Józef Kraszewski - Waligóra

Здесь есть возможность читать онлайн «Józef Kraszewski - Waligóra» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: foreign_prose, foreign_antique, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Waligóra: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Waligóra»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Przenosimy się do roku 1226 i 1227, gdzie spotykamy dwa skonfliktowane rody – Odrowążów i Gryfitów. Tytułowy bohater, Waligóra, jest przedstawicielem tego pierwszego i bratem biskupa krakowskiego, Iwona Odrowąża. Przedstawicielem rodu Gryfitów jest Jaszko, wichrzyciel i spiskowiec.Śledzimy ich wędrówki po kraju i poznajemy Polskę okresu rozbicia dzielnicowego – bywamy w dworkach książęcych, siedzibach możnowładców, gospodach i salach sądowych, a ostatecznie jesteśmy świadkami pogłębienia się kryzysu w kraju podczas zjazdu książąt w Gąsowie.Waligóra to kolejna powieść Józefa Ignacego Kraszewskiego wchodząca w skład cyklu historycznego Dzieje Polski. Autor ponownie przedstawił nam galerię interesujących postaci, wielką politykę i wątki miłosne.

Waligóra — читать онлайн ознакомительный отрывок

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Waligóra», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

– Ręki wam trzeba… ha! już ona nie ta co dąbczaki z korzeniem rwała z ziemi – nie ta!

– I pięśćby się przydała może, – odparł Biskup, – więcej serce.

– A i ono zamarło i zamarzło! – westchnął Waligóra – co wam już po niem i po mnie.

– Słuchaj, miły mój! – odezwał się Biskup. – Chrystusowi słudzy, jakim ja jestem, gwałtu nikomu nie zadają; ich orężem słowo i miłość, innego nie mają. – Więc słuchaj ty słów moich, które czasem Duch święty i ubożuchnym natchnąć może… Dobrzeć jest w tej pustelni, spokojnie? nie widzisz złości ludzkich, nie potrzebujesz się borykać z niemi. Tobie błogo, ale rzecz mi z sumienia twego, czyś ty stworzony był na to, i ochrzczony dziecięciem społeczności Chrystusowej abyś sobie tylko służył, czy byś dzielił losy braci i ludu twojego?? Powiedz mi? Cóż to jest ten chrzest święty jeżeli nie zaciąg na wiekuiste żołnierstwo, które ucieczkę czyni sromotną?

Król nasz Bolesław tchórzom co mu zbiegali z wojny, słał kądziele i skórki zajęcze! cóż Chrystus pośle wam którzyście z jego szeregów wystąpili?

– Przecież się ja Chrystusa Pana nie zaparłem! – odparł żywo Mszczuj, – przecież modlę się i księdza trzymam, spowiedź odprawiam, postów nie łamię…

– Albo myślisz że na tem dosyć! – rzekł Biskup łagodnie. Hetmana się nie zapierasz ani chorągwi, cóż gdy cię w boju niema, a poszedłeś bezpieczny pod krzak i szukasz pod nim schronienia…

Waligóra się zżymnął…

– Ja z tobą na słowa walczyć nie potrafię, – odparł – pobijesz mnie niemi – lecz, bracie, posłuchaj i ty mnie! posłuchaj przez miłosierdzie – nie potępiaj!

– Siądź przy mnie – szepnął Biskup, – słuchać cię będę – owszem, bylebyś ty potem mnie dał ucho. Mów – siadaj.

– Nie każ mi siedzieć – odezwał się Waligóra – krew mi nie da na miejscu pozostać, ruszać się muszę…

Tchnął mocno i widząc że ogień na kominie przygasa, poszedł nań parę szczap przyrzucić. Biskup siedział milczący, on czoło tarł i włosy rozrzucał, – oczy mu się paliły…

– Mówisz żem ja zbieg wojenny, – rzekł – a! gdyby życie dając można zwycięstwo zdobyć – nie wahałbym się. Nie o życie mi idzie, ino bym się nie zbrukał i nie zabłocił na duszy…, abym patrząc na to co się dzieje nie rzekł nareście obłąkany iż tak się dziać powinno…

– A cóż tak złego dzieje się lub stało? – przerwał Biskup składając ręce. – Bogu najwyższemu dzięki, błogosławieństwo nad krajem, wiara się mnoży, kościoły budują, lud z pogaństwa obmywa… światło przychodzi!

– Patrzając tylko w niebo – zawołał Mszczuj, – pewno więcej nie widać, a na ziemi? co?

Zamilkł chwileczkę…

– Nasza ziemia na kawałki się popadała, o kawałki biją się bracia, mało tego – kto nam panuje? Ty powiesz chrześciańscy panowie – pewnie, tylko nie naszej już krwi, języka, obyczaju…

Biskup drgnął.

– Co mówisz? – zapytał.

– Wszakżem ci ja na dwór i na osobę Laskonogiego patrzał, na ślązkie książęta, na innych, na ich dwory, na ich czeladź – na ich zabawy i rządy… Wszystko to Niemcy, a Niemców u nas liczba rośnie, rośnie i my w domu sługami ich… Wasze klasztory niemieckie, wasze kościoły co mają z Niemiec wzięły, zbroi niema lepszej jak z za granic, miecza dobrego tylko od nich… Sukno wam tkają Niemcy, klejnoty kują, dobrze że chleba nie pieką. Miałem się ja na to patrzeć z założonemi rękami a dziękować że mi serce wyjadali!

Biskup popatrzał nań łagodnie…

– To ci żółć zburzyło? – spytał, – więc pociesz się bracie – boś nie dobrze widział i zawczasu zrozpaczył. I ja na to patrzę ale okiem wesołem, nie lękając się… Cóż szkodzi że oni nam służą? Posiedziawszy z nami Niemiec się przerodzi… a co przyniósł z sobą, zostanie… Wiedzieć musisz co mi Bóg dał za świętych ludzi uczynić ze dwu naszych bratanków z Jacka i Cesława? Ci przecie w Rzymie Niemcami nie zostali – klasztory też nie wszystkie niemieckie… a i te co są aby żyć, muszą się stać naszemi…

– A książęta? książęta! – przerwał Mszczuj – alboż to nie wiesz co z ich dworu płynie jak ze źródła i że gdy oni czarni, wszyscy dla nich mazać się muszą? Pokażże ty mi dwór a pana coby do Niemców nie lgnął, coby się obchodził bez nich.

Ślązko sąsiednie zalali już niemiaszki, siedlą się w niem, miasta budują, prawo swoje przywożą aby naszego nie słuchali, krzyżem się zasłaniają aby się im nic nie stało…

– Bracie miły, – westchnął Biskup – rozżalon jesteś, a w Bożą opiekę nie wierzysz… Bóg i takich narzędzi używa do nawracania.

Jam spokojny, nas tu więcej jest, co mi przybysze szkodzą, gdy je życie nasze obejmie i przerobić musi…?

– Niemca! Niemca aby nasze siły ze skóry jego wywlokły i nową mu dały? – zawołał Mszczuj. – Zaprawdę widziałem dużo naszych co się poniemczyli, ani jednego Niemca coby się znaszył… Gdyby się i mowy nauczył i strój wdział, i przygłaskać dał, siedzi w nim zawsze coś co mi śmierdzi.

– A wszyscy chrześcianie braćmi są – rzekł Biskup – o tem zapomniałeś.

– Nie, ino chcę aby brat każdy u siebie siedział a do zagrody mi się nie wpierał – rzekł Mszczuj. – Im się chce naszej ziemi! Nie mogli jej zawojować orężem, chcą ją posiąść bez krwi rozlewu… przebierając się za czeladź i służąc nam… Ano bieda temu żupanowi co na gród puszcza przekupniów nie znając ich… Nocą mu wrota nieprzyjacielowi otworzą… Ja ich ani panami, ani sługami nie chcę mieć, a braćmi za drzwiami…

Widząc że Biskup milczy głowę spuściwszy, ciągnął dalej.

– Nie mogli nas pożyć inaczej, mądry naród na sztukę się wziął.

Królom i książętom poczęli żony stręczyć, bodaj z klasztorów.

Biskup syknął.

– Tak ci było – dodał Mszczuj – Bolesław mniszkę zaślubił, nie wyklęli go.

– Złem to było – rzekł Biskup.

– Nikt nie pisnął – mówił Waligóra… – Za taką panią musiały służki iść i czeladź i kapelan i rzemieślnicy, i zbrojni… Na dworze wszyscy dla miłości jej poczęli bełkotać i szwargotać. Urodził się książe, pierwsze słowo co rzekł do matki a ona do niego, – nie nasze było… Dla syna musiał uczyć się ojciec, a potem mu smakowało to jak co przedniego i ze swemi dworzany wolał paplać tą mową, którą szatan wymyślił.

– Bracie! – zawołał Biskup.

– Przebacz, a no żółć kipi we mnie już – dodał Mszczuj. – Tak było. Co nasze nie smakowało nam… nie starczyło, choć wiekiśmy tem żyli, od rzemyczka do sprzążki musiało wszystko iść z za gór, z za mórz, inaczej nie smakowało…

Tak nam się Piastuny nasze poprzemieniały na Laskonogich… co gdyby ich człek spotkał na gościńcu nie znając wziąłby za obcego.

– A święty, poczciwy i pokój miłujący człek – rzekł Biskup.

– Jabym wolał żeby wojnę miłował a Niemcem nie był – mruknął Mszczuj… – Laskonogiemu zarzucić nic nie można ino to że choć niby krwią nasz a duszę Niemcom sprzedał. Wszakże dobre panisko było, bo gdy go na Kraków powołali nie chciał Krakowa brać ażby mu Leszek pozwolił, potem gdy po Zawichoście Leszka sobie upodobali nasi krakowianie, którym zawsze nowego sitka na kółku potrzeba, Laskonogi się nie spierał i poszedł precz… Możeż być lepszy człek? a złe broił, bo przy nim wszystko niemczało…

– Cóż Niemcy zawinili? – spytał łagodnie Biskup, – powiedz?

Mszczuj się zaczerwienił.

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Waligóra»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Waligóra» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Józef Kraszewski - Stara baśń
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Strzemieńczyk, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - W oknie
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Z dziennika starego dziada
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Djabeł, tom pierwszy
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Garbucha
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Głupi Maciuś
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Hrabina Cosel
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Hrabina Cosel, tom drugi
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Rejent Wątróbka
Józef Kraszewski
Józef Kraszewski - Rzym za Nerona
Józef Kraszewski
Отзывы о книге «Waligóra»

Обсуждение, отзывы о книге «Waligóra» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x