– Przepraszam, czasu nie mam.
On zbliżył się do niej i w samą twarz jej patrząc, słodko mówić zaczął:
– Ale pocóż tak się śpieszyć? Dlaczego nie posiedzieć, nie odpocząć, nie pogawędzić trochę? Szkoda takich oczek dla wiecznej pracy! Szkoda takich rączek…
– Niech pan będzie łaskaw odda mi moją należność, bo do domu śpieszyć muszę! – przerwała głosem daleko silniejszym i bardziej stanowczym niż wprzódy, bo gniew już wzbierać w niej zaczął.
– A jakże! a naturalnie! Natychmiast! za chwilkę, za chwileczkę! – z nieporównaną galanteryą wykrzyknął grzeczny i woniejący jegomość, przyczem kilku podskokami przeniósł się do przyległego pokoju, z którego mniej niż w minutę powrócił. W ręce ociągniętej glansowaną rękawiczką, niósł parę barwnych papierków, które podał jej z tą samą zawsze grzecznością, a jednocześnie ręką bez rękawiczki jej rękę ujął.
– Widzi pani, jak akuratny jestem! Ale co mnie za to? Co mnie będzie za to?
– Jakto! Za co? – zawołała, wyrywając rękę i ze stalowym błyskiem oczu uczyniła poruszenie ku drzwiom.
Ale teraz ręka w rękawiczce znalazła się tak blisko jej kibici, że przez futro dotknięcie jej uczuła, a ręka bez rękawiczki przyciągnąć ją usiłowała ku tużurkowi, bijącemu wonią perfum, i olśniewającemu białością sztywnemu przodowi koszuli. Prędzej, niż się to da wypowiedzieć, rumiany, tłusty policzek, tuż przy swojej twarzy, a mięsiste, wilgotne wargi przy swoich ustach uczuła.
– A toż co? Jak pan śmiesz! – krzyknęła, i nie powiedziała więcej nic, tylko po pokoju rozległ się suchy trzask, od uderzenia w policzek pochodzący. Ręka, która dźwięk ten wywołała, małą była, ale ogromnym gniewem uniesioną, więc dźwięk był silny, usłyszał go za niezupełnie zamkniętemi drzwiami przedpokoju Ignaś, i tak rozweselonym się uczuł, że aż na ziemi przysiadł, obie ręce do ust przycisnął, i chichocząc z szeroko wytrzeszczonemi oczyma, szeptał:
– A to, to, to! Chi, chi, chi, chi! A to, to, to! Człowiek pęknie chyba od śmiechu! Chi, chi, chi! A to, to, to!
Skromny ten poklask, czynowi Jadwigi udzielony, nie pocieszył jej wcale, nie słyszała go nawet, jak i następnie głosu lokajczyka, który na wschody za nią wybiegłszy, wołał:
– Kosz odniosę! Niech panienka będzie spokojna! Moja złota panienko, jutro odniosę, z pewnością nie zapomnę.
Jak wiatr, jak huragan ze wschodów zleciała i wybiegła na ulicę. Nie było w niej ani jednego najcieńszego muskułu, ani jednego najgrubszego nerwu, któryby nie drżał z gniewu i rozżalenia. Biegła, a z nią razem w uszach jej szumiąc i w piersi kołacąc, biegł rój czarnych myśli. Jak on śmiał tak jej ubliżyć! Za kogoż ją brał? Kimże była, aby pierwszy lepszy próbował obejmować ją i całować? Dobrze trafił! jak raz ona to do rozrzucania całusów po świecie usposobiona! Gdyby nie była tak ubogą i samotną, nikt nie ośmieliłby się z nią tak postąpić. Gdzież są bracia jej, którzyby powinni od podobnych obelg osłaniać ją i bronić? Dlaczego przed tą, której tylko co doznała, nie osłoniła jej matka? A mogła to uczynić! bo przeczuwając w tym panu coś niedobrego, prosiła przecież wczoraj, aby ją matka w odniesieniu roboty do jego mieszkania wyręczyła. I jakąż otrzymała odpowiedź?
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.