– Za bardzo dramatyzujesz – zauważył.
Jednak Emily, idąc otworzyć drzwi, wiedziała, że wcale nie dramatyzuje. Ona kochała i potrzebowała. I rozpaczliwie pragnęła być kochaną i potrzebną. I wcale nie chodziło jej o tego malca, którego tuliła w ramionach.
Chodziło jej o Jonasa!
Od operacji Anny minął tydzień, potem dwa.
W końcu, gdy wyjęto jej dren, zabrała dzieci i wróciła do domu. Nie zgodziła się, oczywiście, by Jonas z nią zamieszkał, więc musiał pozostać z Emily. Bardzo to przeżywał. Wymógł jedynie, że będzie codziennie spędzał trochę czasu z siostrzeńcami, argumentując, że chciałby zacieśnić łączące ich więzy. Zaangażował się także w pracę dla miasta, dając z siebie tyle, ile tylko mógł.
Pomagał siostrze i pomagał Emily. Pracując u jej boku, nie mógł nie dostrzec, jak znakomitym jest ona lekarzem. Nie wątpił, że i bez niego dałaby sobie radę, ale nie miałaby wtedy czasu dla Robby'ego. Nie mówiąc już o tym, że zupełnie nie miałaby go dla siebie.
Nie uważał, aby sensem jej istnienia miała być praca. Emily po prostu nie potrafiła odrzucić prośby o pomoc, bez względu na to, jak bardzo była zmęczona.
Tak więc chronił ją – chwilowo. Ale im częściej z nią przebywał, im więcej wiedział o jej stosunku do pacjentów, tym częściej zastanawiał się, jak będzie mógł wyjechać, kiedy Anna zakończy już radioterapię.
Fizycznie Anna zdrowiała bardzo szybko. Gorzej natomiast było z jej psychiką.
Przeczytała całą dostępną literaturę na temat raka piersi, a potem demonstracyjnie zostawiła ją w szpitalu. Z tej lektury wynikało, iż ponad dziewięćdziesiąt procent przypadków jest całkowicie uleczalnych, co zgadzało się z tym, co słyszała od lekarzy. Miała więc duże szansę. Oczywiście onkolog poinformował ją, że po chemioterapii jej szansę będą jeszcze większe, ale to oznaczało kolejne miesiące uzależnienia od pomocy innych i Anna bez wahania tę ewentualność odrzuciła.
Odrzuciła również propozycję Jonasa, by wynająć dom w Blairglen, i zdecydowała, że będzie jeździła na zabiegi autobusem.
– Będę w ten sposób niezależna – podkreśliła. – Lori mogłaby zajmować się dziećmi w ciągu dnia, a ja byłabym z nimi w nocy.
I Lori, która miała wrócić do Bay Beach lada dzień, chętnie się na to zgodziła.
– To nie jest dobre rozwiązanie – usiłowała ją przekonać Emily. – Ciągłe podróże są męczące. Jednak Anna nie zamierzała ustąpić.
– Nie chcę jeszcze bardziej uzależnić się od Jonasa – odparła zdecydowanym tonem i Emily mogła już tylko obserwować, jak Anna ponownie odsuwa się od brata.
Równie zdecydowanie odsuwała się od Jima.
Dowódca miejskiej straży odwiedził Emily w ośrodku pod pozorem skręcenia palca u ręki, ale w rzeczywistości chciał jej wyznać, że bardzo się martwi o Annę.
– Nie chce, żebym jej pomógł. Ucieka ode mnie. Cóż jednak Emily mogła mu powiedzieć? Jeśli w Annie istnieją jakieś bariery, to tylko ona sama może je przełamać.
Czas, jaki Emily spędziła z Jonasem i czwórką dzieci, teraz wydawał się cudownym snem. Przy pomocy Amy radziła sobie z opieką nad Robbym i Jonas wydawał się z tego zadowolony. W efekcie widywali się coraz rzadziej.
Jednak ta separacja ją bolała. Nawet jej pies wyraźnie osowiał i wrócił do dawnych przyzwyczajeń.
Jim cierpiał również.
– Czy ten palec rzeczywiście sprawia kłopot? – zapytała. – Wygląda, że był złamany wiele lat temu.
– No cóż, rzeczywiście – przyznał. – Ten palec to jedynie pretekst, żeby z panią porozmawiać.
– Wobec tego słucham.
– Czy pani lepiej się układa z doktorem Jonasem niż mnie z Anną?
Emily zmarszczyła brwi.
– Nie bardzo rozumiem.
– Chodzi mi o to, że obydwoje, i brat i siostra, robią wszystko, aby się z nikim nie związać. Ale pani i doktor Jonas przynajmniej mieszkacie i pracujecie razem…
Co przyniosło dosyć opłakane skutki, pomyślała ponuro. Co prawda zmniejszyło się o połowę jej obciążenie pracą, ale pod każdym innym względem Jonas zamienił jej życie w koszmar.
Lori wróciła do Bay Beach w doskonałym nastroju i natychmiast po przyjeździe odwiedziła Emily i Jonasa.
– Rayowi już nic nie zagraża – oznajmiła. – Operacja udała się nadzwyczajnie. Teraz pozostaje mu już tylko stosować się do zaleceń dietetyków i wkrótce będzie mógł wrócić do pracy. Tak jak ja zrobię jutro.
– Brakowało nam ciebie – oświadczył Jonas.
Skończyli właśnie jeść kolację i Emily stała przy oknie, kołysząc Robby'ego do snu, gdy przyszła Lori.
Brakowało nam ciebie…
Rzuciła Jonasowi gniewne spojrzenie i dodała z ironią:
– O tak! Pan doktor musiał się czasem zabawić w niańkę.
– I całkiem dobrze mi to szło – obruszył się Jonas.
Lori uśmiechnęła się, ale jej umysł przez cały czas intensywnie pracował. Instynktownie wyczuła jakieś dziwne napięcie, jakieś tajemnicze prądy, których nie była w stanie rozszyfrować.
– Czy chcesz, żebym już dziś zabrała Robby'ego? -zapytała przyjaciółkę i Emily zamarła.
To musiało się kiedyś zdarzyć, pomyślała, usiłując nie patrzeć na dziecko, które trzymała w ramionach. Cóż, dlaczego nie? To logiczne. To Lori jest opiekunką Robby'ego, a nie ona.
– Może tak będzie lepiej – powiedziała głucho.
– Lepiej dla kogo? – rzucił Jonas obojętnym tonem i Emily miała ochotę go uderzyć.
– Dla Robby'ego, oczywiście.
– Myślisz tylko o Robbym?
– A o kim miałabym myśleć?
– O sobie – odrzekł, uważnie obserwując jej twarz.
– Dlaczego…
– Ponieważ kochasz tego malucha – odparł tonem, jakim przemawia się do kogoś niezbyt rozgarniętego.
– Nie rozumiem, dlaczego nie miałabyś go adoptować. Przecież to jasne, że nie widzisz poza nim świata.
– Uważasz, że to byłoby w porządku? – Emily się uniosła. – Ostatnio mogłam mu poświęcić dużo czasu jedynie dlatego, że wykonywałeś za mnie sporo pracy. Wkrótce wyjedziesz i będę musiała zdać się na pomoc Amy, która w każdej chwili może zacząć żyć własnym życiem. To nie są żadne podstawy do adopcji. Ja w roli matki przez kilka chwil wieczorem? To zły pomysł!
– Ale będziesz go kochała, a to najważniejsze.
– Tom się na to nie zgodzi – zauważyła Lori.
– Tom? – zdziwił się Jonas.
– Nasz dyrektor – odparła Lori. – To on podejmuje ostateczną decyzję, ale musze ci wyznać, jest bardzo wymagającym sędzią.
– Chcesz przez to powiedzieć, że Emily nie byłaby dobrą matką?
– Mówię jedynie, że nie ma szans na uzyskanie prawa do adopcji – wyjaśniła Lori. – Zapracowana samotna matka… Tom z pewnością powie, że Emily nie da sobie rady.
– Ponieważ jest samotna, tak?! To przecież jawna dyskryminacja.
– Nie. Gdyby pracowała na pół etatu, to co innego. Ale Emily pracuje przez osiemdziesiąt godzin w tygodniu, a czasem nawet więcej.
– A gdyby była mężatką… – rzekł w zamyśleniu Jonas. – Czy to miałoby znaczenie?
– Oczywiście, że tak – odparła Lori, patrząc na niego ze zdumieniem. – Czy ja na pewno dobrze słyszę? Nasza Em wychodzi za mąż?
– Kto wie… – odparł Jonas takim tonem, jakby ta myśl dopiero przyszła mu do głowy.
– Jak to?
– Mogłaby wyjść za mnie.
Na chwilę zapadła absolutna cisza. Umilkło nawet tykanie zegara. Świat wstrzymał oddech, czekając, aż rzucona przez Jonasa bomba rozpryśnie się na milion części i zniszczy wszystko dookoła.
Читать дальше