– Wiedział, że mają sprzęt potrzebny do ratownictwa morskiego, i znał ich jako twardych facetów, gotowych podjęcia się każdej roboty. Potrzebował ich pomocy do prac przy urządzaniu wielkiej groty, do przebicia się przez betonową ścianę tunelu do piwnic banku, no i do wyniesienia złotych sztab. Kiedy zaoferował im milion dolarów za udział w skoku, nie wahali się ani chwili.
– A w jaki sposób zamierzali przenieść złoto z pogrążonego pod wodą smoka na pokład ich stateczku?
– Mieli sprzęt do nurkowania i kiedy Shelby znalazłby się pod wodą wystarczająco daleko od brzegu, zamierzali wziąć smoka na hol i odciągnąć go ich holownikiem na pełne morze. A potem, znalazłszy się poza zasięgiem widoczności, planowali wynurzyć smoka na powierzchnię i przeładować sztaby na statek. Po czym wziąć kurs do Meksyku.
Pan Hitchcock kiwnął ze zrozumieniem głową.
– A skąd w ogóle ten pomysł ze smokiem?
– Stąd, że Shelby znał pana Allena i wiedział, że w przeszłości kręcił on filmy ze smokami, żeby straszyć widzów. Widzi pan, na początku Shelby traktował to jako oryginalny sposób na spłatanie żartobliwego figla sąsiadowi. Dopiero kiedy dowiedział się o złożeniu w miejscowym banku sporej ilości złotych sztab, zdecydował się na zrobienie skoku. Pomyślał, że da się łatwo przerobić smoka na funkcjonalną łódź podwodną. Doskonale odpowiadał on jego nieortodoksyjnemu stylowi myślenia i nadawał się do realizacji zabawnego pomysłu wywiezienia bankowego złota na morze przez stary tunel. Jego plan spalił na panewce tylko dlatego, że smok wydał się nam nazbyt dziwaczny i postanowiliśmy zbadać jego tajemnicę.
– Nigdy bym nie przypuszczał, że pan Shelby ma dość pieniędzy, aby zbudować coś tak skomplikowanego, jak ten smok.
Bob odwrócił kilka kartek w swym notesie.
– Przeoczyłem jedną stronicę – wyjaśnił. – Pan Shelby opowiedział nam, że paru jego przyjaciół pracuje w wytwórniach filmowych. Niektórzy z nich lubią, tak jak i on, konstruować różne dziwne urządzenia. Powiedzieli mu, że w jednym z magazynów zamierzają zniszczyć takiego filmowego smoka, żeby zrobić miejsce na inne rekwizyty. Pan Shelby wybawił ich z kłopotu. Pojechał tam i wziął go od nich, przewiózł w kawałkach na miejsce i zmontował na nowo.
Pan Hitchcock zmarszczył brwi.
– Czy on miał koła?
– Nie – odparł Bob. – Panu Shelby'emu trafiła się jeszcze jedna okazja. Znalazł w Pasadenie porzucone podwozie ruchomej platformy, pozostałej po paradzie Święta Róży. Ojcowie miasta byli mu wdzięczni za odholowanie starego wraka. No i zamontował na nim filmowego smoka.
– Hmmmm. Sprytny facet – powiedział pan Hitchcock. – Ale jak to się stało, że Shelby dowiedział się o wielkiej grocie i o tunelu, podczas gdy mój przyjaciel Henry nie miał o nich pojęcia, mimo że jego dom stoi prawie dokładnie nad nimi?
– Shelby wiedział o istnieniu tunelu od dawna, od czasu, gdy pracował jako inżynier w Biurze Planowania. Ale to tylko początek. O wejściu do tunelu dowiedział się później, i to przez przypadek.
Wejście do wielkiej groty zostało zasypane osunięciem się skarpy podczas trzęsienia ziemi, które zdarzyło się na wiele lat przedtem, zanim zarówno pan Allen, jak i Shelby zamieszkali w tej okolicy – ciągnął Jupe. – Pewnego dnia Shelby, spacerując po plaży, zauważył pęknięcie w skalnej ścianie. Zaczął kopać w tym miejscu i odkrył grotę i tunel. Potem zatrudnił Morganów, którzy pomogli mu wybudować wewnętrzną ścianę. Zrobił to dla zmylenia przypadkowych przechodniów, którzy mogliby natrafić na wejście do groty. Nie chciał, żeby zapuszczali się dalej, do tunelu.
– Czy to Morganowie pomogli mu także zamaskować wejście podrabianymi skałami? – zapytał pan Hitchcock.
– Tak. To też było dobrze obmyślone. Żeby nie zwrócić czyjejś uwagi, zrobili wszystko od wewnątrz. Dopiero kiedy zasadnicza konstrukcja była gotowa, usunęli ukradkiem, nocą, skalne rumowisko i wstawili maskujące wszystko głazy i odpryski skał.
Pan Hitchcock kiwnął z uznaniem głową.
– A te załamujące się schody, na które natrafiliście pierwszego dnia… to też była sprawka Morganów?
– Nie chcieli, aby ktoś przypadkiem pokrzyżował im ich plany – odezwał się Pete. – Podcięli więc schody, aby odstraszyć ludzi od schodzenia na plażę. Ze swego holownika widzieli, jak spadaliśmy z nich na dół. A kiedy stwierdzili, że wcale nas to nie zniechęciło, przypłynęli do brzegu i zaczęli celować do nas z kuszy. Przypuszczali, że to wystarczy, aby odstraszyć nas na dobre od tego miejsca.
– Rozumiem. Ale wspomnieliście, że obaj oni zniknęli w tej pierwszej, małej jaskini. Udało się wam wyjaśnić tę zagadkę?
Bob znowu zanurkował nosem w swych notatkach.
– Weszli do tego samego dołka, do którego ja przypadkowo wpadłem. Nie była to żadna kurzawka, ale prawdziwe podziemne jeziorko, trochę tylko błotniste. Dzięki skafandrom i aparatom tlenowym przedostawali się nim do innego wyjścia, które znajdowało się w wielkiej grocie w pobliżu tunelu. Tak samo, jak się pokonuje syfony przy badaniu podziemnych grot. Było to drugie wejście do groty, używane przez nich za dnia. Nie chcieli zwracać niczyjej uwagi ani ryzykować zbyt częstego wstrząsania wielkiej skały, wiszącej nad zamaskowanym wejściem. Nawiasem mówiąc, nie pokazali się więcej po ucieczce z groty ostatniej nocy. Przypuszczam, że wstydzili się tego napadu strachu, jaki ich opanował.
– Specjalnie tego nie żałuję – powiedział pan Hitchcock. – A ta cienka rurka, w którą dmuchał Shelby, żeby otworzyć albo zamknąć sztuczną ścianę? Czy ona działała na zasadzie ultradźwięków?
Jupe przytaknął.
– Ona otwierała też i zamykała zewnętrzne, zamaskowane wrota do groty. Wydawała dwa dźwięki wysokiej częstotliwości, różniące się wysokością. Ale, prawdę mówiąc, to ona właśnie spowodowała, że Shelby wpadł we własne sidła.
– Jakim sposobem?
– Jego eksperymenty z bezgłośnym gwizdkiem przyciągnęły do niego psy z całej okolicy. Psy, jak pan wie, słyszą dźwięki wysokiej częstotliwości, niedostępne dla ludzkiego ucha. Seter pana Allena przybiegł do niego pierwszej nocy, jak tylko został wypuszczony z tej psiej przechowalni. Shelby był tym zaskoczony, ponieważ przypuszczał, że Allen przebywa jeszcze w Europie. Jego powrót oznaczał, że trzeba się spieszyć. Tej samej nocy bezgłośny gwizdek Shelby'ego przyciągnął także inne psy z sąsiedztwa. Shelby nie mógł się ich pozbyć, a miał przed sobą kupę roboty – przygotowanie smoka, wydrążenie otworu z tunelu do bankowej piwnicy, no i oczyszczenie torowiska. Wolał nie ukatrupiać psów, jak chcieli Morganowie, ale uśpił je, dodając jakieś środki uspokajające do pożywienia.
Pan Hitchcock zadumał się na dłuższą chwilę.
– Powiedzieliście mi, że ten smok ryczał. Czy jego ryki zrodziły się tylko w waszej wyobraźni?
Bob potrząsnął głową.
– Nie, nie całkiem. Te ryki i cała masa innych rzeczy, na przykład odsłanianie szyby w przedniej części smoka, uruchamiane były przyciskami na tablicy rozdzielczej. A Jupe, aby tylko zmusić smoka do jazdy, naciskał wszystkie guziki, jakie tylko tam znalazł.
– Wróćmy jeszcze do pana Cartera – powiedział Alfred Hitchcock. – Czy po tym, jak uciekające psy zwaliły go z nóg, udało mu się wydostać z jaskini?
– Tak – odparł Pete. – Kiedy poszliśmy tam, żeby pozbierać nasz sprzęt, już go nie było.
Pan Hitchcock kiwnął głową.
– Czy rzeczywiście jest on potomkiem tamtego Cartera, który zaczął budować tunel i stracił na nim swój majątek?
Читать дальше