Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski
Здесь есть возможность читать онлайн «Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Издательство: Fundacja Nowoczesna Polska, Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Pan Wołodyjowski
- Автор:
- Издательство:Fundacja Nowoczesna Polska
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Pan Wołodyjowski: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pan Wołodyjowski»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Pan Wołodyjowski — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pan Wołodyjowski», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
Wierzcie, rycerze,
Na nic pancerze,
Na nic się tarcze zdały!
Przez stal, żelazo
W serce się wrażą
Kupida ostre strzały!
— Taką ona bronią władnie [113] władnie — dziś popr.: włada.
, nie bójcie się! — dodała zwracając się do Wołodyjowskiego i Zagłoby. — Szermierz też z niej nie lada!
— Wychodź waćpanna! — rzekł pan Michał chcąc ukryć lekkie pomieszanie.
— Ej, Boże! Żeby się pokazało, co ja myślę! — zawołała Basia rumieniąc się z radości.
I stanęła zaraz w pozycji mając lekką polską szabelkę w prawicy, lewą zaś rękę zasunęła za plecy i z wysuniętą piersią naprzód, z podniesioną głową i rozdętymi chrapkami była tak ładna i tak różowa, że Zagłoba szepnął do pani stolnikowej:
— Żaden gąsiorek, choćby ze stuletnim węgrzynem, nie udelektowałby mnie tak swym widokiem!
— Uważ waćpanna — rzekł Wołodyjowski — ja się tylko będę bronił, ni razu nie przytnę, a waćpanna atakuj, jak się jej żywnie podoba.
— Dobrze. Kiedy zaś waćpan będziesz chciał, żebym przestała, to mi słowo rzeknij.
— Mogłoby się i tak skończyć, kiedy bym tylko zechciał!…
— A to jakim sposobem?
— Bo takiemu szermierzykowi łatwie bym szabelkę z rąk wytrącić zdołał.
— Zobaczymy!
— Nie zobaczymy, bo tego przez politykę nie uczynię.
— Nie trzeba tu żadnej polityki. Uczyń to waść, jeśli zdołasz. Wiem, że mniej umiem od waćpana, ale tego przecie sobie nie dam uczynić!
— Więc waćpanna pozwalasz?
— Pozwalam!
— Dajże spokój, hajduczku najsłodszy — rzekł Zagłoba. — On to z największymi mistrzami czynił.
— Zobaczymy! — powtórzyła Basia.
— Zaczynajmy! — rzekł Wołodyjowski, nieco zniecierpliwiony przechwałkami dziewczyny.
Zaczęli.
Basia przycięła okrutnie, skacząc przy tym jak konik polny.
Wołodyjowski zaś stał w miejscu, czyniąc, wedle swego zwyczaju, malusieńkie ruchy szablą i nie bardzo nawet zważając na atak.
— A waćpan to się ode mnie jak od uprzykrzonej muchy oganiasz! — zawołała podrażniona Basia.
— Jaż się z waćpanną nie próbuję, jeno ją uczę! — odparł mały rycerz. — Dobrze tak! Jak na białogłowę, wcale nieźle! Spokojniej z dłonią!
— Jak na białogłowę? Masz waćpan za białogłowę! Masz! Masz!
Ale pan Michał, lubo Basia zażyła swych cięć najznamienitszych, nic nie miał. Owszem, umyślnie począł rozmawiać z Zagłobą, aby okazać, jak mało dba o Basine ciosy.
— Odstąp waćpan od okna, bo pannie ciemno, a choć szabla większa od igły, za to ma panna mniej eksperiencji [114] eksperiencja (z łac.) — doświadczenie.
do szabli niż do igły.
Chrapki Basi rozdęły się jeszcze więcej, a czupryna spadła całkiem na błyszczące oczka.
— Waćpan mnie lekceważysz? — spytała dysząc mocno.
— Nie osobę, broń Boże!
— Nie cierpię pana Michała!
— Masz, bakałarzu, za twą naukę! — odpowiedział mały rycerz.
Po czym znów do Zagłoby:
— Dalibóg, że śnieg zaczyna padać.
— Ot, śnieg! Śnieg! Śnieg! — powtarzała przycinając Baśka.
— Baśka, dosyć! Ledwie już dyszysz! — wtrąciła pani stolnikowa.
— No, trzymaj waćpanna szablę, bo wytrącę!
— Zobaczymy!
— A ot!
I szabelka, wyfrunąwszy jako ptak z rąk Basi, upadła z brzękiem aż koło pieca.
— To ja sama! Niechcący! To nie waćpan! — wołała ze łzami w głosie panienka i chwyciwszy w mig szabelkę, znowu przycięła.
— Spróbuj waćpan teraz…
— A ot! — powtórzył pan Michał.
I szabelka znów się znalazła pod piecem.
Pan Michał zaś rzekł:
— Na dzisiaj dość!
Pani stolnikowa poczęła drgać i piszczeć głośniej jak zwykle, Basia zaś stała na środku izby, zmieszana, odurzona, dysząc mocno, gryząc wargi i tłumiąc łzy, które przemocą cisnęły się jej do oczu. Wiedziała, że tym bardziej będą się śmieli, jeżeli wybuchnie płaczem, i koniecznie chciała się wstrzymać, ale widząc, że nie zdoła, wypadła nagle z izby.
— Dla Boga! — zawołała pani stolnikowa. — Pewnie do stajni uciekła, a taka zgrzana… jeszcze ją zamróz chyci [115] chycić (gw.) — chwycić.
. Trzeba chyba pójść za nią! Krzysiu, nie wychodź!
To rzekłszy wyszła i porwawszy ciepłą jubkę [116] jubka a. jupka — ubiór charakterystyczny zwł. dla XVII–XVIII w.; kobiece okrycie wierzchnie; kaftanik na ciepłej podszewce, często podszyty futrem, rozkloszowany na plecach, z rękawami do łokcia.
w sieni, biegła z nią do stajni, a za nią biegł Zagłoba, niespokojny o swego hajduczka.
Chciała wybiec i Drohojowska, lecz mały rycerz chwycił ją za rękę.
— Słyszałaś waćpanna zakaz? Nie puszczę tej ręki, póki nie wrócą.
I rzeczywiście nie puszczał. A była to ręka jakoby atłasowa, miękka; panu Michałowi wydało się, że jakiś strumień ciepły przepływa z tych cienkich palców w jego kości, sprawując w nich lubość niezwykłą, więc trzymał je coraz mocniej.
Lekkie rumieńce przeleciały przez smagławą twarz Krzysi.
— Tom, widzę, branka w jasyr wzięta! — rzekła.
— Kto by taki jasyr wziął, sułtanowi nie miałby czego zazdrościć, któren i sułtan pół państwa swojego chętnie by za taką oddał.
— Aleby mnie waćpan przecie poganom nie sprzedał!
— Jakobym i duszy diabłu nie sprzedał!
Tu pomiarkował pan Michał, że chwilowy zapał zbyt daleko go unosi, i poprawił:
— Jakobym i siostry nie sprzedał!
A Drohojowska odrzekła poważnie:
— Toś waćpan utrafił. Siostrą afektem jestem dla pani stolnikowej, będę i waćpanową.
— Dziękuję z serca — rzekł pan Michał całując jej rękę — bo mi okrutnie pociechy potrzeba.
— Wiem, wiem! — powtórzyła panienka — jam też sierota!
Tu mała łezka stoczyła się jej z powieki i osiadła na owym puszku nad ustami.
A Wołodyjowski patrzył na łezkę, na usta lekko ocienione, wreszcie rzekł:
— Takaś waćpanna dobra jako właśnie anioł! Już mi ulżyło!
Krzysia uśmiechnęła się słodko.
— Daj Boże waćpanu!
— Jak mi Bóg miły!
Czuł przy tym mały rycerz, że gdyby powtórnie pocałował ją w rękę, to by mu jeszcze bardziej ulżyło. Ale w tej chwili weszła pani Makowiecka.
— Baśka jubkę wzięła — rzekła — ale w takiej jest konfuzji, że za nic nie chce przyjść. Pan Zagłoba ugania się za nią po całej stajni.
Jakoż Zagłoba, nie szczędząc pociech i perswazyj, nie tylko się uganiał za Baśką po całej stajni, ale wyparł ją wreszcie na dwór w tej nadziei, że ją prędzej do ciepłej izby namówi.
Ona umykała przed nim powtarzając: — Otóż nie pójdę! Niech mnie zamróz chyci! Nie pójdę! nie pójdę!… — Na koniec dostrzegłszy już przy domu słup ze szczeblami, a na nim drabinę, skoczyła na nią jak wiewiórka i oparła się dopiero na skraju dachu. Tam siadłszy zwróciła się ku panu Zagłobie i na wpół już ze śmiechem zawołała:
— Dobrze, pójdę, jeśli waćpan wleziesz tu po mnie!
— A cóż to ja koczur jestem, hajduczku, żebym za tobą po dachach łaził? Tak to mi płacisz za to, że cię kocham?
— I ja waćpana kocham, ale z dachu!
— Dziad swoje — baba swoje! Złaź mi tu zaraz!
— Nie zlazę [117] nie zlazę (reg.) — dziś popr.: nie zlezę.
!
— Śmiech, jak mi Bóg miły, żeby do serca tak brać konfuzję! Nie tobie, łasico utrapiona, ale Kmicicowi, któren za mistrza nad mistrze uchodził, Wołodyjowski to samo uczynił — i nie na żarty, lecz w pojedynku. Jemu najznamienitsi szermierze włoscy, niemieccy i szwedzcy nie dłużej jak przez jeden pacierz mogli dać opór, a tu jeden bąk taki do serca bierze przeprawę. Fe! Wstydź się! Złaź, złaź! Przecie ty się dopiero uczysz!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Pan Wołodyjowski»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pan Wołodyjowski» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Pan Wołodyjowski» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.