– Ślicznie mi wyglądasz dziś, moja królowo – odezwała się do Dżemmy – choć ty zawsze jesteś tak piękna!
– A wy, tak łaskawi! – szepnęła kwaśno Włoszka.
Nie wiodło się z rozmową. Ochmistrzyni wspomniała o kilku dnia tego wypadkach, o tem co królowa rozkazała, co na jutro się gotowało, o pannach wyznaczonych na służbę… Dżemma milczała główką potrząsając.
Tymczasem zwolna, jakby od niechcenia Zamechska poczęła z bocznej dobywać kieszeni pudełeczko, które uwagę Dżemmy zwróciło na siebie.
– Ty co piękną będąc lubisz i umiesz cenić wszystko co piękne – poczęła zwolna ochmistrzyni – powinnaś zobaczyć to cacko… Właściwie zaszłam do ciebie tylko, aby ci je pokazać. Co też ty powiesz na nie?
I zwolna otworzywszy pudełko, Zamechska na kolanach Dżemmy położyła ową spinkę z rubinem, którą Dudycz jej wręczył.
Włoszka nic się pewnie tak nadzwyczaj pięknego nie spodziewała, zwróciła oczy obojętnie, lecz po chwili uchwyciła pudełeczko i wpatrzyła się zachwycona w maleńkie arcydzieło. Klejnot ten na chwilkę ją rozchmurzył.
– Prześliczna! – zawołała, kładnąc na kolanach pudełko.
– A! ja się na tem nie znam tak jak wy – odparła ochmistrzyni – ale i mnie się zdawało, że to klejnot godzien królowej.
– I zapewne należy też do najjaśniejszej pani – przerwała Dżemma.
Zamechska głową potrząsnęła.
– A czyjeż to jest? – spytała ciekawie.
Uśmiech jakiś niewytłómaczony dla Włoszki, przebiegł po szerokich wargach Zamechskiej.
– To moja tajemnica – rzekła – ale że u mnie nie ma gdzie nawet schować tak drogich rzeczy, tymczasem zostawię spinkę u ciebie. Będziesz mogła przypatrzeć się jej i nacieszyć.
Wejrzenia ich spotkały się, podziwienie odmalowało na twarzyczce Dżemmy. – Milczała.
– Co to ma znaczyć? – zapytała.
Namyślała się Zamechska z odpowiedzią dość długo.
– Hm – rzekła – toby mogło znaczyć, że ktoś się w tobie kocha gorąco, szalenie i radby bóstwo swoje przystroił, ale się lęka przystąpić do niego.
Dżemma natychmiast pochwyciła pudełko, zamknęła je i milcząc położyła na rękach ochmistrzyni.
– Ja podarków nie przyjmuję – rzekła sucho.
– Nawet gdy za nie dziękować nie trzeba? – dodała uśmiechając się Zamechska – możesz nawet nie pytać kto ci to przesyła.
– Nie jestem ciekawa – odezwała się Dżemma.
Pudełeczko leżało zamknięte, stara jejmość otworzyła je znowu, wyjęła spinkę i podnosząc ją w palcach przeciwko światłu, całą jej piękność starała się ukazać. Zwolna oczy Dżemmy spuszczone, zwróciły się na prześliczne cacko i spoczęły na niem długo.
– Bądź co bądź – mówiła Zamechska składając nazad spinkę na atlasowe posłanie – będę cię prosiła, piękna Dżemmo, abym spinkę mogła przynajmniej zostawić u ciebie. U mnie tyle się ciekawych dziewcząt kręci, a ja tak zapominam zamykać, otwieram tak często…
Dżemma nie mówiła nic, ale usta się jej skrzywiły dumnie.
– Królewski podarek – szepnęła ochmistrzyni, i wstawszy z krzesła położyła pudełko na stole obok różańca.
Oczy Włoszki szły za nią, nie zaprotestowała przeciwko temu. Starej zdawało się, że o ile mogła i umiała, spełniła co jej zlecono. Nie obiecywała więcej. Klejnot miał w rękach Dżemmy pozostać i czarowna jego siła powoli działać na kobietę, dla której był przeznaczony.
Uśmiechem i poruszeniem głowy pożegnawszy siedzącą, zadumaną Włoszkę, Zamechska z pośpiechem, nie dając jej czasu na odpowiedź, wyniosła się za drzwi.
Zaledwie się one za nią zamknęły, gdy Dżemma wstała ze swego w oknie siedzenia. Zbliżyła się żywo do stolika, pochwyciła pozostawione pudełko, dobyła z niego spinkę i powróciła z nią do okna.
Teraz dopiero mogła się przypatrzeć ze wszelkiemi szczegółami temu arcydziełu nie złotnika ale rzeźbiarza, który maleńkim figurkom taki wdzięk i takie umiał nadać życie. Zapomniała pewnie o pochodzeniu tego tajemniczego podarku, cała była przejęta zachwytem. Spinka wydawała się jej niezrównanej piękności.
Po długiem obracaniu jej na wszystkie strony, szła już złożyć do pudełka z westchnieniem, gdy w otwartych nagle drzwiach ukazał się powracający z przejażdżki Zygmunt August, w czarnych włoskiego kroju sukniach, w płaszczyku na ramionach… piękny a tak królewsko wyglądający, iż w nim każdy musiał domyślać się pana.
Nim miała czas schować spinkę Dżemma, król młody już ją zobaczył. Był on miłośnikiem wielkim drogich kamieni i wytwornych, kunsztownych robót złotniczych, których później ogromne po nim zostały zbiory.
Widok klejnotu, w ręku tej której on tylko teraz miał prawo przynosić podarki, zdumiał go i zaciekawił. Postąpił żywo i pochwycił spinkę, a uśmiech po ustach mu przeleciał.
– Nieprawdaż? cudnie piękna! – zawołał. – Znam ją, bo mi przynoszono na sprzedaż, ale była za droga, a ja bez pieniędzy. Więc dobra matka moja kupiła, aby kochaną Dżemmę w nią ustroić. O! jakże wdzięczen jestem…
Włoszka się zarumieniła mocno, lecz nie śmiała czy obawiała się zaprzeczyć od razu… milczała. August trzymał w ręku spinkę i oczy mu się do niej śmiały.
– O! ci Włosi – zawołał – ci Włosi… co są za kunsztmistrze; żaden naród w świecie nie pochlubi się takiemi jak oni malarzami, rzeźbiarzami, rękodzielnikami. Ani Francuzi, którzy piękne też robią cacka, ani Hiszpanie, których broń bywa cudną, walczyć z Włochami nie mogą.
Конец ознакомительного фрагмента.
Текст предоставлен ООО «ЛитРес».
Прочитайте эту книгу целиком, на ЛитРес.
Безопасно оплатить книгу можно банковской картой Visa, MasterCard, Maestro, со счета мобильного телефона, с платежного терминала, в салоне МТС или Связной, через PayPal, WebMoney, Яндекс.Деньги, QIWI Кошелек, бонусными картами или другим удобным Вам способом.
senectus ipsa est morbus (łac.) – sama starość chorobą (Terencjusz, Phormio , akt IV, scena I). [przypis edytorski]