Przeciw nim, jawnym i tajemnym nieprzyjaciołom, przeciw Rusi, – Leszek słabym jest, choć naszą siłę ma i mieć będzie za sobą…
Knują się spiski, które my – ja, mój bracie, więcej przeczuwam i przewiduję niż o nich wiem…
Odonicz wziął siostrę Światopełkową za to aby mu służył, razem idą oba… Ślązcy książęta są z nami, ale jak długo wytrwają gdy im zaświeci nadzieja pochwycenia Krakowa??
Biskup zamilkł głową potrząsając.
– Biada! biada królestwu temu – dodał, – jeżeli albo niespokojna krew Mieszkowa, lub ten co krwi już zakosztował Konrad – albo nawet zniemczałe Ślązaki dostaną się na naszą stolicę… biada królestwu temu, bo zamiast być rządzone przez świeckiego książęcia, z pomocą i na współ z duchownemi, co go od tyranii wstrzymywać, od bezprawia ostrzegać będą – padnie w więzy jednego człeka władzy chciwego, co pszczoły wybijać będzie aby miód garnął. – Pójdzie w niewolę duchowieństwo, a z niem prawo Boże, miłosierdzie i straż przykazań świętych…
Walka to jest, bracie mój – nie o kawałki ziemi, nie o panowanie tego lub owego książęcia, ale znaczniejsza daleko, daleko przeważniejsza o wszelakie prawo człowiecze. Mali to państwo być osądzone jako trzoda bydła, łaską i niełaską albo prawem Chrystusowych dzieci…?
Waligóra słuchał.
– Bracie mój – odparł cicho, – mówię z tobą jako na spowiedzi, odkrywając ci duszę moją. – Nie sroż się na mnie. Walka to jest więc, jak mówisz sam, o to kto panować będzie – książęta czy Biskupi?
– Nie zapieram! – zawołał Iwo powstając, – lecz przypatrzże się światu i powiedz mi co lepszego, czy sługi Boże panami waszemi, czy sługi namiętności własnych??
– A między wami, bracie – rzekł Mszczuj, – azali nie ma też sług namiętności – nie mali dumnych i władzy chciwych…?
– Tak ci jest, są między nami tacy, bośmy ludźmi – rzekł Iwo – lecz nas trzyma krzyż na piersiach, strach Boga, przysięga, kapłaństwo nasze. Zapomni się jeden nie wszyscy – świeccy panowie upajają się potęgą swoją, gdy jej granic nie czują. My granicą dla nich, stróżem i stróżami prawa…
Waligóra nie odpowiedział nic – a Iwo dodał po chwili.
– Panowanie Rzymu nie jest dla nas niebezpieczeństwem a jest opieką.
Tak, bracie mój, Leszka wszelkiemi siłami podpierać potrzeba, bo ten nie opiera się nam i widzi że z nami tylko bezpiecznym jest, gdy inni nami się posługują aby później znękać nas i w poddaństwo obrócić…
To mówiąc nad schyloną głową starego Waligóry, Biskup w powietrzu ręką drżącą krzyż zakreślił.
– Wstań, – rzekł – i idź – błogosławię ci. – Rzuć wszystko a towarzysz mi, zobaczysz oczyma własnemi jako byłeś potrzebnym… Z dawnych czasów znasz pewnie niektóre książęta, poznasz innych; zobaczysz jakim się stał ten Leszek nasz, którego my wychowaliśmy.
Waligóra powstał posłuszny rozkazaniu, lecz w męzkich oczach łzy mu się zakręciły…
– A dzieci moje? – wyjąknął po cichu.
– Cóż dzieciom twym na tym gródku zamkowym zagraża? – odezwał się Biskup, – jedna chyba tęsknota za tobą. Nie będziesz przecie tak zaprzątniętym sprawami naszemi ażebyś do domu zaglądać nie mógł. Stara niewiasta ochmistrzyni zostanie z niemi, służba wierna…
– A! bracie – matki nie mają, a ojca nic im nie zastąpi – westchnął Waligóra.
– Dla czegóż byś córek nie miał z sobą wziąć do Krakowa? – zapytał Biskup.
Słysząc to wstrząsł się Mszczuj.
– Niech Bóg uchowa! do miasta je brać – na ludzkie wejrzenia narażać! Nie – nie!
– Pobożne są, – rzekł Iwo z cicha, – gdzież większe szczęście i spokój dla nich jeźli nie w klasztorze? Gdybyś chciał, czemuby nie miały z księżniczką Adelajdą siostrą pana naszego, mieszkać w Sandomierzu?
– Nie – odparł Mszczuj – nadto do swobody nawykły.
– Przecież, co myślisz na przyszłość dla nich?
– Sam nie wiem, – westchnął ciężko Waligóra. – Skarb to mój jedyny z którym mi się rozstać będzie trudno, który podzielić nie wiem jak… Pan Bóg mnie nim ubłogosławił i pokarał, bo są jak bliźniaki przywiązane do siebie, tak że żyćby rozdzielone nie mogły i trzebaby chyba dla nich na mężów dwu braci jak one z jednego ojca zrodzonych, coby się rozłączać nie chcieli.
– Któż wie! – szepnął Iwo, azali to właśnie znakiem nie jest, że one dla tego Oblubieńca niebieskiego są przeznaczone, którego serce starczy dla milionów…
Mszczuj nie odpowiedział nic.
Pomimo troski o córki był już tak pod władzą Biskupa, iż mu się opierać nie śmiał.
– Idź teraz – odezwał się Iwo – urządź sprawy swe domowe, zdaj rządy, opatrz gródek – abyś mi, w imię Boże mógł towarzyszyć… Zabieram cię z sobą.
Waligóra i przeciw temu rozkazowi nie śmiał słowa rzec, skłonił głowę i wyszedł, a Biskup korzystając z chwili, leżącą na stole księgę otworzył i spokojnie modlić się zaczął.
A że na modlitwie czas mu zwykł był upływać tak prędko iż nigdy się z nim policzyć nie mógł, choć Waligóra zabawił długo, nie opatrzył się Iwo, gdy go ujrzał z powrotem wchodzącego do izby.
Gdy nań oczy obrócił zaledwie poznał w nim, widzianego przed chwilą. Waligóra zmuszony do podróży, musiał zmienić odzież, przywdziać zbroję dawno już nienoszoną, i jakby po latach wielu zadomowienia znowu do młodszych, zabytych obyczajów powrócić…
Lecz jakże Iwonowi nawykłemu do nowych rycerskich zbroi, oręża i stroju wydał się dzikim i dziwnym… Wszystko co na sobie miał niezgrabne, ciężkie, miało cechę prastarą, i w oczach ludzi na dworze Leszka i innych książąt czyniłoby śmiesznym Mszczuja…
Skórzany pancerz z zardzewiałemi łuskami, chodaki grube powiązane powrozami prostemi, odzież ze skór wyprawnych w domu, sukno z krosien własnych niebarwione, – kołpak który w ręku trzymał z obręczami żelaznemi. – Biskupowi nawykłemu do rycerstwa włoskiego, do dworaków Cesarskich, do świetnych strojów ślązkich panów – wydawały się niegodnemi potomka Odrowążów.
– Najmilszy bracie, – zawołał widząc wchodzącego – Bóg widzi że do sukni i marnego przepychu nie przywiązuję wagi, która grzechemby była, – lecz, nie potrzeba byś oczy ludzkie zbyt ściągał na siebie, a w tem ubraniu i uzbrojeniu… głupi palcami wytykać i śmiać się z ciebie będą.
– Toć by najmniejszem było – odparł Waligóra, – bo mi ich śmiech równie jak poklask obojętny – gorsza to iż W. Miłości wstyd bym uczynił mojem ubóstwem wiejskiem…
Lecz, wszystko co do nas z Niemiec przywożą – dodał – obrzydłe mi i obmierzłe, przeto i zbroi nowych nie mam i nad stare nasze domowe mieć nie chcę.
Iwo się uśmiechnął.
– Więcby ci ze Włoch lub dalszego jakiego kraju chyba ich sprowadzić – rzekł, – a tymczasem choć opończę weźcie abyście jechać zemną mogli… Odrowąż musi rodowi swojemu możnemu, dopóki w świecie jest, postawą odpowiadać. Świecić nie trzeba i śmieszyć nie można. Cesław i Jacek kochani moje grube suknie noszą, ale ci z Bogiem nie ze światem obcują, a tobie przypada ciężka część, z ludźmi sprawa.
Waligóra stał ku oknu patrzając.
– A! gdybyście mnie nie wyciągali ztąd! – westchnął.
– Bogu nie mnie służyć będziecie – odparł Biskup – bo różne są drogi i powołania, a i w klasztorze i na świecie Mu jednemu służyć trzeba. Nie dla siebie biorę cię, ale dla Pana…
Waligórze głowa na piersi opadła, zawahał się i wyszedł krokiem powolnym.
Читать дальше