Kornel Makuszyński - Szaleństwa Panny Ewy
Здесь есть возможность читать онлайн «Kornel Makuszyński - Szaleństwa Panny Ewy» весь текст электронной книги совершенно бесплатно (целиком полную версию без сокращений). В некоторых случаях можно слушать аудио, скачать через торрент в формате fb2 и присутствует краткое содержание. Жанр: Детская проза, на польском языке. Описание произведения, (предисловие) а так же отзывы посетителей доступны на портале библиотеки ЛибКат.
- Название:Szaleństwa Panny Ewy
- Автор:
- Жанр:
- Год:неизвестен
- ISBN:нет данных
- Рейтинг книги:4 / 5. Голосов: 1
-
Избранное:Добавить в избранное
- Отзывы:
-
Ваша оценка:
- 80
- 1
- 2
- 3
- 4
- 5
Szaleństwa Panny Ewy: краткое содержание, описание и аннотация
Предлагаем к чтению аннотацию, описание, краткое содержание или предисловие (зависит от того, что написал сам автор книги «Szaleństwa Panny Ewy»). Если вы не нашли необходимую информацию о книге — напишите в комментариях, мы постараемся отыскать её.
Szaleństwa Panny Ewy — читать онлайн бесплатно полную книгу (весь текст) целиком
Ниже представлен текст книги, разбитый по страницам. Система сохранения места последней прочитанной страницы, позволяет с удобством читать онлайн бесплатно книгу «Szaleństwa Panny Ewy», без необходимости каждый раз заново искать на чём Вы остановились. Поставьте закладку, и сможете в любой момент перейти на страницу, на которой закончили чтение.
Интервал:
Закладка:
– Pan Mudrowicz powiedział… pan Mudrowicz powiedział, że ty jesteś jednym z najbogatszych ludzi…
– Co takiego? Czy przypadkiem mój przyjaciel Rogalik nie nauczył pić pana Mudrowicza?
– Twój przyjaciel Rogalik – rzekła Ewa podniesionym głosem – ani sam nie pije, ani nikogo nie uczy pić. Pan Mudrowicz mówiąc, że jesteś jednym z najbogatszych ludzi, miał na myśli twój talent.
– Ach, tak?
– Tak. Pan Mudrowicz jest mądry i mówił, że teraz już jesteś znakomity, a niedługo będziesz sławny i że ani talentu ani sławy za żadne pieniądze nie kupi. Takiego bogactwa nikt ci nie odbierze i więcej jest ono warte… więcej warte nawet niż trzy fabryki. To tylko chciałam ci powiedzieć.
Jerzy spojrzał na nią jasnym pociągłym spojrzeniem.
– Kochane z ciebie dziewczynisko! – powiedział wreszcie cicho i odszedł.
"Zdaje się, że jednak zrozumiał" – pomyślała Ewa. – "Wszystko mu trzeba wkładać łopatą do głowy…Ale trzeba zajrzeć do Basi!"
Basia była u matki, natomiast pan Zawiłowski zawsze rad z przyjścia Ewy ucieszył się dzisiaj niezwykle gorąco. zawiódł ją do swego gabinetu, starannie zamknął drzwi i położywszy palce na ustach na znak, że zostaną omówione sprawy niezwykle ważne i tajemnicze, rzekł:
– Panno Ewo, doskonale się złożyło, że pani przyszła, bo ja właśnie wybierałem się do was… Chciałem panią o coś zapytać, ale niech to zostanie między nami…
– Oczywiście!
Pan Zawiłowski pomazał swój bas oliwą szeptu, aby słowa nie skrzypiały i mówił:
– Panno Ewo! Z Basia coś się dzieje, a ja nie wiem co.
– A co się dzieje, proszę pana?
– Nie wiem…nie wiem…Pani wie, ile w Basi jest radości, a teraz poznać jej nie można… Smutna, wzdycha i gada przez sen.
– Gada przez sen? Oj, to niedobrze. A co gada?
– Tego nie wiem. To jednak nie jest najgorsze – ("mówił ojciec o swej Basi, cały zapłakany") – to nie jest najgorsze… Niech pani sobie jednak wyobrazi, co się działo wczoraj! Powiadam: "Co ci jest, Basieńko?" – Ona najpierw na to nic, potem patrzy, patrzy, wreszcie wybuchnęła płaczem i zawołała: "O, jaka ja jestem nieszczęśliwa!" – I uciekła. Słyszy pani? Basia jest nieszczęśliwa! Ona! Czemu Basia ma być nieszczęśliwa?
– Z wielkiego szczęścia – odrzekła Ewa z powagą.
– Z czego?
– Z wielkiego szczęścia – powtórzyła.
Pan Zawiłowski spojrzał na nią spod ogromnych brwi wybałuszonym wzrokiem śmiertelnie zdumionego karpia.
– Nie rozumiem! – jęknął i rozłożył ręce. – To dla mnie za mądre.
Ewa uśmiechnęła się ślicznie.
– My kobiety – mówiła pouczającym tonem – używamy bardzo dziwnych sposobów w wyrażaniu uczuć. Żaden mężczyzna tego nie pojmie. Czy pan wie, że kobieta nieszczęśliwa płacze, a kobieta szczęśliwa też płacze, tylko obficiej?
– Przyznam się, że po raz pierwszy…
– Proszę pana… Był pan oczywiście na niejednym ślubie? Zapewne pan był? Czy pańskim zdaniem panna młoda jest szczęśliwa?
– Chyba jest…
– Jest bardzo szczęśliwa! A co robi! Płacze! Mama płacze, babcia płacze, ciotki płaczą i ona płacze.
– Może być. Co to jednak ma wspólnego z Basią? Przecie Basia nie myśli o ślubie!
– Ja nie jestem tego tak bardzo pewna – rzekła Ewa tajemniczo. – Czy pani Zawiłowska czuje się dobrze?
– Dzięki Bogu coraz lepiej.
– A pan jest zdrów?
– Jak byk! To znaczy… Przepraszam za wyrażenie…
– Nic nie szkodzi. Z tej strony przeto nie pochodzą jej zmartwienia. Ponieważ nie zdarzyło się żadne nieszczęście, które byłoby słusznym powodem płaczu, a Basia jednak płacze, czyni to przeto z jednego rozsądnego powodu: ze szczęścia.
– Z jakiego szczęścia? Panno Ewo! Nie słyszałem, żeby ją spotkało jakie szczęście. Co się pani roi?
– Mnie nic ale zapewne Basi się roi. Proszę pana… Pozwoli pan, że zapytam pana jeszcze o jedno?
– Bardzo proszę!
– Jak pan myśli: kiedy młoda panna jest nieszczęśliwa?
– Czy ja wiem? Nie byłem nigdy młodą panną…
– Ja panu powiem: kiedy się zakocha! Ale nie tak, byle jak, na patatajkę, ale na śmierć. Kiedy ja się zakochałam po raz pierwszy, płakałam tak, że trzy ręczniki były mokre. Drugi raz przeszło nieco lżej, ale też płakałam.
– Nie może być! – zawołał nagle rozweselony pan Zawiłowski. – I przeszło?
– Przeszło – odpowiedziała posępnie. – Ale chyba znowu wróci – dodała szeptem.
– I pani myśli, że Basia…
– Myślę, że Basia jest zakochana na umór! Słyszy pan: na umór!
– Basia?
– Basia.
– Na umór?
– Tak mi się zdaje.
– Ale w kim, dziewczyno, w kim?
– Pewnie w jakimś mężczyźnie, bo to już taki nieznośny zwyczaj… Proszę pana… Zdaje się, że Basia nadchodzi!… Czy to prawda, że pojutrze są jej urodziny?
– Ależ tak! – przypomniał sobie pan Zawiłowski.
– Doskonale… Przyjdziemy wszyscy o piątej. Wtedy panu powiem może coś więcej.
– Dobrze!
Panna Barbara powitała Ewcię serdecznie, lecz jakby z roztargnieniem. W orzechowych jej oczach nie było rozigranych złotych błysków; smutek osnuł śliczną jej twarz lekką mgiełką.
Zaciągnęła Ewcię do swojego pokoju, w którym barwną plamą gorzał obrazek Jerzego.
– Co się tu dzieje? – Spytała Basia. – Nie widziałam cię od dwóch dni.
– Nic nadzwyczajnego – odrzekła Ewa przyglądając się pilnie pułapowi. – Tylko Jerzy jest jakoś chory…
– Pan Jerzy chory? Nie może być! Wczoraj wieczorem chodził po ogrodzie prawie do północy.
– Ach tak? Widać na tym polega jego choroba, że chodzi po ogrodzie przy księżycu. A skąd ty o tym wiesz, że on taki lunatyk? – spytała Ewa niewinnie.
Zdawało się, że odpowiedzią na takie pytanie powinno być: "Widziałam przypadkiem…" albo "nasza Martusia widziała" lub coś podobnego na ten temat. Najbystrzejszy jednakże filozof, mądry jak diabeł, nie mógłby przewidzieć odpowiedzi Basi, która nagle zakryła twarz rękami i szeptała gorąco:
– O Boże! Chciałabym umrzeć… chciałabym umrzeć…
Świadomi rzeczy twierdzą uparcie, że na dziesięć potężnie zakochanych panien: trzy chce pójść do klasztoru, dwie do filmu, pięć objawia niezłomną chęć śmierci. Wprawdzie owych pięć wzywających śmierć podniosłoby ogromny wrzask na widok myszy i wzywałoby ratunku, nie zmniejsza to jednakże grozy sytuacji. Basia w tej chwili istotnie żałosny przedstawiła widok.
"Basię wzięło jeszcze mocniej niż Jurka!" – pomyślała Ewa z gorącym współczuciem. – "Tak mądra, taka dobra, taka zrównoważona i co z tego? Na miłość nie ma i nigdy nie będzie lekarstwa… Och jak straszny jest nasz los!"
Zaczęła pocieszać Basie, głaskając ją po głowie, po twarzy i po rękach i szepcząc słowa pełne słodyczy. Nie dała jej jednak do poznania, jaki to "robak lęgnie się w tym bujnym kwiecie". Pomyślała równocześnie, że nie może pozwolić na to, aby się uczciwie i niezaradne serce tak gryzło i męczyło.
Przez dzień następny była Ewa rozgoryczona i opryskliwa. Znienacka napadła na Jerzego:
– Czemu wciąż tkwisz w tej zatraconej pracowni! Mógłbyś odwiedzić Basię!
– Albo co? – z widocznym zapytał Jerzy.
Ewcię ogarnęła pasja znana w psychologii pod nazwą "pasji szewskiej".
– Powiedz mi, po co ja właściwie włożyłem tyle trudu w rozwalenie muru?
– Ach więc to jednak był twój pomysł?
– A czyj? Tobie przez sto lat nie przyszłoby do głowy. Pomysł był mój, bo myślałam… Ech! Wszystko jedno… Róbcie sobie, co chcecie!
Читать дальшеИнтервал:
Закладка:
Похожие книги на «Szaleństwa Panny Ewy»
Представляем Вашему вниманию похожие книги на «Szaleństwa Panny Ewy» списком для выбора. Мы отобрали схожую по названию и смыслу литературу в надежде предоставить читателям больше вариантов отыскать новые, интересные, ещё непрочитанные произведения.
Обсуждение, отзывы о книге «Szaleństwa Panny Ewy» и просто собственные мнения читателей. Оставьте ваши комментарии, напишите, что Вы думаете о произведении, его смысле или главных героях. Укажите что конкретно понравилось, а что нет, и почему Вы так считаете.