jać przecie swatami się nie trudnię, bo gdybym chciał swatać, to bym był siebie wyswatał… Daj, Ketling, pyska… a nie gniewaj się…
Ketling wziął w objęcia pana Zagłobę, który rozczulił się istotnie i zaraz gąsiorek kazał podać mówiąc:
— Już też z okazji tego odjazdu co dzień taki jeden wypijem.
I wypili, po czym Ketling pożegnał się i odszedł. Wino tymczasem podniosło fantazję w panu Zagłobie; począł bardzo tęgo rozmyślać o Basi, o Krzysi, o Wołodyjowskim i o Ketlingu; począł łączyć ich w pary, błogosławić, wreszcie zatęsknił do dziewczyn i rzekł sobie:
— Ano, pójdę zobaczyć te kozy…
Panny siedziały w izbie po drugiej stronie sieni i szyły. Pan Zagłoba powitawszy je jął chodzić po izbie wlokąc za sobą nieco nogi, bo mu już, zwłaszcza po winie, nie służyły jak dawniej. Chodząc spoglądał na dziewczyny, które siedziały bliziutko jedna drugiej, tak że jasna główka Basi prawie wspierała się o ciemną Krzysiną. Basia wodziła za nim oczyma, a Krzysia wyszywała tak pilnie, że ledwie można było uchwycić okiem migotanie jej igły.
— Hum! — ozwał się Zagłoba.
— Hum! — powtórzyła Basia.
— Nie przedrzeźniaj mnie, bom gniewny!
— Pewnie szyję utnie! — zawołała udając przestrach Basia.
— Kołat! Kołat! Kołatko! Język ci uciąć! Ot, co!
To rzekłszy pan Zagłoba zbliżył się tuż do panienek i wziąwszy się nagle w boki, spytał bez żadnego wstępu:
— Chcesz Ketlinga za męża?
— I takich pięciu! — ozwała się zaraz Basia.
— Cicho bądź, mucho, nie do ciebie mówię! Krzysiu, do ciebie mowa. Chcesz Ketlinga za męża?
Krzysia przybladła nieco, chociaż z początku sądziła, że pan Zagłoba Basię, nie ją zapytuje; za czym podniosła na starego szlachcica swoje śliczne ciemnoniebieskie oczy.
— Nie! —odrzekła spokojnie.
— Ano, proszę! Nie! Przynajmniej krótko! Proszę, proszę! I czemuż to waćpanna jego z łaski swojej nie chcesz?
— Bo ja nikogo nie chcę.
— Krzychna! Powiedz to komu innemu! — wtrąciła Basia.
— Cóż to stan małżeński w taką abominację [256] abominacja (z łac.) — obrzydzenie, wstręt.
podało? — pytał dalej pan Zagłoba.
— To nie abominacja, jeno mam do zakonu wolę — odrzekła Krzysia.
Była w jej głosie taka powaga i taki smutek, że i Basia, i pan Zagłoba na chwilę nawet nie przypuścili, że to żarty. Zdumienie tylko ogarnęło oboje tak wielkie, że poczęli spoglądać to na siebie, to na Krzysię, jak błędni.
— Hę? — rzekł pierwszy Zagłoba.
— Mam wolę do zakonu! — powtórzyła ze słodyczą Krzysia.
Basia spojrzała na nią raz i drugi, nagle zarzuciwszy jej ręce na szyję przytuliła swoje różane usta do jej policzka i poczęła mówić prędko:
— Krzysiu, bo beknę [257] beknąć — tu: zapłakać; por: beczeć.
! Powiedz zaraz, że jeno na wiatr tak mówisz, bo beknę, jak Bóg na niebie, beknę!
Rozdział XVII
Po widzeniu się z Zagłobą Ketling był jeszcze u pani Makowieckiej, której oświadczył, że dla pilnych spraw musi pozostać w mieście, a może i wyjechać jeszcze przed główną podróżą na kilka tygodni do Kurlandii, że zatem nie będzie mógł podejmować pani stolnikowej nadal osobiście w swym wiejskim dworku. Jednakże błagał ją, by ów dworek chciała, jak i dotąd, uważać za swoją rezydencję i wraz z mężem i panem Michałem w nim w czasie bliskiej już elekcji zamieszkać. Pani Makowiecka zgodziła się, ponieważ w przeciwnym razie dworek stałby pustką i nikomu by pożytku nie przyniósł.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Pan Wołodyjowski»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pan Wołodyjowski» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Pan Wołodyjowski» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.