Czasami tego żałowała i gdyby Jack podjął decyzję, zanim wszystko zaczęło się między nimi psuć… Popatrzyła na Russa z uśmiechem.
– Małżeństwo zawsze mnie przerażało.
– I powinno. To nadzwyczaj skomplikowana i delikatna operacja. Ale kiedy jest udana, to może być cudownie. – Jego oczy rozbłysły ciepłym blaskiem i łatwo było się domyśleć, że musiał być szczęśliwy ze swoją żoną. – Ja mam wyłącznie dobre wspomnienia na ten temat.
Oboje rozumieli, że właśnie dlatego trudno mu ożenić się powtórnie.
– Moje dziewczyny są wspaniałe. Musisz je kiedyś poznać.
– Bardzo bym chciała. – Gawędzili jeszcze przez parę minut, po czym dokończył wino i wyszedł. Poszła na górę, do swojej kryjówki z książkami, które pomógł jej przynieść do domu, i pracowała do późna w nocy, a następnego dnia śmiała się, kiedy goniec sądowy pojawił się u niej z kopertą w ręku. Russ napisał do niej list z podziękowaniem, bardzo podobny do tego, który dostał od niej po uroczystości zaprzysiężenia. Zadzwoniła do niego i pośmieli się trochę razem. Z nim znacznie łatwiej jej się rozmawiało niż tego samego dnia później z Jackiem. Znowu wstąpił na ścieżkę wojenną, spierając się co do sposobu spędzenia weekendu tak ostro, że w końcu postanowiła w ogóle się z nim nie spotkać. W sobotę siedziała w domu sama, przeglądając stare fotografie, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. W drzwiach stał Russel Carver z przepraszającym uśmiechem i bukietem róż w ręku.
– To w okropnie złym stylu i przepraszam cię z góry. Wyglądał bardzo dobrze w tweedowej marynarce i swetrze w serek. Uśmiechnęła się do niego z zadowoleniem.
– Nie słyszałam dotąd, żeby przychodzenie z bukietem róż było w złym stylu.
– To ma być rekompensata za najście bez zapowiedzenia, które jest w złym stylu, ale myślałem o tobie i nie miałem twojego numeru telefonu. Pomyślałem, że pewnie jest zastrzeżony, więc postanowiłem spróbować… – Uśmiechnął się nieśmiało, a ona zaprosiła go gestem ręki do środka.
– Nie mam zupełnie nic do roboty i to cudownie, że wpadłeś.
– Jestem zaskoczony, że zastałem cię w domu. Byłem pewien, że cię nie będzie.
Nalała mu kieliszek wina i usiedli na kanapie.
– Właściwie to miałam pewne plany, ale zrezygnowałam z nich.
Sprzeczki z Jackiem były nie do wytrzymania i nie wiedziała już, jak ma to rozegrać. Wcześniej czy później będą musieli albo dojść do porozumienia, albo to skończyć, ale nie chciała robić tego teraz, a poza tym on wyjechał.
– W takim razie cieszę się. – Russ Carver uśmiechnął się do niej. – Czy pojechałabyś ze mną do Butterfield?
– Do tego domu aukcyjnego? – Spojrzała z zainteresowaniem. Pół godziny później, przechadzali się wśród dzieł sztuki orientalnej rozmawiając na przeróżne tematy. Tak łatwo się z nim gadało, dawało jej to jakieś odprężenie. Okazało się, że mają takie same opinie na niemal wszystkie tematy. Próbowała opowiedzieć mu historię swojej matki.
– Wydaje mi się, że może między innymi dlatego nigdy nie chciałam wyjść za mąż. Ciągle miałam przed oczami obraz matki wiecznie czekającej na telefon od niego…
Nienawidziła tego wspomnienia, nawet teraz.
– Wobec tego powinnaś właśnie wyjść za kogoś, kto dałby ci poczucie bezpieczeństwa.
– Poza tym wiedziałam, że on jednocześnie oszukuje swoją żonę. Nigdy nie chciałabym być na miejscu żadnej z nich… ani mojej matki… ani oszukiwanej żony.
– To musiało być dla ciebie trudne, Tana.
Współczuł jej w wielu sprawach. Opowiedziała mu o Harrym tego popołudnia, kiedy spacerowali na Union Street. Mówiła o ich przyjaźni, latach szkolnych, szpitalu, i o tym, jak samotna była po jego śmierci. Kiedy opowiadała, w jej oczach pojawiły się łzy, ale było też na jej twarzy coś łagodnego, kiedy znów spojrzała na Russa.
– On musiał być wspaniałym człowiekiem. – Jego głos był jak balsam.
Uśmiechnęła się.
– Był kimś więcej. Był moim najlepszym przyjacielem. To nadzwyczajne… nawet po śmierci każdemu coś zostawił, cząstkę siebie samego… jakąś część… – Popatrzyła znowu na Russa. – Szkoda, że go nie znałeś.
– Ja też żałuję. – Popatrzył na nią nieśmiało. – Kochałaś go?
Zaprzeczyła ruchem głowy i wspominała z uśmiechem. – Miał na mnie ochotę, kiedy byliśmy jeszcze bardzo młodzi. Ale Averil była dla niego wprost stworzona.
– A ty, Tano? – Russel Carver przyglądał się jej badawczo. – Kto był stworzony dla ciebie? Kto to był? Kto był miłością twojego życia?
To dziwne pytanie, ale miał wrażenie, że był ktoś taki. To niemożliwe, żeby dziewczyna taka jak ona nie była z kimś związana. Była w tym jakaś tajemnica, a on nie mógł jej rozszyfrować.
– Nikt. – Powiedziała z uśmiechem. – Od czasu do czasu jakieś znajomości… najczęściej niewłaściwi ludzie. Nie miałam czasu.
Pokiwał głową. To także rozumiał. – Płacisz cenę za to, że zaszłaś tak daleko. Czasami to oznacza samotność. – Zastanawiał się, czy to jej odpowiadało, ale wydawała się zadowolona. Ciekaw był, czy teraz jest ktoś w jej życiu, i zapytał ją o to.
– Jest ktoś, z kim spotykam się od kilku lat, a może nawet więcej niż spotykam. Przez jakiś czas nawet mieszkaliśmy razem. I nadal się widujemy – uśmiechnęła się smutno i popatrzyła w ciemne oczy Russa – ale ostatnio nie układa się między nami tak jak kiedyś. „To cena, którą płacę” jak mówiłeś. Od kiedy mnie awansowano i zostałam sędzią, sprawy się skomplikowały… a potem umarł Harry… to spowodowało wiele zgrzytów między nami.
– Czy to poważny związek? – Zależało mu na tej odpowiedzi, wyglądał jakby go to bardzo interesowało.
– Przez długi czas był, ale ostatnio wiele się zmieniło i raczej się rozlatuje. Wydaje mi się, że spotykamy się nadal tylko z czystej lojalności.
– Więc nadal się spotykacie? – Przyglądał się jej z uwagą.
Potwierdziła skinieniem głowy. Ani ona, ani Jack nie mówili nigdy o rozstaniu. Przynajmniej do tej pory, mimo że żadne z nich nie wiedziało co przyniesie im przyszłość.
– Na razie tak. Przez długi czas było nam razem dobrze. Wyznawaliśmy tę samą filozofię. Nie chcieliśmy ślubu i dzieci. I dopóki oboje z tym się zgadzaliśmy, wszystko było w porządku…
– A teraz?
Duże, ciemne oczy przyglądały się jej, a ona nagle poczuła wielką ochotę, żeby ją dotknął, objął, pocałował. Był najbardziej atrakcyjnym mężczyzną, jakiego spotkała, musiała to sobie przyznać. Nadal jednak należała do Jacka… chyba tak? Nie była już tego taka pewna.
– Nie wiem. Wszystko zmieniło się po śmierci Harry'ego. Niektóre rzeczy, o których mi powiedział, każą mi zastanowić się nad moim życiem. – Popatrzyła smutno na Russa. – No bo, czy to już wszystko? Czy tylko tyle mogę w życiu mieć? Stąd ruszam naprzód, do pracy… z nim albo bez niego – Russ domyślił się kogo ma na myśli – i to wszystko? Może chciałabym czegoś więcej od przyszłości. Nigdy przedtem tego tak bardzo nie odczuwałam, ale nagle coś mnie odmieniło. A przynajmniej od czasu do czasu zastanawiam się nad tym.
– Myślę, że jesteś na właściwym torze. – Zabrzmiało to mądrze i dojrzale. W pewnym sensie przypominał jej Harrisona.
Uśmiechnęła się. – To samo powiedziałby Harry. – A potem westchnęła. – Kto wie, może to w ogóle nie ma znaczenia. Nagle jest już po wszystkim i wtedy co? Nikogo to nie obchodzi, ciebie już nie ma na tym świecie…
Читать дальше