Emil Zola - Zgon Oliwiera Becaille

Здесь есть возможность читать онлайн «Emil Zola - Zgon Oliwiera Becaille» — ознакомительный отрывок электронной книги совершенно бесплатно, а после прочтения отрывка купить полную версию. В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: foreign_prose, foreign_antique, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.

Zgon Oliwiera Becaille: краткое содержание, описание и аннотация

Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Zgon Oliwiera Becaille»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.

Oliwer Becaille zawsze był słabowitym, chorowitym dzieckiem. Z wiekiem to wcale nie minęło – mężczyzna nie dość, że często narzekał na zdrowie, to jeszcze żył w ciągłej świadomości czyhającej na niego śmierci.Gdy choroba zaatakowała po raz kolejny, walczył z nią trzy dni, po tym czasie żona znalazła go martwego. Młoda, kochająca kobieta załamała się zupełnie śmiercią męża i tylko dzięki pomocy sąsiadki udało się jej rozpocząć przygotowania do pogrzebu, przyjąć żałobę i zacząć przystosowywać do nowej rzeczywistości. Rzecz w tym, że całą historię opowiada sam Oliwer Becaille, który dziwnym sposobem, mimo tego, że lekarz stwierdził zgon, zachował świadomość i obserwuje wszystkie przygotowania do pochówku…Zgon Oliwera Becaille to nowela autorstwa Emila Zoli, jednego z najwybitniejszych francuskich autorów francuskich drugiej połowy XIX wieku. Uznawany za najważniejszego prekursora naturalizmu w literaturze. Znany jest przede wszystkim z powieści takich jak Nana czy Germinal.

Zgon Oliwiera Becaille — читать онлайн ознакомительный отрывок

Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Zgon Oliwiera Becaille», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.

Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Oto cała ma młodość. Czas jakiś żyliśmy w tamtych stronach. Raz jednak, wróciwszy z biura do domu, przyłapałem mą żonę na rzewnym płaczu. Nudziło jej się tam, chciała, abyśmy się przenieśli gdzieindziej. W pół roku zaoszczędziłem po groszu niewielką kwotę przy pomocy prac nadobowiązkowych. Ponieważ jeden z dawnych przyjaciół mej rodziny zajął się wyszukaniem mi miejsca w Paryżu, zawiozłem tam drogą dziecinę moją, by więcej nie miała powodu do płaczu. W pociągu kolejowym śmiała się już. Za nadejściem nocy wziąłem ją na kolana, aby jej było miękko spać, bo ławki w trzeciej klasie są twarde!

Wszystko to należało obecnie do przeszłości. W tej chwili bowiem byłem już oto tylko nieboszczykiem, zmarłym w ciasnem hotelowem łóżku, podczas kiedy ma żona, uklękłszy na podłodze, biadała nad moją śmiercią wśród łkań. Biała plama, którą dostrzegało lewe moje oko, bladła stopniowo; pamiętałem jednak dokładnie rozkład pokoju: po lewej komoda, po prawej kominek, na środku którego rozbity zegar bez wahadła wskazywał godzinę dziesiątą minut sześć. Okno wychodziło na ulicę Dauphiné, głęboką i czarną. Cały Paryż przewalał się na nią i to wśród takiego zgiełku, żem słyszał, jak od niego szyby brzęczą.

Nie znaliśmy w Paryżu oboje ani żywej duszy. Ponieważ przyspieszyliśmy nasz przyjazd, oczekiwano mnie więc w mem biurze dopiero w najbliższy poniedziałek. Odkąd leżałem w łóżku, szczególne wrażenie wzbudzało we mnie to uwięzienie w nieznanym pokoju, do którego wtrąciła nas podróż, oszołomionych jeszcze piętnastoma godzinami jazdy kolejowej, otumanionych zgiełkiem ulicznym. Żona moja pielęgnowała mnie z tym samym co zawsze uśmiechem dobroci; czułem jednak aż nazbyt dobrze, jak bardzo musiała być stroskaną. Od czasu do czasu podchodziła ku oknu, aby wyjrzeć na ulicę, poczem wracała wybladła, przerażona ogromem tego Paryża, w którym nie znała ani jednej cegiełki, a który huczał dokoła nas tak straszliwie. Co ona pocznie, jeśli się nie obudzę?… Co się z nią stanie w tem olbrzymiem mieście, samą, bez żadnej opieki, nieświadomą niczego?…

Ująwszy jednę z rąk moich, bezwładnie z brzegu łóżka zwisłą, poczęła ją całować, powtarzając jakby w obłędzie:

– Oliwierze!… Odezwijże się!… Mój Boże!… Umarł!… umarł!…

Jednakże śmierć nie jest nicością zupełną, pomyślałem, skoro byłem w stanie słyszeć i rozumować. A tylko nicość przerażała mnie od dzieciństwa. Nie byłem nigdy w stanie wyobrazić sobie całkowite zniknięcie mego ja, kompletne unicestwienie tego, czem jestem, i to na zawsze, na wieki wieków, z wykluczeniem powtórnej kiedykolwiek egzystencyi. Dreszcz mnie nieraz przebiegał, kiedym napotkał w jakiej gazecie jednę z dat przyszłych najbliższego stulecia i pomyślał: Nie będzie mnie już z pewnością podówczas przy życiu; a ów rok przyszłości, której nie obaczę, w której nie będę już istniał, ranił mnie w samo serce. Czemuż nie jestem światem całym!… i czemu nie runie wszystko po mem odejściu!

Śnić o życiu, spoczywając w uścisku śmierci, oto czego się zawsze spodziewałem. Ale stan, w jakim się znajdowałem obecnie, nie był przecie śmiercią. Przebudzę się z niego z pewnością lada chwila. Tak jest, tylko patrzeć, jak się podniosę na mem posłaniu i ściskając w ramionach Małgorzatę, otrę jej łzy. Jakaż to będzie radość odzyskać się wzajem i o ileż silniej będziem się potem kochać!… Odpocznę jeszcze ze dwa dni, a potem pójdę do biura. Nowe życie potoczy się ku nam, szersze, szczęśliwsze. Lecz mi się z tem nie spieszyło. Zbyt byłem na razie przygnębiony. Małgorzata źle jednak czyniła, oddając się takiej rozpaczy, dlatego tylko, że nie mam dość sił, by zwrócić do niej na poduszce głowę i uśmiechnąć się. Jeżeli się odezwie raz jeszcze: – „Umarł! o Boże mój! umarł!…” – przytulę ją do siebie i aby jej nie przestraszać, szepnę jej w uszko cichutko:

– Ależ nie, moje dziecko, ja tylko spałem. Widzisz przecie, że żyję i że cię kocham jak dawniej.

II

Na nieustanny płacz Małgorzaty drzwi się naraz roztwarły i jakiś głos zawołał:

– Cóż się takiego stało, pani sąsiadko?… Pewnie nowa kryzys!… Czy zgadłam?

Poznałem głos. Należał on do pani Gabin, niemłodej już kobiety, mieszkającej obok nas. Okazywała nam ona dużo uprzejmości od samego przyjazdu, wzruszona naszem położeniem. Opowiedziała nam zaraz całą swoją historyę: nieużyty właściciel domu sprzedał jej meble tamtej zimy i odtąd mieszkała w hotelu razem z dziesięcioletnią córeczką Adelą. Wycinały obiedwie abażury, zarabiając do czterdziestu sousów dziennie na tej robocie, i z tego żyły.

– Boże! spytała naraz zmienionym głosem – czyżby to już było po wszystkiemu?…

Domyśliłem się, że się musiała do łóżka przybliżyć. Popatrzywszy zapewne na mnie, dotknąwszy mnie, dodała z współczuciem:

– Moje biedne dziecko!… moje biedne!…

Małgorzata wyczerpana, szlochała istotnie jak dziecię. Pani Gabin podniosła ją więc i posadziła w kulawym fotelu, stojącym obok kominka, poczem jak tylko mogła, próbowała ją tulić i pocieszać.

– Kiedy bo naprawdę… zaszkodzi pani sobie… Dlatego, że mąż umarł, nie potrzebuje pani przecie samą siebie także uśmiercać… Prawda!… Straciwszy mego Gabina, desperowałam tak samo jak pani, trzy dni nie wzięłam nic w usta!… Lecz czy mi to co pomogło?… Przeciwnie, zwiększało tylko mój ból… Ależ na miłość boską!… bądźże pani rozsądną!…

Małgorzata poczęła się zwolna uspokajać, aż i ucichła. Była bez sił. Od czasu do czasu jednak porywał ją nowy paroksyzm łez. Tymczasem staruszka zaokupowała pokój z gderliwą obcesowością.

– Nie potrzebuje się pani o nic troszczyć… – powtarzała w kółko. – Moja Dédé wróci niebawem, poszła właśnie po robotę… A potem sąsiedzi powinni się wzajemnie wspomagać… Czy pani już swoje kufry ze wszystkiem rozpakowała?… Ale jakaś bielizna będzie jeszcze w komodzie?…

Usłyszałem, jak otwarła szufladę. Musiała wyjąć serwetę, którą przykryła nachtkastlik . Następnie usłyszałem pocieranie zapałki, co mnie naprowadziło na myśl, że zapala przy mojem łóżku, w braku woskowej, świecę z kominka. Towarzyszyłem słuchem i myślą każdemu jej poruszeniu i zdawałem sobie sprawę z każdej jej czynności.

– Biedny pan! – lamentowała. – Ale to szczęście, żem usłyszała pani płacz, kochana pani.

Naraz niewyraźne światełko, jakie dostrzegałem jeszcze do tej chwili lewem mem okiem – znikło. To pani Gabin zawarła mi powieki. Nie czułem jednak dotknięcia jej palców. Kiedym sobie z tych szczegółów zdał sprawę, zaczął mnie przejmować lekki mróz.

Wtem drzwi się otwarły i dziesięcioletnia psotnica Dédé wpadła, krzycząc fletowym głosikiem:

– Mamo! Mamusiu!… Ach! ja wiedziałam, że mama jest tu… Masz! oto rachunek: trzy franki cztery sous… Przynoszę dwadzieścia tuzinów abażurów…

– Pst!… cicho!… – uciszała ją matka daremnie.

A ponieważ bęben nie przestawał świergotać, wskazała jej zapewne moje łóżko. Wówczas Dédé umilkła. Odczułem jej przestrach; domyśliłem się, że cofa się pewno ku drzwiom.

– Czy pan śpi? – zapytała cichutko.

– Tak jest, idź się bawić – odpowiedziała pani Gabin.

Lecz dziecię pozostało w pokoju. Patrzyła pewno na mnie wytrzeszczonemi oczyma, przelękła, domyślając się, jak przez mgłę. Wtem strach szalony musiał ją ogarnąć, bo obalając krzesło po drodze – uciekła z krzykiem:

Читать дальше
Тёмная тема
Сбросить

Интервал:

Закладка:

Сделать

Похожие книги на «Zgon Oliwiera Becaille»

Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Zgon Oliwiera Becaille» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.


Отзывы о книге «Zgon Oliwiera Becaille»

Обсуждение, отзывы о книге «Zgon Oliwiera Becaille» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.

x