Dzwon raptownie przestał bić. Pete i Rudi podeszli, by popatrzeć w dół. Rudi trzymał włączone radio, ale nic nie słyszeli. Nagle przypomnieli sobie o zatyczkach w uszach. Wyciągnęli je. Z radia buchnął piskliwy głos. Rudi tłumaczył:
– To premier. Mówi, że został wykryty groźny spisek przeciw Waranii. Koronacja została odłożona bezterminowo. Książę Stefan przejmuje rządy i sprowadzi przestępców, czyli was, przed sąd. Książę Djaro jest w areszcie domowym. Apeluje się do wszystkich Waranian o utrzymanie prawa i ładu.
– O rany, to brzmi fatalnie! – powiedział Pete. – To brzmi tak jakoś wiarygodnie, chociaż to wszystko kłamstwo.
– Ale nikt tego nie słucha! – krzyczał radośnie Rudi. – W całym mieście usłyszano dzwon i wszyscy wyszli na ulice dowiedzieć się, dlaczego bije. Patrzcie, jaki tłum. I cała masa idzie w stronę pałacu. Chciałbym zobaczyć, co tam się dzieje.
– Patrzcie! – krzyknął Jupiter. – Gwardziści rozbili furty. Idą na górę!
Wszyscy rzucili się ku schodom. Gwardziści w szkarłatnych mundurach istotnie biegli w górę. Byli już pod ostatnią furtą, u progu galerii dzwonnicy i potrząsali nią groźnie.
– Otwierać w imieniu regenta – krzyknął oficer. – Jesteście aresztowani!
– No to nas aresztuj! – odpowiedział mu Rudi wyzywająco. – Chodź, Pete, póki nie sforsują furty, możemy bić w dzwon.
Chwycili znowu sznur i rozbujali ciężkie serce dzwonu. Ponownie dzwon rozbrzmiał nad miastem, wybijając swe wołanie na alarm, zdając się naglić każdego Warańczyka do czynu. A tuż obok gwardziści wyważali furtę młotem kowalskim i łomami.
Przez pięć minut jeszcze chłopcy bili w dzwon księcia Paula. Potem furta upadła z brzękiem, gwardziści wtargnęli na galerię i ich obezwładnili.
– A teraz – ryknął dowodzący oficer – dostaniecie to, na co zasłużyliście.
Rozdział 16. Na tropie pająka
Chłopcy bez oporu dali się sprowadzić w dół. U podnóża schodów gwardziści uformowali ciasny pierścień wokół aresztowanych i wyprowadzili ich bocznym wyjściem z kościoła. Na ulicy wciąż było sporo ludzi, choć tłum nie był już tak liczny. Patrzyli na nich ciekawie i schodzili z ociąganiem z drogi na krzyki gwardzistów.
Chłopców odprowadzono do pobliskiego starego budynku z kamienia. W środku przekazano ich dwóm oficerom w niebieskich mundurach policji.
– Przestępcy polityczni! – rzucił sucho oficer gwardzistów. – Zamknijcie ich w celi, dopóki książę Stefan nie przyśle dalszych rozkazów.
Policjanci zawahali się.
– Dzwon księcia Paula… – zaczął jeden z nich.
– Rozkaz regenta! – uciął gwardzista. – Ruszcie się.
Oficer policji ustąpił. Poprowadził ich wzdłuż korytarza do czterech pustych cel za żelaznymi kratami. Pete i Rudi zostali umieszczeni w jednej, Jupe i Bob w przeciwległej. Drzwi cel zamknęły się ze szczękiem.
– Zapłacisz, jeśli nie będziesz dobrze pilnował! – krzyknął gwardzista, – Wracamy do pałacu zawiadomić regenta.
Zostali sami. Rudi opadł na jedną z dwu prycz w celi.
– No to mają nas teraz – powiedział ze znużeniem. – Zrobiliśmy, co w naszej mocy. Ciekaw jestem, co dzieje się w pałacu.
Jupiter usiadł na swojej pryczy.
– Byliśmy na nogach całą noc – mówił. – Jedyne co nam zostało, to odpocząć trochę w oczekiwaniu na dalszy rozwój wypadków. Trzeba wiedzieć, że dzwon jako sygnał alarmu…
Reszta zdania utknęła w szerokim ziewnięciu. Jupe potarł oczy. Spojrzał na swych towarzyszy. Bob leżał głęboko uśpiony. Pete i Rudi po drugiej stronie korytarza nie słuchali go również. Spali. Jednakże gdy Jupiter zaczynał coś mówić, lubił skończyć swoją myśl. Mówił więc dalej, mimo że nikt go nie słuchał.
– Dzwon jako sygnał alarmu ma setki lat – mamrotał, padając na wznak na pryczę. – Jest o wiele starszy od radia i telewizji. Gdy Turcy podbili Konstantynopol w 1453 roku, zabronili surowo bicia w dzwony, by zapobiec wezwaniu ludności do rewolty i… i…
Tym razem Jupe skapitulował i nie skończył zdania. Spał głęboko.
Bob stracił grunt pod nogami w ciemnej, bystrej wodzie kanałów Denzo. Niosło go, podrzucało, obijało o ściany, a Jupiter krzyczał do niego z daleka: “Bob! Bob!”
Z wysiłkiem starał się stanąć na nogi. Ktoś chwycił go za ramię. Głos Jupitera dźwięczał mu teraz w samym uchu.
– Bob! Obudź się! Obudź się!
Bob rozespany zamrugał powiekami i ziewnął. Usiadł z wysiłkiem. Jupe, sam trochę zaspany, uśmiechnął się do niego.
– Bob! Mamy gościa. Zobacz, kto to.
Jupe przesunął się i Bob zobaczył roześmianego Berta Younga.
– Dobra robota, Bob! – Bert podszedł i uścisnął mu rękę. – To, co zrobiliście było wspaniałe! Naprawdę bardzo się niepokoiliśmy, gdy przestaliście się z nami kontaktować. Ale, jak widać, daliście sobie sami radę o wiele lepiej, niż można było oczekiwać.
Bob patrzył na niego mrugając oczami.
– Książę Djaro? – zapytał. – Nie jest już w niebezpieczeństwie?
– Miewa się doskonale i zaraz tu przyjdzie – odparł Bert Young. – Książę Stefan, premier i wszyscy gwardziści na ich usługach zostali aresztowani. Ojca Rudiego właśnie zwolniono z więzienia i został ponownie mianowany premierem. Ale jestem pewien, że chcecie wiedzieć, co zaszło po waszym szaleńczym biciu w dzwon.
Chcieli, oczywiście. Rudi i Pete weszli do ich celi, a policjanci stali obok z uśmiechem. Oficer gwardzistów znikł bez śladu.
Bert Young opowiedział im o zajściach, jak mógł najkrócej. Tegoż rana – teraz było popołudnie – udał się wraz z ambasadorem Stanów Zjednoczonych do pałacu, by dowiedzieć się, co stało się z Pete'em, Jupiterem i Bobem. Bramy były zamknięte i gwardzista pałacowy odmówił im wstępu.
Wciąż spierali się z gwardzistą, gdy rozległo się złowieszcze bicie dzwonu księcia Paula. Na pierwsze uderzenia wszyscy oniemieli, zaskoczeni. Potem, gdy dzwon bił nadal, pod bramami pałacu zaczęli gromadzić się ludzie.
Tłum rósł i rósł i wkrótce plac przed pałacem był już zatłoczony. Zgromadzeni zaczęli wołać księcia Djaro. Gwardziści usiłowali rozpędzić tłum, ale byli bezsilni. Wtem ktoś wspiął się na słup przy bramie i zaczął krzyczeć do tłumu, że książę Djaro musi być w niebezpieczeństwie, że bicie dzwonu nie może oznaczać nic innego i że trzeba księcia ratować.
– Wtedy ja wkroczyłem do akcji – mówił z uśmiechem Bert Young. – Znam trochę warański, wykrzykiwałem więc: “Ratujcie księcia Djaro! Precz z księciem Stefanem!” i tym podobne. Tłum był już teraz mocno wzburzony. Ruszył na bramy i wyłamał je z wielkim trzaskiem. Wlał się do środka, a ja wraz z nim. Zgadałem się z człowiekiem, który pierwszy przemówił do tłumu. Powiedział mi, że jest Bardem. Na czele tłumu wtargnęliśmy do pałacu. Gwardziści zostali zmieceni jak zapałki. Mój towarzysz Lonzo…
– To mój brat! – wykrzyknął Rudi z dumą. – Więc także uciekł!
– Tak. Lonzo znał drogę do apartamentów księcia Djaro. Podprowadziliśmy tam ludzi, a gwardziści zobaczywszy, co się święci, szybko przeszli na naszą stronę. Większość z nich nie robiła nam już trudności. Uwolniliśmy Djaro, a on zapanował nad sytuacją, jak na księcia przystało. Rozkazał gwardzistom zaaresztować księcia Stefana i premiera. Te łotry starały się ukryć, ale ich schwytano.
Trochę czasu zabrało wyłuskanie wszystkich nielojalnych gwardzistów, ale pomogli ci, którzy potajemnie byli zawsze oddani księciu Djaro. Książę Djaro osobiście pilnuje, by wszyscy spiskowcy zostali aresztowani, i jak tylko się z tym upora, przyjdzie tutaj. Przy okazji, chcę wam powiedzieć, że wszystko wskazuje na to, że zderzenie z samochodem księcia, do którego o mało nie doszło w Kalifornii, nie było przypadkiem. Było częścią planów pozbycia się księcia Djaro.
Читать дальше