Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski
Здесь есть возможность читать онлайн «Henryk Sienkiewicz - Pan Wołodyjowski» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Издательство: Fundacja Nowoczesna Polska, Жанр: Историческая проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Pan Wołodyjowski
- Автор:
- Издательство:Fundacja Nowoczesna Polska
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:3 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 60
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Pan Wołodyjowski: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Pan Wołodyjowski»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Pan Wołodyjowski — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Pan Wołodyjowski», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
— Za osobliwe dobrodziejstwa i szczególniejszą protekcję, jakąm ja od Pana Boga Najwyższego i Syna Jego Jedynego otrzymał, do również szczególniejszej poczuwając się wdzięczności, ślubuję i poprzysięgam, iż jako On i Syn Jego mnie wspomogli, tako i ja do ostatniego tchu Krzyża świętego będę bronił. A mając komendę starego zamku sobie powierzoną, pókim żyw i rękoma a kolanami ruchać [537] ruchać (daw.) — ruszać.
mogąc, pogańskiego nieprzyjaciela w sprosności żyjącego do zamku nie puszczę ni z murów nie ustąpię, ni szmaty białej nie zatknę, choćby mi też pod gruzami pogrześć [538] pogrześć (daw.) — pogrzebać.
się przyszło… Tak mi dopomóż Bóg i święty Krzyż — Amen!
Cisza uroczysta nastała w kościele, po czym dał się słyszeć głos Ketlinga:
— Ślubuję — rzekł ów — za szczególne dobrodziejstwa, których w tej ojczyźnie doznałem, do ostatniej kropli krwie zamku bronić i pierwej się pod gruzami jego pogrześć, zanim by noga nieprzyjacielska miała w jego mury wstąpić. A jako ze szczerego serca i szczerej wdzięczności przysięgę ową składam, tako mi dopomóż Bóg i święty Krzyż — Amen!
Tu ksiądz biskup pochylił monstrancję i dał ją do ucałowania naprzód panu Wołodyjowskiemu, potem Ketlingowi. Na ów widok liczni rycerze uczynili gwar w kościele. Rozległy się głosy:
— Wszyscy przysięgamy! Jeden na drugim polegniem! Nie upadnie ta twierdza! Przysięgamy! Przysięgamy! Amen! Amen! Amen!
Szable i rapiery wyszły ze zgrzytem z pochew i w kościele uczyniło się jasno od stali. Blask ów rozświecił groźne twarze, rozpalone oczy i zapał wielki, niewypowiedziany ogarnął szlachtę, żołnierzy, lud.
Wtem uderzono we wszystkie dzwony, huknął organ, ksiądz biskup zaintonował: Sub Tuum praesidium [539] Sub Tuum praesidium (łac.) — Pod Twoją obronę; daw. pieśń kościelna.
— sto głosów zabrzmiało mu w odpowiedzi — i tak modlono się za twierdzę, która była strażnicą chrześcijaństwa i kluczem Rzeczypospolitej.
Po ukończonym nabożeństwie Ketling z Wołodyjowskim wyszli z kościoła trzymając się pod ręce. Żegnano i błogosławiono ich po drodze, bo nikt nie wątpił, że pierwej polegną, nim zamek oddadzą. Ale nie śmierć, jeno zwycięstwo i sława zdawały się nad nimi unosić — i prawdopodobnie wśród tych wszystkich tłumów oni jedni tylko wiedzieli, jak straszną związali się przysięgą. Może także przeczuwały zagładę, jaka zawisła nad ich głowami, dwa kochające niewieście serca, bo ni Basia, ni Krzysia nie mogły się uspokoić, a gdy wreszcie Wołodyjowski znalazł się w klasztorze przy żonie, ta, zanosząc się i łkając jak małe dziecko, przytuliła się do jego piersi i tak rzekła przerywanym głosem:
— Pamiętaj… Michałku, że… broń Boże na ciebie nieszczęścia… ja… ja… nie wiem… co… się… ze mną… stanie!…
I poczęła, się trząść z uniesienia; mały rycerz wzruszon był także bardzo. Żółte jego wąsiki wysuwały się i cofały przez chwilę, wreszcie rzekł:
— Ano, Baśka… trzeba było, no!…
— Wolałabym umrzeć! — rzekła Basia.
Usłyszawszy to mały rycerz począł jeszcze prędzej wąsikami ruszać i powtórzywszy kilkakrotnie: „Cicho, Baśka!… cicho!” — tak wreszcie ozwał się dla uspokojenia kochanej nad wszystko niewiasty:
— A pamiętasz, jak mi cię Pan Bóg wrócił, com powiedział? Powiedziałem tak: „Na jaką mnie, Panie Boże, kontentację [540] kontentacja (z łac.) — zadościuczynienie.
stać, taką ci obiecuję. Po wojnie, jeśli ostanę żyw, kaplicę będę erygował [541] erygować (z łac.) — wznosić.
, ale czasu wojny muszę czegoś znacznego dokazać, aby cię niewdzięcznością nie nakarmić!” Co tam zamek! Mało i tego za takowe dobrodziejstwo! Przyszła pora! Zali godzi się, aby Zbawiciel powiedział sobie: „Obiecanka cacanka”? Niechby mnie wprzód kamienie zamkowe potłukły, nim bym miał kawalerski parol [542] parol (z fr.) — słowo honoru.
Bogu dany złamać! Trzeba, Baśka! — i cała rzecz!… Bogu, Baśka, ufajmy!…
Rozdział LI
Tegoż dnia jeszcze pan Wołodyjowski wyjechał z chorągwiami na pomoc młodemu panu Wasilkowskiemu, który ku Hryńczukowi skoczył, bo przyszła wieść, iż tam Tatarowie wpadli torhakiem, ludzi krępując, bydło biorąc, ale wsi dla niepoznaki nie paląc. Pan Wasilkowski wnet ich rozgromił, jasyr odebrał i jeńców wziął. Tych pan Wołodyjowski do Żwańca powiódł poleciwszy panu Makowieckiemu na pytki ich wziąć i zeznania ich rządnie spisać, tak aby hetmanowi i królowi mogły być odesłane. Tatarzy zeznali, iż z rozkazania perkułabskiego granicę przeszli mając sobie dodanego w pomoc rotmistrza Styngana z Wołoszą. Natomiast, lubo przypiekani, nie umieli powiedzieć, jak daleko mógł znajdować się w tej chwili cesarz turecki z całą potęgą, gdyż idąc niesfornymi kupami przodkiem, nie utrzymywali z całym obozem związku.
Wszyscy jednak zgodnie zeznali, że cesarz potęgę poruszył, że do Rzeczypospolitej ciągnie i prawdopodobnie wkrótce stanie już pod Chocimiem. Nie było w tych zeznaniach nic nowego dla przyszłych obrońców Kamieńca, ponieważ jednak w Warszawie, na dworze królewskim, jeszcze nie wierzono w wojnę, przeto postanowił pan podkomorzy podolski wyprawić jeńców wraz z ich nowinami do Warszawy.
Podjazdy wróciły zadowolone z pierwszej ekspedycji. Tymczasem wieczorem przybył do Wołodyjowskiego sekretarz jego pobratymca, Habareskula, starszego perkułaba chocimskiego. Nie przywiózł on żadnego listu, bo perkułab bał się pisać, natomiast polecił powiedzieć ustnie swemu pobratymcowi Wołodyjowskiemu, „źrenicy oka” i „kochaniu serca”, aby się na baczności miał i jeśli Kamieniec nie ma dość wojsk do obrony, by pod jakimkolwiek pozorem miasto opuścił, bo cesarz już drugiego dnia w Chocimiu z całą potęgą spodziewan.
Wołodyjowski kazał podziękować perkułabowi i nagrodziwszy sekretarza wysłał go z powrotem, sam zaś zawiadomił natychmiast komendantów o zbliżającym się niebezpieczeństwie.
Wieść, lubo spodziewano się jej każdej godziny, wielkie uczyniła wrażenie. Zdwojono gorliwość przy robotach miejskich, pan Hieronim Lanckoroński zaś ruszył bez chwili zwłoki do swojego Żwańca, by stamtąd na Chocim mieć oko.
Czas jakiś upłynął na oczekiwaniu, na koniec w Porcjunkułę 2 sierpnia sułtan stanął pod Chocimiem. Rozlały się pułki jako morze bezbrzeżne – i na widok ostatniego grodu leżącego w granicach władzy padyszacha okrzyk: „Allach! Allach!”, wyrwał się z setek tysięcy gardzieli. Po drugiej stronie Dniestru leżała bezbronna Rzeczpospolita, którą te niezmierne wojska miały zalać jak powódź lub pożreć jak płomień.Tłumy wojowników, nie mogąc się pomieścić w grodzie, rozłożyły się na polach, na tych samych, gdzie kilkadziesiąt lat temu równie liczną armię proroka rozgromiły polskie szable.
Teraz zdawało się, że nadszedł czas zemsty, i nikt w tych dzikich zastępach, począwszy od sułtana, skończywszy na ciurze obozowym, nie przeczuwał, że te pola po dwakroć będą dla półksiężyca złowrogie. Nadzieja, ba, nawet pewność zwycięstwa ożywiała wszystkie serca. Janczarowie i spahisowie, tłumy pospolitego ruszenia z Bałkanów, z gór Rodopu, z Rumelii, z Pelionu i Ossy, z Karmelu i Libanu, z pustyń arabskich, znad brzegów Tygru, z nizin nilowych i spiekłych piasków afrykańskich, wydając dzikie okrzyki domagały się, by ich natychmiast na „niewierny brzeg” prowadzić. Lecz tymczasem muezinowie z chocimskich minaretów poczęli wołać na modlitwę, więc uciszyło się wszystko. Morze głów w zawojach, kapuzach, fezach, burnusach, kefiach i stalowych hełmach pochyliło się ku ziemi i przez pola poszedł głuchy pomruk modlitwy, na kształt brzęczenia niezmiernego roju pszczół — i porwany przez powiew, leciał za Dniestr ku Rzeczypospolitej.
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Pan Wołodyjowski»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Pan Wołodyjowski» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Pan Wołodyjowski» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.