Zanim otworzyła, weszła Johanna z Viken, wnosząc ze sobą chłód mrozu.
– Dzięki Bogu – odetchnęła akuszerka, wypychając jednocześnie Beret na korytarz. – Nikogo bardziej nie chciałam widzieć – mówiła, pomagając staruszce zdjąć szal. – Nie jest dobrze, a jeszcze ta Beret…
Krzyk bólu Mali powstrzymał ich dalszą rozmowę. Kobiety podbiegły do jej łóżka.
– Nie dam rady – wykrztusiła rodząca, na wpół unosząc się z posłania. – Nie wytrzymam tego. Już nie mogę. Chcę umrzeć!
– Jeszcze czego! – rzuciła akuszerka, wymierzając Mali policzek. – Masz walczyć, dziewczyno! Nie chcę słyszeć więcej ani jednego słowa, że nie dasz rady czy nie chcesz, żebyś wiedziała. Walcz!
Mali opadła na plecy, oszołomiona.
– Masz w sobie więcej siły niż ktokolwiek inny, przecież wiesz – mówiła dalej kobieta. – Użyj jej teraz! Same nie damy rady, jeśli nie pomożesz.
Mali widziała tylko szarą, niewyraźną sylwetkę mówiącej. Była potwornie zmęczona. Skurcze sprawiały taki ból, że strach przed następnym powodował u niej mdłości. Poród Siverta też był trudny, ale nie do porównania z tym, który przeżywała teraz.
Sivert, pomyślała otępiała. Jej syn nie może zostać sierotą! Miał tylko ją, bo został spłodzony w grzechu i tajemnicy. Już i tak jego życie było trudne, a jeśli jeszcze by teraz umarła…
– Pomóżcie mi obie – wyszeptała, chwytając akuszerkę za rękę. – Nie poddam się, obiecuję.
– No, wiedziałam – mruknęła pod nosem kobieta i pogłaskała Mali po policzku. – Pomożemy wszystkie trzy.
Silne skurcze parte następowały szybko po sobie i po półgodzinie dziecko przyszło na świat. Niebieskoliliowy kształt wyskoczył razem z resztką wód i krwią. Mali nie chciała nawet spojrzeć. Opadła na posłanie i czuła, że unosi się gdzieś pod sufitem. Bóle ustały, panowała cisza. Powoli uświadamiała sobie, że nie powinno być tak cicho. Dziecko zwykle krzyczy… Powoli obróciła głowę, ale nic się nie zmieniło. A więc ono nie żyje, pomyślała zrezygnowana. Może to i lepiej, wszystkim byłoby tak łatwiej.
Nagle zrozumiała, że nigdy nie pragnęła tego dziecka, dziecka Johana, tylko że nigdy nie odważyła się do tego przyznać. To nie było dziecko miłości, tylko dziecko poczęte przemocą i rosnące przez pierwsze miesiące w brzuchu dręczonej matki. Jaki człowiek z niego wyrośnie, zwłaszcza jeśli jego ojcem jest Johan? Mali oblizała spieczone, popękane wargi i oddała się błogiemu uczuciu unoszenia się ponad łóżkiem, bez odczuwania bólu. Nagle ciszę przerwał słaby płacz dziecka. Mali wzdrygnęła się. Z trudem otworzyła oczy i uniosła się na łokciach. Pokój wirował wokół niej, poczuła, że zaraz zwymiotuje. Jakaś szara postać zbliżyła się do niej: akuszerka z zawiniątkiem w ramionach.
– Oto twój syn, Mali – rzekła cicho, wzruszona. – Biedny chudziaczek, nie wygląda najlepiej po tej ciężkiej drodze na świat. Ale chłopak musi być wytrzymały, bo przeżył. Uważam, że Bóg ma w tym jakiś cel. Może za wcześnie tak mówić, ale czuję w dziwny sposób, że mały da radę. Nie należy do tych, którzy się od razu poddają, o nie.
Złożyła tłumoczek w ramiona położnicy. Mali przetarła piekące oczy i spojrzała na dziecko, na jego malutką, czerwonosiną twarzyczkę, na główkę zdeformowaną przez zbyt gwałtowny poród, na małe piąstki zaciekle bijące powietrze.
– Czy jest normalnie zbudowany? – wyszeptała, ogarnięta nagłym strachem.
– Całkowicie! Główka wróci do normy za kilka dni. Pomyśl, przez co jego ciało niedawno przeszło!
Tak, właśnie, pomyślała Mali i pogładziła palcem pomarszczoną twarzyczkę.
Mały był tak niepodobny do Siverta! Sivert urodził się duży, ładny i z masą czarnych włosów. Ten tutaj był chudy, prawie siny i z kilkoma jasnymi kosmykami na łysej główce. Był tak podobny do Johana, że Mali poczuła gęsią skórkę. Nagle ogarnęły ją mdłości i zanim ktokolwiek zareagował, zwymiotowała na łóżko, po czym zaczęła cicho płakać. Łzy kapały na noworodka. Akuszerka szybko go odebrała i wytarła najgorsze. Nie było czasu na zmianę ubrania, bo kobiety dostrzegły, że zaczęła krwawić. Akuszerka rzuciła się do ugniatania brzucha Mali, która straciła przytomność.
Ile czasu upłynęło, nie wiedziała. Powoli uniosła powieki.
– Dzięki Bogu! – wyszeptała akuszerka. – Bałam się, że nie wrócisz. Minął kwadrans…
Ciepłymi, delikatnymi dłońmi zdjęła z niej wilgotną, śmierdzącą koszulę i rzuciła na stos prześcieradeł. Mali leżała, rozkoszując się ciepłem wody, którą ją myto, tym, że ktoś o nią dba. Nagle przypomniała sobie o dziecku. Dostrzegła Johannę siedzącą z becikiem blisko pieca.
– Żyje jeszcze? – spytała niepewnie.
– Żyjecie oboje, ty i dziecko, i to jest naprawdę cud -odparła akuszerka. Pot perlił jej się na czole. – Nie dawałam wam wielkich szans, gdy cię zobaczyłam. Ale powtarzam to, co zawsze o tobie mówiłam: że nie jesteś taka jak inne kobiety, Mali Stornes. To dlatego ten maluch jeszcze żyje. Coś odziedziczył po matce, to pewne, choć na oko podobny najbardziej do ojca. Beret będzie szczęśliwa – zachichotała. – Tak bardzo pragnęła drugiego Johana! No, o ile mały przeżyje.
Mali ponownie dostała synka i przystawiła go do wezbranej pokarmem piersi. Leżała, patrząc na małego, gdy nagle jakby coś zimnego złapało ją za gardło i zaczęło dusić strachem, rozpaczą i gryzącym poczuciem winy. To jest także jej syn, myślała z desperacją. Ona obdarzy go ciepłem i miłością, której Johan nigdy nie zaznał. Wyrośnie na dobrego i szczęśliwego chłopca. Myśl, że on nigdy nie otrzyma dziedzictwa, które właściwie to jemu powinno przypadać, odepchnęła. Spróbowała skłonić małego do ssania, ale był tak osłabiony, że sutek wypadał mu z ust, a on zasypiał. Mali zrozumiała, że jest bardzo słaby i że upłyną dni, a może tygodnie, zanim poczują pewność, że przeżyje.
Gdy po raz pierwszy dali jej w ramiona Siverta, serce jej przepełniła miłość tak wielka, jakiej nigdy wcześniej nie znała. Teraz chciała jedynie spać…
Gnębił ją wstyd i poczucie winy. Próżno oczekiwała ciepłej fali macierzyńskiej miłości. Zamknęła oczy, próbując wywołać w sobie ciepłe uczucia do nowo narodzonego, ale czuła tylko pustkę. Wybuchła płaczem. Co się z nią dzieje? Co z niej za matka, że nie umie kochać własnego dziecka?
– Ja… nie wiem, czy jestem w stanie go kochać – za-szlochała, chwytając akuszerkę za rękę. – Nie wiem, czy… Nic nie czuję…
– No, no, już. To normalne, że tak się czujesz po tak trudnym i ciężkim porodzie – odpowiedziała akuszerka uspokajającym tonem, głaszcząc Mali po potarganych włosach. – Oczywiście, że kochasz synka, ale jesteś teraz wyczerpana. Nie, nie powinnaś się obawiać, Mali, że nie masz w sobie miłości macierzyńskiej. Nie ma lepszej matki niż ta, którą ma Sivert Stornes! – Pogłaskała ją po policzku i uśmiechnęła się. – To przyjdzie, przyjdzie.
Naprawdę? – pomyślała Mali zmęczona. Naprawdę?
Mali zadziwiająco szybko stanęła na nogi. Niektóre kobiety leżałyby tygodniami po tak ciężkim porodzie. Ona, mimo że nie czuła się jeszcze zupełnie sprawna, wstała po niecałym tygodniu.
Nie mogła już leżeć sama na poddaszu z chudym, niemrawym niemowlęciem przy boku. Czuła, jakby w ścianach wokół nich tkwiła pogarda i potępienie, co powodowało w niej stałe poczucie winy i wstydu. Bo niezależnie od tego, jak bardzo próbowała, nie umiała wywołać w sobie uczuć macierzyńskich. Przeciwnie: z każdym mijającym dniem czuła coraz większą pustkę i rozpacz. Nie miała apetytu i źle spała, co nie wpływało dobrze na jej pokarm.
Читать дальше